Statystyka

23.07.2012

8 Urlop

 *****

Tak dobrze mi się dzisiejszego dnia spało, że nawet wstawać nie miałam ochoty, ale ten hałas jedzącego Keia zbyt mocno mnie irytował żebym mogła być temu obojętna. Przetarłam zaspane oczy i wyjrzałam spod kołdry widząc czarnowłosego w samych gaciach.
- Obudziłeś mnie – burknęłam rozciągając się leniwie.
- Przepraszam.
- Nic nie szkodzi – pokiwałam przecząco głową zabierając mu kanapkę z ręki. - Dzięki – dodałam robiąc pierwszego gryza. - Pójdziemy dzisiaj na koncert Kastiela. Chcę sobie z nim porozmawiać.
- A wiesz gdzie i o której ma ten występ?
- Nie mam bladego pojęcia – odpowiedziałam z bananowym uśmiechem, a mój wzrok nagle automatyczni zszedł na niższe partie ciała Keia. Cała najeżyłam się jak kot robiąc buraka na twarzy i szybko schowałam się pod kołdrę. - Ubierz coś na siebie!
- Coś się stało?
- Tak! Ubierz coś! - powtarzałam czarnowłosemu aż w końcu dał się na to namówić i po ogarnięciu się wyszliśmy na miasto w poszukiwaniu wiadomości na temat koncertu znajomego ojca. - Hm... gdzie to można szukać?
- W gazecie nic nie pisało?
- Nie – pokiwałam przecząco bawiąc się w kieszeni breloczkiem od czerwonowłosego rockowca.- Powinno nam się udać. Może kogoś zapytamy? - zaproponowałam zatrzymując się niedaleko plaży. - Strasznie dzisiaj gorąco.
- Ale kogo? Ta, nie musisz mi o tym przypominać – westchnął ściągając koszulkę. - Tak lepiej.
- Niby dla kogo? - burknęłam spoglądając na jego klatę.
- Nie rozumiem – spojrzał na mnie dziwacznie, a ja sama myślałam już o rozebraniu się, ale to było nieprzyzwoite! Byłam w bieliźnie, a nie w stroju kąpielowym! Trzeba było to lepiej przemyśleć. Cholerka! Ten to ma dobrze! Ani okresu i latać może po mieście w samych szortach, a ja?! Co za niesprawiedliwość! Na dodatek nie mogę oderwać wzroku od jego klaty! Przecież to mój brat! Ale jakby się nad tym bardziej zastanowić, to nie mamy wspólnej matki... Nie! Ja...
- Isei – powiedziałam niespodziewanie na głos jego imię.
- Co mówiłaś? - spytał mnie Kei chwytając kilka gazet do rąk aby sprawdzić czy nie ma tam niczego o dzisiejszym koncercie.
- Nie nic. Masz coś? - zaglądnęłam mu przez ramię do gazety.
- Tak. Koncert odbędzie się dzisiaj o dziesiątej wieczorem nad... tą plażą – wskazał ręką na zaludnioną plażę. - Mamy jeszcze mnóstwo czasu.
- Faktycznie. Chodźmy więc popływać.
- Jak tam chcesz – wzruszył ramionami i pobiegliśmy prosto do lodowatej wody. Ciarki błyskawicznie przeleciały mi po ciele, a włosy stanęły mi dębem rozśmieszając Keia, który zanurkował przepływając mi pod nogami i gwałtownie wyrzucił mnie w górę. Wpadłam do wody mocząc się cała i zadławiona zaczęłam wypluwać ciecz.
- Zgłupiałeś?! Prawie zamarzłam! - warknęłam na niego z karcącym wzrokiem, a ten stanął z chwilowym namysłem i zaczął mnie chlapać. - Przestań! To nie jest śmieszne! - krzyczałam zakrywając się rękoma.
- To czemu się śmiejesz?
- Nie śmieję się!
- Śmiejesz!
- Nie prawda!
- Ależ prawda – chwycił mnie za nadgarstek przyglądając się ustom. - Jesteś fioletowa z zimna. Wychodzimy – stwierdził wiedząc dobrze, że nie o to chodziło, a o niezręczną sytuację, o to uczucie, które momentalnie zalęgło się w naszych głowach.
- Cholera! - krzyknęłam dotykając przemoczonych kieszeni.
- Co się stało? - spytał odwracając się do mnie przy brzegu.
- Telefon... - wyciągnęłam zmoczoną komórkę i walnęłam się w czoło. - Ja pierdziele.
- Ty to zawsze coś... -prychnął siadając na kamiennym murku, a ja rozkładając sprzęt na kawałki usiadłam obok czekając aż wszystko wyschnie.
- Miałaś zadzwonić do ojca.
- Hm... pomyślmy. Niby jak mam to zrobić?
- Masz tu butki telefoniczne.
- Nie pamiętam nawet własnego numeru – westchnęłam zerkając na suszącą się komórkę. - Dobrze, że nie był to portfel – dodałam po chwili namysłu zaczynając się z siebie śmiać. - Ja to mam pecha.
- Może masz to po matce?
- Czemu tak sądzisz?
- W końcu twój ojciec jest taki...
- Idealny? - pomogłam mu w poszukiwaniu odpowiedniego określenia. - Coś w tym jest – zaczęłam potakiwać aż wpadłam w trans.
- Boli cię głowa, że tak nią kiwasz?
- Ale jesteś wredny – pacnęłam go w głowę. - A gdzie masz swoją komórkę? Mogłabym z niej zadzwonić? Na pewno masz tam zapisany numer ojca.
- Został w hotelu.
- No to chodźmy. I tak zaraz trzeba będzie zjeść obiad. Ten czas tak szybko leci – wstałam poprawiając przyklejone do dupy spodnie i pozbierałam zdechłą komórkę wracając z Keiem do hotelu. Umyłam się po raz kolejny ubierając czyste rzeczy, a niebieskooki zaczął rozwieszać mokre ciuchy, kiedy ja z kolei zadzwoniłam do taty.
- Tak słucham?
- Tata?
- Rei. Czemu dzwonisz od Keia?
- Komórka mi zmokła. Co tam u was? Menadżer nadal wściekły?
- Wszystko dobrze. Brakuje mi cię trochę, a i menadżer... - zaczął, kiedy ktoś zabrał mu komórkę i wydarł się na cały głos aż musiałam odsunąć komórkę, bo bym normalnie ogłuchła. - Rei! Jak długo masz zamiar uciekać od obowiązków? Wiesz ile straciliśmy kasy przez odwołanie kilku koncertów?! Jestem wściekły!
- Spokojnie. Po zrobieniu kolejnych fotek wszystko się zwróci.
- Tu już nie chodzi o fotki! Prasa ciągle pyta, co się z tobą stało! Co ja niby mam powiedzieć?
- Przestań tak się wydzierać... - jęknęłam lekko przestraszone, kiedy nagle podszedł do mnie Kei i objął jedną ręką zabierając mi komórkę.
- Jeżeli masz jakiś problem, to zabieraj te swoje cztery litery i wynoś się, a my znajdziemy lepszego menadżera. Nie będziesz mi tutaj wyżywać się na Rei – warknął z groźnym głosem jak Rottweiler i rozłączył się wracając do rozwieszania ciuchów.
- Co to miało być? - spytałam po cichu samą siebie z niedowierzaniem jak przygadał temu kolesiowi w kiepskiej fryzurce.
- Nie wiem o czym mówisz.
- Nie udawaj głupa – oprzytomniałam słysząc burczący brzuch. - Cisza mi tam! - walnęłam się i zgięłam w pół trochę przesadzając z siłą.
- Jesteś głodna. Nic dziwnego, jest już pora obiadowa – sięgnął po portfel otwierając mi drzwi. - Idziemy czy nadal masz mi odstawiać ten koncert żabek?
- Mógłbyś sobie darować ten komentarz - burknęłam pod nosem wychodząc zgarbiona z mieszkania.
- Przecież nie miałem niczego złego na myśli, a z reszta zdrobniłem słowo żabki – zamknął drzwi na kluczyk i wyszliśmy na miasto do jakiejś tam restauracji. Droga nam strasznie się dłużyła, lecz nie mieliśmy wyjścia jak iść na pieszo, bo ten gamoń taksówki nie potrafił złapać! Weszliśmy do środka i znaleźliśmy sobie cichy kąt sprawdzając kartę Menu.
- To co sobie wybierzesz? - spytał bujając się lekko na krześle.
- Jeszcze nie wiem - burknęłam wyglądając znad karty. - A ty? - dodałam wpatrując się w rysunek spaghetti czekając aż coś sobie wybierze, bo mi głupio było odpowiadać jako pierwszej.
- Hm... chyba owoce morza – e... żebyście widzieli moją minę. Normalnie zatkało mnie! Ja tu takie coś, a on mi z owocami morza wyskakuje!Jeszcze pomyśli, że jestem jakimś żarłokiem! - Wybrałąś już coś?
- Nie – wybełkotałam czując jak na twarzy wypływają mi rumieńce, a ten z dziwacznym uśmieszkiem pochylił moją kartę zerkając gdzie leży mój palec.
- Od zawsze lubiłaś dużo jeść – powiedział to drań! Aż mi szczęka opadła!
- Ej! - warknęłam nadeptując umyślnie na jego stopę. Kei zgryźliwym głosem zacisnął zęby prężąc się z nagłego przypływu bólu, kiedy do podeszła do nas kelnerka.
- Co podać?
- Momencik – pomachał nerwowo dłonią z kwaśną miną próbując nie wrzeszczeć. - Owoce morza i Spaghetti, a do picia... niech będą cole – zmrużył oczy, a kobieta odeszła kreśląc coś w zeszyciku. - To bolało. Za co to było? - spytał zbliżając swoją pytającą twarz do mnie.
- Sam się domyśl – warknęłam krzyżując obraźliwie ręce. - Ja wcale tyle nie jem.
- Ah, rozumiem – z łagodnym uśmiechem opadł na siedzenie – Chodziło mi o to, że jesz normalnie, a nie wymyślasz z jakimiś mało kalorycznymi sałatkami i tym podobne.
- Ja cię zawsze zrozumie odwrotnie niż powinnam.
- Czyżbym nie wyrażał się jasno?
- Zbyt jasno – burknęłam opierając się o stolik. - Jestem taka głodna... wytrzaśnij mi coś do jedzenia. O, możesz z tamtego stolika – pokazałam ręką na stół obok z cieknącą ślinką na widok pizzy. - Jeść... jeść... - teraz to ja musiałam wyglądać jak zombi idące do światła, czyli pizzy.
- Rei, opanuj się – Kei szybko złapał mnie za skrawek spódniczki siłując się z moją żądzą jedzenia.
- Puszczaj! Ja chcę TĘ PIZZE!
- Ludzie na nas się gapią – warkną, kiedy poczułam równie szybko jak on iż mi materiał się rwie i błyskawicznie moja twarz wylądowała w talerzu sąsiada, a spódniczka... taaa. Miałam ją, a raczej jej pozostałości na tyłku w połowie widocznym dla wszystkich zgromadzonych. W dodatku miałam czarne gacie z koronki! AAA!!! - Rei... - zakrył poczerwieniałą twarz zostawiając luki pomiędzy oczami.
- Morda! - warknęłam zawstydzona po same uszy i wybiegłam z restauracji siadając na ławce spory kawałek dalej. Po pewnym czasie lekko zapłakana poczułam jak delikatny materiał opada na moją twarz. Ściągnęłam z siebie koszulkę widząc minę zatroskanego Keia.
- Zawieś sobie ją.
- A ty?
- Jestem chłopakiem. Mogę chodzić bez koszulki – odwrócił wzrok czekając aż zawieszę sobie w pasie jego bluzkę. - I jak?
- Prawie nic nie widać. Tylko że wyglądam jak wieśniak – okręciłam się na pięcie.
- Przecież ty zawsze... - przerwał widząc moją zabójczą minę mówiącą „Lepiej nie kończ”. - No to co robimy? Do domu mamy daleko przez twój spódniczkowy maraton.
- Wiem o tym. Ach... sama nie wiem. Przecież nie pokaże się całemu światu z gaciami na wierzchu.
- No teraz to już nie są tak bardzo na wierzchu.
- Cześć. Widziałam cię w restauracji – niespodziewanie podeszła do nas drobna dziewczyna. Bardzo ładna. Była trochę niższa ode mnie, ale za to posiadała piękne, ogniste włosy związane wysoko w kitę. Jej grzywka opadała lekko na oczy zmieniając kierunek na zewnątrz, aby ukazać delikatne piegi na policzkach. Odziana była w nietypowy skórzany strój jak u wojowniczki, a swoje chude ręce opierała na czarnej lasce. Jej złociste oczy nie wydawały się być negatywnie nastawione, ale mimo to miałam do niej mieszane uczucia. - To było niezłe! - nagle tak tajemnicza i mroczna postać wypierdzieliła mi taki słodziuchny tekst, że aż mnie zamurowało. - Nadal masz brudną twarz – dodała wytykając mnie palcem.
- Przyszłaś po coś konkretnego? - burknęłam z oburzeniem na tą entuzjastyczną osóbkę.
- Szkoda mi ciebie się zrobiło. Niedaleko mam dom. Mogę ci coś pożyczyć Rei.
- Skąd znasz moje imię?
- Przecież jesteś tą słynną piosenkarką. Tutaj w Mayami również jesteś sławna.
- Jednak nigdzie nie uciekniesz. Zawsze ktoś cię rozpozna – prychnął Kei.
- A ty lepiej zamilcz – fuknęłam. - Mam nadzieję, że wiele osób mnie nie zobaczy – zaczęłam poprawiać co chwilę koszulkę Keia.
- Nie. Pójdziemy przez prywatny parki będzie dobrze – wskazała nam drogę nucąc pod nosem jakąś melodię. Była naprawdę ciekawa, a zwłaszcza, że jej delikatny głos doskonale z nią współgrał. - Ach! Zapomniałam się przedstawić! Jestem Lunitari.
