Statystyka

19.01.2013

19 Test na ojcostwo

Wiedziałam, że nadejdzie ten dzień. Czas mija, a ja muszę w końcu zakończyć ten beznadziejny dramat, inaczej zemsta Kiry będzie nieustannie kontynuowana przez jego synów i córki. Wiem wystarczająco dużo aby móc uznać go za bardzo niebezpiecznego człowieka, ale moim zdaniem jest on nieco samotny i zagubiony. Co mnie w tym najbardziej boli? Fakt, że nie został schwytany i zamknięty w więzieniu,  to mnie niezmiernie przeraża. Zranił mojego ojca, zabił matkę, a teraz znów chce dopuścić się poważnego wykroczenia na który mu z pewnością nie pozwolę.
Siedziałam zdenerwowana, zalana potem spoglądając na nieobecnego Daisuke. Jak zwykle biło z niego opanowanie, nawet w takiej chwili jak ta, w domu Keia aby z nim porozmawiać na temat naszego ojca. Z pewnością cierpiał, musiał, przecież Nathaniel nie wiedział, że jest jego synem. Inaczej nie pozwoliłby mu do mnie przychodzić, znienawidziłby go, uznałby za powód śmierci mamy, obwiniałby go jak samego siebie.
- Więc o czym chcesz rozmawiać? - do pokoju wszedł kei zamykając za sobą drzwi. Podał nam kubki z gorącą herbatą. To był doskonały moment, cisza, Rilan wyszła zadbać o swoich kochanków, a braciszek jakoś zaczął tolerować obecność blondyna, którego obecność teraz była bardzo ważna.
- Chcę... zrobić test ojcowski, ty zapewne także Kei. Muszę wiedzieć czy jesteś moim bratem - przełknęłam głośno ślinę zniechęcona widząc jego minie. Niezadowolenie malowało się na każdym skrawku jego twarzy.
- Dlaczego? Słowa mojej matki nie wystarczą? - z podniesionym tonem uścisnął mocniej kubek, spoglądając gniewnie prosto w moje oczy. - I co on tu robi?! Nie mów mi tylko, że wciągnęłaś tego osła w to wszystko?!
- Ten osioł bardzo dużo mi pomógł w przeciwieństwie do ciebie! - odparłam równie agresywnie. Daisuke chciał nas uspokoić, ale ja tylko spławiłam go ruchem dłoni. To była moja walka, musiałam do niego dotrzeć przez krzyki.
- Ja cię chronię, a on chce zabić!
- Skąd to możesz wiedzieć?!
- Wiem!
- Ucieczka w niczym mi nie pomoże! Jeśli nie ja, to moje dzieci ucierpią w przyszłości! To trzeba zakończyć teraz, jak najszybciej! Dlaczego, dlaczego tak obawiasz się wyników testu? Kei, to dla mnie bardzo ważne - ściszyłam nieco głos widząc w jego spojrzeniu zastanowienie. Walczył ze sobą, ale czemu? Co nie dawało jemu spokoju? Co tak męczyło?
- Zmieniłoby to coś? Inaczej byś na mnie patrzyła?! Nadal byłbym twoim bratem czy wrogiem?!
- Czemu zakładasz od razu najgorsze?
- Nie mogę być niczego pewny. Sama wiesz jaka jest moja matka... - zazgrzytał zębami opadając na kolana. Był w tej chwili wrakiem w moich oczach, załamany na krawędzi upadku w nicość. Daisuke z uwagą przypatrywał się temu wszystkiemu, a ja odsunęłam kubek i uklęknęłam, obejmując ostrożnie braciszka by czasem go nie przestraszyć i nie zrobił mi nieumyślnie krzywdy. Był, jest i będzie moim bratem, nie ważne co się wydarzy.
- Kei... kocham cię jak brata i będę. To się nigdy nie zmieni - wyszeptałam mu do ucha, gładząc kosmyki włosów. - Jednak chcę to zakończyć. Nie chcę żyć w strachu, z myślą, że tuż za rogiem może czyhać na mnie Kira - to jego spojrzenie spod grzywki, miał szklanki w oczach. Jeszcze nigdy nie płakał, zawsze dzielny i taki silny wytrzymały, a teraz okazało się, że jednak czegoś się bał. Prawdy. Co skrywa mój braciszek, że tak mocno nie chce zgodzić się na testy? Nagle uśmiechnął się do mnie pocieszająco i ucałował, namiętnie, niemalże dusząc swoim językiem. Pisnęłam cichutko odsuwając go lecz Daisuke nadal nie reagował. Ciągle z tą kamienną, obojętną miną.
- Zgoda, ale chcę jako pierwszy zobaczyć wyniki i... co z Nathanielem?
- Jego mamy już z głowy. O wszystko zadbałem. Muszę jeszcze dostać próbkę twojej śliny i nic więcej - blondyn wstał na równe nogi kosztując ostatni łyk herbaty kiedy to Kei kiwnął potakująco głową. Ja natomiast nadal klęczałam zaskoczona tym pocałunkiem. To był mój brat...


*****

- Jeszcze tylko kilka dni, co mi powiedzie? - uśmiechnął się szyderczo czerwonooki Kira, siedząc na przeciwko dwojga chłopców w ciemnym kącie pokoju hotelowego.
- Myślę, że uda mi się zabrać Rei, ale wyłącznie do wesołego miasteczka.
- Nie szkodzi. Ważne aby się zgodziła, nic poza tym, a ty... Kei? - zwrócił wzrok ku chłopakowi.
- Rei... Daisuke zaczyna nam przeszkadzać - odparł z niechęcią, spoglądając na opustoszały stół.
- Nie szkodzi. I tak nic już nie zdziała. Jest za późno - prychnął rozbawiony okręcając w dłoni kapsel od butelki.
