Statystyka

31.03.2012

12 Przysługa Kastiela


Za oknem mogłam usłyszeć śpiew radosnych ptaków. Były tak wesołe, a ich muzyka idealnie pasowała do mojego szczęścia. Nawet jeśli Nathaniela nie było przy mnie przez całą noc, to i tak sen związany z nim był cudowny. Śniło mi się, że u mnie musiał nocować i wyszły z tego niezłe jaja. Cała we skowronkach wstałam rozciągając się niczym kot i poszłam do kuchni na śniadanie. Totalnie mnie wryło, gdy zobaczyłam blondyna w fartuszku, który nakładał jajecznicę do przygotowanego stołu.
- To nie był sen?!?! - wrzasnęłam zaskoczona nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
- Jaki sen? - spytał z lekkim zdziwieniem odkładając patelnię i ściągnął z siebie fartuch. - Siadaj – odsunął krzesło, a ja na nie usiadłam czekając aż się przysiądzie.
- Gdzie rodzinka? - spytałam patrząc na apetycznie wyglądającą jajecznicę.
- Wyszła jakiś czas temu – odpowiedział. - Smacznego.
- Nawzajem – odpowiedziałam i zaczęliśmy wszamać. Ja nie mogę! To nie był sen!!! Ja naprawdę go pocałowałam w... w... pocałowałam go!!! Co mi wtedy odbiło?! Jakie ADHD mi się uruchomiło po 20:00 ?!?!
- Miraka? Wszystko w porządku? Jesteś cała czerwona – oznajmił, a ja dotknęłam się w policzki. Auć! Parzy! Normalnie można smażyć na mnie bekon!
- Tak, tak – pomachałam rękoma z nerwów, głupkowato się śmiejąc. - Wszystko gra. Gdzie nauczyłeś się tak gotować?
- Rodzice zapisali mnie kiedyś na lekcje gotowania – odpowiedział z rumieńcami na twarzy. Czyżby go to trochę zawstydzało? To ja będę zdruzgotana, bo nie umiem tak dobrze gotować! No dobra, w ogóle nie umiem! Przyznaje się! Nawet jajecznica mi nie wychodzi! Nawet budyń! Nic! Co za wstyd!!!
- Boli cię głowa? - spytał patrząc jak się za nią trzymam.
- E... Trochę – odpowiedziałam z nów z tym swoim uśmieszkiem, bo co niby miałam odpowiedzieć? Że nie umiem gotować?!?! Nigdy! - A właśnie! Która godzina? - spytałam zerkając na zegarek kuchenny. Skoro To nie było snem, to również słowa Kastiela były prawdą.
- Dziewiąta – odpowiedział trzymając w ustach widelec! Ej no! On to robi celowo! Jest taki słooodki!!!
- O nie! - wstałam uderzając dłońmi o stół aż wszystko podskoczyło do góry. - Spóźniłam się... - westchnęłam zdruzgotana i opadłam na krzesło kładąc ociężałą głowę na stół.
- Na co?
- Miałam... - zaczęłam, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. - Ja otworzę – powiadomiłam Nathaniela i podeszłam do drzwi otwierając je, a w nich napotkałam groźną minę czerwonowłosego. Taak... Był zły. Zresztą jak zwykle. Wielkie mi halo! - Czego – burknęłam z niezadowoloną miną, a on tylko jeszcze bardziej zmarszczył swoje brwi. - Ty serio chcesz mieć zmarszczki jak na dupie słonia? - spytałam, ale to był kiepski komentarz.
- Nic milszego nie umiesz powiedzieć? - jest! Jest! Zgasiłam go takim sucharem!!! Jestem mistrzem! Ta! Tylko polak to potrafi XD.
- Niestety, ale dla ciebie moje zapasy się wyczerpały – odpowiedziałam z podniesionymi brwiami.
- Czemu jesteś jeszcze w pidżamie? Mieliśmy się spotkać...
- Miraka? - czemu?!?! Po jakiego grzyba przylazłeś?! Wybrał sobie teraz miejsce... hm... - Co tu robisz Castiel?
- O to samo mógłbym cię zapytać, panie idealny.
- Nie twoja sprawa. Lepiej wracaj do swojego domu.
- To sam mógłbym powiedzieć do ciebie – i już się zaczęło. Czy oni normalnie nie umieją gadać? A może w ten sposób okazują swoją przyjaźń? Tak! Mój piękny błysk w oku mówi sam za siebie. He, he, he.
- Jak wy się kochacie. Jak stare małżeństwo – stwierdziłam potykając głową jak te laleczki w samochodzie z sprężyną zamiast szyi.
- Co?! - spojrzeli na mnie dziwacznie, a ja buchnęłam śmiechem. Normalnie prawie się z nich posikałam ze śmiechu.
- Mniejsza. Zawsze masz dziwaczne słowa jak twój chłopina. Ubieraj jakieś szmatki i idziemy.
- Miraka nigdzie nie pójdzie – zaprzeczył Natuś z groźną miną. Łał, no tego się po nim nie spodziewałam. Nawet ja się go z deka przestraszyłam.
- Nie twoja sprawa, więc się odwal – o kurde. Atmosfera robi się gorąca. Jak zaraz czegoś nie zrobię, to będzie bardzo źle.
- Właśnie, że moja – już zaczęli szykować swoja pięści! Nie! No tylko nie to!
