Tysiące migoczących żarówek, niczym gwieździste niebo, oświetlały potężną balową salę, wisząc na złoconym w obrazy suficie i równie imponująco wyglądających ścianach, na których panował przepych obrazów, a także innych klamotów, nie znając nawet ich nazw. Każdy szczegół na pozastawianych stołach był dopracowany, sztuczce lśniły zaś w kieliszkach można było zobaczyć swoje odbicie, co prawda nieco zniekształcone, ale jednak! Orkiestra siedząca na wydzielonym specjalnie dla nich kawałku zdobionym roślinnością, grała wolnego, kiedy to ja jedynie przyglądałam się wszystkiemu na swoim siedzeniu. Dlaczego siedzę? No niech to! Gdybym poszła tańczyć, to nie tylko wypaliłabym wszystkim oczy i wypędziła z tak cudownego miejsca, ale i nie odnalazła swojego siedziska! Samo wpatrywanie się w zadowoloną Lunitari jak tańczy z swoim rodzeństwem było wielką nagrodą. A właśnie! Zapewne nie wiedzie jak tu się znalazłam, i właściwie gdzie. Po ciężkiej pracy jako piosenkarki, a postanowiłam zrobić sobie wolne, zwłaszcza, że dziś rudowłosa kończyła dwadzieścia lat i po prostu musiałam przyjechać w jej rodzinne francuskie korzenie by świętować razem z nią... chociaż to ona bawi się znacznie lepiej, ale to nieważne. Cieszę się jej szczęściem, a odcięcie od tych wszystkich problemów dobrze mi zrobi. Nie zniosłabym, gdyby nasze kontakty urwały się, zwłaszcza po tym wszystkim co dla mnie zrobiła.
- Jesz jak świnia Kei! Opanuj się! - warknęłam zdruzgotana widząc jak wpycha w siebie kolejną nóżkę od kurczaka. - To jest widelec jakbyś nie wiedział .Szlachta używa go do jedzenia... - zaczęłam mówić jak do upośledzonego dziecka, a ten z kolei skarcił mnie za to morderczym spojrzeniem. - Oj dobra już dobra - pomachałam nerwowo rączką. - Po prostu nudzi mnie tooo... - przeciągnęłam kładąc się plackiem na stół,prawie tłukąc kieliszek, który w porę złapałam.
- Głupi pingwin - roześmiał się zapijając wszystko czerwonym winem.
- Nie myśl o towarzyszeniu mi na sesji zdjęciowej - odparłam, kiedy to zaatakowała mnie uściskiem Lunitari, od tyłu jak jakiś zboczeniec!
- Rei! Chodź zatańczyć!
- Hehehe, chyba spasuję - z nerwowym uśmieszkiem, postarałam się wywinąć z tego koszmaru, ale ona jak na złość zaczęła mnie ciągnąć razem z krzesłem! - Luni! Zwariowałaś?! Porysujesz marmurową podłogę! Jak śmiesz bezcześcić ciężką pracę swojego ojca?! - mówiłam z wyrzutami, a ta tylko głośno zaczęła się śmiać. Dobra, czas przećwiczyć wymówki...
- Poliżę cię jeśli nie wstaniesz - z szeroko otwartymi oczyma zerwałam się na równe nogi widząc puste miejsce bez krzesła. - No chociaż wiem gdzie siedziałam - wzruszyłam ramionami z uśmiechem, będąc ciągniętą na parkiet.
Nie wspomnę o tym straszliwym dniu balowym od którego miałam poranione stopy, a i tak połowę przelatałam na bosaka, bo Lunitari zachciało się skakać po meblach korytarzowych i tańczyć dziwne układy! Nie wspominając o piosence, którą musiałam zaśpiewać, ale to już zrobiłam z większą chęcią. I nie to, że nie podobało mi się to wszystko! Ja tylko lubię sobie troszeczkę pomaruuudzić, hehe, tylko tyle.No ale pomijając rozwalony stół, gitarę, rozpierdykaną od uderzeń Lunitari perkusję... ona serio uwielbia na tym instrumencie grać! Jak się wczuła...! Masakra! Było świetne, no ale mimo wszystko, prawie gały mi z orbit wyskoczyły! I dalej jestem głucha...