 - Chcę coś wiedzieć - szepnął łamliwym głosem Kei.
- Śmiało - powiedział zadzierając z ciekawości brodę.
 - Czy skrzywdzisz Rei? Obiecywałeś jej nie zabić.
 - Jeśli każdy wywiąże się ze swojej części umowy, to wszystko pójdzie po naszej myśli. Pamiętajcie inaczej spotka was taki sam los jak tego Iseia. Szkoda, bo jego siostrzyczka jest całkiem słodka i mądra.
 - Znalazłeś ją? - spytał zaskoczony Yutto.
 - Naturalnie, dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych. Szkoda, że nie dożył do ich spotkania. Tak to jest kiedy ktoś sprzeciwia się moim słowom...prawda Kei?
 - Tak - potaknął znów chowając spojrzenie za kosmykami grzywki. Wpadł, popełnił spory błąd i dopiero teraz, kiedy jest za późno, uświadomił sobie i tej głupocie.
 - I jeszcze jedno - zaczął podnosząc się z siedzenia. - Musicie nastraszyć malutką Rei inaczej wplącze się po między tym sporem, zrozumiano?
 - Tak - potaknęli obaj.
 - To dobrze - wysyczał z tajemniczym uśmieszkiem każąc obydwu odejść. Posłusznie wyszli z hotelowego pokoju, zabijając się wzrokiem na korytarzu.
 - Co z tobą? - spytał zirytowany Yutto.
 - To nie skończy się na Nathanielu, Rei też skrzywdzi, Rilan, wszystkich, nawet ciebie. Dobrze o tym wiesz.
 - Więc po co mi to mówisz? Nie zdradzę ojca. Tobie również nie wolno.
 - To nie mój ojciec!
 - Przekonamy się niebawem, podzielisz się wynikami, nieprawdaż? Nie masz wyboru.
 - Jesteś gorszy od swojego ojca. On bynajmniej ma cel i powód, a ty? Nic, robisz to z przyjemności.
 - Nic o mnie nie wiesz! Sam nie jesteś święty!
 - Wiem  i dlatego nienawidzę siebie i chcę wszystkich uchronić jak Isei.
- Nie powinieneś mi tego mówić.
- Jestem tego świadom - spojrzał na niego złowrogo odchodząc.


*****

Yeah! Nadszedł dzień wyników! Dziś mają przyjść wyniki! Nie mogę się doczekać! Kazałam nawet nocować Keiowi u mnie w mieszkaniu! Oczywiście tata nie zna prawdziwej przyczyny inaczej by nas chyba ukatrupił!
- Kei! Kei! Poczta przyszłą! - powiedziałam podekscytowana wbiegając do mieszkania z chmarą listów w dłoniach, które migiem rozrzuciłam na stoliku w kuchni poszukując z bratem tego jedynego listu. Chwila, po kilu sekundach dorwaliśmy się do koperty, a ja z rumieńcami wpatrywałam się jak chłopak wyciąga list i zaczyna czytać. Jego źrenice momentalnie skurczyły się, zaskoczony, aż za bardzo, co mnie zaniepokoiło, ale może nie spodziewał się takiego wyniku?
- I jak,i jak? - spytałam podchodząc do niego i przez ramię zerkając na druk i mnie również niezmiernie wrylo w podłogę na widok tych słów.
- To.. - wydukał z siebie złamanym głosem jak u zbitego psa. Ja sama nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. On i Nathaniel... ta cała Rilan. Miałam być szczęśliwa? Powinnam, a jednak z drugiej strony coś mnie zabolało, bo Kei w końcu...

15.01.2013

18 Sny bywaja przerazajace


Ciemność, czy ja oślepłam, czy może jeszcze się nie przebudziłam? Sama nie wiem, ale słyszę jakieś szepty, słyszę niewyraźne głosy jakby mówiły do mnie. Do mnie? Przecież jestem sama w swoim pokoju. Zmartwiona otworzyłam oczy pozwalając aby promienie słońca mnie na moment oślepiły. Przetarłam zmęczone oczy widząc coś dziwnego przed sobą. Coś... mięciutkiego w dotyku i puszystego, ale śmierdzącego alkoholem. Wyglądał zupełnie jak...
- Kobieto! Nie macaj mnie Tam!!!
- Pan Króliczek?!?! - zerwałam się na tyłek z różowej, przypominającą piankę do jedzenia ławki, ale szybko padłam z powrotem widząc wirujący świat przed oczami.
- Nie, Calineczka -odparł biorąc łyk żółtej oranżady. Nic z tego nie mogłam pojąć, byłam głupia? Gdzie ja w ogóle byłam i co tu robiłam? - Coś ty za jedna? Drugi raz widzę tutaj człowieka - mówił mi, a smród tego pluszaka przyprawił mnie o mdłości i... porzygałam się na jego śliczne łapki. - Zdurniałaś?! Nie na nogi! Obrzydlistwo! Musiałaś nieźle się schlać. Nawet nie czułaś jak... - przerwał z podejrzanym uśmieszkiem, a ja spiorunowałam go spojrzeniem.
- Co pijesz? - spytałam czując jak zaschło mi w gardle. Chciałam pozbyć się tego ohydnego posmaku wymiocin!
- Wódkę. Nie jest dla małych dzieci - powiedział chowając butelkę za plecy.
- Przecież to oranżada i mam ukończone osiemnaście lat - zaprotestowałam na jego słowa i wyrwałam butelkę biorąc kilka szybkich łyków zanim wyrwał mi napój.
- Nie wyglądasz na to dziewczynko, a bynajmniej twoje piersi mówią mi co innego - powiedział z zboczonym uśmieszkiem, a ja szybko zakryłam swój biust.