- Słuchaj, Miraka jest coś mi winna, więc przyszedłem po zapłatę.
- To prawda?
- Tak.
- W takim razie, to ja spłacę jej dług. O co chodzi? – no tylko nie to.
- Spokojnie, spokojnie. Bez nerwów. Nathaniel, poczekasz aż wrócę czy pójdziesz do domu? Twoje spodnie już powinny wyschnąć – spojrzałam na niego, a potem na Kastiela. - A ty mi w końcu powiedz o co chodzi z tą przysługą, bo jeszcze się rozmyślę – chyba wszystko wraca do normy.
- Pójdę się ubrać -stwierdził chłopak i wrócił do środka, a ja mogłam w spokoju wysłuchać rockowca.
- Znajomy ma klub w którym gramy i nie ma na dzisiejszy dzień barmanki. Zaproponowałem mu taką jedną jeśli pozwoli nam na więcej występów.
- Czyli tą „jedną” jestem ja? Zwyczajnie chcesz mnie wykorzystać? Czemu? Amber nie chciała?
- Weź nie żartuj. Ona się do tego nie nadaje.
- Dlaczego? - spytałam i zauważyłam na jego minie zakłopotanie. Co on sobie teraz myślał?!
- Nie ważne.
- Wręcz przeciwnie. Tu chodzi o mnie.
- Nie jestem na spowiedzi. Idziesz czy nie?
- Spowiedź przy mnie to pikuś – burknęłam z groźną miną jakbym chciała go zaraz wymartretować.
- Ubierz tylko coś seksownego.
- Chyba śnisz!
- To męski bar – dodał. Co?! Czy ja dobrze do cholerki słyszę?! Mam robić za jakąś atrakcję?! Nie jestem mięsem na sprzedaż! Nie jestem... sama nie wiem jak się nazwać, ale na pewno nie mam zamiaru tam iść! Może jeszcze niby mam zatańczyć na róże?!
Stałam zgarbiona z irytacji aż jedna brew mi skała, a Kastiel myślał, że padnie ze śmiechu na mój widok.
- To nie śmieszne! - tupnęłam nogą o podłogę, stojąc przy barze. - Czemu ja się zgodziłam?!
- Bo byłaś mi to winna – nie musiał mi tego przypominać! To było pytanie retoryczne ty ciołku!
- Ty już lepiej nic nie mów – odparłam, kiedy jakiś młodzieniec podszedł do nas. Miał piękne białe włosy z zielonymi końcówkami i dwa kolory oczu. - Kot to? - spytałam z serduszkami w oczach. Był taki boskii!!!
- Miałem się nie odzywać.
- A co teraz zrobiłeś? - spojrzałam groźnie na niego.
- Jestem Lysander. Śpiewam w kapeli Kastiela – odpowiedział, a ja normalnie zanurzyłam się w jego oczach i głosie.
- Chodź, musimy iść zaśpiewać – oznajmił czerwonowłosy i zabrał ze sobą chłopca, a ja zaczęłam nalewać drinki według zachcianek gości. Byłam wściekła lecz za razem nawet zadowolona, bo w końcu jakaś odmiana dobrze mi zrobi.
- Hej laska. Co robisz po pracy? - nagle usiadł jakiś natręt, którego niestety nie mogłam chłodno potraktować.
- Po co ci wiedzieć? - spytałam. - Co nalać? - dodałam, ale on nadal nie odpowiadał.
- Wolałbym skosztować ciebie – mrugnął do mnie okiem, ale ja to zignorowałam.
- Martini?
- Słuchasz mnie? - chwycił mnie za nadgarstek aż mnie zabolało. Jak śmiesz mnie dotykać śmieciu?! Zaraz tego pożałujesz! Już chciałam go zdzielić butelką, kiedy ktoś wziął go za fraki i rzucił na podłogę. Ah! Lysander!
- Nie dotykaj jej swoimi brudnymi łapskami – warknął z poważną miną, a mężczyzna w pośpiechu zwiał jak najszybciej.
- Dziękuję, ale sama bym sobie poradziła – co ja miałam na myśli? Skąd ta moja arogancje?
- Nie wątpię w to – odpowiedział z uśmiechem i wrócił do grania. Po skończonej robocie i opustoszałym barze ubrałam na siebie coś cieplejszego, kiedy zauważyłam Lysandera jak brzdęka na gitarze i coś śpiewa pod nosem.
- Nie idziesz?
- Miałem jeszcze zaśpiewać swoją solówkę, ale chyba nikt nie chce tego słuchać.
- Ja z chęcią posłucham – odpowiedziałam i normalnie zahipnotyzował mnie swoim talentem. - Nie wiem czemu nikomu to się nie podoba.
- To bardziej muzyka dla dziewczyn.
- Pewnie tak. No nic. Wracam do domu – wstałam z siedzenia sprawdzając godzinę na komórce.
- Może cię odprowadzić? Jest już późno, a samotna dziewczyna nie powinna sama wracać o takiej porze do domu. Jeszcze coś ci się stanie.
- Wystarczyło powiedzieć, że chcesz mnie odprowadzić – uśmiechnęłam się miło na samą myśl o jego skomplikowanym argumencie.
- Pewnie masz rację. To jak?
- Z miłą chęcią. Jeśli nie zabraknie nam tematu do rozmowy.
- Dopilnuję tego.
I w ten sposób poznałam Lysandera, który był znacznie milszy od Kastiela. Ciekawe jak się dogadują...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz