Statystyka

1.04.2013

Rozdział 20 Kurtyna powoli opada


W końcu po tylu trudach udało mi się napisać kolejny rozdział^^ na dole znajdziecie piosenkę, która mi w tym pomogła^^ Oczywiście wasze zaglądanie na bloga i komenty również^^



Zapach wiosny, to takie przyjemne uczucie, kiedy zza burzliwych chmur zimy zaczynają się wyłaniać złociste promienie słońca, rozmaite kwiaty zaczynają wypełzać spod udeptanej ziemi, a my wszyscy dostajemy zastrzyk energii, który każe nam dosłownie wyskoczyć przez okno i nawdychać się tej świeżości poranka. Właśnie tak zareagowałam, kiedy przebudziłam się dzisiejszego poranka, a za oknem dostrzegłam wymarzoną pogodę wprawiającą mnie w niezwykły zachwyt. Kąciki ust same zadrżały wyginając się w tak zwany delikatny uśmiech, a wrażliwe uszy wyczekiwały głosu ojca kończącego przygotowywania śniadania.
- Reeei! Śniadanie gotowe! - donośny dźwięk echa obił się o każdą ścianę w mieszkaniu Nathaniela, trafiając także prosto w same środki obrazów, na których widniała podobizna Miraki oraz blondyna wraz ze swoimi rodzicami albo przyjaciółmi. Bez chwili wytchnienia, wyskoczyłam z łóżka, wbiegając z poślizgiem do kuchni. Nagle moje oczy przybrały kształt pięciozłotówek i niemalże wyskoczyły z orbit, gdy po potknięciu się o sporą torbę runęłam plackiem na chłodne kafelki.
- Tato! Chcesz mnie zabić?! - warknęłam na ojca z widocznym wyrzutem i zasiadłam teatralnie na swoim stałym miejscu przy oknie, pożerając spojrzeniem "ponętną" jajecznicę, która sama prosiła się o pochłonięcie w całości za pomocą jednego łyknięcia. Od dziecka uwielbiam to jakże proste w przyrządzeniu danie śniadaniowe, lecz doprawienie go i odpowiednie ścięcie nie jest proste do zrobienia. Uwierzcie mi na słowo. Aby pojąc tą nieczystą czarną magię musiałam najpierw spalić dwadzieścia patelń, a potem jeszcze z dwa razy kuchenkę. Wolę nawet nie wspominać o tych wszystkich rachunkach do zapłacenia z powodu moich zdolności do rozbrajania.
- Wyjeżdżam - poinformował oschłym głosem jak nigdy. Coś najwyraźniej dręczyło ojca, i nie mam tu namyśli wiecznego obwiniania się za śmierć matki. Ciągle, on ciągle wpatruje się w te obrazki i mówi do nich, z każdym dniem jest coraz gorzej. Nawet przestał wychodzić na zewnątrz, chyba że równoważy się to z pójściem do pracy, przed którą ostatnimi czasy ucieka. Robi się okrutnym odludkiem. Nie tego chciałaby Miraka, nie takiego życia pragnęłaby dla Nathaniela. Przecież tata jest cudownym mężczyzną, dlaczego wszyscy muszą być zwróceni przeciw niemu? Tak bardzo się stara, nawet jego ojciec tego nie zauważa.
- Mogę wiedzieć dokąd? - spytałam spochmurniała, i nawet wierzgający Woldemorcik nie był wstanie poprawić mi nastroju. tata wyjeżdża, tata wychodzi z mieszkania, odchodzi?
- Muszę spotkać się z kilkoma osobami - odpowiedział wymijająco jakby dokładniejsze informacje mogły mnie zabić. To była aż tak wielce poważna tajemnica? Nie przesadzajmy.
- Tatusiu... - wybełkotałam odprowadzając go do drzwi wyjściowych. - Obiecaj że wrócisz - szepnęłam ze złamanym głosem, spuszczając głowę, aby nie mógł dostrzec moich napływających do oczu łez. Nie chcę, aby widział jak płaczę, nie chcę przyprawić go o kolejne zmartwienia.
- Rei - powiedział z delikatnym uśmiechem jakby zaraz miał paść na kolana. - Nigdy cię nie opuszczę. Kocham Cię. Jesteś moim całym światem - powiedział, gwałtownie obejmując mnie jakby to było nasze ostatnie spotkanie.
- Tatusiu! - krzyknęłam piskliwie obejmując go jak najmocniej, zaciskając piąstki na jego białej koszuli. - Kocham Cię! - pisnęłam, a łzy same popłynęły mi strumieniami po policzkach.
- Pilnuj Woldemorda i Pana Króliczka. Niebawem wrócę - uśmiechnął się, puszczając mnie nieco aby otrzeć oczy z słonych łez. - Jesteś taka silna Rej. Mama na pewno jest z ciebie dumna - dodał gładząc mnie po główce i spakował samochód, a ja stałam i wpatrywałam się jak mi macha na pożegnanie i odjeżdża. Odjeżdża, mój ojciec.
- Tato! - krzyknęłam zrozpaczona wybiegając na ulice w pogoni za pojazdem, ale było znacznie szybsze, za szybkie. - Tato... - jęknęłam opadając na kolana, a tuż przy mnie pojawił się kocur, łasząc się do moich kolan. - On by mnie nie zostawił z byle jakiego problemu - szepnęła drżącym głosem spoglądając na zwierzę, które uważnie przyglądało się mnie. - Woldemord - dodałam zagryzając zęby aby znów nie płakać i wzięłam na ręce kota, wtulając się w jego puszystą sierść.

