Witam po miesiącu ciszy!
Na początek chcę wam podziękować, że tak wytrwale czekaliście na kontynuację, która nie miałam nadejść. Jednakże! Z miłą chęcią mogę wam przedstawić rozpoczęcie nowej części opowiadania gdzie główną bohaterką jest sama córka Miraki! Będziemy świadkami jej dorastania, przeżywania zlotów i upadków, a także przeżyć jej ojca i przyjaciół. Poznacie wiele sekretów i tajemnic, a niekiedy prawda będzie wstanie was zaskoczyć, a może i przerazić. No nic nie będę was już dłużej straszyć ani niecierpliwić. Po prostu życzę wam miłych wakacji i wesołego czytania ^.^
Za oknami nieustannie padał deszcz
złoszcząc mieszkańców Sotira, którzy mieli wielkie
plany na tą chwilę. Ich wszystkie zachcianki zostały błyskawicznie
rozwiane przez oberwanie chmury. Lało jak z cebra, a ulice zalewała
woda sprawiając samochodom nie lada przeszkody. Jednak w najgorszej
sytuacji była mała dziewczynka schowana pod daszkiem zamku z drewna
na placu zabaw. Była zapłakana i przerażona widząc jak powoli
zaczyna się błyskać. Jej ojca nadal nigdzie nie było widać, a
miał pójść wyłącznie do sklepu po picie dla córki. Pogoda zmieniła się zbyt nagle.
Skulona podwinęła swoją czerwoną kurteczkę i poprawiła kaptur
zasłaniając pokręcone blond kosmyki.
- Nie! - pisnęła ze strachu, słysząc
donośny grzmot i jeszcze mocniej zwinęła się w kłębek. - Tato!
Gdzie jesteś?! - krzyknęła zapłakana podnosząc wzrok przed
siebie. W drzwiczkach stał mały chłopiec. Był równie
przemoknięty co ona, a jego brązowe włosy opadały na srebrzyste oczy.
- Witaj – na jego bladej twarzyczce
ukazał się łagodny uśmiech, który delikatnie uspokoił
małą blondynkę. - Mogę tu usiąść? - spytał widząc
potaknięcie nieznajomej. - Jestem Isei – grzecznie się
przedstawił siadając na drugi koniec ławeczki. - Co tu robisz
sama?
- Czekam na tatę – odpowiedziała
niepewnie z drżącym głosem.
- Boisz się burzy? Ja ją uwielbiam! -
podniósł głos słysząc kolejny grzmot, przez który
dziewczynka znów schowała twarz w czerwonym materiale.
- Ja jej nie cierpię – odpowiedziała
z drżącym głosikiem. - A ty co tu robisz? Zgubiłeś się?
- Ja? Nigdy! - machnął dłonią
rozkładając się na siedzeniu. - Uciekłem z domu – westchnął
obojętnie, spoglądając na drewniany sufit.
- Rodzice muszą się mocno martwić.
- Nieszczególnie.
- Jak to?
- Ale jestem znudzooony – rozciągnął
się leniwie pomijając pytanie małej dziewczynki. - Hej! Mam fajny
pomysł. Pobawmy się razem – spojrzał na przerażoną blondynkę.
- Znam taką fajną zabawę na dworze.
- Ale przecież pada – ze zdziwieniem
spoglądała na jego rozweseloną twarz.
- I w tym cała frajda, choć –
chwycił ją za nadgarstek i razem zeszli na dół, gdy na ciemnym niebie pojawiła się błyskawica, wydając głośny grzmot.
- Nie! - jęknęła zatykając sobie
uszy i ukucnęła w jednej z kałuż. - Boję się – dodała
kiwając przecząco głową.
- Co z ciebie za boi dupa? Nikt nie
będzie chciał się z tobą bawić – burknął krzyżując ręce
jakby był obrażony, ale ten grymas mówił sam za siebie, że
wyłącznie sobie żartuje.
- Nie prawda, dużo osób się ze
mną bawi.
- A teraz też?
- To co innego – zaprzeczyła, kiedy
chłopczyk złapał ją za dłonie i pomógł wstać. - Masz –
ściągnął z szyi parę słuchawek i założył na jej uszy. -
Teraz lepiej? - spytał podczas kolejnego grzmotu, a dziewczynka
wyłącznie się wzdrygnęła.
- Nic nie słyszę – powiedziała
lekko zarumieniona dotykając słuchawek. - Co to za zabawa? - spytała
obserwując ruchy ust chłopca i nieznany dotąd uśmiech, a chwilę
później ganiali się po placu zabaw rzucając w siebie błotem
i przewracając.
- Matko jedyna! - niespodziewanie
zjawił się ojciec dziecka i prędko chwycił małą blondynkę za
nadgarstek, chowając ją pod dużą parasolką. - Jesteś cała morka.
Jeszcze mi się przeziębisz – opiekuńczy chłopak powycierał
rękawem twarzyczkę swojej córeczki. - Wracamy do domu –
dodał, gdy niebieskooka zatrzymała się zerkając na przyjaciela od
zabawy.
- Może z nami iść? Jego rodzice go
nie chcą – spojrzała na ojca wielkimi oczkami, a ten po prostu
nie mógł jej odmówić. Nie potrafił być tak surowy
jak inni. Może dlatego, że jej matka zginęła w tak głupi i
beznadziejny sposób przez jego głupotę.
- Dobrze - potaknął z łagodnym
uśmiechem i cała]ą trójką udali się do ciepłego oraz
suchego mieszkania, gdzie zostali umyci i wysuszeni,a potem przystąpili do smakowitej
kolacji.
- Pycha! Dobre było, ale się
skończyło! - wypowiedziała swoją wyuczoną regułkę, oddając pusty talerz
ojcu, który siedział w kuchni oglądając mecz. Potem
dzieci zaczęły napawać się nową bajką w salonie. - Tato?
- Tak?
- A mama też lubiła twoje jedzonko? - spytała, kiedy blondyn podszedł do dzieci.
- I to bardzo – poklepał dziewczynę
po głowie. - Masz jeszcze wilgotne włosy. Idź je przesuszyć.
- Ołki dołki – podskoczyła
radośnie w różowej sukieneczce i grzecznie wraz z Iseiem
pobiegła do łazienki.
- To twój tata? - spytał
oglądając łazienkę zdobioną białymi kafelkami.
- Yhym.
- Jest strasznie młody. Mój
tata ma zmarszczki jak dupa u słonia.
- Naprawdę? Taaaakie wielkie? -
zademonstrowała z niedowierzaniem dłońmi.
- No, taaakie wieeelkie – zrobił to
samo chłopiec śmiejąc się w nie pogłosy. - A gdzie twoja mama?
- Ona... - niespodziewanie blondynka
posmutniała wyłączając suszarkę. - Tatuś mówi, że jest
teraz tam wysoko w górze i pilnuje nas – wskazała rączką
na biały sufit.
- Umarła?
- Tak chyba to nazywają dorośli –
wymusiła na sobie uśmiech, a brązowowłosy zerknął na umywalkę
zauważając pastę do zębów. Chwycił tubkę i z całych sił
ścisnął rozpryskując płyn po całej łazience.
- Przestań! - krzyczała roześmiana
dziewczynka będąc cała w paście do zębów. - No przestań!
Tata będzie zły!
- Trudno- odpowiedział, a w jego
ustach wylądowała kostka mydła. - Pfu! Ohyda! - wypluł przedmiot
chcąc złapać przyjaciółkę. - Zaraz cię dorwę! -
krzyczał goniąc blondynkę po łazience z szczotą do kibla. -
Hokus pokus czary mary...! - zaśmiał się, gwałtownie upadając na
ziemię.
- Hahahaha! Maślak! Maślak! Co z
ciebie wyrośnie? Potknąłeś się o mydło! Hahahaha – zaczęła
się naśmiewać z chłopca
- Lepiej uciekaj! - warknął
zawstydzony taką wtopą, gdy do środka wszedł ojciec z otwartymi
ustami na ten cały widok.
- Co tu się stało? - z
wytrzeszczonymi oczyma zerkał na zdezorientowane dzieci.
- Robiliśmy myju myju kibelka –
odpowiedziała niewinnie blondynka.
- Rany – zakrył twarz dłonią z irytacji. -
Ile razy mam mówić żebyś nie myła sama łazienki?
- Em... tyle ile razy to robiłam? -
odpowiedziała pytająco.
- Idźcie do pokoju, a ja tu
posprzątam. Tylko was znowu umyję – westchnął zmęczony ciężko
wzdychając.