- Zboczeniec! Jeżeli mnie macałeś, to wypruję z ciebie całą wełnę! - pisnęłam rozpaczliwie, ale ten tylko z chwiejnym krokiem patrzył na butelkę którą kręcił, przyglądając się cieszy jakbym mu tam napluła do środka. Powąchał czubek i z skwaszoną miną wyrzucił trunek do niebieskich krzaków.
- Spoko wodza dziecinko. Ja obmacuje tylko dojrzałe kobieciny - odpowiedział znudzony opierając swoje łapki o biodra, jeśli można tak nazwać te miejsca.
- Nie jestem dziecinką. Ja mam imię!
- Nie obchodzi mnie to. Śpieszę się na imprezę u wróżki. Zafundowała sobie nowego jednorożca.
- Wróżka? Moment, pomożesz mi wydostać się z tego miejsca?
- A co z tego będę miał? - spytał z nikczemnym uśmieszkiem. Obrzydliwe! Co za zboczeniec! To nie mój Pan Króliczek! On był milusieńki i kochaniutki! Był.. był... godny podziwu! Teraz zaczynam w to wątpić...
- Satysfakcję z mojego towarzystwa? - spytałam z głupkowatym uśmieszkiem, a co mogłam mu oferować? No chyba nie myślicie... aż tak nisko nie upadłam! Nie jestem na tyle zdesperowana żeby dać tyłek takiemu upitemu zboczeńcowi co oranżadą dla dzieci się upija i wali jak rasowy pijak!
- Dasz mi pomacać to ci pomogę.
- Nie!
- Nie to nie, ale ja znam drogę do wróżki - pomachał mi na pożegnanie, a ja przez moment patrzyłam jak się oddala mówiąc, że jest coraz dalej i dalej, i dalej, i jeszcze dalej! Ludzie... ja oszalałam! Upadłam na głowę i nie mogę się obudzić! To przecież sen! No dalej! Obudź się! Obudź się! Czemu to szczypanie nie pomaga?!?!
- P-P-poczekaj no! Pozwolę, ale masz dwie sekundy! - krzyknęłam czując, że cholernie tego pożałuję, to mało powiedziane! On mnie w te dwie sekundy wymolestuje za wszystkie czasy! Pan Króliczek przystanął odwracając głowę w moją stronę z szatańskim uśmiechem zwycięstwa. A jednak...
Podszedł z szerokim uśmiechem który śmiem nazywać bananem i wyciągnął swoje łapki. Niechętnie przykucnęłam, a ten od razu zaczął tykać moje piersi. Z rumieńcami i zduszonym jękiem niezadowolenia zabrałam jego łapy, a ten tylko zamerdał swoimi uszami i ruszył dalej czerwoną ścieżką.
- Wcześniej były jędrniejsze - skomentował. Moment, czyli obmacywał mnie jak byłam nieprzytomna!
- Zabiję! Zabiję cię! No chodź tu gówniarzu jeden! Oderwę ci ten ogon po obu stronach! - wrzeszczałam z jakieś pięć minut biegnąc za nim, ale zmachałam się znacznie szybciej i musiałam nieco odetchnąć. Zziajana oparła się o pień fioletowego drzewa z watą cukrowa zamiast liści.
- Niezgrabnie chodzisz, mówisz, nie wspominając o bieganiu - powiedział roześmiany kopiąc pień rośliny, a z gałęzi spadł kłębek waty. - Zjedz, nabierzesz sił - zachichotał rozbawiony siadając tuż obok mnie.
- Trzymaj te łapy z dala ode mnie - wskazałam ostrzegająco na niego palcem biorąc słodką watę.
- Nie panikuj tak, co ty dziewica jakaś? - spytał uświadamiając sobie bardzo istotny fakt przez który wybuchł śmiechem.
- Nie jestem dziwką ani nic z tych rzeczy. Ten pierwszy raz musi być z tym jedynym, a bynajmniej z kimś normalnym - westchnęłam uderzając go w ten czerep kosztując posiłku, czy liści. Nie wiem jak to nazwać. To całe miejsce jest tak abstrakcyjne. Fioletowe rośliny zdobione słodkościami, piankowe ławki i kamienie, co to ma być do jasnej ciasnej?!?! I Pan Króliczek, który nie zachowuje się jak Pan Króliczek!
- To powiedz tym wiewiórkowatym pedałom - wzruszył ramionami pokazując na jeden  z kłębków waty wiszących na drzewie, tylko ten jakoś dziwnie się trząsł. I dopiero po krótkiej chwili uświadomiłam sobie, że...
- Ach Daisuke, nie tam, ach, przestań!
- Ciszej Kei, bo jeszcze ktoś nas usłyszy.
- Ale ja, aj...tak, Daisuke... Dai suke.. dai...
- Ach niedobry ty
- GDZIE JA DO CHOLERY TRAFIŁAM?!?!?!?! TO NIE MOŻE BYĆ MÓJ SEN!!! - spanikowana wydarłam się na cały głos biegając wokół drzewa jak jakiś oszołom. Dziwicie się?! Niby jakim sposobem?! Trafiłam do jakiegoś wariatkowa z pijanym królikiem, pedałami i żul wie co tam jeszcze! Ja chcę szybko do tej wróżki! Niech mnie stąd zabierze! Ja chcę do domu! To nawet nie bajka dla dzieci! moment... ta wata... oni w niej... a ja ją...AAAA!!!! Ohyda! Ohyda! Ohyda!
- Dajcie mi wody! Wody! - pisnęłam wymachując rękoma i nagle walnęłam głową w pień drzewa zrzucając na ścieżkę te dwie popaprane wiewiórki. - Schowajcie To coś pod futro! Nie chce tego widzieć! Chcę o tym zapomnieć! Dajcie mi wodę!