***

- Nathaniel?! Co ty tu robisz?! - spytała zaskoczona Blue, a jej oczy niemalże wystrzeliły z orbit tak samo Lorelei, która pojawiła się tuż za nią aby sprawdzić kto przyszedł w gościach do ciemnowłosej.
-Nathaniel?! - wywrzeszczała z otwartą buzią, gdy i Jade postanowił sprawdzić powód tego harmideru.
- Na- przerwał nie chcąc się powtarzać jak jego ukochana i przyjaciółka. - Wejdź. Nie powinno się rozmawiać w progu - powiedział zapraszając mnie serdecznie do środka.
- Wiem, że powinienem zapowiedzieć swój przyjazd, ale - zacząłem niepewnie, przysiadając się do stołu w salonie, dostrzegając małego chłopczyka w zielonych włosach ganiającego po dywanie wśród klocków. Zabawne, tyle czasu są ze sobą i gdyby nie Miraka, kto wie czy byliby ze sobą.
- Nie przesadzaj, jak zawsze zbyt uprzejmy! - pomachała w moją stronę Lorelei siadając tuz obok mnie.
- Więc co cię sprowadza do nas? - spytała Blue, podając mi kubek gorącej kawy. Właśnie, łatwo było przewidzieć, że posiadam ważny powód. W końcu nie okazywałem oznak życia przez dobre dziesięć lat.
- Chodzi o Rei - powiedziałem z powagą, obejmując naczynie w swoich drżących dłoniach.
- Zachorowała? - spytał zaniepokojony Jade.
- O wiele gorzej - powiedziałem przełykając ślinę z niesłychaną trudnością. - Chcę prosić was o pomoc,chociażby ciebie, Lorelei.W końcu pochodzisz z Japonii - spojrzałem na jej wsłuchaną minę. naprawdę jej zależało, tak samo jak reszcie. Tak wiec postanowiłem kontynuować. - Kira wrócił...

***

- Przepraszam, gdzie mogę znaleźć Kastiela? - spytałem menadżera czerwonowłosego. Nie myślałem, że kiedyś będę musiał prosić go po przysługę. Ogólnie mogłem się nie wybierać, ale tylko on może mi pomóc w tej sytuacji. Nie chcę nadwyrężać Lorelei ani Blue z Jade. Poza tym tylko on...
- Na prawo, drzwi z czerwoną klamką  - odpowiedział.
- Dziękuję - odpowiedziałem uprzejmie kierując się w wyznaczone miejsce. Rozglądałem się za czerwoną klamką, która zapewne była pomysłem samego Kastiela, to on uwielbia ten kolor. Ech, te czerwone włosy zbuntowanego Rockowca. Ileż to miałem przez niego problemów w szkole. jednak wielokrotnie mu pomogłem, a on mnie.
- Przestań, nie dotykaj mnie tam! Ach! Kastiel! - najeżyłem się niczym speszony kot, stojąc na przeciw drzwi, zastanawiając się czy powinienem je otworzyć właśnie w tej chwili. Dwuznaczna sytuacja? Nie sądzę, ale mogę się mylić. To przez Mirakę zacząłem wszystko wyobrażać w dość nieodpowiedni sposób. Na dodatek...
Wziąłem głęboki wdech i chwyciłem za klamkę, ale mimo wszystko nie byłem gotów na widok za nimi. Na widok Kastiela leżącego po między nogami Lysandera, który był cały czerwony ze wstydu.
- K-k-k-k-kAstieeeel?!?! - wydarłem się poczerwieniały widząc ich dość nietypową minę. Czerwonowłosy tylko syknął z niezadowoleniem i wstał otrzepując swoje kolana.
- No proszę, proszę, kogo tu do nas przywiało? - spytał z tą swoją specyficzną miną.
- Nathaniel, to nie tak...- zaczął tłumaczyć się chłopak, ale ja tylko zmarszczyłem zniesmaczony brwi i chrząknąłem.
- Chodzi o Rei - powiedziałem spoglądając na chłopaków, zaś ci od razu zamilknęli z tym poważną miną.
- Wchodź stary - powiedział Kastiel, a ja zrobiłem tak jak o to prosił.