- Kocham cię tatusiu – powiedziała
szczęśliwa od ucha do ucha, przytulając mężczyznę.
- Będziemy w salolie – dodała wybiegając z Iseiem z łazienki.
- Chciałaś powiedzieć w salonie –
poprawił ją chłopiec, widząc tak wielkie pomieszczenie.
- Co robimy? - spytała skacząc po
fotelu, kiedy to na twarzy chłopca pojawił się ten złowieszczy
uśmieszek.
- Pobawimy się w zwierzęta!
- Ja chcę być kotem!
- Ja będę... pająkiem!
- Nieee!
- Tak! I zjem cię na podwieczorek! -
wyciągnął dłonie niczym swoje szpony ganiając niebieskooką.
- Gdybym wiedział, że tak dzisiaj
będzie, to bym ją zostawił dziadkom – zmęczony chłopak odłożył
szmatkę kończąc sprzątać łazienkę. - Brakuje mi Miraki, a ten
dzieciak... brak mi sił. Jeszcze muszę uporządkować te dokumenty
inaczej szef mnie udusi – dodał spoglądając na zdjęcia w kuchni. - Coś dzieci są strasznie cicho –
zaniepokojony postanowił zaglądnąć do salonu, a kiedy otworzył
drzwi rozległ się trzask spadających przedmiotów i mebli. -
Co się... -wybełkotał widząc wszędzie pełno nici obwiązanej
wokół mebli i zbitych wazonów.
- Zepsułeś nasze domki! - krzyknęła
zła dziewczynka, czując nagły ból.
- Rei! - krzyknął przerażony
Nathaniel sięgając po kluczyki do samochodu. - Nie ruszaj nogi –
dodał biorąc na ręce córkę. - Jedziemy do szpitala –
spojrzał na chłopczyka wychodząc z mieszkania.
- Tatusiu! Boli!
- Wiem, zaraz dojedziemy – zaczął
uspakajać blondynkę wsiadając do wozu. - Tak się kończą
niebezpieczne zabawy – skarcił dzieci wyjeżdżając z podwórka.
- Boi dupy nie płaczą – odezwał
się z poczuciem winy Isei. - Koty płaczą?
- Nie – wybełkotała szlochając.
- To czemu płaczesz? Nie będę jadł
takiej beksy – dodał z grymasem, a na jej policzkach ukazały się
rumieńce.
- To wcale nie boli – podciągnęła
nosem spoglądając na utkwione szkiełko w nodze. - B... - jęknęła
powstrzymując łzy. - Bbb... - dodała z szklankami w oczach. -
Boliiii!!!
Była już późna noc, a mała
Rei leżała w łóżku z ojcem. Po takim ciężkim i
urozmaiconym dniu musiała spędzić go do końca u boku Nataniela.
Leżała wtulona w jego pachę, a ten zaś głową w pluszowego
królika.
- Tatuś – szepnęła spoglądając
na jego twarz. - Spiś?
- Tak – odpowiedział burknięciem
otwierając lekko jedno oko wprost w psie spojrzenie Rei i już
wiedział, że nie da mu tak łatwo spokoju. - O co chodzi?
- O nic – odpowiedziała, wtulając
się jeszcze mocniej, doprowadzając blondyna o nie lada ból. -
Mamusia też lubiła kotki?
- I to bardzo. Chyba mocniej ode mnie –
prychnął z rozbawieniem. - A nie wszystkie ją lubiły.
- Pseplasam.
- Za co?
- Za kłopoty, które ci
przyspazam.
- Kochanie – objął dziecinę w
ramiona cmokając w czoło. - Nie przysparzasz mi żadnych
kłopotów. Twoja mama też zawsze wpadała w kłopoty, to
normalne. Nie masz czym się martwić. Wystarczy, że będziesz
bardziej uważać na bawienie się nicią z Isei. Ten chłopczyk ma
wiele dziwacznych pomysłów. Zupełnie jak Kastiel –
spojrzał w sufit przypominając sobie własne przygody z tym
rockowcem.
- Kto to Kastiel?
- Stary kolega ze szkoły. Był taki
niegrzeczny jak Isei.
- Isei nie jest niegrzeczny. Dał mi
swoje słuchawki.