- Co tu się wyrabia? - z małej norki pod korzeniem drzewa wyłoniła się słodka szara myszka, która z jakiegoś powodu przypominała mi Isanami.
- Panie Króliku Piku, czy znów użył pan niewłaściwego końca ogonka? - spytała z miluśkim uśmiechem, który tak naprawdę mógłby zabić. Słodki, a za razem przerażający. Tak, cała Isanami.
- I dajcie tej małej wodę, bo jeszcze zejdzie z tego świata zbyt wcześnie - pokiwała zdruzgotana głową, a te dwa małe pedofile oblały mnie chłodnawą cieczą. Ciekawe skąd ja wytrzasnęli, albo nie! Nie chcę wiedzieć! Wolę żyć  w błogiej nieświadomości!
- Ktoś tu wstał prawą nogą - odezwał się pluszak czkając z "niewiadomego" powodu. - I nic jej nie zrobiłem. Te zielone zawsze tak reagują na takie sprawy - podrapał się po uszkach jakby niczemu nie zawinił.
- Przecież mnie obmacywałeś jak spałam!
- To tylko obmacywanie! - warknął na mnie oburzony dłubiąc w nosie.
- Zostaw Daisuke, Kei! On nie jest twój! - krzyczałam wyrywając żółtą wiewiórkę mojemu bratu, prawdopodobnie bratu, który był równie wiewiórką, ale czerwoną. Ta, czerwony to zboczony. Nawet się zgadza.
- Zostaw mojego ukochanego!
- Nie jest twój! On nie jest pedałem!
- Nie zadowolisz go tak jak ja!
- Skąd możesz to wiedzieć?!
- po prostu wiem!
- Przepołowicie mnie - westchnął niczym niewzruszony Daisuke.
- Przestań być taki oziębły!
- Nie! To jego zaleta!
- Puszczaj go!
- Ty go puszczaj człowieku! Jesteś za duża!
- Ty jesteś facetem!
- Co za patologie - westchnął królik patrząc na zdenerwowaną myszkę, która wyglądała coraz bardziej przerażająco. Jej oczy zrobiły się duże, czerwone, niemalże trójkątne jak w tych animcach kiedy jakaś postać jest opętana i chora psychicznie. bez wątpienia mogła zniszczyć w tym czasie świat i nic dziwnego, że wszyscy zamarli, kiedy wydała  z siebie głos szatana.
- USPOKÓJCIE SIĘ, BO WAS WSZYSTKICH WYKASTRUJĘ!!! - cisza, cisza, a nad nami przelatująca mucha. Nie myślałam, że kiedyś będzie tak głośna jak muzyka z DVD.  - Dziękuję - nagle z demona ujawnił się aniołek z przyjaznym uśmieszkiem pokoju. Matko jedyna... czy ja śnię? Pomocy... Pomocy!!!
- Wiewiórki, zahamujcie na chwilę swój popęd, nie tylko ja mam dosyć wysłuchiwania waszego gadulstwa. Mamy gości, a jeden z nich jest bardzo wyjątkowy, dlatego też MORDY w kubeł i wysłuchajmy co ma nam do powiedzenia ta dziewczynka. Dobrze?
-Tak jest! - potaknęli wszyscy siadając grzecznie n ziemi, a ja wmurowana stałam i wlepiałam w nią oczęta. Ona jest straszniejsza ode mnie, już wiem jak to działa.Warto wypróbować tą technikę w moim świecie.
- Właściwie nie wiem jak tu się dostałam, ale chcę wrócić do siebie i... czy wróżka jest wstanie to zrobić?
- Pewnie tak, ale mało kto chce mieć u niej dług wdzięczności - wyszeptał mały Kei spoglądając na Daisuke siedzącego w moich ramionach. Nie oddam go! Nie ma mowy! Nie będziecie z niego robić pedała!
- Ale trzeba przyznać, że imprezy robi niezłe - powiedział rozweselony Pan Króliczek z nowo nabytą butelką oranżady, padając głową w moje piersi. Już chciałam go zbić na kwaśne jabłko, ale Kei zrobił  to za mnie świetnym kopniakiem.
- Królik cię zabierze na miejsce, a wiewiórki będą pilnować. Ja nie mogę pójść, wybacz, ale mam sporo pracy -powiedziała z niewinnym uśmieszkiem, wracając do swej dziupli.
- Ha, na nas nie licz. Mamy niedokończone porachunki - mrugnął do mnie Kei i zanim zdążyłam zareagować, ich już nie było. Cudownie... znów zostałam z Panem Króliczkiem i wcale nie byłam z tego zadowolona. Wiem! Za bardzo go rozpieszczałam i dlatego popadł w złe towarzystwo! Na pewno tamta wizyta w gorących źródłach tak go odmieniła! Oni będą się tłumaczyć...!
- Ruszamy dalej zanim znowu na kogoś natrafimy - pomachał mi butelka rozlewając na boki ciecz i ruszyliśmy dalej przed siebie, w ciszy, w bardzo niezręcznej ciszy.
- Powiedz mi... dlaczego mi pomagasz? - spytałam obserwując jego puszyste plecy. Gdyby był bezdusznym pijakiem, to na pewno by mnie zostawił na pastwę losu, ale jednak pomaga mi, jest miły jak tamte wiewiórki i myszka... dlaczego?
- Bez powodu - odpowiedział obojętnym głosem, ale coś czułam dziwnego... dziwną atmosferę, ten ton, nie był taki jak wcześniej.
- Wspomniałeś, że był tu już kiedyś jeden człowiek. To był twój pan?
- Um, była taka mała słodka dziewczynka, ale... zniknęła - dopowiedział, a spod bluzki wyłoniła się mała wiewiórka.
