Statystyka

11.07.2012

7 Rozpoczęcie urlopu


 Nie chciałam was zadręczać, więc początek wam dodałam. Na resztę musicie trochę poczekać^^


Leżałam smutnawo na łóżku odkryta kołdrą zerkając na zasłony przez które przebijały promienie słońca. Leniwie wstałam z myślą o zaistniałej sytuacji z Keiem i nie potrafiłam zrozumieć czemu chciałam go pocałować. Może rzeczywiście chciałam się pocieszyć? Przecież... nie wiem czy tak naprawdę Isei wróci do miasta. Nie powinnam wiecznie odrzucać propozycji tras koncertowych z jego powodu, w ten sposób nigdy nie znajdę tego jedynego.
- Nadal śpi – zerknęłam przez okno wracając z łazienki. Zabrałam tylko jeszcze swoje ostatnie bibeloty i zeszłam na dół oddać kluczyk do recepcji.
- Jak się spało? - spytała mnie młoda dziewczyna z pięknym uśmiechem tak szczerym, że mogłam śmiało powiedzieć iż nigdy takiego jeszcze nie widziałam.
- Bardzo dobrze, dziękuję – odpowiedziałam poprawiając rozczochrane włosy nastroszone na wszystkie strony.
- To dobrze. Kogoś mi pani przypomina – zerknęła przez okienko, a ja szybko schowałam spojrzenie pod zapuszczoną grzywką.
- Wydaje się pani.
- Czy panie jest tą słynną Rei z Dark Angels? Uwielbiam panią! Mogłabym prosić o autograf? - spytała wyciągając szybko kartkę i długopis. Pierwsza, to była pierwsza osoba, która mnie rozpoznała i nie miała wątpliwości co do tego.
- Proszę – nabazgrałam napis wychodząc z hotelu. Podeszłam do auta i zapukałam w szybkę budząc zaspanego niebieskookiego. Był tak zmęczony z worami pod oczami aż zrobiło mi się go szkoda. Wsiadłam do środka kładąc na siedzenie nogi i w milczeniu obserwowałam widoki, kiedy on wyjeżdżał na główną ulicę prowadzącą do miasta.
- Kei... - niepewnie wypowiedziałam jego imię. - Zatrzymaj się proszę. Zatrzymaj się – powtarzałam dopóki nie zwolnił i zjechał na bok. - Zatrzymaj się.
- Zapomniałaś czegoś?
- Nie – pokręciłam przecząco głową. - Pojedźmy na urlop jak brat z siostrą.
- Nie. Musisz wrócić do domu.
- Ja właśnie nie chcę Kei! Bo widzisz... czuję się tam jak zamknięty w klatce ptak. Czytałam kiedyś o dwóch kanarkach zamkniętych w klatce. Jeden był złapany, a drugi wychowany w niewoli. Ten jeden nie rozumiał czemu tamten chciał uciec skoro wszystko miał czego pragnął. Ja jestem tym schwytanym kanarkiem. Pragnę wolności, ucieczki od tego wszystkiego. Od tłumu, obowiązków, widoku zmarnowanego ojca i rodziny i nadal prawie nic nie wiem o swojej matce. Chcę odpocząć. Chociaż tydzień, a tylko tobie mogę zaufać. Sama bałabym się pojechać. Proszę – spoglądałam błagalnie na jego zamyśloną minę oburzonego chłopca i ruszyliśmy dalej. Zdruzgotana westchnęłam ciężko, kiedy on nagle wykręcił włączając muzykę i zakładając na oczy okulary.
- Gdzie chcesz jechać? - spytał wyglądając okiem zza spuszczonych okularów przeciwsłonecznych.
- Na lotnisko – odpowiedziałam uradowana pogłaśniając radio i otworzyłam szyberdach tańcząc i śpiewając, czując jednocześnie wiatr we włosach.
- Przewieje cię – zwrócił mi uwagę Kei.
- Oj daj spokój. To nasz urlop. Choć raz przestań o mnie się martwić.
- Ktoś musi.
- Wystarczy, że robi to przesadnie ojciec.
- Martwi się o ciebie – chwycił mnie za spodnie i pociągnął w dół zamykając szyberdach.
- Jesteś okrutny – burknęłam ściszając muzykę. - Tak uważasz? Ja widzę jak tylko pracuje każąc mi chodzić do psychologa.
- Chodzisz, bo sam nie potrafi sobie poradzić z...
- To nie powód... - wyszeptałam tracąc tak szybko poczucie humoru. - Poza tym umiem sama o siebie zadbać.
- Zadzwoń do niego.
- Ale po co?
- Powiedz mu gdzie jesteś. Pewnie umiera ze strachu – i w ten podał mi moją komórkę, która musiała jakąś wypaść z mojej kieszeni już wczorajszego dnia. Nie chciałam i z nim się wykłócać, więc wyszukałam ojca w liście kontaktów i czekałam aż odbiesze.
- Tata?
- Rei! Gdzie ty jesteś? Chciałem dzwonić już po policję.
- Spokojnie tato. Jestem z Keiem. Właśnie jedziemy na lotnisko.
- Jak to na lotnisko? - w jego głosie było tyle emocji. Mogłam sobie już wyobrazić jak niemalże z zawałem serca krzyczy do komórki latając po mieście w poszukiwaniu mnie. - Co ty chcesz zrobić? Wszyscy się martwią.
- Biorę sobie urlop. Dawno nie byłam na wakacjach. Powinieneś kiedyś tego spróbować.
- Niech Kei cię natychmiast zawiezie do domu.
- Sam się zgodził. Nie zmuszałam Keia żeby mnie zawoził. Zrozum, razem musimy odetchnąć. Ja od tego ciasnego miasteczka, a ty od obwiniania się za śmierć matki. To cię niszczy, a przy okazji i mnie. Zrozum to wreszcie tato. Ciągle tylko spoglądasz z przygnębieniem na jej zdjęcia i szepczesz coś do nich. To ty potrzebujesz wsparcia od innych, a nie ja. Sama nie mogę ci pomóc, bo nic o niej prawie nie wiem. Kocham cię i martwię się o ciebie, dlatego... zrób to co ja i odpocznij. Oderwij się od rzeczywistości. Muszę kończyć – zająknęłam się wycierając zaszklone oczy. - Za tydzień wrócę, obiecuję będę codziennie pisać do ciebie – dodałam wyłączając całkowicie komórkę.
- Wszystko dobrze? - spytał mnie zatroskanym głosem Kei włączając nawigację.
- Um- potaknęłam sprawdzając godzinę. - Menadżer będzie wściekły – zachichotałam pogłaśniając po raz kolejny muzykę. - Beby! Its you! - a roześmiany niebieskooki dołączył się do mnie i razem wyliśmy jak wilki do księżyca.