- To miłe z jego strony.Trzymaj - chwycił królika podając małej. - Podarowała mi go twoja mamusia. Zawsze mi pomagał jak byłem smutny i czegoś się bałem. Od pewnego czasu jest bardzo chory. Może zechcesz go pocieszyć?
- A jak ma na imię?
- Nie ma imienia.
- To dlatego jest smutny! Od teraz będziesz Panem Królikiem.
- Bardzo ładnie.
- A jak ma na imię?
- Nie ma imienia.
- To dlatego jest smutny! Od teraz będziesz Panem Królikiem.
- Bardzo ładnie.
- Yhym – potaknęła przymykając
oczy. - Dobranoc tatusiu, kocham cię tatusiu.
- Dobranoc córeczko, kocham cię córeczko – odpowiedział usiłując zasnąć.
- Isei...- wybełkotała przez sen z
uśmiechem. - Dobranoc...
*****
- Salala mydełko fal – mała Rei
podśpiewywała wracając z podwórka do domu, gdy usłyszała
inną przyśpiewkę przechodnia.
- Hokus pokus czary mary pozasuwaj po
browary – podśpiewywał sobie niosąc zgrzewkę piwa.
- Hokius, pokius... - powtórzyła
z namysłem. - poziaruwaj po blowaly – uśmiechnęła się szeroko
z podskokiem i wbiegła do mieszkania śpiewając na cały głos nową
piosenkę. Wpadła do kuchni gdzie Nataniel gotował wodę w garnku
na makaron i poprawnie zaśpiewała.
- Hokus pokus czary mary pozasuwaj po browary.
- Hokus pokus czary mary pozasuwaj po browary.
- Co?! - zaskoczony spojrzał na
zadowoloną z siebie dziewczynkę parząc się wrzątkiem. - Au! -
wzdrygnął się wkładając dłoń pod zimny strumień wody. - Skąd
się tego nauczyłaś? - zaskoczony spoglądał na bujającą się na
boki Rei.
- Od pana z ulicy, a cio? - spytała
zerkając pytająco na ojca.
- Nie nic. Tylko błagam nie śpiewaj
tego już więcej – westchnął zakręcając wodę. - Zaraz będzie
spaghetti.
- Jupi! - podskoczyła energicznie. - A
czemu mam nie śpiewać?
- Bo to brzydka piosenka.
- Tiak? Pozasuwaj po blowaly! Pozasuwaj po blowaly! - zaczęła kręcić się w kółko, tracąc równowagę i upadła na tyłek nie mogąc
przestać się śmiać.
- Widzę, że spodobała ci się
piosenka – westchnął zdruzgotany, wiedząc, że będzie mu znów
ciężko oduczyć dziewczynkę durnowatej piosenki, a zwłaszcza, że tak
bardzo jej się spodobała.
- Niooo – odpowiedziała zauważając
spacerującego Tofika po meblach salonowych. - Woldemord! - krzyknęła
radośnie goniąc przerażonego kota po mieszkaniu, kiedy rozdzwoniła
się komórka blondyna.
- Słucham? - odebrał podtrzymując
telefon ramieniem.
- Jak tam noga Rei? - z przyrządu
dobiegł głos matki Nataniela.
- W porządku. Nie zwraca uwagi na ból.
Jest zbyt zajęta zabawą z kotem – odpowiedział zerkając na
dziewczynkę, która ciągnęła za ogon biednego kota, gdy ten
uparcie trzymał się tapczana swoimi pazurami. - A co u was? Amber
zdała?
- Tak i to z najwyższym wynikiem.
Miała prawie maksymalną pulę.
- To świetnie. W końcu będzie mogła
zostać prawnikiem – zaśmiał się delikatnie, wkładając makaron
do garnka.
- Tak, ale nie wiem czy powinna znając
jej charakterek.
- To prawda, ale myślę, że dojrzała
do tego zawodu, a jak ciotka? - spytał zamartwiając się zdrowiem
matki Miraki.
- Choroba nie ustępuje, a ojciec jest
jeszcze bardziej załamany. Nie wiem jak z nimi będzie... Ren stara
się pomóc jak najwięcej, ale i on nie może zbyt wiele
zdziałać.
- To prawda. Pewnie ciągle mu
brakuje... - przerwał nie potrafiąc wymówić tak
utęsknionego imienia swojej ukochanej.