- Daisuke?! Co ty tu robisz?! - pisnęłam przestraszona, a zaraz po nim wyłonił się także łepek Keia.
- Chyba nie myślałaś, że zostawimy cię z tym pijakiem? - powiedzieli radosnym tonem bawiąc się moimi piersiami jakby chcieli na nich zaraz zasnąć, albo zrobić coś straszniejszego.
- Za bardzo cię polubiłem żeby pozwolić ci odejść bez pożegnania - powiedział z delikatnym uśmiechem, a czerwony Kei szybko najerzył swój ogonek rzucając się na chłopaka, wpadając mi pod bluzkę.
- Ja miałem to powiedzieć! To była moja kwestia!
- Puszczaj mnie!
- Masz mi to wszystko wyjaśnić! Jesteś mój!
- Więc po co chciałeś się wymknąć?!
- Nie wymykałem się! - ci się w najlepsze kłócili łaskocząc mnie wszędzie gdzie mieli dostęp, a ja rozpłakana ze śmiechu zaczęłam robić dziwaczne figury robiąc z siebie skończoną idiotkę.
- Przestańcie, przestańcie, to łaskocze! Błagam! Nie tam, tylko nie tam! Aaa!!! - w końcu jakimś sposobem udało mi się wyciągnąć je za ogony spod bluzki kładąc na swej głowie gdzie mogły na spokojnie sobie siedzieć.
- Zachowujcie się jeżeli chcecie z nami iść - powiedziałam surowszym tonem aby ich uspokoić i wyrównałam krok z królikiem, biorąc go w ramiona.
- Dziękuję za wszystko, nigdy nie będziesz zapomniany - powiedziałam przymilając się do Pana Króliczka. Byłam tego pewna, teraz sobie przypomniałam, że tamtym człowiekiem byłam ja w dzieciństwie. To ja... to mój stary sen, sen na jawie, najbardziej realistyczny jaki kiedykolwiek posiadałam. To był mój świat do którego uciekałam kiedy byłam smutna. Zostawiłam ich, zapomniałam, a teraz biedny Pan Króliczek jest kimś takim...
- Chciałabym z wami wszystkimi tutaj zostać, ale nie mogę. Mam coś ważnego do zrobienia, a wtedy obiecuję do was zaglądać częściej. o ile się umyjesz Panie Króliczku - odwróciłam do siebie mojego kochanego pijaczka z łagodnym na pocieszenie uśmiechem, a w jego oczkach pojawiły się słone perełki łez.
- Rei.... - wyszeptał złamanym głosem, cały drżał, a potem objął mnie równie czule jak prawdziwy przyjaciel,wtulając się w moje piersi. Tym razem pozwolę temu zboczeńcowi, nawet nie przeszkadza mi jak je głaszcze. Wyuczę go tego nawyku, niech trochę poczeka.
- No dobra! Chodźmy dalej! Czas spotkać się z wróżką! - powiedziałam pełna energii kiedy nagle na naszej drodze pojawił się motocyklista. Przerażeni odskoczyliśmy na bok, a motor robiąc o ostrego hamowania mgłę piasku, zatrzymał się nieopodal nas.
- Jak jeździsz deklu! Prawie nas przejechałeś!!! - wydarłam się niczym wściekły lew zdejmując patafianowi kask z głowi i nagle, nagle, te czerwone włosy! Kastiel?!?! Czy to możliwe?! Nawet on tutaj?! Kogo jeszcze mam w tej krainie?!
- O co ci biega młoda? - spytał z psimi uszami i ogonem wystającym mu z gaci. Tak, miał na sobie jedynie gacie w serduszka.
- E....idziemy do wróżki. Mógłbyś nas może podwieźć? - powiedziałam grzecznie, ale ten tylko splunął na ziemię zabierając mi kask, a z niego wyłonił się bialutki z zieloną grzywką królik z białym wężem i czarnym ptakiem.
- Nie, brak miejsc. Tylko ja i kapela, a ci nawet nie wiem co tu robią - pokazał na ptaka i węża.
- Proszę... muszę spotkać się z wróżką.
- Mógłbyś gnoju zrobić mały wyjątek! Jak nie to w pysk! - powiedział nabuzowany Kei, którego trzymał za sierść Daisuke.
- A temu co? Okres ma? - spytał z zmarszczonymi brwiami.
- Taa... chyba tak - odpowiedziałam z głupkowatym uśmieszkiem drapiąc się po głowie. - Proszę, to bardzo dla mnie ważne.
- Posłuchaj go Kastiel.
- Cicho Lysander, Nie mówiła do ciebie.
- Ja jestem za - powiedziała wężyca.
- Skoro moja kochana Rosalia się zgadza, to i ja nie mam nic przeciwko - dodał ptak machając skrzydełkami.
- Niech ci będzie, ale nie mój problem jak coś ci się stanie - powiedział nieco rozbawiony zakładając z powrotem kask. - Pośpiesz się, bo odjadę bez was - dodał podkręcając gaz, a ja szybko chwytając Pana Króliczka wsiadłam na motor. - Trzymaj się - dodał i ruszyliśmy z prędkością światła! AAAAAA!!! Co za szajbus! Kto go uczył prowadzić?! Nie! Kto mu dał prawo jazdy?!?! Walniemy w drzewo! Skracaj w prawo! w prawo! Kamień! Uwaga! MY TU ZGINIEMYYY!!!!!!!!

- Jesteśmy - powiedział obojętny szaleniec w gaciach ściągając z głowy kast, a ja czułam jak właśnie wyzionął ze mnie duch. Matko, ja jeszcze żyję? Mam puls? Nie jestem zimna? Reaguję na światło? Halo, czy ja jestem zdrowa na umyśle? Nie, na to ostatnie znam odpowiedź.