- Jak długo będziemy lecieć? - spytałam siedząc już w samolocie, który czekał na zezwolenie do startu, gdy mój kochany braciszek siadał na swoje miejsce.
- Musiałaś właśnie wybrać Mayami? - spytał lekko zirytowany, bo nie przepadał za samolotami. Zawsze miał wrażenie, że zaraz się rozbije i zginie, a to przecież niesamowita rzadkość.
- Tam jedynie mnie nie znają, poza tym – spojrzałam na okładkę czasopisma. - Tam występować będzie Kastiel, przyjaciel mojej mamy. Chcę pomóc mojemu marzeniowi i dowiedzieć się jaka była moja matka. Skoro ojciec nie jest wstanie mi powiedzieć, to zrobi to kto inny.
- A poza tym, co będziemy robić?
- Cieszyć się młodością – odpowiedziałam radośnie wyciągając z torby paczkę orzeszków. - Chcesz?
- Nie dzięki – odpowiedział spoglądając na sufit maszyny, kiedy powoli zaczęła podjeżdżać na pas startowy. - O matko jedyna...
- Powiedziałeś to na głos.
- Zdaję sobie z tego sprawę – odparł już cały zalany potem.
- Spokojnie – wtuliłam się w jego rękę aby ukoił swoje nerwy, ale ten jeszcze bardziej zaczął się trząść. - Myślałam nad tym, co mi powiedziałeś – zmrużyłam oczy zerkając na jego tupiącą stopę. - To w hotelu... - dodałam czując jego zainteresowane spojrzenie na sobie. Nie wiem czy zainteresowane, to poprawne określenie, ale to uczucie przepełniające moje ciało mogło znaczyć iż był ciekaw moich słów. I to bardzo. - Bo widzisz ja... też cię kocham, jak swego brata – niespodziewanie poczułam jak gładzi mnie po głowie, a jego dreszcze całkowicie ustały.
- Też cię kocham.
- Wiem, dobrze o tym wiem – szepnęłam, a samolot uniósł się w przestworza.
- Torebka! - krzyknął zrywając się z siedzenia prawie mnie zgniatając! Ja nie zdążyłam się odsunąć i słuchałam jak wymiotuje zgniatając mnie straszliwie ciałem! - O wiele lepiej wybełkotał z powrotem opierając się o siedzenie i spojrzał na mnie, leżącą na jego kolanach.
- Mogłeś ostrzec – warknęłam prawie odlatując od braku powietrza. Chciał mnie udusić uściskiem pytona.
- Wybacz, ale nie chciałem cię obrzygać – odpowiedział zawstydzony.
- Ale to nie powód do zabijania mnie.
- Przecież przeprosiłem.
- Łuaah! Jestem taka śpiąca – ziewnęłam szeroko zakrywając usta dłońmi.
- Udajesz – burknął, a ja oparłam głowę o jego ramię.
- Naprawdę jestem zmęczona, miłych snów – dodałam błyskawicznie zasypiając.