***

- Naaathaaanieeeellll!! łiiii!!! - z przerażeniem spojrzałem na postać lecącą prosto na mnie i nim się obejrzałem wylądowałem na twardej ziemi z bólem głowy i mroczkami przed oczami. - Nathaniel! Nathaniel! Nathaniel!Nathaniel! - krzyczała jakby w trakcie płaczu. - muszę zrobić tobie zdjęeecia! - pisnęła siadając okrakiem na moim brzuchu i wyciągnęła żółty aparat z kieszeni. Blask flesza jeszcze bardziej mnie zdezorientował i zacząłem robić dziwaczne miny, na które dziewczyna zaczęła się śmiać.
- Amilka, proszę, zejdź ze mnie - powiedział w końcu po dłuższej chwili czując jak ucisk maleje. Usiadłem na chłodnej ziemi jej pracowni. Odkąd pamiętam, aż do teraz interesuje się fotografią, ale tym razem jako profesjonalistka. 
- Przepraszam, przepraszam, ale tak dawno cię nie widziałam, a co z Miraką? Jest tu z tobą? - spytała dostrzegając u mnie ten zaskok smutku.
- Masz całkiem ładny zbiór - wymusiłem uśmiech, spoglądając katem oka na wystawę zdjęć. Nieco dalej stala pułka z albumami i kilka aparatów, starych, służących zapewne za wspomnienia. Jeden z nich był różowy, taki sam jak ten, którym robiła fotografie Mirace.
- Nie potrafiłam się go pozbyć - powiedziała podchodząc do mnie i głaszcząc róg przedmiotu. 
- Nikt nie potrafi się pozbyć cząstki Miraki - odpowiedziałem z łagodnym uśmiechem wertując album z zdjęciami Miraki. Była taka piękna, pełna energii, chęci życia. Wesoła, przyciągała do siebie ludzi. Było w niej coś... niesamowitego.
- Więc w czym mogę służyć? - spytała przerywając dłuższą ciszę.
- No właśnie... - odwróciłem się w jej stronę.

***

- Miraka - westchnąłem ociężale siedząc w samochodzie i spoglądając na ten niekończący się korek.  - Nikt nie potrafi o tobie zapomnieć. Masz wspaniałych przyjaciół. Szkoda, że tego nie zauważyłem wcześniej. Kocham Cię i tęsknię - wyszeptałem z złamanym głosem, głaszcząc policzek ukochanej blondynki, tej słodkiej wariatki, która mnie rozśmieszała i zapełniała tą pustkę. Nie rozumiałem jej zakładu  tego starego zakładu, kiedy kazała mi wytrzymać bez siebie jeden dzień. Bez dzwonienia, bez widzenia się, ona mnie przygotowywała. Czuła, że ten dzień nadejdzie, a teraz...
-Dlaczego?! - wrzasnąłem zaciskając kurczowo pięść na zdjęciu. - Dlaczego do cholery ona, a nie ja?!?! To moja wina! To przeze mnie! Przez moją zdradę! Gdyby nie to, ona... ona... nadal by... żyła - spuściłem głowę, spoglądając na osobne kropelki pojawiające się na szybce, na podobiźnie Miraki. 
-Wszyscy mnie nienawidzą. Ojciec, przyjaciele, ja już nie daję rady - zacisnąłem powieki zdruzgotany. Chciałem zapaść się pod ziemię, ale nie mogłem. Miałem ciągle Rei, musiałem o nią zadbać, chociaż tyle jestem jej winny. Chociaż tyle mogę zrobić dla Rei i Miraki.
- Nathaniel, mój kochany Natusiu - zaskoczony spojrzałem przed siebie dostrzegając cienkie zarysy postaci blondynki. - Bądź silny kochanie. Rei na nas liczy - wyszeptała, głaszcząc moje lico i... zniknęła.