- Dziękuję - powiedziałam schodząc z maszyny na drżących nogach, sam Pan Królik pomimo tylu promili we krwi padł jak długi na ziemię, a wiewiórki z powrotem schowały się w moim biuście z tekstem: "Ale cieplutkooo". Taaa, cieplutko. Podirytowana spoglądałam na wielgaśny zamek i rozmaite stworzenia wchodzące do środka. Niektóre był zaskakująco dziwne, inne straszne, a jeszcze inne z olei bardzo rozkoszne jak ta dwójka kotów siedząca romantycznie na gałęzi zbutwiałego drzewa. Były takie urocze, że nie mogłam się powstrzymać i podeszłam bliżej.
- Ano... mogę o coś zapytać? - cichym szeptem przerwałam tej kochanej parce w przytulaniu się z widokiem na zachód słońca. Matko, czyli cały dzień tutaj spędziłam?! 
- Jasne! - powiedziała rozradowana kotka, odwracając się w moja stronę. Jej sierść była taka zadbana i puszysta, a jej kolor, jasno rudawy, znacznie jaśniejszy od kocura, który witał mnie z równie przyjemnym uśmiechem.
- Jak... macie na imię? - spytałam jeszcze ciszej ze skrepowania. 
- Jaka urocza! Nie wstydź się i mów śmiało!
- Jak... m-macie na imię?
- Hę? Nie słyszałam - nadstawiła uszka jeszcze bardziej mnie krępując.
- Jak macie na imię? -powiedziała znacznie pewniejsza siebie z delikatnymi rumieńcami, kiedy to podszedł do mnie Pan Króliczek.
- Jestem Nathaniel, a to moja żona Miraka. 
- Mi...raka? - spytałam zaskoczona, a w moim sercu zrobiło się tak przyjemnie ciepło. Tak, przypominała mi mamę ze zdjęć, a tata... i ten brzuch. Była w ciąży, mieli mieć dziecko, mnie.
- Coś się stało? - spytała przekrzywiając łepek, a ja pokiwałam przecząco z uśmiechem, ledwo powstrzymując się od płaczu.
- Nic. Musze już iść, mam nadzieję, że kiedyś jeszcze się spotkamy - powiedziałam machają im na pożegnanie i wbiegłam do środka.
- Z całą pewnością - wyszeptała kotka z tajemniczym uśmiechem opierając łepek o kocura. - Jestem z niej taka dumna. Wiedziałam, że sobie poradzisz.
- Jednak bez ciebie to nie to samo.
- Bądź silny jak ona. To dowód naszej miłości, to nasze światło wiodące do szczęścia.
Raaaanyyyy! Ileż ja mam jeszcze tutaj się włóczyć?!  I gdzie ta wróżka na jednorożcu?! Wszyscy i wszystko jest oprócz niej! Gdzie ta wróżka! Ja chcę... właściwie to już tak bardzo mi nie zależy na powrocie. Jest tu Kei, Daisuke, Pan Króliczek, przyjaciele mamy i taty, są wszyscy i zapewne Isei również gdzieś się włóczy. Tu jest... może nie idealnie, ale mam wszystkich obok siebie, a tam...
- Znaleźliśmy wróżę! - krzyknęły wiewiórki wisząc na żyrandolu. wskazały palcami miejsce gdzie znajdowała się owa osoba, a ja wraz z Panem Króliczkiem ruszyłam w tamtą stronę. Przeciskałam się przez tłumy słysząc głos Kastiela, który zaczął śpiewać piosenkę. 
- Więc przyjechał tu zaśpiewać - przystanęłam spoglądając na jego nowy ubiór rockowca, który pewnie zrobił mu ten kruk z wężem.
- Musisz się pośpieszyć. Wróżka udziela się haretatywnie tylko do konca zahodu słońca. Zostało ci z jakieś dziesięć minut.
- Hę?! I ty mi to mówisz dopiero teraz?!?! - wrzasnęłam wściekła na królika i chwyciłam go za uszy biegnąc do wróżki. Widzę, widzę różową sukienkę w koronkę, I tą różdżkę! To na pewno ona! Siedzi na białym jednorożcu i... JEST FACETEM?!?!?!?! To już poważne przestępstwo! Czy ktoś tu czasem nie przesadza?!?! Facet w sukience wróżki robiący za wróżkę?! Powinnam pójść do psychologa, serio..
- Przepraszam panią, ale potrzebuję twojej pomocy - zdyszana przystanęłam przy czerwonowłosym mężczyźnie z czerwonymi rogówkami niczym dojrzałe wino.
- Słucham cię słodziutka dziewojo -powiedział z szerokim uśmiechem aż mnie ten blask w oczy poraził!
- Jakiej pasty do zębów używasz? - spytałam wstrząśnięta.
- Colgate. Perełki prawda?
- Um, nieco to mi chodziło - pokiwałam przecząco głową.- Chcę wrócić do siebie.
- Hm... to będzie cię drogo kosztowało.
- A ponoć pomaga charytatywnie - burknęłam do królika.
- Bo to prawda - wzruszył ramionami popijając swoją oranżadę.
- Proszę, muszę wrócić. Mam bardzo dużo spraw do wyjaśnienia. Nie mogę z tym zwlekać. Tata zapewne strasznie się zamartwia.
- Przecież masz go tutaj z matką. Są tu wszyscy, czego możesz jeszcze zapragnąć?
- Wiem, ale... to... nie jest rzeczywistość. Nie mogę już uciekać od problemów do zmyślonego świata -powiedziałam spuszczając głowę. Nie mogłam tego robić, nie byłam już dzieckiem i gotowa byłam nosić to brzemię w swoim sercu, na swoich barkach. Nit inny nie mógł tego zrobić, to zadanie należało do mnie.
