Statystyka

31.03.2012

5 Zemsta Amber

Minął miesiąc odokąd ostatni raz rozmawiałam z Nathanielem. Było mi naprawdę z tego powodu smutno. Za każdym razem Amber musiała pojawiać się znikąd i go wykradać. Oczywiście próbowałam z tym walczyć, ale na nic się to zdało. Powinnam zapomnieć o Nathanielu, bo w końcu on jest gospodarzem, a ja... grzebie w ziemi od dwóch tygodni. Przynajmniej ten klub jest ciekawszy od klubu Natusia i można tu zaznać sporo spokoju.
- Hm... - westchnęłam ciężko niosąc nowe woreczki z nasionami do szklarni na szkolnym ogródku.
- Witaj Miraka – drgnęłam wracając do rzeczywistości. Znów zbyt mocno się zamyśliłam i nawet nie zauważyłam Jade.
- Cześć Jade, co sadzisz? - spytałam kładąc torebeczki na stoliku i przykucnęłam przy zielonowłosym.
- Postanowiłem zasadzić trochę leczniczych ziół tak jak mówiłaś. Miałaś świetny pomysł.
- Dziękuję. W ten sposób uczniowie będą mogli tu przychodzić, kiedy coś się im stanie. Może powinnam zrobić tabliczki, co do czego służy?
- Doskonale! Cieszę się, że jest w tej szkole ktoś taki jak ty – poklepał ziemię łopatką i wstał ściągając rękawice. - Czemu zrezygnowałaś z tamtego klubu?
- Wiesz... szukałam spokojnego miejsca, a to aż emanuje spokojem – westchnęłam z zadowoleniem wyrywając malutkie kiełki chwastów.
- Jakie nasiona przyniosłaś?
- Kilka kolorów róż – odpowiedziałam otrzepując ręce z ziemi. - Nie wiem czy można je tu posadzić...
- Myślę, że mały wyjątek nie zaszkodzi – odpowiedział z uśmiechem, a mi nagle tak jakoś cieplej się zrobiło.
- Nie chcę robić ci kłopotu – zaczęłam gestykulować dłońmi. Miał przecież pełno roboty i tak napięty grafik, że nie chciałam być dla niego ciężarem.
- Nie zrobisz jeśli mi pomożesz – zaproponował i nagle mnie zatkało, co mam odpowiedzieć? Jest naprawdę miły i ładny, ale... jakąś nie mogę znieść faktu, że w ten sposób mogę zranić Nathaniela. Nie, z nim już koniec! Mam dość tej męczarni z Amber. Jeśli on tego nie widzi, to trudno. Nie mam zamiaru tracić przez tą idiotkę tylu nerwów.
- Z miłą chęcią Jade – odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy. - To może po lekcjach? - spytałam kierując się do wyjścia, bo jakąś już mi tam duszno się zaczęło robić.
- Dobrze, akurat jeszcze będę.

Zadowolona, cała w skowronkach siedziałam w ławce odliczając ostatnie pięć minut dzielące mnie od spotkania z Jade. Ciekawe czy on również nie może się tego doczekać.
- Miraka, co ci jest? Jesteś cała napromieniowana aż razisz mnie w oczy – roześmiana Iris szepnęła do mnie unikając nauczycielskiego radaru.
- Napromieniowana? Chyba rozradowana – poprawiłam przyjaciółkę sprawdzając czy nauczyciel nas nie widzi. - Masz okulary jeśli nie widzisz mojej twarzy – wyciągnęłam z uśmiechem okulary przeciwsłoneczne.
- Dam sobie radę, więc?
- Więc co? - spytałam zdziwiona patrząc na jej niecierpliwą minę.
- Co zrobił Nathaniel, że jesteś taka happy?
- Nataniel? Już od dawna z nim nie gadałam – odpowiedziałam z obojętnością. - Idę pomóc Jade w klubie ogrodników.
- A co z Nathanielem? Przecież podobał ci się.