- Jak miło... - rozciągnęłam się leniwie zauważając, że coś jest nie tak. Odkąd w samolocie można rozłożyć siedzenie na stan łóżka? Moment, ja jestem na łóżku! Jak to możliwe?! - Co się stało?! -usiadłam energicznie spoglądając na pomieszczenie z burakiem na twarzy. - Jak ja tu się znalazłam?!
- Ciszej – nagle jedne z drzwi na małym korytarzyku uchyliły się i wyszedł z łazienki cały mokry Kei w samym ręczniku. - Jeszcze zaniepokoisz innych gości – dodał wchodząc do pokoju w którym siedziałam. Był dość ładny. Ściany całe białe kontrastowały z ciemnymi kuchennymi meblami, a duże szklane drzwi na balkon jeszcze bardziej rozjaśniały pomieszczenie. - Nie dało się ciebie obudzić. Musiałem targać cię aż do samego hotelu, co było dość trudne. Zastanawiam się tylko nad jedną rzeczą.
- Jaką? - spytałam obserwując chłopca robiącego sobie kawę z ekspresu.
- W czym my będziemy chodzić?
- E... nie przemyślałam tego do końca – prychnęłam z ironicznym uśmieszkiem głupa. - Kupi się.
- Zapewne. Więc... co masz zamiar dzisiaj robić? Mamy tylko tydzień czasu.
- Sama nie wiem – odpowiedziałam kładąc się na brzuchu, opierając głowę o dłonie i pozwalając na swobodne machanie nogami. - Zawsze to ty coś wymyślałeś.
- Faktycznie, to może... Pójdziemy kupić ubrania? Od tego powinniśmy zacząć. Przydałoby się także kupić mapę.
- Super! To postanowione!
- Nie weźmiesz prysznica?
- Po co? Nie śmierdzę – powąchałam ubrania widząc jego śmieszną minę. - Ale lepiej żebyś się ubrał – przypomniałam mu iż jest w samym ręcznik, a ten zarumieniony schował się do łazienki.
- Uczesz się chociaż – krzyknął, a ja z rozbawieniem wstałam zerkając do lusterka na stoliczku.
- Ten hotel ma całe wyposażenie. Fajnie – powiedziałam sama do siebie zaglądając do szuflad i szafek. - Ile mamy pokoi? - spytałam wyglądając na kwiecisty balkon ozdobiony czerwonym bluszczem.
- Dwa pokoje, kuchnie i łazienkę – odpowiedział wychodząc jeszcze z wilgotnymi włosami. - Możemy iść – poprawił lekko wygniecioną bluzkę, a ja chwyciłam za swoją torebkę gdzie miałam wszystkie karty i dokumenty. Wyszliśmy na zewnątrz, a tam rażące po oczach światło słońca ukazało mi piękne niebo i wysokie palmy rosnące wzdłuż ulic Mayami.
- Ach... - aż zabrakło mi tchu. Przez moment zapomniałam jak się oddycha na ten czarujący widok. Wszyscy chodzili w letnich ciuchach, a niektórzy nawet w strojach kąpielowych.
- Idziemy? - spytał wyciągając do mnie rękę. - Jeszcze mi się zgubisz – dodał swoje wytłumaczenie, ale ja nie miałam zamiaru protestować. Lubiłam trzymać go za rękę, czułam się wtedy zawsze bezpieczniej i pewniej.
- To może pójdziemy... - rozglądnęłam się po zatłoczonych chodnikach i ulicach. - Sama nie wiem. Wszędzie tyle ludzi... - mruknęłam niezadowolona. Miałam nadzieję, że będzie nieco mniej ludzi w tych okolicach, ale co ja tam mogę wiedzieć. - O! Tam! - wskazałam ręką lekko ciągnąc w ten rejon Keia. - Dzień dobry! - weszłam do środka uświadamiając sobie, że to damski sklep przez co mój kochany braciszek mógł poczuć się nieco zgorszony na widok takiej ilości bielizny i skąpych ubrań.
- Witam – przywitała nas jedna z pracownic. - W czymś pomóc?
- Szukam czegoś skromnego do chodzenia po mieście. Musi być wygodne – odpowiedziałam i uśmiechnięta dziewczyna zaprowadziła nas w odpowiedni dział.
- Proszę przeszukać wieszaki. W razie czego proszę pytać.
- Dziękuję – odpowiedziałam chwytając od razu kilka wieszaków. - No to przymierzamy – wzięłam głęboki wdech patrząc na siedzącego w foteliku Keia.
- Tylko nie długo – burknął opierając głowę o dłoń.
- Postaram się, a ty idź coś mi znaleźć – powiedziałam nie chcąc aby mi tak siedział przed przebieralnią. Czułabym się jak na wybiegu! Widać było jego niezadowolenie, ale cóż. Po chwili zniknął, a ja w spokoju zaczęłam przymierzać ciuszki. Ale co to ma być?! Pisze rozmiar 36, a ja się czuję jakbym wciskała na dupę 26! Czy to normalne?! Może ja ślepa czy cuś? Nie wiem. Sprawdzę bluzki, a te jeszcze gorsze! Ja tego nie pojmuję!