- Niesmutajta się kochanie ty moje, a teraz zdjątko na pamiątkę - powiedział radośnie przytulając mnie do siebie i zapraszając całą resztę stworzeń z którymi dzisiejszego dnia mogłam porozmawiać. Nawet Isanami, Nathaniel, Miraa, Kei, Daisuke i mój Pan Króliczek.
- Mówimy.... Kiraaaa - powiedziała, a ja zaskoczony wy bałamuciłam oczy, oślepiając je blaskiem flesza i nagle przebudziłam się w swoim pokoju. Spojrzałam na leżącego obok mnie królika i szybko go odsunęłam. Ach, przecież mnie nie będzie obmacywał. Rozchichotana chwyciłam Pana Królika i podreptałam niczym małe dziecko do pokoju ojca, który jeszcze spał w swoim pokoju. Podeszłam bliżej widząc na szafce nocnej zdjęcie mamy, nigdy o niej nie zapomni i nigdy nie będzie miał innej kobiety oprócz niej. Nigdy nie będzie chciał nikogo skrzywdzić, nigdy... nikt nie zastąpi mu Miraki.
- Dobranoc tatusiu, kocham cię tatusiu - wyszeptałam wtulając się w blondyna. Tak, zdecydowanie spanie w objęciach ojca jest znacznie przyjemniejsze niż kłócenie się z nim.

14.01.2013

Specjal: Rękawiczki

Śnieg. Tegoroczna zima była niezmiernie surowa i okrutna. Jeszcze takiej nigdy nie widziałam, ale ojciec mówił, że na o wiele gorszą już natrafił z mamą. Opowiadał nawet, że się wówczas zgubili, a byli wtedy w górach. Hm... strach pomyśleć co musiało się dziać i jak ojciec się zamartwiał. No nic, ale ja wam muszę opowiedzieć co innego, a mianowicie fakt, że jakimś sposobem, nie wiem jakim, wszyscy namówili mnie na śnieżki! Katastrofa! Ja nie lubie tarzać się w śniegu. Lubię śnieg, ale nie zimę! Tak zimno... brrrryyy!!!
- Kochanie! Przyjaciele po ciebie przyszli – Nathaniel mnie zawołał, kiedy to kończyłam ubierać cieplutkie buty ściągnięte dopiero co z grzejnika. Sama myśl o wyjściu z kochanego ciepełka spowodowała u mnei nie lada dreszcze. Mimo to podeszłam do wyjścia gdzie z szerokimi uśmiechami czekał Kei, Yutto, Daisuke, Lunitarii i Isanami. Nie wiem czemu, ale ostatnimi czasy lepiej się dogadujemy, nawet Lunitarii zrobiła się bardziej otwarta na innych, a zwłaszcza dla Yutto. Hmmm... chyba jej się podoba ten nicpoń. Ale nie jest w moim stylu.
- Ładnie ci w tej białej kurtce – stwierdził braciszek, poprawiając swój szalik. Sama podziękowawszy wróciłam po swój szal i dopiero wtedy mogliśmy na spokojnie wyjść do lasu obok którego była polana z wielgaśną górą do zjeżdżania! Isanami i Yutto wzięli sanki, ale gdybyście widzieli tą górę... no niby z dołu nic specjalnego, ale z góry to normalnie ona jest pionowa! Pionowa! Co ja jestem?! Adam Małysz?! Ja nawet w wesołym miasteczku sram się na coś wejść, a co dopiero tutaj kiedy nie mam zabezpieczeń!
- Rei, zjedziesz ze mną? - zaproponował różowowłosy, ale ja tylko podziękowałam i przykleiłam się do Lunitarii. Nie pogrzało mnie żeby z nim jechać. On był niebezpieczny! Jak takie zwariowane sceny odwalał na scenie, to co dopiero na sankach?!
- Widzisz, Rei woli dziewczyny – stwierdziła rozbawiona Isanami.
- Wcale że nie! - zaprotestowałam i zanim zdążyli rozwinąć tą rozmowę w komediowy kierunek, w którym wyszłabym na idiotkę, w ten wsiadłam na sanki i...i...
- Rei! - krzyknął Kei widząc jak sanki powoli chylą się ku zjeździe. Niee! Ja nie chciałam jechać sama! Mamo!!! Turbulencje gorsze niż na jeździe konno! Ja chcę jeszcze żyć!!! Jakbym ujeżdżała byka! Nie to żebym wiedziała, ale jeździło się na tych mechanicznych i to było o wiele gorsze! I nagle przy samym końcu natknęłam się na kamień, a sanki przewróciły się wbijając w górę śniegu.
- A jednak Yeti istnieją! - podskoczyła radośnie ze śmiechu Isanami, a po chwili także Yutto z Keiem. Daisuke jak zwykle niewzruszony, a Lunitari... jak to Lunitari.
- Nic ci nie jest? - spytała zaniepokojonym jakże troskliwym głosikiem.
- Macie marchewkę i cylinder? Bałwan prawie gotowy – dodała roześmiana wokalistka, a ja zdmuchnęła z twarzy białe od śniegu włosy. Taa.... biała kurtka, śnieg leżący nawet w staniku i w miejscach o których wole nie wspominać i do tego ich roześmiane miny. Dlaczego to zawsze ja mam takiego pecha?!?!?! No co?! Szczęściem tego nie nazwę! doprawdy, komikiem jest bardzo ciężko zostać, już wiem co czuła moja mama... ale jak tu nie kochać takiego fajtłapy?
- Przestańcie! - krzyknęłam oburzona, zbierając w zmarznięte dłonie nieco śniegu i celnie trafiłam w pierś Keia. Ten zaś spoglądnął na mnie wyzywająco i z szatańskim uśmieszkiem ulepił kolejne dwie, usiłując mnie trafić, lecz bez dobrego skutku! Ha! Za dobra jestem jak na niego! HAhahaha! Ma się ten talent do unikania kulek śnieżnych!