- Podobał. Mam już tego dosyć Iris. Ciągle latają za nim inne, a ja tylko jestem przez nie zadeptywana i na dodatek ta cała Ambre, to nie dla mnie.
- Ale on cię bardzo lubi. Przecież sama mi opowiadałaś to wszystko...
- No przestań już – zawstydzona nagle usłyszałam dzwonek na przerwę. Koniec lekcji, dzwonek, ten głos mojego kochanego wybawcy. - Sumimasen Iris. Muszę iść – powiedziałam i niczym burza wystrzeliłam prosto do mojego celu.
- Już jestem! - wpadłam do szklarni będąc cała zdyszana. Ledwo dałam radę cokolwiek powiedzieć.
- Miraka? - nagle Jade z zaskoczoną miną podszedł do mnie. - Coś ty taka zmęczona?
- Nie chciałam się spóźnić – wybełkotałam łapiąc łapczywie powietrze do rozpalonych płuc.
- Trzymaj wodę – podał mi buteleczkę cytrynowej cieczy i jednym łykiem wypiłam połowę.
- Byłaś bardziej spragniona niż fikus na pustyni- zażartował, a ja nie rozumiejąc połowy zdania roześmiałam się jak nigdy dotąd.
- Wybacz. Odkupię ci wodę.
- Daj spokój. Zacznijmy lepiej sadzić – podał mi rękawice i poszedł po potrzebny sprzęt, kiedy ja ubierałam rękawice. - Jak tam lekcje? - spytał podając mi łopatkę.
- Dobrze. Jak zwykle nudy i niektórzy nauczyciele strasznie zanudzają, ale szkoła jest bardzo fajna.
- Jeszcze nie spytałem cię o bardzo ważną rzecz – zaczął z lekkim niepokojem.
- Nani? - spytałam znów się zapominając. Powrócił mi nawyk mówienia po japońsku, ale kot by mnie zrozumiał? - To znaczy, o co chodzi?
- Mówisz po japońsku?
- Tak.
- Niesamowite. Kiedyś się go uczyłem, ale go zapomniałem. Jednak jeszcze coś tam pamiętam.
- Naprawdę?! To powiedz coś, no proszę – podekscytowana zbliżyłam się do niego bliżej.
- Anata wa kawaii desu – uśmiechnął się i nagle zaległa dziwna cisza. - Nie wiem czy dobrze powiedziałem.
- Dobrze, bardzo dobrze. Arigatou – odpowiedziałam biorąc woreczki z nasionami.
- Mogę cię o coś spytać? - odłożył przedmiot i zabrał nawet mój tak delikatnie z drżącej dłoni...
- Hai – potaknęłam przełykając głośno ślinę.
- Miraka, strasznie drżysz. Jest ci zimno? - i znów zmienił temat. Co on chce wiedzieć?
- Nie. Tutaj jest strasznie duszno – odpowiedziałam, a on wziął mnie za dłonie.
- Mówiłam kochany braciszku, że tutaj siedzi – nagle usłyszałam zadowolony głos Amber, a gdy się odwróciłam ujrzałam zaskoczoną minę Nathaniela. Był... przerażony. Nie, to ciągle nie to słowo.
- Miraka – zacisnął mocno dłonie odchodząc w pośpiechu. Nawet nie miałam czasu nic powiedzieć, ale po co? Skoro wszystko mówiło samo za siebie?
- Ty! Amber! - warknęłam wściekle w końcu zauważając ją na korytarzu. Byłam taka wściekła z jej powodu. Już doskonale wiedziałam o co jej chodziło podczas tego dnia na basenie. Co za żmija! Kombinowała od samego początku abym dała sobie spokój z Natanielem i gdy tylko Jade zrobił krok dalej, to ona musiała udawać kochaną siostrę i pokazać Natanielowi gdzie jestem!
- O co chodzi? - spytała dumnie odgarniając swoje blond włosy do tyłu.
- Ty...! Jeszcze tego pożałujesz! Zobaczysz! - zaczęłam się na nią wydzierać, kiedy z pokoju wyszedł gospodarz.
