Statystyka

31.03.2012

8 Wypadek


Ha! Nigdy mi nie uwierzycie co zrobiłam! Utworzyłam w szkole specjalny klub z karate! Dyrektorka była niezbyt tym zadowolona, ale jak tylko wspomniałam o złapaniu Kiki, to od razu dała mi salę gimnastyczną na trzy godziny tygodniowo! Niesamowite! Prowadzę własny klub walk! Muszę przyznać, że jestem w tym doskonała!
- Sprawdzę obecność! - oznajmiłam patrząc na piątkę chętnych. Może na początek, to nie zbyt imponująca liczbą, ale to i lepiej, bo będzie mi łatwiej nad nimi zapanować. - Sara Maszi.
- Obecna.
- Ikuto Suzumino, Ichigo Kurosaki, Toshiro Hitsugaya, Rikuo Nura.
- Obecni.
- Świetnie. Zaczniemy od sprawdzenia poziomu waszych umiejętności. Na początek Sara – spojrzałam na czarnowłosą dziewczynę i razem stanęłyśmy na środku sali poobkładanej matami z drewnianymi mieczami w rękach. Obie ruszyłyśmy na siebie jednocześnie i zaczęłyśmy siłować się na miecze. Zrobiłam tak z każdym kolejnym ochotnikiem klubowym i dałam im odpowiednie stroje.
- Nie będę wam dawała pasów, bo to jest mój klub. Chociaż bardziej gang, no cóż. Jestem o randze A, Ichigo i Rikuo mają rangę B, a Toshiro z Ikuto C. Sara masz dużo do nadrobienia. Na dzień dzisiejszy ranga D. Walczyłaś kiedyś?
- Nie, bo nie miałam okazji, ale bardzo tego chcę – pokłoniła się nisko.
- Chciałam zrobić dzisiaj tylko lekcję organizacyjną. Możecie odejść, Sara zostań, to poćwiczymy.
- Hai! - krzyknęła entuzjastycznie aż nie mogłam się doczekać treningu.
- Gotowa? Musisz zrobić taką postawę – ustawiłam się będąc gotowa do ataku. - Nie możesz trzymać miecza za nisko i zbyt wyprostowanego inaczej będzie ci ciężej go kontrolować – tłumaczyłam jej wszystko od podstaw, a ona tak dokładnie mnie słuchała. To było takie miłe!
- Miraka? - do sali zawitał Nathaniel.
- O co chodzi? - spytałam schodząc z obalonej Sary.
- Masz czas po szkole?
- Nie. Mam dużo pracy, przykro mi.
- Ostatnio nie mamy dla siebie dużo czasu.
- Tak, wiem. Może jutro?
- Z kolei ja nie mogę. Szkoda. Wracam, mam jeszcze trochę do roboty.
- Um – potaknęłam i spoglądałam na niego dopóki nie zniknął zza drzwiami. Ostatnio zrobił się bardziej odważny i cała szkoła przez plotki dowiedziała się o nas, ale jakoś nic złego z tego nie wynikło. - Zawalczmy wręcz – uśmiechnęłam się do Sary i odrzuciłam miecz. Cała spocona i zmachana poszłam korytarzem w poszukiwaniu swojej szafki, gdy zauważyłam Nathaniela z jakąś dziewczyną, która się do niego kleiła. Zaniepokojona szybko schowałam się za szafkami wyglądając ostrożnie aby mnie nie zauważyli.
- Nathnielu, kiedy zamierzasz jej powiedzieć? - gładziła jego policzek aż zacisnęłam z nerwów kurczowo pięść. Byłam coraz bardziej wściekła.
- Hilon, ale ja... - nie dała mu dojść do słowa i pocałowała go prosto w usta, a ja zsunęłam się po ścianie na podłogę usiłując powstrzymać szlochanie i wylewające się strumieniami łzy.
- Dlaczego? Dlaczego zawsze to mi się przytrafia?!?! - wrzasnęłam wybiegając ze szkoły, gdy tylko zdrajca poszedł gdzieś w nieznane. Byłam wstrząśnięta, nie, to mało powiedziane!
- Miraka! - niespodziewanie z budynku wybiegł Nathaniel. Chyba mnie usłyszał i domyślił się całej reszty.
- Zostaw mnie! - wrzasnęłam wybiegając na ulicę, ale nie zauważyłam nadjeżdżającego samochodu. Gwałtownie całe życie przeleciało mi przed oczyma i nagle poczułam jak coś mnie popycha do przodu.
- Uważaj! - głos Nathaniela. Pisk hamującego samochodu i twardy upadek. Co się stało?
- Nathaniel...? - jęknęłam z przerażeniem na widok chłopca, który leżał przede mną z nogami pod samochodem. - Nathaniel! - wrzasnęłam widząc wyciekającą krew i podczołgałam się do niego. - Nathaniel – ciągle do moich ust trafiało jego imię, gdy on delikatnym uśmiechem z bólem w oczach tylko był wstanie mnie pocieszyć.
- Całe szczęście – powiedział i stracił przytomność, a ja wybuchnęłam płaczem. To była moja wina. Moja wina! To przez moją głupotę teraz leżał pod kołami samochodu! Głupia! Idiotka! Nienawidzę siebie!
- Niech ktoś zadzwoni po karetkę! - wydarłam się histerycznie i resztę dnia spędziłam na szpitalnym korytarzu chodząc z jednego końca na drugi. Nawet jego rodzice nie byli tak mocno zdenerwowani jak ja. W końcu to moja wina.
