Nie chciałam was zadręczać, więc początek wam dodałam. Na resztę musicie trochę poczekać^^
Leżałam smutnawo na łóżku
odkryta kołdrą zerkając na zasłony przez które przebijały
promienie słońca. Leniwie wstałam z myślą o zaistniałej
sytuacji z Keiem i nie potrafiłam zrozumieć czemu chciałam go
pocałować. Może rzeczywiście chciałam się pocieszyć?
Przecież... nie wiem czy tak naprawdę Isei wróci do miasta.
Nie powinnam wiecznie odrzucać propozycji tras koncertowych z jego
powodu, w ten sposób nigdy nie znajdę tego jedynego.
- Nadal śpi – zerknęłam przez okno
wracając z łazienki. Zabrałam tylko jeszcze swoje ostatnie
bibeloty i zeszłam na dół oddać kluczyk do recepcji.
- Jak się spało? - spytała mnie
młoda dziewczyna z pięknym uśmiechem tak szczerym, że mogłam
śmiało powiedzieć iż nigdy takiego jeszcze nie widziałam.
- Bardzo dobrze, dziękuję –
odpowiedziałam poprawiając rozczochrane włosy nastroszone na
wszystkie strony.
- To dobrze. Kogoś mi pani przypomina
– zerknęła przez okienko, a ja szybko schowałam spojrzenie pod
zapuszczoną grzywką.
- Wydaje się pani.
- Czy panie jest tą słynną Rei z
Dark Angels? Uwielbiam panią! Mogłabym prosić o autograf? -
spytała wyciągając szybko kartkę i długopis. Pierwsza, to była
pierwsza osoba, która mnie rozpoznała i nie miała
wątpliwości co do tego.
- Proszę – nabazgrałam napis
wychodząc z hotelu. Podeszłam do auta i zapukałam w szybkę budząc
zaspanego niebieskookiego. Był tak zmęczony z worami pod oczami aż
zrobiło mi się go szkoda. Wsiadłam do środka kładąc na
siedzenie nogi i w milczeniu obserwowałam widoki, kiedy on wyjeżdżał
na główną ulicę prowadzącą do miasta.
- Kei... - niepewnie wypowiedziałam
jego imię. - Zatrzymaj się proszę. Zatrzymaj się – powtarzałam
dopóki nie zwolnił i zjechał na bok. - Zatrzymaj się.
- Zapomniałaś czegoś?
- Nie – pokręciłam przecząco
głową. - Pojedźmy na urlop jak brat z siostrą.
- Nie. Musisz wrócić do domu.
- Ja właśnie nie chcę Kei! Bo
widzisz... czuję się tam jak zamknięty w klatce ptak. Czytałam
kiedyś o dwóch kanarkach zamkniętych w klatce. Jeden był
złapany, a drugi wychowany w niewoli. Ten jeden nie rozumiał czemu
tamten chciał uciec skoro wszystko miał czego pragnął. Ja jestem
tym schwytanym kanarkiem. Pragnę wolności, ucieczki od tego
wszystkiego. Od tłumu, obowiązków, widoku zmarnowanego ojca
i rodziny i nadal prawie nic nie wiem o swojej matce. Chcę odpocząć.
Chociaż tydzień, a tylko tobie mogę zaufać. Sama bałabym się
pojechać. Proszę – spoglądałam błagalnie na jego zamyśloną
minę oburzonego chłopca i ruszyliśmy dalej. Zdruzgotana
westchnęłam ciężko, kiedy on nagle wykręcił włączając muzykę
i zakładając na oczy okulary.
- Gdzie chcesz jechać? - spytał
wyglądając okiem zza spuszczonych okularów
przeciwsłonecznych.
- Na lotnisko – odpowiedziałam
uradowana pogłaśniając radio i otworzyłam szyberdach tańcząc i
śpiewając, czując jednocześnie wiatr we włosach.
- Przewieje cię – zwrócił mi
uwagę Kei.
- Oj daj spokój. To nasz urlop.
Choć raz przestań o mnie się martwić.
- Ktoś musi.
- Wystarczy, że robi to przesadnie
ojciec.
- Martwi się o ciebie – chwycił
mnie za spodnie i pociągnął w dół zamykając szyberdach.
- Jesteś okrutny – burknęłam
ściszając muzykę. - Tak uważasz? Ja widzę jak tylko pracuje
każąc mi chodzić do psychologa.