- Co tu się dzieje? - spytał z poważną miną. - Miraka? Czemu tak krzyczysz?
- Bo ja... no bo... Amber... - nagle nie wiedziałam jak to powiedzieć. Wszystko miałam poukładane, ale gdzie dowody? Przecież Natuś tak bardzo jest wpatrzony w swoją siostrę, że bez dowodów nigdy by mi nie uwierzył, a zwłaszcza, że sam zobaczył mnie z Jade w tak niekomfortowej sytuacji.
- Braciszku, ona mnie oskarża, że to moja wina iż z Jade migdalili się w szklarni.
- To prawda? - spojrzał na mnie. Już wiedziałam, że mam przechlapane i kolejne słowa nie dadzą żadnego rezultatu. - Jak możesz? Już od samego początku coś do niej miałaś.
- To nie tak Nathaniel... ja... nie ważne – machnęłam ręką i odeszłam. Miałam ochotę iść i się gdzieś zgubić, gdy nagle napotkałam na dworze Kastiela.
- To ty?
- Nie widać? - burknęłam z oburzeniem.
- Ktoś tu wstał lewą nogą.
- No co ty nie powiesz?
- Rany, weź się ochłodź, bo zaraz wyparujesz.
- Przecież wiem! To przez tą idiotkę!
- Tu jest pełno głupich dziewczyn.
- To ta cała Amber. Uwzięła się na mnie i teraz mam pełno problemów! Jak ja bym chciała ją tak! Uuh!! - zaczęłam udawać, że mam ją w rękach i zgniatam, a Kastiel zaczął się śmiać.
- Co cię tak bawi?!
- Ty. Jeśli chcesz z chęcią ci pomogę ją wrobić.
- Hontoni? Sugoi! Ureshii!
- E...? - spojrzał na mnie jak na jakieś dziwadło.
- He, he. To jaki masz plan?
- Mogę ją trochę owinąć wokół palca.
- A potrafisz?
- Mogę ci pokazać – spojrzał na mnie tajemniczo. - Od dawna się we mnie buja.
- Ależ z ciebie skromniś.
- Wiem.
- Mam! - nagle wpadł mi genialny pomysł. Ale czemu chciałam tak bardzo jej dopiec? Przecież Nathaniel już mnie nie... dlaczego nie mogę tego z siebie wydusić?
Kolejna myśl, że zaraz dojdę do szkoły doprowadziła mnie o dreszcze. Cała chodziłam w nocy poddenerwowana. Nowa szkoła i tyle się w niej dzieje. Poznałam Nathaniela, Kastiela, Iris i wiele innych osób. Spodobał mi się Nathaniel, a chwile z nim spędzone były bardzo miłe. Mimo to jeszcze nigdy nie byłam tak blisko jakiegoś chłopca... właśnie dlatego tak bardzo boję się bliskości, a zwłaszcza z nim. Jednak nie chcę teraz o tym mówić, to zbyt przygnębiające...
- Miraka, jak tam humor? - przed wejściem do szkoły napotkałam czerwonowłosego Castiela, który wydawał się być bardziej zadowolony niż zwykle.
- Polepszy się jak nasz plan się uda.
- Ale ja nie obiecywałem, że zrobię to za darmo.
- Więc czego chcesz?
- To mój sekret. Zdradzę ci na koniec tej całej afery.
- To może trochę potrwać.
- Spokojnie. Amber zrobi co tylko zechcę.
- To się okaże. Jesteś zbyt pewny siebie.
- Ty również – mrugnął i poszedł gdzieś w nieznane, kiedy ja poszłam do swojej klasy. Byłam tak zdenerwowana, że Iris to zauważyła. Chyba nic nie może umknąć jej uwadze, może to i dobrze?
- Zaczynam się o ciebie martwić, Miraka.
- Wszystko dobrze. Będzie, mam nadzieję.
- Co ty wymyśliłaś?
- Obiecujesz, że nikomu nie powiesz?
- Oczywiście.
- Więc posłuchaj...