- Hm...- westchnęłam leżąc na wygodnym materacu w pokoju Lunitari, której nie było w łóżku. Chwila, moment! Przecież widziałam ją gdzieś tutaj! Przed chwilą jeszcze smacznie sobie chrapała i mamrotała coś o Yutto! - Luś? - rozglądnęłam się po ciemnym pokoju, ale nigdzie nie było widać ani słychać rudowłosej, więc z przerażeniem wyczołgałam się z cieplutkiej kołderki i zarzucając na siebie bluzę, wyszłam z pomieszczenia. - Doprawdy, żeby wyciągnąć mnie z pokoju... jak ona śmie?! Nawet Panu Króliczkowi się to nie udaje! Na dodatek jest tu tak ciemno jak w dupie u murzyna! Nie to żebym tam była albo coś... nic z tych rzeczy, no ale...ugh! - zatrzymałam się wściekła. - A właściwie to... gdzie ja jestem? - rozglądnęłam się dokoła siebie nie poznając drogi skąd przyszłam. - Cudownie! Jak ją dorwę, to ją porwę..!!@%$367! - warknęłam z pulsującą żyłką idąc dalej w nieznane. Dobra, znając moje szczęście zaraz zza rogiem napotkam pedofila.. nie no jestem pełnoletnia, więc jedynie gwałciciela, albo tą taką lalkę na rowerku! Ije! Mamusiuuu! Ja chcę jeszcze żyć!
Nagle zatrzymałam się przed jednym z okien, dostrzegając wśród drzew przy brzegu postać czerwonowłosej. Co tam robiła? Nie miałam zielonego pojęcia, więc po kolejnych piętnastu minutach znalazłam drogę na zewnątrz podchodząc do przyjaciółki.
- Lunitari? - spytałam słysząc cichy szloch. - Co się stało? - dopytałam, kładąc dłoń na jej ramieniu zaś ta wpadła mi w ramiona zapłakana. jeszcze nigdy nie widziałam jej tak zrozpaczonej. Spojrzałam na taflę wody na której unosił się biały wianuszek i już wszystko stało się jasne.
- Wiesz, że mam sześcioro rodzeństwa, prawda?
-Um - potaknęłam siadając wraz z nią na ziemi.
- Był Piotr jako pierwszy, potem Eliza, Mirosław, ja, Gniewomir, Lukrecja, Eugeniusz i na samiutkim końcu Iza. Odgrywali oni ważną rolę w mym życiu. Każdą wolną chwilę spędzałam z młodszą o osiem lat siostrą Izą. Wędrowałam z nią po lesie, bawiłam się, uczyłam. Niestety pewnego
zimowego dnia, przeżyłam możliwe, iż najokropniejszą rzecz w mym życiu. Otóż moja młodsza siostra jeździła na łyżwach na zamarzniętym
jeziorze. Ja, jako ta starsza, wolałam bezpiecznie stać na brzegu. W
pewnym momencie Iza mocno oddaliła się na środek wody. Nim zdążyłam w
jakikolwiek sposób zareagować, ona wpadła do rzeki. Myśląc tylko o
ratowaniu siostry, wbiegłam prosto na lodowe kry. Załamały się również
pod moim ciężarem, lecz ja jako piętnastolatka przeżyłam, a
siedmioletnia Iza... cóż. To zbyt przykre by opowiadać dalej.
W ciszy i skupieniu wsłuchiwałam się w opowieść Lunitari, która ze złamanym głosem opowiadała całe to okropne wydarzenie.
-Więc dlatego jezioro Larme...
- Łza. Stałam się pesymistą nie czującym nic prócz tęsknoty. Powtarzałam
tylko: "To moja wina...moja wina!". Pewnie teraz leżałabym w klatce dla
ludzi chorych psychicznie, ale na szczęście miałam swego brata Piotra.
Ten wyciągnął mnie z doła. Nauczył strzelać z łuku, polować, być
samodzielnym, a nawet szyć. Tak, szyć. Przezywali go "Marek Szydełko",
lecz on na to nie zwracał uwagi. Tego również się od niego nauczyłam. W
ostatnich latach zostałam nazwana "Świrniętą Optymistką", gdyż taką
właśnie się stałam. Do tej pory jednak zdaża mi się uronić kilka łez...
Oczywiście gdy nikt nie widzi.
- Musiało być ci ciężko, no ale miałaś starszego brata, co cię wspierał. Fajnie mieć rodzeństwo no i to nie była twoja wina. Nie mogłaś tego przewidzieć, Lunitari.
-Tak wiem.
I w ten oto sposób skończył się dzień w Francuskiej posiadłości Diane Lunitari Sourire, która jest znacznie silniejszą osobą niż zdawałam sobie z tego sprawę. Resztę nocy spędziłyśmy na wcinaniu lodów i oranżady, co nie wyszło nam na dobre, bo pomalowałyśmy całego Keia markerami... biedak, będzie mu ciężko to wszystko zmyć,hahaha. Rudowłosa poczuła się lepiej po tym zwierzaniu, a ja pełna nowych sił, musiałam w końcu spakować z rana manatki i wrócić do domu...
- REEEEEEIIIII COŚ TY MI ZROBIŁA?!?!?!?!
- Niiic kochany braciszku!!! - chwyciłam prędko za walizkę i wybiegłam z posiadłości unikając wrzeszczącego przez ono Keia.