- Chodzisz, bo sam nie potrafi sobie
poradzić z...
- To nie powód... - wyszeptałam
tracąc tak szybko poczucie humoru. - Poza tym umiem sama o siebie
zadbać.
- Zadzwoń do niego.
- Ale po co?
- Powiedz mu gdzie jesteś. Pewnie
umiera ze strachu – i w ten podał mi moją komórkę, która
musiała jakąś wypaść z mojej kieszeni już wczorajszego dnia.
Nie chciałam i z nim się wykłócać, więc wyszukałam ojca
w liście kontaktów i czekałam aż odbiesze.
- Tata?
- Rei! Gdzie ty jesteś? Chciałem
dzwonić już po policję.
- Spokojnie tato. Jestem z Keiem.
Właśnie jedziemy na lotnisko.
- Jak to na lotnisko? - w jego
głosie było tyle emocji. Mogłam sobie już wyobrazić jak niemalże
z zawałem serca krzyczy do komórki latając po mieście w
poszukiwaniu mnie. - Co ty chcesz zrobić? Wszyscy się martwią.
- Biorę sobie urlop. Dawno nie byłam
na wakacjach. Powinieneś kiedyś tego spróbować.
-
Niech Kei cię natychmiast zawiezie do domu.
- Sam się zgodził. Nie zmuszałam
Keia żeby mnie zawoził. Zrozum, razem musimy odetchnąć. Ja od
tego ciasnego miasteczka, a ty od obwiniania się za śmierć matki.
To cię niszczy, a przy okazji i mnie. Zrozum to wreszcie tato.
Ciągle tylko spoglądasz z przygnębieniem na jej zdjęcia i
szepczesz coś do nich. To ty potrzebujesz wsparcia od innych, a nie
ja. Sama nie mogę ci pomóc, bo nic o niej prawie nie wiem.
Kocham cię i martwię się o ciebie, dlatego... zrób to co ja
i odpocznij. Oderwij się od rzeczywistości. Muszę kończyć –
zająknęłam się wycierając zaszklone oczy. - Za tydzień wrócę,
obiecuję będę codziennie pisać do ciebie – dodałam wyłączając
całkowicie komórkę.
- Wszystko dobrze? - spytał mnie
zatroskanym głosem Kei włączając nawigację.
- Um- potaknęłam sprawdzając
godzinę. - Menadżer będzie wściekły – zachichotałam
pogłaśniając po raz kolejny muzykę. - Beby! Its you! - a
roześmiany niebieskooki dołączył się do mnie i razem wyliśmy
jak wilki do księżyca.
- Jak długo będziemy lecieć? -
spytałam siedząc już w samolocie, który czekał na
zezwolenie do startu, gdy mój kochany braciszek siadał na
swoje miejsce.
- Musiałaś właśnie wybrać Mayami?
- spytał lekko zirytowany, bo nie przepadał za samolotami. Zawsze
miał wrażenie, że zaraz się rozbije i zginie, a to przecież
niesamowita rzadkość.
- Tam jedynie mnie nie znają, poza tym
– spojrzałam na okładkę czasopisma. - Tam występować będzie
Kastiel, przyjaciel mojej mamy. Chcę pomóc mojemu marzeniowi
i dowiedzieć się jaka była moja matka. Skoro ojciec nie jest
wstanie mi powiedzieć, to zrobi to kto inny.
- A poza tym, co będziemy robić?
- Cieszyć się młodością –
odpowiedziałam radośnie wyciągając z torby paczkę orzeszków.
- Chcesz?
- Nie dzięki – odpowiedział
spoglądając na sufit maszyny, kiedy powoli zaczęła podjeżdżać
na pas startowy. - O matko jedyna...
- Powiedziałeś to na głos.
- Zdaję sobie z tego sprawę –
odparł już cały zalany potem.
- Spokojnie – wtuliłam się w jego
rękę aby ukoił swoje nerwy, ale ten jeszcze bardziej zaczął się
trząść. - Myślałam nad tym, co mi powiedziałeś – zmrużyłam
oczy zerkając na jego tupiącą stopę. - To w hotelu... - dodałam
czując jego zainteresowane spojrzenie na sobie. Nie wiem czy
zainteresowane, to poprawne określenie, ale to uczucie
przepełniające moje ciało mogło znaczyć iż był ciekaw moich
słów. I to bardzo. - Bo widzisz ja... też cię kocham, jak
swego brata – niespodziewanie poczułam jak gładzi mnie po głowie,
a jego dreszcze całkowicie ustały.