Zadowolona zaczęłam wracać do domu wraz z Iris, która nie mogła ciągle uwierzyć w moją genialną pomysłowość. Razem opowiadałyśmy sobie śmieszne historyjki, gdy zauważyłyśmy Castiela rozmawiającego z Amber. Szybko schowałyśmy się za jednym z drzew nasłuchując ich rozmowę jednak nic nie mogłam usłyszeć.
- Słyszysz coś Iris? - spytałam z ciekawością.
- Cii, mniej więcej.
Nie miałam wyboru jak tylko czekać i obserwować ich usta. Korciło mnie strasznie aby podejść bliżej, ale nagle Amber cmoknęła go w policzek i uradowana od ucha do ucha odeszła.
- I jak? Co mówili? - spytałam rudowłosą.
- Gdzieś się umówili – odpowiedziała.
- Gdzie?
- Chyba na sali gimnastycznej.
- Wiesz może kiedy?
- Nie, przykro mi.
- Nie szkodzi. Sama go spytam, poczekasz?
- Dobrze, ale czemu?
- Kastiel nie może wiedzieć, że ty wiesz o moim planie, bo jeszcze się obrazi.
- Okey, poczekam.
Tak więc podeszłam do rockowca, który aż pękał swoją dumą.
- I co?
- A jak myślisz?
- Po twoim ego wnioskuję, że wszystko dobrze. Powiedz gdzie i kiedy?
- Informacje kosztują, co będę miał w zamian?
- Satysfakcję z mojej osoby?
- He, dobre. Na sali gimnastycznej na długiej przerwie w piątek. Coś jeszcze?
- Nie.
- A szkoda – dodał patrząc jak odchodzę z Iris w stronę swojego domu. Prawie wszystko idzie po mojej myśli...

Siedziałam sobie wygodnie na ziemi przyglądając się rosnącym powoli różą. Już nie mogłam się doczekać swojego ulubionego koloru róży, która od małego mi się podobała.
- Miraka – do środka nagle zaglądnął Jade.
- Witaj, co tu robisz? - spytałam spoglądając na zielonowłosego.
- Przywiozłem świeżą ziemię na kwiaty doniczkowe – odpowiedział przysiadając się do mnie.
- Niesamowite jak ty dbasz o kwiaty.
- To ty mnie do tego nakręciłaś – uśmiechnął się delikatnie
- E... - zająknęłam się nie wiedząc co powiedzieć. Ostatnio nic już nie wiem.
- Jeszcze nie udało mi się zadać tobie tego pytania.
- Co masz na myśli?
- Jaki jest twój ulubiony kwiat?
- Więc to takie pytanie – odetchnęłam z ulgą. - Już się bałam, że chcesz... - przymknęłam sobie usta w ostatniej chwili. - Róża, lubię róże.
- A jaki kolor?
- He? Kolor...? Wybacz, ale to tajemnica – odpowiedział. Nie chce tego zdradzać byle komu. Wystarczy, że ja wiem. Tak, tylko ja...
- Naprawdę? Szkoda.
- A właśnie! Jaka to przerwa?!
- Długa.
- O nie! - zerwałam się prędko na równe nogi i ruszyłam w stronę sali gimnastycznej.
- Miraka czekaj! - krzyknął za mną goniąc mnie aż do samej sali, a tam stała Amber wraz z Kastielem. - O co tu chodzi?
- Nie ważne i tak nie ma tu Nathaniela – odpowiedziałam z westchnięciem, kiedy to blondi nas zauważyła.
- A ty czego tu szukasz? - spytała podchodząc do nas z czerwonowłosym. - Mało ci jeszcze?
- O co tu chodzi? - spytał zdezorientowany zielonowłosy.
- Ah Jade. W końcu na coś się przydałeś – zaśmiała się przerażająco. - Już od dawna chciałam wrobić Mirakę aby w końcu mieć braciszka tylko dla siebie, a ty sam o to się prosiłeś. Wystarczyło tylko poczekać aż sytuacje nabierze tępa i przywlec braciszka do was aby się obraził! Ha, ha, ha, ha, ha!