- Rei – zza kotarą usłyszałam Keia, kiedy właśnie będąc w samej bieliźnie walczyłam z założeniem kolejnych spodni. - Ubrana jesteś? - spytał chcąc podać mi kolejne ciuchy.
- Czccczekaj – zaczęłam pośpiesznie walczyć z spodniami, kiedy straciłam poczucie równowagi i zaczęłam przechylać się do przodu.
- Mam sukie... - wybełkotał, a ja nagle opierając się o ścianę z wypiętą dupą poczułam jak coś mnie dotyka po niej. - Przepraszam! - podniósł głos cały czerwony jak burak znikając za kotarą. Uah! Moja dupa dotknęła jego... jego... spodni! Tego miejsca... no wiecie jakiego! Nie każcie mi mówić! To zbyt krepujące! Uah! Jestem cała czerwona! Jakie rozżarzone policzki!
- Mówiłam żebyś poczekał! - warknęłam spoglądając na sukienkę leżącą swobodnie na ziemi.
- Wybacz, myślałem, że jesteś chociaż zakryta.
- To źle myślałeś! - dodałam z oburzeniem słysząc jego zakłopotany głos i ubrałam białą sukienkę. Pasowała idealnie, a ten krój podkreślał moją talię. Wyglądałam wyśmienicie aż chciałam mu się pochwalić! - Kei – wyglądnęłam głową przez kotarę. - I jak myślisz? - spytałam wychodząc z przebieralni.
- Jest... piękna – odpowiedział z otwartymi ustami.
- Haha. Śmiesznie wyglądasz – zachichotałam, a ten szybko się oprzytomniał lekko pokaszlując.
- Khym. No to bierz i idziemy.
- Racja. Jeszcze tobie trzeba coś kupić – klasnęłam w dłonie wracając do przebieralni. Zapłaciliśmy za zakupy i poszliśmy do kolejnego sklepu wybierając Keiowi wygodne ciuchy. Jednak przez długi czas zwyczajnie się wygłupialiśmy aż znowu zrobiło się dość niezręcznie.
- Tak będzie dobrze – poprawiłam mu koszulkę w przebieralni, kiedy ten zerkając na mnie szybko oderwał wzrok. Wiedziałam iż przebudziłam w nim coś więcej niż braterską miłość, więc wyszłam czekając na niego przy kasie.
- Co teraz? - spytał, gdy wyszliśmy na zewnątrz.
- Hm... Widziałam gdzieś fajne miejsce – rozglądnęłam się po okolicy odnajdując labirynt z żywopłotów. - Chodźmy tam – podbiegliśmy z torbami do wejścia przy którym stała mała tabliczka.
- W labiryncie ukryta jest różana altanka, którą rzadko kto jest wstanie odnaleźć... - czytał Kei, gdy ja lekko weszłam do środka. - Weźmy mapkę, bo jeszcze się zgubimy -chwycił małą ulotkę, a ja z cwaniackim uśmieszkiem zaczęłam uciekać w głąb labiryntu chcąc się zgubić braciszkowi. - Rei! Gdzie jesteś?!
- Hehe. Spotkamy się przy altance jeśli znajdziemy drogę – odkrzyknęłam biegając po ciasnych dróżkach krzewów. - Hm... chyba się zgubiłam – westchnęłam wpadając w kolejny ślepy zaułek. - Jeszcze trochę i zacznę panikować – zaczęłam mówić do siebie czując rosnący niepokój, kiedy zauważyłam małą lukę w żywopłocie. Odchyliłam delikatnie gałęzie i przecisnęłam się przez dziurę napotykając na zielony placyk z piękną, białą altanką, którą pokrywały rozmaite gatunki róż. - Jak pięknie – oczarowana tym miejscem usiadłam wygodnie w środku chowając się przed słońcem, kiedy po dłuższej chwili dobiegł do mnie Kei. - Co tak długo? - spytałam żartobliwie.
- Jakim sposobem dotarłaś tu tak szybko bez mapy? -spytał zdyszany kładąc na drewnianym stoliczku rozłożoną mapkę.
- A bo ja wiem? - wzruszyłam ramionami przymykając oczy, nasłuchując rozśpiewane ptaki. - Niemalże nie słychać zgiełku samochodów.
- Faktycznie.
- Kei, dziękuję ci za wszystko – szepnęłam kładąc głowę na jego kolanach, a ten urwał kwiat róży i wplótł mi we włosy. - Kei?
- Nie dziękuj – odpowiedział z łagodnym uśmiechem i aż do wieczora siedzieliśmy śmiejąc się w nie pogłosy. Znaleźliśmy jeszcze fontannę i piękny ogród w labiryncie zanim wróciliśmy do mieszkania.