- A jak ty się czujesz? - spytała
matka po chwili ciszy.
- Znośnie. Mam dużo pracy –
odpowiedział słysząc rozpaczliwe miauczenie Tofika. - Rei! Nie
ciągnij kota za uszy!
- Mała znowu maltretuje kota?
- Nic na to nie poradzę. Strasznie
lubi zwierzęta. Ostatnio przyniosła mi do domu zdechłego wróbla
z larwami.
- To dziecko niczego się nie boi.
- Chyba tak – prychnął słysząc
upadającą szklankę i uciekającego na szafy Tofika. - Rei! Co ja
mówiłem?
- To Tofik zrobił! - zrzuciła winę
na kota i uciekła prędko na podwórko.
- Masz mi zaraz wrócić!
- Dobzie bobzie!
- Czasem nie mam do niej sił.
- Energiczne dziecko, co?
- Ma te swoje przebłyski – zaśmiał
się przypominając sobie ostatnie spotkanie Rei z farbami. -
Przypomnij mi abym nigdy nie zostawiał jej samej z farbami.
- Wiem. Też raz popełniłam ten błąd.
Haha – Nathaniel ciągnął dalej rozmowę ze swoją matką podczas
gdy mała blondynka wykopywała z ogródka robaki.
- Woldemorcik też musi jeść –
mówiła sama do siebie z dumną miną. - Zrobię dobre
jedzonko jak tatuś. Wolduś będzie się chciał ze mną wtedy bawić
– dodała wracając do mieszkania. Wbiegła do kuchni gdzie czekał
już obiad, a ojciec poszedł się przebrać.
- Rei! Umyj najpierw ręce – oznajmił
z sypialni.
- No doooobra – burknęła
niezadowolona nieświadomie wkładając robale do jednego z talerzy.
Chwilę później usiedli do stołu i zaczęli jeść, kiedy
były gospodarz spojrzał w swój talerz.
- Robaki?!?! - wrzasnął upadając do tyłu, prawie przygniatając kota.
- Nic ci nie jest? To miało być dla
Tofika – weszła na stół spoglądając z góry na leżącego
ojca.
- Grau, grau, grau! - kot położył
się miaucząc jakby ze śmiechu, kiedy blondyn spojrzał na niego
ostrzegająco, a ten bez słowa zamilknął.
- Ja tu kiedyś ducha wyzionę –
przymknął oczy nie mając sił już na nic. - Ty chyba jednak po
matce poszłaś – dodał z ciężkim westchnięciem usiłując
wstać i pozbierać resztki swojej godności.
Złocisty piasek w piaskownicy chętnie
przyciągał małych przybyszy do siebie aby budowali zamki, babki i
wiele innych budowli. Mimo to tego dnia plac zabaw nie był tak
zapełniony jak dotychczas. Huśtawki były prawie puste, a to
właśnie one miały od zawsze największe powodzenie. Ślizgawki i
zamki z torem przeszkód były ledwo odwiedzane. Kilka
starszaków grało niedaleko w pingponga trenując do zawodów.
Rodzice siedzieli na ławkach obserwując swoje pociechy lub
rozwiązywali krzyżówki rozmawiając jednocześnie przez
telefony.
- Panie Króliczku, czemu jesteś
taki smutny? - złocisto włosa dziewczynka w letniej, różowej
bluzeczce siedziała w zamkowym zakamarku tuląc tak wielkiego
białego królika jak ona sama. - Jesteś głodny? - zaczęła
wypytywać pluszaka nie mogąc doprosić się odpowiedzi, kiedy obok
niej pojawił się dziwaczny kocur.
- Tofik? O co chodzi? - spytała
dziewczyneczka głaszcząc zwierzę po grzbiecie.
- Grauuu – ukazał swoje zadowolenie
długim mruknięciem i zbiegł na dół do blond chłopca,
który wypakowywał z małej torby kanapki.
- Rei, chodź na kanapkę – zawołał
małą blondyneczkę, która z uśmiechem na twarzy zbiegła po
schodkach do swojego ojca. - Zjedz kanapkę – podał dziewczynce
smakołyk, a ta przysiadła się łapczywie wyjadając salami. - I
jak czuje się Pan Królik?
- Nadal boli go brzuszek – pomasowała
pluszakowi bebech ze słodką minką. - Mama dała ci Pana Króliczka?