- Więc przez ciebie Miraka była smutna – warknął Jade.
- Daj już sobie spokój. Twoja rola się skończyła.
- Gdybyś nie była siostrą Nathaniela, to już dawno byś wylądowała przeze mnie w szpitalu w stanie bardzo ciężkim! - warknęłam szczerząc złowieszczo zęby. Wyglądałam naprawdę przerażająco skoro nawet sam Castiel zrobił lekko przestraszoną minę. - Mam już tego dosyć! Nękałaś Kena! Potem mnie tylko dlatego, że gadałam z Nathanielem! Nawet wciągnęłaś w swoje plany moich znajomych!
- Przymkniesz się w końcu? Nikt nie uważa cię za fajną osobę. Każdy tylko cię obgaduje. He, jesteś nikim – zaczęła walczyć ze mną słowami, kiedy Kastiel chwycił blondynkę za rękę aby ją uciszyć.
- Wystarczy tego. Myślę, że usłyszał wystarczająco – odezwał się chłopak spoglądając za Mirake i Jade.
- Ja... - jęknęła zaskoczona Amber.- Ale jak?
- Miraka, przepraszam – zza plecami usłyszałam tak bardzo znajomy głos. Zerknęłam przez ramię do tyłu i zobaczyłam Natusia. Był przygnębiony, jakby zły sam na siebie. - Amber. Teraz już przesadziłaś – dodał karcąc dziewczynę wzrokiem i podszedł do mnie czule obejmując. Nagle poczułam taką ulgę mogąc zanurzyć się w jego objęciach. Był taki delikatny i czuły. Wszystkie zmartwienia nagle ode mnie odeszły, ale ciągle było mi przykro z powodu Jade. Dałam mu złudne nadzieje, a teraz patrzył jak mnie obejmuje gospodarz.
- Cieszę się, że wszystko się poukładało – uśmiechnął się do mnie zielonowłosy, ale widziałam w jego oczach smutek. - Powinienem już wracać – dodał i wyszedł z sali, a ja spojrzałam na gospodarza, który z uśmiechem puścił mnie abym mogła dogonić ogrodnika.
- Jade poczekaj! - zawołałam za nim przed szkołą, gdy wsiadał do samochodu.
- Tak? - spytał spoglądając prosto w moje oczy.
- Przepraszam, że...
- Nic się nie stało. Chciałem tylko poznać twój sekret ulubionej róży.
- Nie chcę tego wyjawiać.
- Nie musisz, już znam odpowiedź – poklepał mnie po głowie i pojechał, ale w jaki sposób poznał kolor mojej róży? A może się mylił? Może zgadł nie tą barwę, co powinien?
- Miraka – nagle zza mną stanął Nathaniel. Biegł za mną, był cały zdyszany.
- Nathaniel... - zaskoczona nie mogłam niczego z siebie wydukać.
- Nic nie mów – wyszeptał delikatnie i znów mnie objął jakby nie widział mnie przez sto lat, ale nie przeszkadzało mi to.
- Amber...
- Już dobrze. Nie pozwolę żeby znów coś tobie zrobiła – wtulił mnie jeszcze mocniej, gdy rozległ się dzwonek na lekcje. - Chodźmy gdzieś, gdzieś daleko stąd.
- A lekcje?
- Usprawiedliwienie wszystko załatwi – uśmiechnął się delikatnie, a ja nie miałam zielonego pojęcia, że najwspanialsza chwila dopiero na mnie czekała.

Zbliżał się zachód słońca i niebo zdobiły różne barwy i odcienie czerwieni mieszającej się wraz z pomarańczem. Chłodny wiatr głaskał moje rozpalone policzki na samą myśl, że Nathaniel idzie tak blisko mnie od jakiegoś dłuższego czasu. Ptaki ćwierkały odlatując do swoich małych domków, a my zaczęliśmy znikać w głębi liściastego lasu. Drużka była tak wąska, że podążałam za nim wpatrzona w jego buty. Cisza, nasze milczące głosy coraz bardziej tworzyły niezręczną atmosferę, która z łatwością mogła doprowadzić mnie do szału i paniki. Czego naprawdę nie chciałam, bo... ja go chyba naprawdę kocham.