7 komentarzy:

  1. nareszcie! strasznie polubiłam twój blog ;)
    ktoś już chyba tu pisał, żebyś książkę napisała - zgadzam się w 100% ;)
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. niech sie okaże że oni nie są rodzeństwem
    plissss

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm, to byłoby genialne, gdyby Rilan oszukała Natha i Kirę i własnego syna w tej sprawie...
    Oj tragicznie mogłoby się to skończyć, owszem.
    Ale chciałabym to zobaczyć :D

    Póki co to te kazirodztwo, delikatnie mówiąc, nie za bardzo lubię i zdecydowanie kibicuję Rei/Isei, no ale gdyby Kei nie był jej bratem... :D

    A tak w ogóle to jakie są relacje między Natanielem-Kei-Rilan?

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaa... I taki labirynt, fajna sprawa ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo spodobał mi się ten odcinek.Czekam na 2 dzień wakacji ;)

    AsiaB

    OdpowiedzUsuń
  6. uważam super te wszystkie opowiadania
    przeczytałam wszystkie ,czekam na kolejne
    lecz ci nie wybaczam że musiałaś uśmiercić mirakę
    ugh no trudno (ożyw nią -nw w jaki sposób ale cuś wymyśl ;D)
    Sara312

    OdpowiedzUsuń
  7. Czemu wy tak bardzo chcecie wskrzesic Mirake? Ona nie zyje, basta! Wiem, równiez za nia tesknie, ale gdyby wszystko szlo po naszej mysli, nie byloby to tak wciagajace. Odcinek jak zwykle cudowny. Powtarzam sie, lecz mowie serio. Przeslij to do wydawnictwa, niech wydadza ksiazke! Teraz mam nawet popleczniczke, jesli o to chodzi. x3

    Lunitari, ktora jak zwykle nie spi.

    OdpowiedzUsuń