- Też cię kocham.
- Wiem, dobrze o tym wiem –
szepnęłam, a samolot uniósł się w przestworza.
- Torebka! - krzyknął zrywając się
z siedzenia prawie mnie zgniatając! Ja nie zdążyłam się odsunąć
i słuchałam jak wymiotuje zgniatając mnie straszliwie ciałem! - O
wiele lepiej wybełkotał z powrotem opierając się o siedzenie i
spojrzał na mnie, leżącą na jego kolanach.
- Mogłeś ostrzec – warknęłam
prawie odlatując od braku powietrza. Chciał mnie udusić uściskiem
pytona.
- Wybacz, ale nie chciałem cię
obrzygać – odpowiedział zawstydzony.
- Ale to nie powód do zabijania
mnie.
- Przecież przeprosiłem.
- Łuaah! Jestem taka śpiąca –
ziewnęłam szeroko zakrywając usta dłońmi.
- Udajesz – burknął, a ja oparłam
głowę o jego ramię.
- Naprawdę jestem zmęczona, miłych
snów – dodałam błyskawicznie zasypiając.
- Jak miło... - rozciągnęłam się
leniwie zauważając, że coś jest nie tak. Odkąd w samolocie można
rozłożyć siedzenie na stan łóżka? Moment, ja jestem na
łóżku! Jak to możliwe?! - Co się stało?! -usiadłam
energicznie spoglądając na pomieszczenie z burakiem na twarzy. -
Jak ja tu się znalazłam?!
- Ciszej – nagle jedne z drzwi na
małym korytarzyku uchyliły się i wyszedł z łazienki cały mokry
Kei w samym ręczniku. - Jeszcze zaniepokoisz innych gości – dodał
wchodząc do pokoju w którym siedziałam. Był dość ładny.
Ściany całe białe kontrastowały z ciemnymi kuchennymi meblami, a
duże szklane drzwi na balkon jeszcze bardziej rozjaśniały
pomieszczenie. - Nie dało się ciebie obudzić. Musiałem targać
cię aż do samego hotelu, co było dość trudne. Zastanawiam się
tylko nad jedną rzeczą.
- Jaką? - spytałam obserwując
chłopca robiącego sobie kawę z ekspresu.
- W czym my będziemy chodzić?
- E... nie przemyślałam tego do końca
– prychnęłam z ironicznym uśmieszkiem głupa. - Kupi się.
- Zapewne. Więc... co masz zamiar
dzisiaj robić? Mamy tylko tydzień czasu.
- Sama nie wiem – odpowiedziałam
kładąc się na brzuchu, opierając głowę o dłonie i pozwalając
na swobodne machanie nogami. - Zawsze to ty coś wymyślałeś.
- Faktycznie, to może... Pójdziemy
kupić ubrania? Od tego powinniśmy zacząć. Przydałoby się także
kupić mapę.
- Super! To postanowione!
- Nie weźmiesz prysznica?
- Po co? Nie śmierdzę – powąchałam
ubrania widząc jego śmieszną minę. - Ale lepiej żebyś się
ubrał – przypomniałam mu iż jest w samym ręcznik, a ten
zarumieniony schował się do łazienki.
- Uczesz się chociaż – krzyknął,
a ja z rozbawieniem wstałam zerkając do lusterka na stoliczku.
- Ten hotel ma całe wyposażenie.
Fajnie – powiedziałam sama do siebie zaglądając do szuflad i
szafek. - Ile mamy pokoi? - spytałam wyglądając na kwiecisty
balkon ozdobiony czerwonym bluszczem.
- Dwa pokoje, kuchnie i łazienkę –
odpowiedział wychodząc jeszcze z wilgotnymi włosami. - Możemy iść
– poprawił lekko wygniecioną bluzkę, a ja chwyciłam za swoją
torebkę gdzie miałam wszystkie karty i dokumenty. Wyszliśmy na
zewnątrz, a tam rażące po oczach światło słońca ukazało mi
piękne niebo i wysokie palmy rosnące wzdłuż ulic Mayami.
- Ach... - aż zabrakło mi tchu. Przez
moment zapomniałam jak się oddycha na ten czarujący widok. Wszyscy
chodzili w letnich ciuchach, a niektórzy nawet w strojach
kąpielowych.