- Etto... daleko jeszcze? - po chwili zastanowienia postanowiłam odezwać się jako pierwsza.
- Nie – odpowiedział z takim wesołym głosem aż serce zaczęło mocniej mi bić. Jeszcze nigdy przy nikim i nawet przy nim tak mocno mi nie szalało, a motyle jakby miały mi zaraz wystrzelić z brzucha. Byłam taka szczęśliwa, tak bardzo uradowana, że postawił się Amber. Miałam aż ochotę podskoczyć z radości! I w końcu to zrobiłam z takim piskiem, że hej!
- Co się stało? - spytał zerkając na mnie zza ramienia.
- Nnnic. Coś poruszyło się w krzakach – no co? Odpowiedź wymyślona na poczekaniu. Miałam powiedzieć prawdę? Prędzej bym spaliła się ze wstydu niż mu to powiedziała.
- Nie bój się. Ja cię ochronię – odpowiedział, a ja normalnie jakbym zobaczyła przed sobą księcia z bajki! Łii! Mój kochany Natusiu! Gdybyś wiedział co wyprawiasz z moim umysłem!!! Pewnie by się wystraszył i pomyślał, że ze mnie niezła wariatka... tak, to prawda. Japońska wariatka ze mnie!
Ja się tutaj tak podniecam i nawet nie zauważyłam, że skubaniec wziął mnie za rękę, gdy tylko drużka się poszerzyła, a mnie normalnie zamurowało na ten cudowny widok. Blask zachodu odbijał się w lustrze niespokojnej wody, pomarańczowe słońce już w połowie schowało się za jeziorem i delikatnym wzgórzami, a nagły wiatr unosił roztańczone liście drzew. Jedno z roślin było ułamane i opadało na ziemię niczym potężna ławka na piaszczystym podłożu ozdobionym muszelkami ostryg. Tu było naprawdę cudownie... tego miejsca nie da się aż opisać słowami. Nawet rysunek, zdjęcia, cokolwiek, to i tak nie odda tego uroku, który miałam przed swoimi oczyma.
- Jak tu pięknie – z westchnieniem poczułam nagła ulgę na sercu. Nathaniel potrafił uspokoić moją roztargnioną duszę jak nikt inny.
- To prawda – potaknął kierując mnie na „ławkę” i razem usiedliśmy początkowo w pewnej odległości od siebie. Znów zaległa niekomfortowa cisza, kiedy to jednocześnie zaczęliśmy rozmowę.
- Posłuchaj... - i nagle spoglądnęliśmy na siebie z lekkim uśmiechem.
- Ty pierwsza.
- Nie, ty – odparłam opierając się rękoma do tyłu. Nie potrafiłam przestać wpatrywać się w ten zachód słońca, a zwłaszcza, że tak go uwielbiałam.
- Czy ty mnie się boisz? - nie wiem czemu, ale niespodziewanie coś we mnie zadrżało na samą myśl o tym pytaniu.
- Nie – odpowiedziałam niepewnie kurcząc nogi aby się o nie oprzeć. Wiedziałam, że w końcu napotkam na ten śliski temat i go nie uniknę i właśnie nadszedł ten czas. - Po prostu, kiedy byłam mała – moje ciało zrobiło się ciężkie, a oddychanie sprawiło mi nie lada trudność. - Mój ojciec często mnie bił i krzyczał. Na mamę zresztą też – poczułam jak odruchowo bardziej skuliłam się niczym pies, a moja mina posmutniała. Skryłam swoje oczy pod grzywką próbując wydusić z siebie resztę tych nieprzyjemnych słów. - Miałam niemiłe wspomnienia z chłopcami i dlatego mam do nich pewien dystans. Boję się, że mnie zranią jak mój tata...
- Miraka... - zaskoczony aż lekko otworzył usta i gwałtownie mnie objął. - Ja nigdy cię nie skrzywdzę.