Lunitari jak zwykle walnęła takim tekstem xD
OdpowiedzUsuńNo,ale w końcu wszyscy się świetnie bawili :D
Przykro mi się zrobiło z powodu Lunitari... dobrze,że ma takiego brata.Dzięki niemu powróciła do życia :)
Kei,pewnie będzie potrzebował duuużo mydła hehe
Uu,wiedziałam,że coś się święci xD A właśnie,co z Yutto?? I tym bardziej z Daisuke... ;D
Miłych wakacji,
AsiaB
No właśnie co z Daisuke ???? Żeby Rei była z Daisuke plose nie co sie zacznie dziać ♥
UsuńHej ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się ogromnie na nowości i mam nadzieję, że w te wakacje dokończymy już tę historię :).
Fajny dodatek do Lunitari. Jednak po takiej przerwie jestem już desperacko spragniona losów głównych bohaterów. Nie wydaje mi się, aby ta część miała jakiś wpływ na główną fabułę, no ale z Tobą nigdy nic niewiadomo ^^.
I rozbroiłaś mnie "tą lalką na rowerku". Cudowny opis Piły ;D.
Jestem bardzo zawiedziona śmiercią Izy ;D. Ta bardzo inteligentna siedmiolatka powinna przed utopieniem się wygłosić jakaś epicką kwestię, będącą symbolem tej historii, czy coś ;D.
Ogólnie, to trafiłaś w sendo - nienawidzę zimna, nie lubię łyżew i kiedy byłam młodsza, twierdziłam że każda śmierć lepsza niż utonięcie ;P. No ale, być może za bardzo zidentyfikowałam się z postacią :D.
Czekam na więcej i przesyłam buziaczki <3.
Zabijmy Kirę! Zatłuczmy go, a niech się smaży, Szatan jeden xD
OdpowiedzUsuńKobieto, wielbię Cię...
OdpowiedzUsuńDlaczego mną tak manipulujesz? Dlaczego napisane przez Ciebie słowa muszą całkiem zmieniać mój pogląd na postacie? Na początku kibicowałam Keiowi, a Daisuke był "bee", a teraz Kei jest dla mnie jakiś taki... Taki nie ten. xD Za to Daisuke... Uwielbiam go!
Uwielbiam to opowiadanie! Uwielbiam Rei! Uwielbiam Mirakę! Nie uwielbiam śmierci Miraki! Chociaż teraz dochodzę do wniosku, że tak jest lepiej.. Ech. W każdym razie czekam na dalsze <3
Witaj.
OdpowiedzUsuńMatko kochana... Nigdy nie sądziłam, że... Wpisując punkt historia... Kurczę. Czuję równocześnie dumę i podziw. Tak to pięknie ubrałaś, wyszło niezwykle smutno, ale także cudownie. Początek zabawny (jak zawsze), a później (tu cytat):
"Co to było? - zerknęłam na bananowy uśmiech rudowłosej.
- Ale co?
- No to zium i srum, to co ze mną zrobiłaś"
Tylko zamiast "rudowłosej" wstawić "Miraki", no aż się prosi! Tak jak wtedy pisałam - miotasz moimi uczuciami bez litości! Chociaż od tego czasu przeczytałam bardzo wiele, moje "smaki" się wyostrzyły, to jednak wciąż Twoje opowiadanie wyróżnia się spośród reszty forumowych, blogowych, czy jeszcze jakich istniejących tam ustrojstw. Na początku, w pierwszym rozdziale (z Miraką) nie nazwałabym tej historii "oryginalną". Tylko z czasem, zamiast się znudzić, kontynuowałaś, poprawiając się, zbierając miłośników.
Zwykle nie piszę komentarzy. Jestem niczym cień, prawdopodobnie należę do największych fanek, często zajrzę, czy nie ma nowego rozdziału, śledzę opowiadanie niemal od samego początku, a pewnie spora część Twoich czytelników nawet nie kojarzy mojego nicku. Prawdopodobnie nawet Ty mogłaś sądzić, iż przestałam czytać.
Chciałabym podziękować za te wszystkie części, za to, że nas nie zostawiłaś. Tak więc...
Dziękuję (tak się zastanawiam, czy nie napisać "w imieniu wszystkich", lecz może spróbuję się ochronić przed ewentualnymi uwagami ^^").
Pozdrawiam -
Lunitari (która wciąż nie odnalazła karteczki z hasłem)
Proszę, powiedzcie, że jeszcze będzie ciąg dalszy!
OdpowiedzUsuńOjej, nie mogę uwierzyć, to były tylko dwa miesiące, a nie tysiąclecia przerwy, sorry :p
Super ! :D
OdpowiedzUsuńObserwujemy ?
http://lifestyleourblog.blogspot.com/