- Wiedziałam, że sprowadzisz mojego brata na złą ścieżkę – jeszcze mi tu komentarza Amber brakowało, ale ona miała rację. Niechętnie to przyznaję, ale było coś w jej słowach.
- Nie mów tak córeczko. To nie wina Miraki – odezwała się kobieta.
- Nie. To jest moja wina. Gdybym nie wybiegła na ulicę, to Nathaniel nie znalazłby się tutaj – odpowiedział chcąc wyjść i już nigdy się nie pokazać, ale podszedł do nas lekarz, który zajmował się operacją.
- Chłopak miał dużo szczęścia. Skończyło się na złamaniu nóg. Posiedzi miesiąc w gipsie i wszystko będzie dobrze. Zostawimy go na trzy dni pod obserwację – podszedł do rodziny podając im ręce, a oni z radością na twarzach zaczęli dziękować mężczyźnie. Ale ja nadal byłam przygnębiona. Nic dziwnego, skoro to była moja wina.
- Możecie do niego pójść. Jest w sali jedenaście – dodał facet w białym fartuchu i odszedł, a ja usiadłam na krzesełku patrząc jak rodzina znika w sali. Poczułam pewną ulgę, że nic poważniejszego się nie stało, ale ciągle czułam się winna. Jak ja będę mogła teraz spojrzeć mu w oczy? Jak... jak będę wstanie z nim rozmawiać i przechodzić obok niego na korytarzu?
- Miraka? Może wejdziesz? - po jakimś czasie rodzina wyszła proponując mi odwiedziny. Z pierwszej chwili odmówiłam, ale powiedzieli, że chciał mnie zobaczyć, więc weszłam, a oni zamknęli za mną drzwi. Nathaniel leżał na wyciągu z nogami w gipsie lekko uniesionymi ku górze. Był sam na sali i uśmiechnięty jakby nigdy nic. Nie mogłam się powstrzymać i rozbeczałam się jak małe dziecko zanurzając twarz w jego pościeli.
- Przepraszam! Przepraszam! To moja wina!
- To niczyja wina, Miraka.
- Ale gdybym nie wbiegła na ulicę...
- Razem zawiniliśmy. Taka odpowiedź tobie pasuje?
- Nie! Nie mów słów, które bym chciała usłyszeć! Mów prawdę!
- Mówię prawdę. Niepotrzebnie pozwoliłem jej na pocałunek.
- To nie istotne – pokiwałam przecząco głową i usiadłam na krzesło wycierając mokre policzki od łez. - Najważniejsze, że żyjesz.
- Tak, najważniejsze, że nic ci się nie stało.
- Pomyśl chodź raz o sobie! - podniosłam ton wstając. - Amber miała rację. Przeze mnie całkiem się zmieniłeś. Jesteś nieuważny – zacisnęłam pięść i spuściłam głowę, a moje włosy zakryły przygnębioną twarz, której nie chciałam mu teraz pokazywać, ale pewnie i tak słyszał to w moim głosie.
- Miraka...?
- Postanowiłam – zacisnęłam mocniej pięści raniąc się paznokciami. - Tak będzie lepiej dla ciebie.
- Coś ty wymyśliła?! - spojrzał na mnie nerwowo, ale ja nie miałam zamiaru zmienić swojej decyzji.
- Zmienię szkołę i przeprowadzę się do akademika żebyś nie mógł mnie znaleźć. Musimy to zakończyć zanim stanie się coś gorszego. Tak będzie lepiej...
- Nie mów tak Miraka!
- Postanowiłam! - spojrzałam na niego z zapłakaną twarzą. On sam nie był zadowolony z powodu moich słów, ale to jedyne wyjście. - Ja... nie będe umiała na ciebie spojrzeć jak kiedyś. Nie będę mogła się z tym pogodzić, że to przeze mnie wpadłeś pod samochód. Przepraszam, ale to nasze ostatnie spotkanie – spojrzałam na niego po raz ostatni i wyszłam żegnając się z jego rodziną.
- Mirakaaa!!! - dobiegł do moich uszu jego rozpaczliwy krzyk, ale ja i tak nie miałam zamiaru zawrócić. To już koniec. To jest dla nas najlepsze wyjście. Chcę go chronić i zrobię wszystko, aby już nie ucierpiał z mojego powodu. Już nigdy... Żegnaj kochany Nathanielu.

4 komentarze:

  1. Chyba po raz pierwszy rozpłakałam się przy lekturze. Mówię poważnie. Możliwe, że nie powinnam pisać w tym miejscu, ale chcę byś wiedziała, iż lepszego opowiadania w życiu całym nie widziałam. Zakochałam się w twej powieści i radzę ci napisać książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ,,lepszego opowiadania w życiu całym nie widziałam. Zakochałam się w twej powieści i radzę ci napisać książkę "
    zgadzam się z tym

    OdpowiedzUsuń
  3. napisz książke PROSZE

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem jak opisać to opowiadanie. Odpowiednich słów nie ma...na koniec krzyk Nataniela doprowadził mnie do...płaczu. Gratuluje opowiadania

    OdpowiedzUsuń