- Miło mi. Nas już znasz, ale w ramach przypomnienia. Rei, Kei – burknęłam zgarbiona, aby nikt nie widział mojej zirytowanej twarzy. - Daleko jeszcze?
- Z jakieś dziesięć minut. Za tymi drzewami – wskazała palcem na wysokie choinki. - A co tu właściwie robicie?
- Próbujemy zniszczyć mój świat – odparłam mając wrażenie, że zaraz ducha wyzionę.
- Serio? To fajnie.
- To był sarkazm.
- Twoich sarkazmów nie da się odróżnić od prawdy – dodał Kei klepiąc mnie po plecach. - Powinnaś dziękować Lunitari, że zechciała ci pomóc.
- Och wieelkie dziękiiii – rozprostowałam ręce na boki niczym jakieś galaretowate pajęczaki.
- Przepraszam cię za jej zachowanie, ale czasem ma swoje pięć minut – swoim cudownym uśmiechem Kei próbował nie urazić Lunitari moim zachowaniem. Ale co on miał na myśli, te moje pięć minut?!
- Nic nie szkodzi. Też taka kiedyś byłam – pomachała z szerokim uśmiechem ręką, kiedy mnie nagle olśniło.
- Momencik. Powiedziałaś, że to zamknięty teren i nikt tu nie chodzi. Czy my się do kogoś włamaliśmy?!
- Żeby tak od razu włamaliśmy – zrobiła dziwaczną minę jakby czegoś się wypierała. - Tylko poszliśmy na skróty.
- Więc jednak wkradliśmy się na czyjąś posesję! - wytknęłam ją palcem. Jaka ja genialna! Mogę teraz zostać detektywem! Muahahaha! Będę jak Sherlock... jak on miał? Mons?
- Jeśli o to chodzi, to na moją, a dokładniej na mojej rodziny – odpowiedziała wesolutko wyciągając nas z parku prosto przed niesamowity dwór oplatany urozmaiconą zielenią i pięknym jeziorem oplecionym kolorowymi kwiatami. Za pałacykiem, który jak mniemam był jej mieszkaniem słychać było pasące się na zewnątrz konie.
- Musisz mieć sporą rodzinkę – pomyślał głośno Kei, a ja i tak nie byłam nadal wstanie nic powiedzieć.
-Tak, to prawda, ale są oni obecnie we Francji. Stamtąd pochodzę – podeszła z nami do drzwi przed którymi stał lokaj.
- Witam z powrotem panienkę Diane Lunitari Sourire.
- Hę?! - wytrzeszczyłam oczy. - Jak ci to się w dowodzie zmieściło?!
- Mam swoje sposoby – mrugnęła rozbawiona okiem. - Zapraszam do środka – wpuściła nas przodem, a ja tam prawie padłam z wrażenia. Widziałam bardzo wiele pałaców i tak dalej, ale przy tym się chowają. Wchodząc do środka złociste barwy mebli i koralowe firany błyszczały świeżością dodając uroku rozwieszonym obrazom rodziny Lunitari. Nie tylko ja byłam mile zaskoczona tym widokiem, sam Kei czuł się nie tyle co mały lecz zagubiony. - Sam zaprowadzi was do mojego pokoju, a ja do was dołączę tylko poszukam jakiegoś stroju na Rei -pomachała nam na krótką chwilę nieobecności, a mężczyzna w Garniaku zaczął wspinać się po schodach kierując nas do nieco skromniejszego pokoju, który wyglądał całkiem inaczej niż się tego spodziewałam.
- Wygląda jak u zwyczajnej nastolatki – odezwał się Kei oglądając przyklejone do ścian plakaty. - Spójrz, ma nawet jeden twój – wskazał na obrazek.
- Widzę. Ten pokój jest... - usiadłam na łózko topiąc się w nim niespodziewanie.
- Zwyczajne? - dokończył spoglądając na mnie z rozbawieniem. - Utknęłaś w łóżku? - prychnął zasłaniając usta ręką.
- Weź mi pomóż się wydostać, a nie! - warknęłam wierzgając nogami, co go jeszcze bardziej rozbawiło, ale ja niczego zabawnego w tym nie widziałam! - No ciągnij mocniej! - wrzeszczałam zawstydzona, kiedy niebieskooki szarpał mnie za ręce. - No mocniej mówię!
- Przecież się staram!
- Za mało! Ciągnij!
- Urwę ci ręce!
- A gó... - warknęłam, gdy czarnowłosy poślizgnął się na tapczanie i wylądował na mnie. - Keeeeiiii... - dodałam z śmiertelnym spojrzeniem, a ten poruszał dłońmi czując coś dziwnego. Zerknął pod spód i zrozumiał iż obmacywał moją dumę!
- Ja nie chciałem! - czerwony jak burak wstał machając nerwowo rękoma.
- Niech ja tylko wyjdę...!!! - zaczęłam sama wyciskać swój tyłek z łóżka.
- Naprawdę było to niechcący! Nic nie mam do twoich piersi. Są fajne... - przerwał uświadamiając sobie, że zdołałam wygrzebać się z wodnego łóżka i chwyciłam za lampkę nocną.
- Kei... JUŻ NIE ŻYJESZ!!! - z diabelskimi oczyma goniłam go po pomieszczeniu wymachując przedmiotem gdzie popadnie byle trafić w czarnowłosego jak najmocniej.
- Przecież mówiłem, że nie chciałem! -wrzeszczał przerażony, a do środka weszła Lunitari z zaskoczoną miną trzymając w rękach jakieś ciuszki.
- STOP! - oznajmiła pojawiając się błyskawicznie przede mną i wyszarpując mi narzędzie zbrodni rzuciła mnie na łóżko aż wydałam z siebie dziwny okrzyk.
- Łooouu – glebłam na sam środek podskakując niczym na trampolinie z wytrzeszczem w oczach jak ich mało. - Co to było? - zerknęłam na bananowy uśmiech rudowłosej.
- Ale co?
- No to zium i srum, to co ze mną zrobiłaś – gestykulowałam rękoma ciągle nie mogąc się uspokoić po tej traumie. Sam Kei ciągle stał w bezruchu z otwartą gębą. - To do normy nie należy. Rzuciłaś mną jak jakimś piórkiem! A lekka to ja nie jestem.
- Wiem - burknął pod nosem niebieskooki napotykając moje groźne spojrzenie. - Już nic nie mówię.
- Prawidłowo – potaknęłam biorąc do rąk dziwny materiał, który wydawał się być baaardzo długi. - Co to za ubranie? - rozprostowałam ciuch spoglądając na kremową sukienkę. - No chyba nie.
- Wybacz, ale nic więcej nie znalazłam w szafie mojej siostry, a moje ciuszki będą za małe na ciebie. Chyba, że chcesz dalej chodzić w tym co masz – wskazała palcem na porwaną spódniczkę ledwo trzymającą się na moim tyłku. - Poza tym na scenie zawsze chodzisz w... no wiesz. Wyzywających strojach.
- Ale to co innego – zastanowiłam się przez chwilę spoglądając na odzież. - Zaraz wracam – westchnęłam ciężko chowając się za złotooką Lunitari tak aby Kei nie mógł niczego zobaczyć.
- Przyniosłem czerwoną herbatę – do pokoju zaglądnął lokaj z tacką pełną filiżanek z gorącym napojem i wyszedł pozostawiając porcelanę na stoliku.
- Od razu lepiej, proszę bardzo – uśmiech ciągle nie schodził z twarzy Lunitari, która podała mi filiżankę. - Poczekaj, tylko ci zwiąże włosy – dodała chwytając brązową wstążkę. - No proszę, o wiele lepiej. Tak to nic na oczy nie widziałaś – poklaskała w swoje dłonie podając picie Keiowi. - Słodko wygląda, co nie? - szturchnęła go w bok z chytrą miną zauważając jego wylewające się rumieńce na twarzy.
- Um – potaknął głośno połykając ślinę i szybko wziął się za picie herbaty. - A! Gorące! - wystawił język machając do niego dłońmi.
- Ostrożnie, bo jeszcze nie będziesz wstanie używać jego – mrugnęła do niego okiem z rozbawieniem. - Więc, co macie w planie?
- Chcę spotkać się z Kastielem. Dawno temu spotkałam go i wyglądał na osobę, która bardzo dobrze znała moją matkę – posmutniała wzięłam łyk herbaty oglądając swoje odpicie w jej zburzonej tafli. - Nie chcę ciągle czekać aż ojciec zbierze się do całości i mi o niej opowie. Wiem tak mało o niej, a on sam nie jest wstanie nawet oderwać się od pracy. Nigdy nie widziałam go z inną kobietą.
- Łał – powiedziała głośno po chwili ciszy. - No to mamy misję do wykonania! - wstała niczym super bohater w pelerynie. - Mamy jeszcze godzinę do jego występu, a to niedaleko, więc może zagramy w butelkę? - spytała z niepokojącym spojrzeniem jakby miała coś w swych planach.
- Sam nie wiem – ha! Nawet Kei to zauważył! - Trochę się boje twoich pomysłów – zerknął na uradowaną Lunitari, która już trzymała w dłoniach butelkę. Kiedy niby ona ją wzięła i skąd wytrzasnęła?! - Wyglądasz na bardzo... żywiołową osóbkę – wymusił na sobie uśmiech, kiedy rudowłosa posadziła nas zaczynając kręcić.
- Ha! Wyszło na ciebie Rei! Prawda czy wyzwanie?
- Em... pytanie na początek – odpowiedziałam spoglądając na rozbujaną z radości dziewczynę.
- Szkoda – zrobiła słodką minkę. - Chodzą pogłoski iż masz chłopaka, czy to prawda?
- Nie mam chłopaka – zawstydzona chwyciłam butelkę natrafiając na Keia. - Pytanie czy wyzwanie?
- Niech będzie wyzwanie – ale jest odważny, hehehe. - Tylko jakieś wykonalne.
- Przecież ja tylko takie daje.
- Za każdym razem, kiedy graliśmy w butelkę kazałaś mi robić rzeczy, które mogą zrobić wyłącznie super bohaterowie z kreskówek.
- Nie moja wina, że wyglądałeś jak super bohater.
- Hm...? - zmierzyła nas dziwacznym spojrzeniem. - To co z tym wyzwaniem?
- Ach tak. Masz stanąć na dwóch rękach.
- A nie mówiłem – westchnął ciężko wykonując mój rozkaz. - Cud, że umiem - dodał kręcąc butelką. - Lunitari.
- Prawda!
- Czemu chciałaś nam pomóc?
- Zrobiło mi się smutno, a zwłaszcza, że to moja idolka! To zbyt łatwe Kei, powinieneś bardziej się wysilić zwłaszcza, że... - przerwała, gdy butelka zatrzymała się na nim. - Ja miałam coś lepszego w zanadrzu – AAA!!! Co to za złowieszczy uśmiech?! - Prawda czy... wyzwanie? - uśmiechnęła się szyderczo oczekując odpowiedzi zdezorientowanego i przestraszonego niebieskookiego.
- Co jest lepsze? - spytał przełykając głośno ślinę.
- Żadne, to zależy z której strony spojrzysz – zachichotała, a ja normalnie miałam ochotę gdzieś się przed nią schować.
- Wyzwanie – odpowiedział czując iż będzie tego żałował.
- łohohohohoho – zarechotała zakrywając dłonią lekko roześmiane usta. - Pocałuj Rei - dodała z cwaniackim spojrzeniem i szerokim uśmieszkiem bazyliszka. Ona planowała to od samego początku!
- Ccco?! - wzdrygnął się cały biedaczek. - To chcę pytanie!
- Jak tam chcesz, kochasz Rei?
- Dobra, dobra, wyzwanie, wolę wyzwanie! - nerwowo zaczął machać rękoma chwiejąc się na wszystkie strony. - A gdzie? W policzek?
- No coś ty – machnęła dłonią odwracając wzrok.
- W www usta? - spytał jeszcze bardziej czerwony.
- W uszko – szepnęła z tajemniczym uśmieszkiem. - W czułe miejsce Rei – dodała z cichym chichotem. - Pewnie zastanawiasz się skąd to wiem, a o to i moje źródło wiedzy! - wyciągnęła spod łóżka gazetkę „Dark Angel”, a pod spodem małym drukiem „wszystko o jej członkach i ciekawostki z ich życia”. Hęęę?!?!?! Nawet nie wiedziałam, że takie coś zostało wydane!!!
- Skoro tak mówisz – wybełkotał zakłopotany powoli się do mnie zbliżając. - Będę delikatny – szepnął mi przed samym uchem aż mi dreszcze przeszły! On nie jest delikatny! Przecież to moje wrażliwe miejsce, a ten jeszcze mi w nie ciepłym oddechem dmucha! On jest coraz bliżej, jego wargi są coraz bliżej, aż mi gorąco się robi!
- Mua – musnął moje ucho lekko podgryzając zębami aż mi takie ciary przeszły, że włosy mi dębem stanęły! To mój brat... - Rei? - przecież to mój brat... - Spójrz co narobiłaś – powiedział nadal czerwony jak burak widząc mnie leżącą na ziemi.
- To ty ją przecież całowałeś. Muszę sobie zanotować. Baaardzo wrażliwa na uszy.
- Skończmy lepiej tą grę.
- Nie ma sprawy i tak musimy już się zbierać – wzruszyła ramionami jakby nigdy nic się nie stało, a ja nadal nietomna leżałam licząc gwiazdki latające przed moimi oczyma! - Tylko pytanie, kto ją weźmie? - wskazała na mnie kciukiem.
- Ja – westchnął pomagając mi wstać. - Dasz radę ustać?
- Taaa. Ha, ha, ha, kra...kra...kra...
- Aż tak to źle przyjęła? Gdybym wiedziała, to nie kazałbym ci tego robić, wybacz Rei.
- Taaaa.... - odpowiadałam krótko z drżącym głosem i głupkowatym spojrzeniem.
 