- Wiem, ale i tak jest mi ciężko przezwyciężyć ten strach.
- Poza tym jestem inny niż tamci idioci. Nie mają pojęcia co tracą – jakoś zrobiło mi się lżej na sercu, a jego ciepło zaczęło utulać mnie do snu. Zrobiłam się taka śpiąąąącaaaa...
- Jesteś taki miły.
- O co chciałaś mnie spytać? - puścił mnie aby uważnie spojrzeć w moje oczy. Miałam wrażenie jakby chciał dostrzec moją duszę.
- Za co mnie lubisz?
- Za to, że jesteś przy mnie. Za twój charakter, za wygląd, za wszystko – odpowiedział z uśmiechem na twarzy. Jakoś nigdy go nie tracił. Jak on to robi?
- Nawet za moje minusy?
- Nikt nie jest idealny. Niektórzy śmieją się ze mnie, że nie lubię słodyczy.
- Ale ja też nie lubię! To znaczy... daje radę bez nich żyć, no bo mam alergie.
- Na co, bo ja na kwiaty  pylące.
- Krótko, zwięźle i na temat, na wszystko – odpowiedziałam z uśmiechem, kiedy nagle sięgnął do kieszeni po coś bardzo małego. - Co tam masz? - spytałam zaciekawiona, kiedy to ujrzałam gałązkę z małymi kolcami, a potem piękną, białą różę.
- Dla ciebie – podał mi ostrożnie, ale ja oczywiście musiałam jak zwykle mieć pecha i się ukłuć.
- Auć – skrzywiłam minę.
- Przepraszam – wziął moją dłoń i pocałował w zraniony palec. Co on chciał tym uzyskać?
- To nie twoja wina. Po prostu mam pecha – odpowiedziałam robiąc dobrą minę do złej gry.
- Miraka – wyszeptał patrząc tym razem na mnie z taką żądzą. Jego głowa zaczęła powoli się do mnie zbliżać, a ja wszystko zaczęłam widzieć w spowolnionym tempie. Co to ma być?! To nie jakaś bajka tylko real! Tak blisko... nawet jeśli całował mnie już kiedyś, to teraz było inaczej. Nie nagle i niespodziewanie tylko... inaczej, romantycznie. Tak jak ma być...
- Nathaniel – wybełkotałam, a nasze usta spotkały się nawzajem.
- Powiedz jeśli mam przestać – odsunął usta, a ja jak ta idiotka podążyłam za nim kawałek, gdy on mnie ostrożnie położył na pniu drzewa.
- Skończ już z tym – uśmiechnęłam się tajemniczo i przyciągnęłam Natusia do siebie żeby znów zanurzyć się w jego rozkosznych ustach. Tak świetnie całował!!! Zaraz! Co on robi?! Nie rozbieraj mnie! Jesteśmy w lesie! Ej!
- Stój – z trudem uwolniłam się z jego namiętnych pocałunków. - Jesteśmy w lesie. Rozumiem jeszcze bibliotekę, ale las... - cała czerwona tak samo jak i on usiedliśmy z powrotem czując się nieco niezręcznie.
- Wybacz. Zapomniałem się.
- Zauważyłam – burknęłam słodko pod nosem. - Jeśli chcesz, to możesz się położyć na moich nogach – zaproponowałam niepewnie. Dlaczego on tak bardzo mnie zawstydza?!
- Na pewno? - spytał jeszcze bardziej czerwony niż ja! A ja już byłam burakiem, nie, krabem!
- Bo zaraz się rozmyślę - dodałam i położył swoją głowę na moich udach, a ja zaczęłam się bawić jego blond włosami obserwując jak moja dłoń zanurza się w jego morzu blond włosów.

4 komentarze:

  1. Wow .. czytając to dostałam aż dreszczy .. jestes wspaniałą pisarką !! :>

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to czytam robi mi się gorąco

    OdpowiedzUsuń
  3. O masakra.. Pod koniec dostałam orgazmu i napadu głupawki XD
    Jesteś suuuper pisarką :3

    OdpowiedzUsuń