Statystyka

3.02.2015

23 Atak Kiry ~~ cz II

- Rzuć broń! - krzyki, hałasy, istny chaos rozpętał się w ułamku sekundy. Czułam jak szarpie moim ciałem, chcąc zdobyć przewagę. Rozmyte spojrzenia dostrzegałam w oddali. Niewyraźne rysy strachu i obawy przed utratą mnie. Ale czy tak jest naprawdę? Może zmyślam? Wyobrażam to sobie?
- Jeszcze jeden krok, a zastrzelę ją - oznajmia, znów mną szarpiąc, a ja pisnęłam, wracając do rzeczywistości.
- Rei!
Daisuke. tak na mnie patrzy, a ja znam prawdę. Ściągnął mój wianuszek. Miło było mnie posuwać? Byłam dodatkiem do wygranej? Ta myśl powoduje, że znów zaczynam płakać.
- Witaj Nathaniel. Jak miło znów cię spotkać. Przykro mi, że plany nie poszły po twojej myśli. Myślisz, że nie dowiedziałbym się o twoim wyjeździe, by spiskować zamordowanie mnie? Myślisz, że z kim masz do czynienia? Ach, niby taki mądry, a niedoświadczony. Zastanawiam się jaka kara powinna być wystarczająca? Rei... słodziutka Rei. Jedyna pamiątka po Mirace. Teraz wszystko zależy od ciebie. Gdybym ją zabił,albo na żywca wypruł flaki. Nacieszyłbym się twoim bólem. Pewnie wiadomość o drugim synu też byłaby interesująca. Prawda synu? - spojrzał na Keia, który zerknął na mnie i spuścił głowę niczym zbesztany pies.- A ty Isei? Miałeś być martwy! Hahaha! Teraz to się narobiło. Wielki teatr, który nie jest potrzebny - oblizał dolna wargę i nagle oddał dwa strzały. Obydwa w Isei'a. - Teraz nawet nie muszę się upewniać.
- Nie! - krzyknęłam patrząc jak dwie czerwone plamy tworzą się na jego klatce piersiowej. - Isei!
- Nic mi nie jest. Bywało gorzej - syknął, ale ja widziałam w jego oczach ból. Szybko zabrali go do tyłu, a Kira korzystając z zamieszania pobiegł na parking, rzucając mnie na tylne siedzenie. Z piskiem wyjechaliśmy z miasteczka unikając wozów policyjnych.
- To niemożliwe... - patrzyłam z niedowierzaniem. Nikt normalny z taką łatwością nie pozbywa się policji z ogona. Nikt nie planuje tak jak on. Nikt nie uchodzi z życiem z takiej sytuacji.
- Trening czyni mistrza - dodał rozbawiony, gdy zerknął na tylne lusterko. W nasza stronę jechał kolejny samochód. Cmoknął z zadowoleniem, przyciskając nogę do pedała. - No to mnie miło zaskoczyli - ostro wjechał w ledwo widoczną dróżkę wiodącą do lasu.Niestety tylko on wiedział o jej istnieniu. Bez trudu zgubił także mój jedyny ratunek.
Przełknęłam głośno ślinę, nie wiedząc co robić. Drzwi były pozamykane. Broń trzymał w jednej z dłoni, parkując zza jakąś stodołą. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zauważyłam, kiedy mnie wyciągnął na zewnątrz. Zakaszlałam od unoszącej się ziemi. Chwycił moje włosy i zaciągnął do środka, zaś ja bezradnie łapiąc za część kosmyków starałam złagodzić swój ból. Łzy ciekły niczym wodospad Niagara. Posadził mnie na krześle i obwiązał grubym sznurem, spacerując w tą i z powrotem, a ta chora satysfakcja ni jak nie chciała zejść z jego twarzy. Stukał pistoletem przez dłuższy czas w ramię, aż w końcu spojrzał w moją stronę.
- I co teraz? Nie boisz się? Nikt już ci nie pomoże. Mój kochany synek zmyli ich, chyba że postanowią go zostawić. Tak czy siak, spełnił swoje zadanie. Ty również Rei. Nie masz pojęcia jak miło było obserwować to, w jaki sposób niszczysz życie ojca. Jak powodujesz smutek na jego twarzy. Tak naprawdę to ty go zniszczyłaś, nie ja, nie praca i obowiązki, lecz ty, córka przypominająca mu o ukochanej, która poświęciła własne życia dla dobra jego i córki. Jakie to cudowne. Normalnie jak w filmie!
- Czego ty psychopato chcesz?!
- Oj Rei, nie łądnie tak mówić. Nathaniel nie nauczył cię dobrych manier? Chcę tylko zemsty - mruknął podchodząc tak blisko, że jego oddech był wyczuwalny. - Słodkiej zemsty na tym idiocie. A ty możesz mi ją dać. Ty i twoja bolesna, długa śmierć - dodał, wyciągając z wielkiej skrzyni kamerę ze stojakiem, która postawił na przeciwko mnie. Dreszcze nie ustępowały, wręcz nasilały się od strachu jaki we mnie wzbudzał.
- Niech ma jakąś pamiątkę po tobie - włączył sprzęt, znów krążąc wokół mnie. - Witaj Nathaniel, jeśli to oglądasz, to pewnie samotnie przed telewizorem z toną zużytych chusteczek, albo z podciętymi żyłami. Jak kto woli.
- Ty psycholu! Uwolnij mnie!
- Ciii, nie przeszkadzaj przyjacielowi swojej matki - walnął mnie w głowę pistoletem, powodując mroczki przed oczami. Tato, wszyscy... ratujcie. Zaszlochałam modląc się w myślach.