Ciemne niebo było nadzwyczajnie czyste od chmur pokazując lśniące gwiazdy, lecz nie na nie byli dziś wszyscy skupieni, a na śpiewającego Kastiela z jego kapelą. Fani gwizdali i skakali w rytm muzyki towarzysząc czerwonowłosemu przy śpiewających słowach.
- Jak chcesz się do niego dostać? - spytał Kei przeciskając się przez tłumy.
-To nierealne – skomentowała Lunitari robiąc krótki postój. - A wy po co się za ręce trzymacie? - spytała z błyskiem w oczach.
- He?! Żeby się nie zgubiła – czarnowłosy prędko zabrał swoją rękę, a szkoda, bo było miło. W końcu to mój brat i nie ma niczego w tym złego, prawda? PRAWDA?!?!
- Naturalnie – burknęła coś pod nosem. - No to jak? - wyprostowała się niczym kot opierając ręce o biodra. - Zaraz skończy śpiewać i nam ucieknie.
- Sama nie wiem – odpowiedziałam z zamyśloną miną głaszcząc w dłoni breloczek. - Marzenie... - szepnęłam czując na sobie spojrzenie Keia nawet jeśli spoglądał teraz na scenę, to miałam wrażenie iż ciągle mnie obserwuje. - Ale muszę się z nim spotkać! To moje marzenie! -krzyknęłam nieświadomie bardzo głośno zwracając na siebie zbyt dużą uwagę.
- Przecież to Rei Yunoroki!
- Rei! Kocham cię Rei!
- Daj mi swój autograf!
- Uaaah! To ta cudowna Rei z Dark Angel!
- I po co ci to było? -burknął pod nosem Kei. - To był ten twój plan?
- Nie do końca – zaśmiałam się nerwowo, kiedy nacierany tłum zaczął odciągać ode mnie przyjaciół. - Kei! Lunitari! Pomóżcie mi!- krzyczałam wyciągając do nich ręce, ale i nawet braciszek nie był wstanie mnie dosięgnąć. Nawet jego ręce...
- REI!
- Nie damy rady, jest ich za wiele.
- Hm...? - niespodziewanie zauważyłam spojrzenie Castiela wprost na mnie. - Dajcie ją tu do mnie – z uśmiechem dał znać ręką i fani zrobili tak jak o to ich prosił. - Ależ ty wyrosłaś – prychnął gładząc mój policzek. - To córka mojego znajomego, jak widać ma większe powodzenie ode mnie. Jak zwykle. Poszła po matce – dodał roześmiany. - Lysander, co zapodamy dla tej piękności? - spojrzał na białowłosego towarzysza.
- Niech sama coś nam zaśpiewa – odpowiedział spokojnym uśmiechem poprawiając w dłoni mikrofon. - Oby tylko nie miała tego talentu po matce, bo nam uszy zwiędną.
- Raczej odpadną – buchnął śmiechem dając mi mikrofon. - coś znanego aby nam kapela się nie pogubiła- mrugnął do mnie okiem. - Spokojnie, co to za przerażona minka? Nie raz w końcu już śpiewałaś.
- Nie przyszłam śpiewać tylko z tobą porozmawiać.
- Zaśpiewasz, to pogadamy – dodał klepiąc mnie po głowie jak w zwyczaju miał to robić mój ojciec.
- Witajcie kochani – wymusiłam na sobie uśmiech słysząc gwizdy rozszalałego tłumu. - Nie za bardzo wiem, co mam właściwie zrobić...
- Zaśpiewać!
- Ta, dzięki za pomoc nieznajomy.
- Ginta jestem, już się znamy.
- Taaa, hehehe. Więc.. chyba każdy zna Make it Rock. Przeważnie śpiewają to chłopcy z mojej kapeli, ale chyba dam radę – odwróciłam się do kapeli. - Znacie nuty?
- Jasna sprawa – pokazał mi kciuk do góry Castiel. - Zaczynaj – chwyciła za gitarę. - Dajemy czasu!?
- Taaak! - odkrzyknęła widownia, a ja zaczęłam szaleć na scenie. Po całym tym przedstawieniu zeszłam tyłami wraz z starymi dziadkami, czyli kapelą rockowca prosto do ich limuzyny. Usiadłam wygodnie przy otwartych drzwiach zastanawiając się od czego tu zacząć.
- Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś się spotkamy – odezwał się uradowany Kastiel podając mi szampana.
- Nie piję – odpowiedziałam biorąc do rąk kieliszek. - Chciałam abyś mi coś opowiedział o mojej matce.
- Porządna jak swój tatusiek. No wiec, co dokładnie chciałabyś wiedzieć? - prychnął rozkładając ręce na oparciach.
- Jak najwięcej. Wiem, że uwielbiała zwierzęta i chciała zostać weterynarzem no i... kilka innych drobnostek.
- To gadaj se z Lysanderem. Był chłopakiem twojej matki. Dal mnie jak zwykle była wredna niczym szatan wskazał na kolorowookiego chłopaka.
- Nie byłem z nią zbyt długo. Była bardzo miła i uprzejma. Mimo to była wstydliwa, ale maskowała to swoją odwagą, ale nigdy nie zapomnę tej wybuchowej mieszaknki energii.
- O tak. Hahaha! Dawała popalić nie jednej osobie -poklepał z rozbawienia po plecach Castiel kumpla. - Nigdy nie potrafiłem jej ogarnąć. Co za wariatka. Zawsze uganiała się za kotami. Nie umiała przejść obojętnie obok żadnego z nich.
- A ile razy to się skończyło podrapaniem, hehehe.
- To fakt. Hahaha. Faceci ją uwielbiali. Musiała ich od siebie odganiać – słuchałam uważnie roześmianych mężczyzn jakby jakaś dzika, świeża i odświeżająca energia życiowa w nich wstąpiła wspominając moją matkę. Byłam taka szczęśliwa, moja matka była wspaniałą osobą, kiedy nagle ich miny posmutniały.
- Ale mimo to była samotna aż za bardzo...
- Prawda. Wiecznie uśmiechnięta blondyneczka z przerażonym i przygnębiającym spojrzeniem, którego nie potrafiła ukryć.
- Ukrywała swoje zmartwienia by nie martwić przyjaciół. Zawsze sama próbowała rozwiązywać swoje problemy... - zaległa nagle martwa cisza, a mnie aż w piersi zakuło.
- No nic! - klasnął niespodziewanie w kolana czerwonowłosy. - Mamy jeszcze kilka koncertów, więc musimy się zmywać. Masz jeszcze jakieś pytanie? - uśmiechnął się szeroko.
- Kim tak naprawdę była moja mama? - zapytałam wychodząc z nimi na zewnątrz.
- Aniołem – odpowiedział z łagodnym spojrzeniem wdrapując się z powrotem na scenę. - Z czarnymi skrzydłami samotności – dodał coś niezrozumiałego aż nie mogłam go usłyszeć.