- Ciamajda! Ciamajda! - krzyczałam rozweselona, a ten chwycił za sanki i zjechał chwytając mnie za nogę, a ja znowu runęłam z hukiem w puszysty śnieg.
- I kto tu jest ciamajdą? - spytał roześmiany i chwilę później cała reszta do nas dołączyła. Rzucaliśmy się bez opamiętania, a ja tylko chowałam się za drzewami, robiłam uniki, czasem wpadając w większe bagno niż powinnam. Zimno! Zimno! Tak piekielnie mi zimno no ja pierdziele! Głupie pingwiny! Zachciało się rzucania śnieżkami! No dobra, ja to zaczęłam, ale nie musieli tego kontynuować! Dranie jedne! Jełopy! Ja nie mogę zachorować do jasnej anielki! Mam koncert do zagrania! Ratuuunkuuu!!! Niech mnie ktoś zabierze od tych oszołomów!
- Mam cię - chowając się za drzewem usłyszałam nagle głos Daisuke i odwróciłam się obrywając śnieżką prosto w twarz. No wielkie dzięki. Wiem że bywałam wredna, no ale bez przesady żeby teraz mścić się za to w ten sposób! - Miałaś się nie odwracać - uśmiechnął się łagodnie powstrzymując od śmiechu, a mnie krew zawrzała na ten widok. Czemu tak na mnie działa, jak niegdyś Isei? Nie, to uczucie jest nieco inne, głębsze, ale czy blondyn zdaje sobie z tego sprawę? Może jest ślepy? Może to tylko według niego przyjaźń i droczenie się? Nie wiem... jestem kiepska jeśli chodzi o związki.
- To bolało - powiedziałam z wyrzutami ściągając z zaczerwienionej z zimna twarzy śnieg. Było mi teraz naprawdę zimno!
- Nie trzeba było się odwracać - tak, tak, wiem już to mówiłeś człowieku. Przestań się powtarzać! Nagle jego twarz przybliżyła się niebezpiecznie blisko mnie, a ja spanikowana nie mogłam nawet drgnąć palcem, bo i tak były zdrętwiałe od rzucania się śniegiem. Jego dłoń pobłądziła po moim licu, zrzucając kciukiem resztki białego puchu. Teraz to nie byłam czerwona od zimna!
- Chodźmy już, bo się przeziębisz. Reszta czeka na górze - dodał czochrając mnie po włosach, ale ja nadal stałam jak ten głupi słup. No co? Było mi zimno i tyle! Nie myślcie sobie za nadto, że miałam coś w planach! Jestem na to za głupia, i przewidywalna, a on dobrze o tym wiedział! Nawet za dobrze!
-Nie mogę... zimno mi w ręce - odpowiedziałam z psimi oczkami i akcentem zbitego psa, dmuchając ciepłym powietrzem z ust na dłonie by je nieco ogrzać. Ten zaś tylko pokiwał rozbawiony głową i ściągnął jedną ze swoich rękawiczek.
- Załóż ją - powiedział podając mi materiał, a ja z podejrzanym wzrokiem wzięłam materiał. To podejrzane, on nigdy się niczym nie dzieli. Chyba, że ma z tego jakieś korzyści... Więc... CO ON CHCE ZROBIĆ?!?!?!?! No nic. Jak grzeczna dziewczynka ubrałam lewą rękawiczkę, spoglądając na jego nieokrytą dłoń.
- A co z tobą?
- Myślisz, że będę marznąć? - spytał rozbawiony z lisim uśmieszkiem. A jednak coś wykombinował! Drań jeden! Co za cwaniak! Drań!
- Miałam taką nadzieje - burknęłam pod nosem uciekając wzrokiem, a ten chwycił moją dłoń i włożył do swojej kieszeni. Ja zburaczona spojrzałam na niego z wielkim zaskoczeniem, a on nic sobie z tego nie robiąc zaczął iść w stronę reszty przyjaciół. Tak, żebyście widzieli minę Keia jakby chciał  go zabić. I nie tylko on! Yutto też wydawał się jakby myślami był gdzie indziej mimo rozmowy z Lunitarii. Z coraz większym burakiem na twarzy czułam jak bawi się moją dłonią, pieści, dotyka, plącze nasze palce, a ja? Ja tylko szłam jakby mi w dupę kołek wsadzono z tych nerwów! Jeszcze nigdy nie byłam tak spięta, nawet w trakcie sesji kiedy rozbierał mnie wzrokiem. Szłam z spuszczoną głową, kiedy niespodziewanie Daisuke postanowił zniszczyć tą przyjemną chwilę.
- Jesteś tego pewna? Jeżeli to zrobisz, nie będzie odwrotu.
- Wiem, chcę to zakończyć inaczej będzie polował także na moje dzieci. Ta zemsta jest jak błędne koło. Nigdy się nie skończy, ono nie ma znaku koniec.
- Może ktoś znowu zginąć.
- Wiem, zdaję sobie sprawę jak wszystkich narażam - wyszeptałam milknąć z chłopakiem tuż przed przyjaciółmi. - No to wracamy do mnie na gorący kubek czekolady! - powiedziałam radośnie z podskokiem i przypadkowo się poślizgnęłam wpadając w ramiona braciszka.
- Jak zawsze niezdarna - powiedział roześmiany, a ja z głupkowatym uśmieszkiem podrapałam się po czuprynie.
- Jak zawsze ratujesz mnie z opresji - powiedziałam widząc lekkie niezadowolenie na jego twarzy.
- No to ruszajmy! Ja też mam dosyć tego śniegu - powiedziała rozweselona Isanami i wszyscy wróciliśmy do domu.