- Tak, dawno temu. Czemu pytasz?
- To ile on ma lat?
- Na pewno więcej od ciebie –
uśmiechnął się klepiąc swoją córkę po główce. -
Idź się jeszcze pobawić i wracamy do domu.
- Już? - spojrzała niewinnie na ojca,
a ten zerknął poważnie. - No dobze... - burknęła pod nosem i
pobiegła z maskotką do piaskownicy.
- Co budujesz? - spytał podchodzący
chłopczyk o czarnych włosach i błękitnym wzroku.
- Łóżeczko dla Pana Króliczka
– odpowiedziała z słodkim uśmieszkiem.
- Mogę ci pomóc?
- Pewnie.
- Jestem Kei.
- A ja Rei – przywitali się razem
budując spanko dla pluszaka, gdy ojciec Nathaniel zadowolony
spoglądał na bawiące się dzieci.
- Już tyle czasu minęło... -
pomyślał blondyn.
<3
OdpowiedzUsuńKocham Cię Miraka!
Pisz dużo, dużo, dużo, dużo!
normalnie o mało co z fotela nie spadłam ze śmiechu jak przeczytałam to opowiadanie.Jest strasznie śmieszne szczególnie z tą piosenką o browarach i tymi robakami :)))))
OdpowiedzUsuńPisz dalej!!!!!!!!!
Proszę powiedz, że ten chłopiec to syn Kastiela
OdpowiedzUsuńTo nie jest syn Kastiela - są z Nathanielem w jednym wieku i jeden z nich miałby mieć zmarszczki? -_-
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, jestem mega ciekawa, co się będzie działo.
Zaciekawiłaś mnie tym początkiem i mam nadzieję, że masz już wszystko fajnie ułożone w główce ;)
Proszęęę, niech jutro będzie coś nowego :*
Świetny rozdział ^^
OdpowiedzUsuńA kim jest ten chłopczyk o czarnych włosach i niebieskich oczkach? ^^
BlueMagg
Mirakuś, (mogę tak zdrobnić?) nie przesadzasz odrobinkę?
OdpowiedzUsuńMiałaś miesięczną przerwę, są wakacje, wielu ludzi po prostu teraz nie ma albo jeszcze nie wie, że znowu piszesz.
Niedawno miałaś 10 000 wejść, teraz jest ich już tysiąc więcej. Masz tylko jeden rozdział i minęły 3 dni lipca. Spokojnie, ludzie przyjdą. Póki co masz za garstkę prawdziwych fanów, którzy naprawdę to opowiadanie przeżywają :). To nie jest dobre?
Nie trać przez takie coś motywacji, ja osobiście nie oczekuję, że napiszesz znowu 40 rozdziałów. Szczerze, to wystarczyłoby mi kilka celnych one-shotów.
Twoje pierwsze zdania powyższego wpisu informują, że zarysowałaś sobie już w głowie jakąś wizję. Nie chciałabym jej zobaczyć w okrojonej formie. Myślę, że zasmuciłoby to nie tylko mnie, ale naprawdę wiele osób.
Spróbuj pomyśleć o tym inaczej,
pozdrawiam serdecznie :)
Ty mi tu takie... takie...takie... takie cuda piszesz, a ja nawet nie mam mozliwosci ich sprawdzic?! Co to za uczciwosc! T^T Wyjechalam, jestem na Mazurach (oboz zeglarski) i jestem iscie zrozpaczona, z powodu braku dostepnosci do twych dziel. Bardzo mi sie podoba. Znajac Ciebie i twoja tworczosc, ide o zaklad, iz za trzydziesci rozdzialow bede prosic o wiecej. Teraz tylko przeczytac siedem nastepnych odcinkow. Lepiej bym zrobila to kolo poludnia, gdyz teraz w nocy moge obudzic wszystkich obozowiczow swym smiechem psychopaty.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, cierpiaca na bezsennosc Lunitari.
szczerze to nie chcę już tego czytać po tym jak Miraka umarła :( Ta magia opowieści zgasła. Ale wszystkie rozdziały które przeczytałam wcześniej były cudowne i jesteś naprawdę boską pisarką!! Szkada że Miraki nie ma...........żegnaj
OdpowiedzUsuńohh! jak ty świetnie piszesz!
OdpowiedzUsuńnicia7 z gsm :)