*****

Kolejna pobudka w hotelowym pokoju dawała mi wiele do myślenia. Doszłam do wniosku iż moja mama była niesamowitą osobą, która do tej pory dawała otuchy swoim przyjaciołom. Została w ich sercach aż do teraz i nawet starając się ukryć swoje zmartwienia pokazywała je jeszcze bardziej niż tego chciała. Była energiczną dziewczyną korzystającą z życia jak najlepiej potrafi, a ja... żyję w całkowicie inny sposób. Zamartwiam się o ojca ignorując go aby w końcu coś pojął w tej swojej głowie, że jest nie tak z naszymi stosunkami. Zamiast spełniać swoje marzenia skupiłam się na karierze, którą miałam jak w banku, ale ona mnie straszliwie męczyła.
- Kei – szepnęłam słysząc jego szelesty w kuchni i zaczęłam się przebierać. - Co myślisz o mojej pracy?
- Jesteś w niej bardzo dobra – odpowiedział zajęty robieniem śniadania.
- Nie o to mi chodzi.
- A o co?
- Czy powinnam być piosenkarką?
- Masz talent do śpiewania, a publiczność cię uwielbia, ale jednak jestem odmiennego zdania. Przez to wszystko nie zaznałaś nastoletniego życia. Nie wiesz co to szkoła, prawdziwi znajomi.
- Tak sądzisz? - spytałam zakładając ostatniego buta i zaglądnęłam do niego.
- Tak – potaknął spoglądając na mnie z boku. - Zrobiłem śniadanie i kawę.
- Jak miło – usiadłam na swoje miejsce.
- Założyłaś soczewki?
- Tak. Jak będę miała brązowe oczy, to nie powinni mnie tak łatwo rozpoznać. Spędzimy dzisiejszy dzień na plaży? Zostało nam tylko pięć dni.
- Jak chcesz. Uszykuję się, a ty zjedz śniadanie.
- Um – potaknęłam obserwując go jak zajmuje się swoją pracą. Lubiłam od zawsze spoglądać na pracującego Keia. Był taki skupiony na swojej pracy, że pewnie nie zauważyłby nawet mojego zniknięcia, ale za to go uwielbiałam. Potrafił wszystko. Nie ważne o co bym go poprosiła, on i tak bez marudzenia spełniał moje zachcianki.
- Jestem gotowy, a ty? - zarzucił plecak na ramię widząc nie tknięte kanapki na stole. - Czemu nic nie zjadłaś?
- Nie jestem głodna.
- Zbieraj manatki i idziemy. Żebyś mi tylko potem nie marudziła, że głodna jesteś.
- Dobze bobze – odpowiedziałam radośnie idąc w podskokach za Keiem.

- Chodźmy popływać! - mówiłam zirytowana ciągnąc za rękę brata aby w końcu wstał z tego ręcznika.
- Nie mam ochoty, idź sama.
- Ale ja chcę z tobą!
- Ale ja nie chcę!
- Proszę – puściłam jego nadgarstek lekko się rumieniąc. - Boję się, że utonę.
- Nie umiesz pływać?! - zaskoczony wytrzeszczył oczy, a ja go palnęłam w tą czarną czuprynę.
- Może głośniej?!
- Wybacz. Trzeba było tak od razu – wstał masując obolałe miejsce i razem weszliśmy do zimnej wody po samą szyję. Straszliwie się bałam i nie byłam z tego faktu zadowolona, bo wystarczyło lekkie osunięcie się piasku i już bym tonęła. Rozpaczliwie trzymałam Keia jak najbliżej siebie plącząc ręce wokół jego szyi. - Aż tak bardzo się boisz? - spytał troskliwym głosem.
- Co za głupie pytanie?! Przecież nie umiem pływać!
- Mogę cię nauczyć, to proste. Chwyć mnie za ręce i machaj z całych sił nogami – niepewnie zrobiłam jak tego chciał i poruszając nogami poruszałam się przed siebie prosto za Keiem.
- To nie takie trudne.
- No widzisz? A teraz sama spróbuj.
- Nie! Nie czuję dna! - zaprotestowałam znów oplątując go rękoma i nogami.
- Rei... to trochę krępujące – burknął odwracając wzrok z rumieńcami na policzkach.
- Przecież wiem, ale ja dna nie czuję! - wtuliłam się mocniej. Nie ma co! Jak utnę, to z nim!
- Tam jest skalista wysepka. Jest bliżej niż brzeg – przesunął mnie na plecy. - Tylko trzymaj się mocno – dodał płynąc do piaszczystej wyspy otulonej do koła wysokimi murami skał. - Czemu poruszyłaś ten temat z rana?
- He? A ten. Zastanawiałam się nad szkoła medyczną.
- Przyjmą cię? Miałaś słabe oceny.
- Wiem, dlatego nie liczę na nic wielkiego. Chcę zostać weterynarzem i pomóc ojcu w pracy.
- Rozumiem. Więc kiedy będziesz ją zaczynać?
- Jak tylko wrócę z urlopu – odpowiedziałam uśmiechnięte,kiedy to Kei zatrzymał się przy brzegu. - Kei? Wszystko gra?
- Będziemy jeszcze rzadziej się widywać niż zwykle – wstał wychodząc z wody i usiadł obok skalistego muru w środku wysepki, która miała w środku mała zatoczkę. - W dzieciństwie zawsze trzymaliśmy się razem.
- Fakt – potaknęłam siadając naprzeciwko niego i objęłam na pocieszenie. - Ale nie zamierzam przestać cię widywać. W końcu jesteś moim bratem.
- A jeśli bym nim nie był?
- Ale jesteś.
- Wiem, ale gdyby jednak nie. Zechciałabyś się ze mną spotykać?
- Co masz na myśli? - spojrzałam na niego pytająco, a ten przewrócił mnie na ziemię wpatrując w moje brąz soczewki.
- Ja naprawdę nie potrafię tego znieść – wyszeptał z zmarszczonymi brwiami jakby się powstrzymywał przed czymś i nagle mnie pocałował prosto w usta. - Myśli, że mogę być wyłącznie twoim bratem. Jesteś dla mnie zbyt ważna abym na to zwracał uwagę. Spędzenie z tobą tego czasu w Mayami jest dla mnie najtrudniejszą rzeczą. Wiecznie powstrzymuję się od tych pragnień, których nie może zrobić brat. Czemu... nie lubisz mnie?
- Lubię i to bardzo, jak brata. Jesteś moim bratem.
- Nie mamy przecież wspólnej matki.
- Ale ojca. Wiesz jaką musiałby traumę przeżyć na taką wiadomość?
- On nawet nie wie, że jestem jego synem. Rilan nic mu nie powiedziała o mnie. Gdyby wiedział, to z całą pewnością zabroniłby mi się z tobą spotykać. Nie widzisz tego? On nie patrzy na mnie jak na syna.
- Nie Kei. Nie mogę.
- Czemu? Powiedz mi czemu?
- Bo jesteś moim bratem – spojrzałam na jego przygnębioną minę. To było coś więcej, wyglądał jakbym złamała mu serduszko.
- To nie jest prawdziwy powód tylko pretekst. Czy to Isei? Czy to on jest tym powodem? - odwróciłam wzrok nie chcąc widzieć jego miny. - Więc jednak – zdruzgotany wstał zemnie opierając się o skały. - Już nic nie muszę więcej wiedzieć. Ten idiota zawsze miał szczęście.
- Nie mów tak!
- Jak?! Uciekł i nawet nie wrócił. Złamał zwyczajnie obietnicę. Od zawsze był niedojrzałym dzieciakiem, rozbójnikiem! Z nikim się nie liczył!
- Nie mów tak! Nic o nim nie wiesz!
- Ty tak samo!

Po niemiłej kłotni z Keiem wróciliśmy w milczeniu i z spuszczonymi głowami do hotelu bojąc się do siebie nawzajem odezwać. Nic w tym dziwnego skoro nie podzielam jego punktu widzenia i nie darzę go tymi samymi uczuciami, co on do mnie. Od początku był moim przyjacielem i nikim poza tym. Jako pierwszy wszedł do środka, kiedy mnie zatrzymał mały czarny kwiatek w rogu drzwi i od razu przypomniał mi się mały, czarny, ten sam kwiat wpięty w torbę brązowowłosego, gdy wyjeżdżał.
- Isei... - szepnęłam sięgając po roślinkę i ostrożnie schowałam ją do kieszonki. - Wezmę prysznic – oznajmiłam od razu znikając w łazience i włączyłam prysznic oglądając dokładnie prezent na powitanie.
- Isei... jednak wróciłeś...
*****
 
Drzemałam sobie słodko wtulona w puszystą i jakże miękką pościel, kiedy coś mi zaczęło dziwnie stukać w szyby od balkonu. Raz, dwa, trzy, no jeny! Co to jest?! Albo ktoś sobie jaja robi, albo nie wiem co.
- Kto tam?! - warknęłam wychodząc na balkon i kolejny kamyczek walnął mnie w ramię. - Auć. Co za patafian...?! - spojrzałam w dół nie wierząc własnym oczom. Stał tam piękny chłopak z bujnymi włosami o brązowym odcieniu i lśniących srebrzyście oczach, które łagodnie się do mnie uśmiechały z nutką ironii. - Isei... - wyjęknęłam z radośni nie wierząc własnym oczom. - A jednak to byłeś ty – dodałam, gdy silniejszy powiew wiatru podniósł moją białą sukienkę nocną.
- Całe szczęście, że masz gacie inaczej nie zniósłbym tego widoku - zachichotał szyderczo poprawiając plecak na ramieniu.
- Jak zwykle ubierasz swoje słowa nadzwyczaj brutalnie – warknęłam podtrzymując rękoma materiał.
- Przecież wiesz, że robię to z miłości do ciebie – dodał, a ja lekko się zarumieniłam.
- Zapomniałam jeszcze o twoim kochanym sarkazmie – opanowałam swoje zawstydzenie sprawdzając czy Kei nadal śpi. - Co tu robisz?
- Jak to co? Wracałem do miasta, kiedy dowiedziałem się, że uciekłaś do Mayami, więc jestem.
- Co tu robisz? - powtórzyłam pytanie z groźniejszą miną.
- Przyszedłem spełnić swoją obietnicę – odpowiedział z mniejszym uśmiechem. - Dowiedziałem się również o losie mojej matki...
- Przykro mi Isei...
- Przecież wiem. Tobie zawsze jest przykro. Dalej będziesz tak chrapać czy pójdziemy się przejść?
- Nie mogę. Kei jest w środku.
- Zdradzasz mnie z Keiem? - prychnął z cwaniacką miną.
- To nie śmieszne. Nie żartuj sobie z tego.
- Pokłóciliście się?
- Nie widać?
- No właśnie tak patrzę, że jakaś taka nabuzowana jesteś bez powodu.- ja ci zaraz kurna dam nabuzowaną. Sam jesteś dziwakiem. Kurde zjawia się mi tutaj nad świtem i wali kamyczkami, a potem puszcza suchary, że aż nie wiem, czy się śmiać czy płakać. - Skoro nie jesteś w humorze, to zaglądnę kiedy indziej. Obiecaj, że do te pory nie zrobisz nic głupiego – odwrócił się mrugając jednym okiem. - To jak?
- Khe – prychnęłam wracając do środka, aby spojrzeć ostatni raz jak spogląda w okno powoli odchodząc, a potem padłam na łóżko cicho szlochając. Tak nagle się zjawił, Isei, mój ukochany, który został wyłącznie najlepszym przyjacielem z dzieciństwa, a teraz pojawił się by móc znów odejść i dać mi kolejne powody do zmartwień. Jak ja tego u niego nienawidziłam. Ruszał w świat z podniesioną głową i nadal to robi nie bojąc się niczego. Nie wiem kim jest, jak zarabia pieniądze, co robił i co pragnął osiągnąć i czy w ogóle udało mu się to zdobyć, czy odnalazł odpowiedzi na swe pytania. Tyle nowych pytań i zmartwień, które przez dłuższy czas zostaną bez niczego. Zdobić będą je wyłącznie znaki zapytania jak teraz, dopóki znów się nie pojawi na dłuższą chwilę.

Nowego dnia poszliśmy do Lunitari zapominając o kłótni. To było najlepsze wyjście, bo i tak byliśmy na siebie skazani jeszcze przez kilka dni i gniewanie się niczego by nie zmieniło, a wyłącznie pogorszyło. Od razu lokaj nas miło powitał przygotowując kolejny dziwny kolor herbaty i ciasteczka w kształcie głów kotków aż szkoda było je jeść.
- Muahaha! - spoglądałam na rozweseloną Lunitari, która przekroiła kawałek kociego ciasta z którego wypłynęła czekolada niczym krew z głowy kota. - I już po nim.
- Jesteś przerażająca – wzdrygnęłam się wyobrażając sobie jak robi to samo prawdziwemu kotu. - Właściwie czemu tu wszędzie tyle kocich ozdób i jedzenia? Nawet filiżanki są z kocimi łapkami – ale spostrzegłam po czasie. Ja to mam spostrzegawczość jak mało kto, hehe.
- Dzisiaj są urodziny mojego najstarszego kocura, Lukasa.
- Robisz taką imprezkę dla kota? - zdziwiona niemalże zakrztusiłam się łykiem herbaty.
- Naturalnie, a wy nie?
- Ja nie mam kota tylko psa – odpowiedział Kei, a ja przemilczałam swoją odpowiedź, bo Woldemorcik jak tylko mnie usłyszy, to ucieka na kilometr i nawet nie wiem dlaczego.
- A co z tobą Rei?
- To bardziej skomplikowane – odpowiedziałam z głupkowatym uśmieszkiem drapiąc się po głowie. Nie mogłam się przyznać, że Tofik się mnie boi. To byłby wielki wstyd, chyba.
- Hm... znalazłam coś bardzo uroczego w szafie mojej siostry – na twarzy rudowłosej nagle pojawił się TEN uśmiech nie wróżący niczego dobrego, bynajmniej dla mnie. - Zakładała zawsze na bankiety i inne istotne uroczystości – wyciągnęła szybko z szafy koralową suknię zza której wystawał jej szatański uśmiech.
- Nie! - zrobiłam obronną postawę biorąc do rąk podchodzącego kota. - Odłóż to inaczej kotek dednie!
- Zostaw kota! On nic ci złego nie zrobił!
- Skąd mam wiedzieć?! Może dzięki niemu wpadłaś na ten idiotyczny pomysł?!
- Znowu się zaczyna - westchnął ciężko Kei, a ja w drodze ucieczki przed Lunitari rzuciłam w niego kotem.
- Tylko jej go nie oddawaj! - krzyknęłam wybiegając z pokoju prosto przed siebie przez niekończący się korytarz. Z pcozątku schowałam się w kuchni jak w jakiejś restauracji, ale lokaj mnie wydał mimo wszystko i musiałam spieprzać dalej w długą aż w którymś momencie wpadłam jak burza do pokoju z okrągłym stołem wokół którego siedzieli dziwnie ubrani ludzie.
- E... hehe, siemaaa? - uśmiechnęłam się głupkowato poprawiając swoją pogniecioną bluzę. - No ten teges, no... em... widzę, że zajęci państwo, więc nie będę przeszkadzać. Bawcie się dobrze! - zasalutowałam i zamknęłam szybko za sobą drzwi widząc dziwaczną minę Lunitari. Lunitari?! - Ułaa! Skąd ty się wzięłaś?!
- Przecież biegłam za tobą – buchnęła śmiechem łapiąc mnie pod pachę. - Żebyś ty się widziała. Hahaha – roześmiana zaprowadziła mnie do swojego pokoju gdzie znudzony Kei bawił się z kotem. - Żałuj, że nie widziałeś tego! - nadal nie mogła powstrzymać śmiechu klepiąc chłopca mocno po plecach. - Myślałam, że się posikam! Hahahaa!
- Co się stało? - spytał obserwując jak siadam obok niego.
- Wpadła do sali konferencyjnej mojej siostry. Myślałam, że zaraz tam padnie jak długa.
- Nie przesadzaj – burknęłam z rumieńcami na twarzy widząc zdziwioną minę niebieskookiego. - No co się tak lampisz? - warknęłam, a ten szybko odwrócił wzrok w stronę tarzającej się ze śmiechu po podłodze rudowłosej. - Też mi coś, pfy. Tylko ich przywitałam.
- Tak, tak, hehe, naturalnie – prychnęła wycierając załzawione oczy starając się opanować. - To co? Ubierasz sukienkę?
- NIE! Nie i już!
- Zrób to dla Keia. Na pewno chciałby cię w niej zobaczyć.
- Nie wątpię w to, ale nie będę tego ubierać – warknęłam zerkając potajemnie na brata. Po ostatnich wydarzeniach zbyt dobrze zdaję sobie sprawę z tego iż nie jestem w jego oczach wyłącznie siostrą i nie chcę aby miał teraz satysfakcję z moich przebieranek. Mimo to wiem,że nie ma złych zamiarów, ale nie mam ochoty po raz kolejny zostać jego owieczką, kiedy będzie miał dość powstrzymywania się od pewnych spraw.
- Kim właściwie jest dla ciebie Kei? Chłopakiem?
- W życiu! To mój brat! - zaprzeczyłam nerwowo widząc jej lisią minę.
- Serio? Nic o tym nie piszą w gazetach. Więc Kei... jesteś do wzięcia, hę? - podparła się o jego bok delikatnie szturchając chłopca.
- Właściwie to mam dziewczynę.
- CO?! - obie z wytrzeszczem na oczach wrzasnęłyśmy na niego. - Jak to?!
- To skomplikowane. Nic do niej nie czuję.
- To okropne. Być z dziewczyną od tak sobie – stwierdziła Lunitari, a ja wyłącznie przyglądałam się ich rozmowie gładząc kota po grzbiecie. - Jesteś zwykłym kłamcą.
- Nie powiedziałbym tego. Sama chciała ze mną chodzić, więc się zgodziłem. Nie mogę być z kimś kto mi się podoba, niestety – zerknął na mnie tajemniczo wracając do rozmowy. - Dlatego przynajmniej zadowolę inną dziewczynę. Czasem nawet przypomina mi tamtą wariatkę – prychnął ukrywając uśmiech za dłońmi.
- Hm... ciekawe kto jest tą szczęściarą.
- Dziewczyna, która nie widzi we mnie nikogo więcej jak znajomego – opowiedział z ironią w głosie, a ja poirytowana wstałam na równe nogi strasząc kota. - Coś się stało Rei?
- Pójdę się przejść – otworzyłam drzwi słysząc ich sprzeciw.
- Pójdę z tobą – zaproponowała czerwonowłosa.
- Muszę sama. Może spotkam Iseia.
- Iseia?! On tu jest? - zaskoczony Kei odruchowo wstał podchodząc do mnie. - Spotkałaś już go? Co ci mówił?
- Nie muszę ci mówić. Nie czekajcie na mnie, wrócę do hotelu wieczorem – odpowiedziałam zamykając za sobą drzwi.
- Pozwolisz jej tak pójść? - spytała go Lunitari.
- Tak. Pewnie znajdzie Iseia, a on jest jej oczkiem w głowie, od dziecka. Dlatego nie mam u niej szans, zwłaszcza iż mamy wspólnego ojca.
- Nie jestem tego pewna, ale rodzeństwem jednak nie jesteście skoro macie wspólnego ojca.
- Wiem, ciężko powiedzieć o nas jak o rodzeństwie, ale mimo wszystko mamy wspólne geny.
- To smutne.

- Niech nie próbuje mnie swatać z Keiem! To mój brat! - mówiłam sama do siebie z oburzeniem kierując się do hotelu, bo było już dość ciemno. Szłam energicznie, kiedy czyjaś znajoma postać przeszła obok mnie i poczułam chwilowe dreszcze na całym ciele. Odwróciłam wzrok, a tam stał zadowolony Isei z cwaniackim spojrzeniem.
- Urosły ci nieźle – szepnęła wyciągając zza siebie rękę w której trzymał mój stanik. Hę?!?! Jakim sposobem on to zrobił?!?!
- Oddawaj! - wrzasnęłam zawstydzona wyrywając brązowowłosemu bieliznę. - Jak mogłeś?!
- Byłem tylko ciekaw twoich rozmiarów. W białej pidżamce nie mogłem się dokładnie przyjrzeć – wzruszył ramionami jakby nigdy nic.
- Zboczeniec! - tupnęłam nogą zakładając potajemnie stanik. - Śledziłeś mnie?
- Skąd te podejrzenia? Nie mógłbym tego zrobić.
- Kłamca. Twoje spojrzenie mówi mi wszystko.
- Tak jak i twoje – zamruczał siadając na niskim murku odgradzającym publiczny park od ulicznych chodników. - Opowiadaj, co tam u ciebie i gdzie ten ciołek Kei? Dawno ignoranta nie widziałem.
- Został u znajomej. A nie ja powinnam opowiadać lecz ty – stanęłam naprzeciwko niego z oburzoną postawą. - Więc gadaj.
- Spokojnie kochana. Siadaj obok, bo to trochę potrwa – poklepał puste miejsce i usiadłam obok niego, a ten zamachnął się ręką przyciągając mnie bliżej aż mogłam poczuć ten delikatny materiał jego ubrań i słodki zapach perfum. - No więc tak... Kiedy przyjechałem do małego miasteczka, bo facet z pociągu przyłapał mnie bez biletu zacząłem szukać miejsca do spania. Przygarnęła mnie stara kobieta, była doprawdy przemiła. Sam się dziwiłem, że była wstanie ze mną wytrzymać, khe. Nieźle dawałem jej popalić. Zapisała mnie do szkoły, a po jej ukończeniu rozchorowała się i zmarła na raka. Przejąłem majątek staruszki, sprzedałem wszystko i rozpocząłem dalszą edukację. Teraz prowadzę własną akademię dla kujonów. Sam nawet do niej chodzę. W końcu zdecydowałem się wrócić do rodzinnych stron, ale było już za późno. Doszły mnie z telewizji pogłoski, że uciekłaś na tygodniowy urlop do Mayami, no to jestem.
- Musiałeś ciężko pracować.
- Nie było tak źle. Miałem w końcu po co – mrugnął do mnie lekko szturchając. - No, a co tam u ciebie? Stałaś się w końcu gwiazdą.
- Nie gwiazdą. Zwykłą piosenkarką.
- Nie bądź już taka niby skromna. Drukują specjalną gazetę tylko o twojej kapeli, masz mnóstwo tras koncertowych, a ta sesja zdjęciowa była całkiem niezła – zachichotał wyciągając z plecaka moje zdjęcia i zaczął nimi przed moim nosem machać.
- Hę?! Ty też je widziałeś?! Oddawaj! Jak mogłeś je oglądać ty zboczeńcu! - wyszarpnęłam mu gazetę.
- Już od razu zboczeniec. Według mnie i tak pokazywałaś za mało swojego ciałka. Ale i tak powychodziłaś baardzo słodko.
- Isei – niespodziewanie przerwał nam zgorzkniały głos Keia stojącego niedaleko nas na chodniku,który wpatrywał się w nas z groźną miną.
- Siema Kei, kope lat minęło – Isei również nagle spoważniał zabierając rękę z mojego ramienia.
- Tak, sporo tego było – odparł jeszcze mniej milej niż wcześniej.
- No nic – westchnął wstając i otrzepując tyłek. - Nie będę wam już przeszkadzał. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy Rei – mrugnął do mnie po raz kolejny odchodząc w nieznaną.
- Isei! Zaczekaj!
- Bayo! - machnął wyłącznie ręką na pożegnanie i zniknął za wysokimi ścianami hotelu.
- Po co przylazłeś?! - warknęłam rozzłoszczona wchodząc do pokoju,kiedy Kei mnie niespodziewanie objął.
- Martwiłem się o ciebie.
- Ale nie musiałeś być taki surowy dla Iseia.
- My nigdy się nie dogadywaliśmy.
- Wiem...

11.07.2012

Specjal: Wstążki



Dzisiejszy dzień powinien być wyjątkowy. W końcu są moje dwunaste urodziny i nic nie może pójść źle, albo raczej nie poszło. Tatuś zrobił mi super imprezę. Przyszło wiele moich przyjaciół jak i znajomych taty. Była także Blue z Jade i ich dziecko. Szkoda tylko, że nie chciało się za bardzo bawić, zbyt mocno się wstydziło innych. Potem podczas tańców Kei powiedział mi, że ma dla mnie prezent, ale został u niego w domu, tak więc poszliśmy do niego. Jego mama była doprawdy bardzo miła dla mnie. Wyglądała jednak dość staro jak na swój wiek, może to z powodu stresu lub czegoś tam.
- Rei! Znalazłem! Jest na podwórku! - głos Keia zaprowadził mnie na zewnątrz gdzie zadowolony siedział trzymając w dłoniach mały pakunek. - Chodź ci pokażę – ponaglił mnie, a ja usiadłam obok niego. - Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin. Żeby spełniły się twoje marzenia – wręczył mi paczuszkę, a ja z niecierpliwością zaglądnęłam do środka. - Wiem jak lubisz wstążki do włosów więc kupiłem ci dwie – z rumieńcami na twarzy wpatrywał się w moją uradowaną miną.
- Są cudowne i do tego niebieskie. Założysz mi? - spytałam podając mu paski materiału.
- Na serio?
- Serio, serio – potaknęłam odwracając się do niego tyłem czekając aż zrobi mi dwa kucyki z włosów, ale jakąś nie mógł sobie z nimi poradzić. - Poczekaj, pomogę – prychnęłam pomagając mu w wiązaniu i wróciliśmy do siedzenia na podwórku.
- Jak podobają ci się urodziny?
- Są świetne. Myślę, że jedne z najlepszych, ale szkoda, że nie było na nich Iseia – moja twarz niespodziewanie posmutniała, a ja spojrzeniem dostrzegłam przygnębienie Keia. - Ale za to ty jesteś przy mnie.
- Rei...
- Myślałam, że się na mnie obraziłeś, bo nie chciałeś ostatnio u mnie spać. W dodatku te męczące sesje zdjęciowe. Na całe szczęście niedługo skończymy. Dam ci jeden zestaw.
- Rei...
- Kilka z nich są moim pomysłem! - spojrzałam z szerokim uśmiechem machając nogami do góry. - Szkoda mi tylko taty. Ciągle jest mocno zapracowany i smutny. Nie ma dla mnie tyle czasu co kiedyś...
- Rei...
- Tak? - spytałam ciągle powtarzającego się Keia.
- Rei ty naprawdę jesteś szczęśliwa.
- A czemu nie? W końcu to najwspanialszy dzień w moim życiu.
- Mógłby być jeszcze lepszy?
- Nie sądzę, ale miło by było. No nic, mykam, bo tata będzie zły – wstałam otrzepując się z ziemi, kiedy Kei przewrócił mnie na ziemię i cmoknął w usta. To wszystko stało się tak szybko, że nie miałam pojęcia, co się właściwie wydarzyło. Byłam nie tylko zmieszana, ale i zaskoczona jego zachowaniem.
- Rei... - wybełkotał cały czerwony jak burak.
- Czemu mnie pocałowałeś? - spytałam zaskoczona.
- Chciałem... umocnić naszą obietnicę przyjaźni. Ty ją złożyłaś, ale ja jej nie zapieczętowałem.
- Rozumiem.
- Naprawdę? - spytał zdziwiony.
- Um – potaknęłam szczęśliwa. - Naprawdę muszę już iść. Pa pa -pomachałam mu na pożegnanie idąc do swojego domu, kiedy na swojej ulicy zauważyłam stojącego pod bramką Iseia. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. On naprawdę przyszedł mimo to, że mój ojciec tak go nienawidził.
- Isei! - podbiegłam do niego uchachana z myślą, że jednak ten dzień mógł skończyć się jeszcze lepiej niż sądziłam. - Co tu robisz?
- Nie widać? - spytał z ironicznym uśmieszkiem wystawiając do przodu paczuszkę z prezentem.
- Nie musiałeś.
- Ale powinienem – odpowiedział, a tam znajdowały się wstążki! Ua! Dwa takie same prezenty w ciągu jednego dnia! Co za niespodzianka! - Nie podoba ci się?
- Są śliczne i to w moim ulubionym kolorze, czerwonym – odpowiedziałam sięgając dłońmi po zaczepione już wstążki. Szkoda mi było je teraz ściągać skoro niedawno je ubrałam.
- Ubiorę ci – wybełkotał zakładając mi o niebo lepiej prezent niż robił to Kei.
- Rei! Gdzie jesteś? - z domu dobiegł głos mojego taty i szybko schowałam Iseia w krzaki obok ogrodzenia.
- Tutaj! Idę odprowadzić kawałek przyjaciół! Zaraz wracam!
- Dobrze! - odkrzyknął machając mi na pożegnanie, a z liści wyskoczył zdenerwowany brązowowłosy.
- Co ty zrobiłaś?!
- Ciszej – uciszyłam go palcem na ustach i pociągnęłam w głąb uliczki prowadzącej do centrum miasta. - Tata nie mógł o tym wiedzieć.
- A ty ciągle się nim przejmujesz – westchnął zmrużając oczy.
- Nie chcę go bardziej denerwować. I tak ma dużo problemów.
- Tak jak każdy dorosły.
- Nie mów tak! - fuknęłam z nadmuchanymi policzkami jak u wiewiórki. - Z czego się śmiejesz?!
- Z twojej miny – złapał się za brzuch. - Nie wytrzymam. Hahaha! O rany! Przestań!
- Jesteś okrutny! - tupnęłam kolejnym razem odwracając się do niego plecami kiedy zrobiło się dziwnie cicho.
- Rei... nie złość się na mnie – szepnął łapiąc mnie za nadgarstek i jednym żwawym ruchem obrócił mnie napotykając na moje usta. - Kiepsko całujesz – dodał znów się ze mnie nabijając.
- Jesteś wstrętny! - warknęłam zawstydzona.
- Hahahaha!

7 Rozpoczęcie urlopu


 Nie chciałam was zadręczać, więc początek wam dodałam. Na resztę musicie trochę poczekać^^


Leżałam smutnawo na łóżku odkryta kołdrą zerkając na zasłony przez które przebijały promienie słońca. Leniwie wstałam z myślą o zaistniałej sytuacji z Keiem i nie potrafiłam zrozumieć czemu chciałam go pocałować. Może rzeczywiście chciałam się pocieszyć? Przecież... nie wiem czy tak naprawdę Isei wróci do miasta. Nie powinnam wiecznie odrzucać propozycji tras koncertowych z jego powodu, w ten sposób nigdy nie znajdę tego jedynego.
- Nadal śpi – zerknęłam przez okno wracając z łazienki. Zabrałam tylko jeszcze swoje ostatnie bibeloty i zeszłam na dół oddać kluczyk do recepcji.
- Jak się spało? - spytała mnie młoda dziewczyna z pięknym uśmiechem tak szczerym, że mogłam śmiało powiedzieć iż nigdy takiego jeszcze nie widziałam.
- Bardzo dobrze, dziękuję – odpowiedziałam poprawiając rozczochrane włosy nastroszone na wszystkie strony.
- To dobrze. Kogoś mi pani przypomina – zerknęła przez okienko, a ja szybko schowałam spojrzenie pod zapuszczoną grzywką.
- Wydaje się pani.
- Czy panie jest tą słynną Rei z Dark Angels? Uwielbiam panią! Mogłabym prosić o autograf? - spytała wyciągając szybko kartkę i długopis. Pierwsza, to była pierwsza osoba, która mnie rozpoznała i nie miała wątpliwości co do tego.
- Proszę – nabazgrałam napis wychodząc z hotelu. Podeszłam do auta i zapukałam w szybkę budząc zaspanego niebieskookiego. Był tak zmęczony z worami pod oczami aż zrobiło mi się go szkoda. Wsiadłam do środka kładąc na siedzenie nogi i w milczeniu obserwowałam widoki, kiedy on wyjeżdżał na główną ulicę prowadzącą do miasta.
- Kei... - niepewnie wypowiedziałam jego imię. - Zatrzymaj się proszę. Zatrzymaj się – powtarzałam dopóki nie zwolnił i zjechał na bok. - Zatrzymaj się.
- Zapomniałaś czegoś?
- Nie – pokręciłam przecząco głową. - Pojedźmy na urlop jak brat z siostrą.
- Nie. Musisz wrócić do domu.
- Ja właśnie nie chcę Kei! Bo widzisz... czuję się tam jak zamknięty w klatce ptak. Czytałam kiedyś o dwóch kanarkach zamkniętych w klatce. Jeden był złapany, a drugi wychowany w niewoli. Ten jeden nie rozumiał czemu tamten chciał uciec skoro wszystko miał czego pragnął. Ja jestem tym schwytanym kanarkiem. Pragnę wolności, ucieczki od tego wszystkiego. Od tłumu, obowiązków, widoku zmarnowanego ojca i rodziny i nadal prawie nic nie wiem o swojej matce. Chcę odpocząć. Chociaż tydzień, a tylko tobie mogę zaufać. Sama bałabym się pojechać. Proszę – spoglądałam błagalnie na jego zamyśloną minę oburzonego chłopca i ruszyliśmy dalej. Zdruzgotana westchnęłam ciężko, kiedy on nagle wykręcił włączając muzykę i zakładając na oczy okulary.
- Gdzie chcesz jechać? - spytał wyglądając okiem zza spuszczonych okularów przeciwsłonecznych.
- Na lotnisko – odpowiedziałam uradowana pogłaśniając radio i otworzyłam szyberdach tańcząc i śpiewając, czując jednocześnie wiatr we włosach.
- Przewieje cię – zwrócił mi uwagę Kei.
- Oj daj spokój. To nasz urlop. Choć raz przestań o mnie się martwić.
- Ktoś musi.
- Wystarczy, że robi to przesadnie ojciec.
- Martwi się o ciebie – chwycił mnie za spodnie i pociągnął w dół zamykając szyberdach.
- Jesteś okrutny – burknęłam ściszając muzykę. - Tak uważasz? Ja widzę jak tylko pracuje każąc mi chodzić do psychologa.
- Chodzisz, bo sam nie potrafi sobie poradzić z...
- To nie powód... - wyszeptałam tracąc tak szybko poczucie humoru. - Poza tym umiem sama o siebie zadbać.
- Zadzwoń do niego.
- Ale po co?
- Powiedz mu gdzie jesteś. Pewnie umiera ze strachu – i w ten podał mi moją komórkę, która musiała jakąś wypaść z mojej kieszeni już wczorajszego dnia. Nie chciałam i z nim się wykłócać, więc wyszukałam ojca w liście kontaktów i czekałam aż odbiesze.
- Tata?
- Rei! Gdzie ty jesteś? Chciałem dzwonić już po policję.
- Spokojnie tato. Jestem z Keiem. Właśnie jedziemy na lotnisko.
- Jak to na lotnisko? - w jego głosie było tyle emocji. Mogłam sobie już wyobrazić jak niemalże z zawałem serca krzyczy do komórki latając po mieście w poszukiwaniu mnie. - Co ty chcesz zrobić? Wszyscy się martwią.
- Biorę sobie urlop. Dawno nie byłam na wakacjach. Powinieneś kiedyś tego spróbować.
- Niech Kei cię natychmiast zawiezie do domu.
- Sam się zgodził. Nie zmuszałam Keia żeby mnie zawoził. Zrozum, razem musimy odetchnąć. Ja od tego ciasnego miasteczka, a ty od obwiniania się za śmierć matki. To cię niszczy, a przy okazji i mnie. Zrozum to wreszcie tato. Ciągle tylko spoglądasz z przygnębieniem na jej zdjęcia i szepczesz coś do nich. To ty potrzebujesz wsparcia od innych, a nie ja. Sama nie mogę ci pomóc, bo nic o niej prawie nie wiem. Kocham cię i martwię się o ciebie, dlatego... zrób to co ja i odpocznij. Oderwij się od rzeczywistości. Muszę kończyć – zająknęłam się wycierając zaszklone oczy. - Za tydzień wrócę, obiecuję będę codziennie pisać do ciebie – dodałam wyłączając całkowicie komórkę.
- Wszystko dobrze? - spytał mnie zatroskanym głosem Kei włączając nawigację.
- Um- potaknęłam sprawdzając godzinę. - Menadżer będzie wściekły – zachichotałam pogłaśniając po raz kolejny muzykę. - Beby! Its you! - a roześmiany niebieskooki dołączył się do mnie i razem wyliśmy jak wilki do księżyca.

- Jak długo będziemy lecieć? - spytałam siedząc już w samolocie, który czekał na zezwolenie do startu, gdy mój kochany braciszek siadał na swoje miejsce.
- Musiałaś właśnie wybrać Mayami? - spytał lekko zirytowany, bo nie przepadał za samolotami. Zawsze miał wrażenie, że zaraz się rozbije i zginie, a to przecież niesamowita rzadkość.
- Tam jedynie mnie nie znają, poza tym – spojrzałam na okładkę czasopisma. - Tam występować będzie Kastiel, przyjaciel mojej mamy. Chcę pomóc mojemu marzeniowi i dowiedzieć się jaka była moja matka. Skoro ojciec nie jest wstanie mi powiedzieć, to zrobi to kto inny.
- A poza tym, co będziemy robić?
- Cieszyć się młodością – odpowiedziałam radośnie wyciągając z torby paczkę orzeszków. - Chcesz?
- Nie dzięki – odpowiedział spoglądając na sufit maszyny, kiedy powoli zaczęła podjeżdżać na pas startowy. - O matko jedyna...
- Powiedziałeś to na głos.
- Zdaję sobie z tego sprawę – odparł już cały zalany potem.
- Spokojnie – wtuliłam się w jego rękę aby ukoił swoje nerwy, ale ten jeszcze bardziej zaczął się trząść. - Myślałam nad tym, co mi powiedziałeś – zmrużyłam oczy zerkając na jego tupiącą stopę. - To w hotelu... - dodałam czując jego zainteresowane spojrzenie na sobie. Nie wiem czy zainteresowane, to poprawne określenie, ale to uczucie przepełniające moje ciało mogło znaczyć iż był ciekaw moich słów. I to bardzo. - Bo widzisz ja... też cię kocham, jak swego brata – niespodziewanie poczułam jak gładzi mnie po głowie, a jego dreszcze całkowicie ustały.
- Też cię kocham.
- Wiem, dobrze o tym wiem – szepnęłam, a samolot uniósł się w przestworza.
- Torebka! - krzyknął zrywając się z siedzenia prawie mnie zgniatając! Ja nie zdążyłam się odsunąć i słuchałam jak wymiotuje zgniatając mnie straszliwie ciałem! - O wiele lepiej wybełkotał z powrotem opierając się o siedzenie i spojrzał na mnie, leżącą na jego kolanach.
- Mogłeś ostrzec – warknęłam prawie odlatując od braku powietrza. Chciał mnie udusić uściskiem pytona.
- Wybacz, ale nie chciałem cię obrzygać – odpowiedział zawstydzony.
- Ale to nie powód do zabijania mnie.
- Przecież przeprosiłem.
- Łuaah! Jestem taka śpiąca – ziewnęłam szeroko zakrywając usta dłońmi.
- Udajesz – burknął, a ja oparłam głowę o jego ramię.
- Naprawdę jestem zmęczona, miłych snów – dodałam błyskawicznie zasypiając.

- Jak miło... - rozciągnęłam się leniwie zauważając, że coś jest nie tak. Odkąd w samolocie można rozłożyć siedzenie na stan łóżka? Moment, ja jestem na łóżku! Jak to możliwe?! - Co się stało?! -usiadłam energicznie spoglądając na pomieszczenie z burakiem na twarzy. - Jak ja tu się znalazłam?!
- Ciszej – nagle jedne z drzwi na małym korytarzyku uchyliły się i wyszedł z łazienki cały mokry Kei w samym ręczniku. - Jeszcze zaniepokoisz innych gości – dodał wchodząc do pokoju w którym siedziałam. Był dość ładny. Ściany całe białe kontrastowały z ciemnymi kuchennymi meblami, a duże szklane drzwi na balkon jeszcze bardziej rozjaśniały pomieszczenie. - Nie dało się ciebie obudzić. Musiałem targać cię aż do samego hotelu, co było dość trudne. Zastanawiam się tylko nad jedną rzeczą.
- Jaką? - spytałam obserwując chłopca robiącego sobie kawę z ekspresu.
- W czym my będziemy chodzić?
- E... nie przemyślałam tego do końca – prychnęłam z ironicznym uśmieszkiem głupa. - Kupi się.
- Zapewne. Więc... co masz zamiar dzisiaj robić? Mamy tylko tydzień czasu.
- Sama nie wiem – odpowiedziałam kładąc się na brzuchu, opierając głowę o dłonie i pozwalając na swobodne machanie nogami. - Zawsze to ty coś wymyślałeś.
- Faktycznie, to może... Pójdziemy kupić ubrania? Od tego powinniśmy zacząć. Przydałoby się także kupić mapę.
- Super! To postanowione!
- Nie weźmiesz prysznica?
- Po co? Nie śmierdzę – powąchałam ubrania widząc jego śmieszną minę. - Ale lepiej żebyś się ubrał – przypomniałam mu iż jest w samym ręcznik, a ten zarumieniony schował się do łazienki.
- Uczesz się chociaż – krzyknął, a ja z rozbawieniem wstałam zerkając do lusterka na stoliczku.
- Ten hotel ma całe wyposażenie. Fajnie – powiedziałam sama do siebie zaglądając do szuflad i szafek. - Ile mamy pokoi? - spytałam wyglądając na kwiecisty balkon ozdobiony czerwonym bluszczem.
- Dwa pokoje, kuchnie i łazienkę – odpowiedział wychodząc jeszcze z wilgotnymi włosami. - Możemy iść – poprawił lekko wygniecioną bluzkę, a ja chwyciłam za swoją torebkę gdzie miałam wszystkie karty i dokumenty. Wyszliśmy na zewnątrz, a tam rażące po oczach światło słońca ukazało mi piękne niebo i wysokie palmy rosnące wzdłuż ulic Mayami.
- Ach... - aż zabrakło mi tchu. Przez moment zapomniałam jak się oddycha na ten czarujący widok. Wszyscy chodzili w letnich ciuchach, a niektórzy nawet w strojach kąpielowych.
- Idziemy? - spytał wyciągając do mnie rękę. - Jeszcze mi się zgubisz – dodał swoje wytłumaczenie, ale ja nie miałam zamiaru protestować. Lubiłam trzymać go za rękę, czułam się wtedy zawsze bezpieczniej i pewniej.
- To może pójdziemy... - rozglądnęłam się po zatłoczonych chodnikach i ulicach. - Sama nie wiem. Wszędzie tyle ludzi... - mruknęłam niezadowolona. Miałam nadzieję, że będzie nieco mniej ludzi w tych okolicach, ale co ja tam mogę wiedzieć. - O! Tam! - wskazałam ręką lekko ciągnąc w ten rejon Keia. - Dzień dobry! - weszłam do środka uświadamiając sobie, że to damski sklep przez co mój kochany braciszek mógł poczuć się nieco zgorszony na widok takiej ilości bielizny i skąpych ubrań.
- Witam – przywitała nas jedna z pracownic. - W czymś pomóc?
- Szukam czegoś skromnego do chodzenia po mieście. Musi być wygodne – odpowiedziałam i uśmiechnięta dziewczyna zaprowadziła nas w odpowiedni dział.
- Proszę przeszukać wieszaki. W razie czego proszę pytać.
- Dziękuję – odpowiedziałam chwytając od razu kilka wieszaków. - No to przymierzamy – wzięłam głęboki wdech patrząc na siedzącego w foteliku Keia.
- Tylko nie długo – burknął opierając głowę o dłoń.
- Postaram się, a ty idź coś mi znaleźć – powiedziałam nie chcąc aby mi tak siedział przed przebieralnią. Czułabym się jak na wybiegu! Widać było jego niezadowolenie, ale cóż. Po chwili zniknął, a ja w spokoju zaczęłam przymierzać ciuszki. Ale co to ma być?! Pisze rozmiar 36, a ja się czuję jakbym wciskała na dupę 26! Czy to normalne?! Może ja ślepa czy cuś? Nie wiem. Sprawdzę bluzki, a te jeszcze gorsze! Ja tego nie pojmuję!
- Rei – zza kotarą usłyszałam Keia, kiedy właśnie będąc w samej bieliźnie walczyłam z założeniem kolejnych spodni. - Ubrana jesteś? - spytał chcąc podać mi kolejne ciuchy.
- Czccczekaj – zaczęłam pośpiesznie walczyć z spodniami, kiedy straciłam poczucie równowagi i zaczęłam przechylać się do przodu.
- Mam sukie... - wybełkotał, a ja nagle opierając się o ścianę z wypiętą dupą poczułam jak coś mnie dotyka po niej. - Przepraszam! - podniósł głos cały czerwony jak burak znikając za kotarą. Uah! Moja dupa dotknęła jego... jego... spodni! Tego miejsca... no wiecie jakiego! Nie każcie mi mówić! To zbyt krepujące! Uah! Jestem cała czerwona! Jakie rozżarzone policzki!
- Mówiłam żebyś poczekał! - warknęłam spoglądając na sukienkę leżącą swobodnie na ziemi.
- Wybacz, myślałem, że jesteś chociaż zakryta.
- To źle myślałeś! - dodałam z oburzeniem słysząc jego zakłopotany głos i ubrałam białą sukienkę. Pasowała idealnie, a ten krój podkreślał moją talię. Wyglądałam wyśmienicie aż chciałam mu się pochwalić! - Kei – wyglądnęłam głową przez kotarę. - I jak myślisz? - spytałam wychodząc z przebieralni.
- Jest... piękna – odpowiedział z otwartymi ustami.
- Haha. Śmiesznie wyglądasz – zachichotałam, a ten szybko się oprzytomniał lekko pokaszlując.
- Khym. No to bierz i idziemy.
- Racja. Jeszcze tobie trzeba coś kupić – klasnęłam w dłonie wracając do przebieralni. Zapłaciliśmy za zakupy i poszliśmy do kolejnego sklepu wybierając Keiowi wygodne ciuchy. Jednak przez długi czas zwyczajnie się wygłupialiśmy aż znowu zrobiło się dość niezręcznie.
- Tak będzie dobrze – poprawiłam mu koszulkę w przebieralni, kiedy ten zerkając na mnie szybko oderwał wzrok. Wiedziałam iż przebudziłam w nim coś więcej niż braterską miłość, więc wyszłam czekając na niego przy kasie.
- Co teraz? - spytał, gdy wyszliśmy na zewnątrz.
- Hm... Widziałam gdzieś fajne miejsce – rozglądnęłam się po okolicy odnajdując labirynt z żywopłotów. - Chodźmy tam – podbiegliśmy z torbami do wejścia przy którym stała mała tabliczka.
- W labiryncie ukryta jest różana altanka, którą rzadko kto jest wstanie odnaleźć... - czytał Kei, gdy ja lekko weszłam do środka. - Weźmy mapkę, bo jeszcze się zgubimy -chwycił małą ulotkę, a ja z cwaniackim uśmieszkiem zaczęłam uciekać w głąb labiryntu chcąc się zgubić braciszkowi. - Rei! Gdzie jesteś?!
- Hehe. Spotkamy się przy altance jeśli znajdziemy drogę – odkrzyknęłam biegając po ciasnych dróżkach krzewów. - Hm... chyba się zgubiłam – westchnęłam wpadając w kolejny ślepy zaułek. - Jeszcze trochę i zacznę panikować – zaczęłam mówić do siebie czując rosnący niepokój, kiedy zauważyłam małą lukę w żywopłocie. Odchyliłam delikatnie gałęzie i przecisnęłam się przez dziurę napotykając na zielony placyk z piękną, białą altanką, którą pokrywały rozmaite gatunki róż. - Jak pięknie – oczarowana tym miejscem usiadłam wygodnie w środku chowając się przed słońcem, kiedy po dłuższej chwili dobiegł do mnie Kei. - Co tak długo? - spytałam żartobliwie.
- Jakim sposobem dotarłaś tu tak szybko bez mapy? -spytał zdyszany kładąc na drewnianym stoliczku rozłożoną mapkę.
- A bo ja wiem? - wzruszyłam ramionami przymykając oczy, nasłuchując rozśpiewane ptaki. - Niemalże nie słychać zgiełku samochodów.
- Faktycznie.
- Kei, dziękuję ci za wszystko – szepnęłam kładąc głowę na jego kolanach, a ten urwał kwiat róży i wplótł mi we włosy. - Kei?
- Nie dziękuj – odpowiedział z łagodnym uśmiechem i aż do wieczora siedzieliśmy śmiejąc się w nie pogłosy. Znaleźliśmy jeszcze fontannę i piękny ogród w labiryncie zanim wróciliśmy do mieszkania.