- Idziemy? - spytał wyciągając do
mnie rękę. - Jeszcze mi się zgubisz – dodał swoje
wytłumaczenie, ale ja nie miałam zamiaru protestować. Lubiłam
trzymać go za rękę, czułam się wtedy zawsze bezpieczniej i
pewniej.
- To może pójdziemy... -
rozglądnęłam się po zatłoczonych chodnikach i ulicach. - Sama
nie wiem. Wszędzie tyle ludzi... - mruknęłam niezadowolona. Miałam
nadzieję, że będzie nieco mniej ludzi w tych okolicach, ale co ja
tam mogę wiedzieć. - O! Tam! - wskazałam ręką lekko ciągnąc w
ten rejon Keia. - Dzień dobry! - weszłam do środka uświadamiając
sobie, że to damski sklep przez co mój kochany braciszek mógł
poczuć się nieco zgorszony na widok takiej ilości bielizny i
skąpych ubrań.
- Witam – przywitała nas jedna z
pracownic. - W czymś pomóc?
- Szukam czegoś skromnego do chodzenia
po mieście. Musi być wygodne – odpowiedziałam i uśmiechnięta
dziewczyna zaprowadziła nas w odpowiedni dział.
- Proszę przeszukać wieszaki. W razie
czego proszę pytać.
- Dziękuję – odpowiedziałam
chwytając od razu kilka wieszaków. - No to przymierzamy –
wzięłam głęboki wdech patrząc na siedzącego w foteliku Keia.
- Tylko nie długo – burknął
opierając głowę o dłoń.
- Postaram się, a ty idź coś mi
znaleźć – powiedziałam nie chcąc aby mi tak siedział przed
przebieralnią. Czułabym się jak na wybiegu! Widać było jego
niezadowolenie, ale cóż. Po chwili zniknął, a ja w spokoju
zaczęłam przymierzać ciuszki. Ale co to ma być?! Pisze rozmiar
36, a ja się czuję jakbym wciskała na dupę 26! Czy to normalne?!
Może ja ślepa czy cuś? Nie wiem. Sprawdzę bluzki, a te jeszcze
gorsze! Ja tego nie pojmuję!
- Rei – zza kotarą usłyszałam
Keia, kiedy właśnie będąc w samej bieliźnie walczyłam z
założeniem kolejnych spodni. - Ubrana jesteś? - spytał chcąc
podać mi kolejne ciuchy.
- Czccczekaj – zaczęłam pośpiesznie
walczyć z spodniami, kiedy straciłam poczucie równowagi i
zaczęłam przechylać się do przodu.
- Mam sukie... - wybełkotał, a ja
nagle opierając się o ścianę z wypiętą dupą poczułam jak coś
mnie dotyka po niej. - Przepraszam! - podniósł głos cały
czerwony jak burak znikając za kotarą. Uah! Moja dupa dotknęła
jego... jego... spodni! Tego miejsca... no wiecie jakiego! Nie każcie
mi mówić! To zbyt krepujące! Uah! Jestem cała czerwona!
Jakie rozżarzone policzki!
- Mówiłam żebyś poczekał! -
warknęłam spoglądając na sukienkę leżącą swobodnie na ziemi.
- Wybacz, myślałem, że jesteś
chociaż zakryta.
- To źle myślałeś! - dodałam z
oburzeniem słysząc jego zakłopotany głos i ubrałam białą
sukienkę. Pasowała idealnie, a ten krój podkreślał moją
talię. Wyglądałam wyśmienicie aż chciałam mu się pochwalić! -
Kei – wyglądnęłam głową przez kotarę. - I jak myślisz? -
spytałam wychodząc z przebieralni.
- Jest... piękna – odpowiedział z
otwartymi ustami.
- Haha. Śmiesznie wyglądasz –
zachichotałam, a ten szybko się oprzytomniał lekko pokaszlując.
- Khym. No to bierz i idziemy.
- Racja. Jeszcze tobie trzeba coś
kupić – klasnęłam w dłonie wracając do przebieralni.
Zapłaciliśmy za zakupy i poszliśmy do kolejnego sklepu wybierając
Keiowi wygodne ciuchy. Jednak przez długi czas zwyczajnie się
wygłupialiśmy aż znowu zrobiło się dość niezręcznie.
- Tak będzie dobrze – poprawiłam mu
koszulkę w przebieralni, kiedy ten zerkając na mnie szybko oderwał
wzrok. Wiedziałam iż przebudziłam w nim coś więcej niż
braterską miłość, więc wyszłam czekając na niego przy kasie.
- Co teraz? - spytał, gdy wyszliśmy
na zewnątrz.
- Hm... Widziałam gdzieś fajne
miejsce – rozglądnęłam się po okolicy odnajdując labirynt z
żywopłotów. - Chodźmy tam – podbiegliśmy z torbami do
wejścia przy którym stała mała tabliczka.
- W labiryncie ukryta jest różana
altanka, którą rzadko kto jest wstanie odnaleźć... - czytał
Kei, gdy ja lekko weszłam do środka. - Weźmy mapkę, bo jeszcze
się zgubimy -chwycił małą ulotkę, a ja z cwaniackim uśmieszkiem
zaczęłam uciekać w głąb labiryntu chcąc się zgubić
braciszkowi. - Rei! Gdzie jesteś?!
- Hehe. Spotkamy się przy altance
jeśli znajdziemy drogę – odkrzyknęłam biegając po ciasnych
dróżkach krzewów. - Hm... chyba się zgubiłam –
westchnęłam wpadając w kolejny ślepy zaułek. - Jeszcze trochę i
zacznę panikować – zaczęłam mówić do siebie czując
rosnący niepokój, kiedy zauważyłam małą lukę w
żywopłocie. Odchyliłam delikatnie gałęzie i przecisnęłam się
przez dziurę napotykając na zielony placyk z piękną, białą
altanką, którą pokrywały rozmaite gatunki róż. -
Jak pięknie – oczarowana tym miejscem usiadłam wygodnie w środku
chowając się przed słońcem, kiedy po dłuższej chwili dobiegł
do mnie Kei. - Co tak długo? - spytałam żartobliwie.
- Jakim sposobem dotarłaś tu tak
szybko bez mapy? -spytał zdyszany kładąc na drewnianym stoliczku
rozłożoną mapkę.
- A bo ja wiem? - wzruszyłam ramionami
przymykając oczy, nasłuchując rozśpiewane ptaki. - Niemalże nie
słychać zgiełku samochodów.
- Faktycznie.
- Kei, dziękuję ci za wszystko –
szepnęłam kładąc głowę na jego kolanach, a ten urwał kwiat
róży i wplótł mi we włosy. - Kei?
- Nie dziękuj – odpowiedział z
łagodnym uśmiechem i aż do wieczora siedzieliśmy śmiejąc się w
nie pogłosy. Znaleźliśmy jeszcze fontannę i piękny ogród
w labiryncie zanim wróciliśmy do mieszkania.
nareszcie! strasznie polubiłam twój blog ;)
OdpowiedzUsuńktoś już chyba tu pisał, żebyś książkę napisała - zgadzam się w 100% ;)
pozdrawiam :)
niech sie okaże że oni nie są rodzeństwem
OdpowiedzUsuńplissss
Hmm, to byłoby genialne, gdyby Rilan oszukała Natha i Kirę i własnego syna w tej sprawie...
OdpowiedzUsuńOj tragicznie mogłoby się to skończyć, owszem.
Ale chciałabym to zobaczyć :D
Póki co to te kazirodztwo, delikatnie mówiąc, nie za bardzo lubię i zdecydowanie kibicuję Rei/Isei, no ale gdyby Kei nie był jej bratem... :D
A tak w ogóle to jakie są relacje między Natanielem-Kei-Rilan?
Aaa... I taki labirynt, fajna sprawa ;D
OdpowiedzUsuńBardzo spodobał mi się ten odcinek.Czekam na 2 dzień wakacji ;)
OdpowiedzUsuńAsiaB
uważam super te wszystkie opowiadania
OdpowiedzUsuńprzeczytałam wszystkie ,czekam na kolejne
lecz ci nie wybaczam że musiałaś uśmiercić mirakę
ugh no trudno (ożyw nią -nw w jaki sposób ale cuś wymyśl ;D)
Sara312
Czemu wy tak bardzo chcecie wskrzesic Mirake? Ona nie zyje, basta! Wiem, równiez za nia tesknie, ale gdyby wszystko szlo po naszej mysli, nie byloby to tak wciagajace. Odcinek jak zwykle cudowny. Powtarzam sie, lecz mowie serio. Przeslij to do wydawnictwa, niech wydadza ksiazke! Teraz mam nawet popleczniczke, jesli o to chodzi. x3
OdpowiedzUsuńLunitari, ktora jak zwykle nie spi.