Statystyka

30.04.2012

32 Pierwszy dzień w nowej szkole


- Panienko Mirako, pora wstawać. Spóźni się panienka do szkoły – zza moich drzwi dobiegł cichy głos lokaja Rena. Był jednak za mało przekonujący żebym miała ochotę wstawać. Nie chciałam znów przeżywać wszystkiego od samego początku, nie chciałam po raz kolejny zostać tą nową w klasie. To straszne!
- Co ty tu robisz? Modlisz się? - tym razem zza drzwi dobiegł głos Rina. Oj teraz mogę mieć nieco gorzej.
- Próbuję obudzić panienkę Mirakę.
- To przestań próbować i to zrób – dodał stanowczo i wparował do mnie z hukiem. Chwycił za róg kołdry i zrzucił mnie z łóżka. - Wstawaj leniu śmierdzący.
- Uważaj jak do mnie mówisz! Ty.. ty, ty niższa formo! - odparłam cała czerwona jak burak siedząc na ziemi w samej bieliźnie.
- Niższa formo? Co za suchar – złapał się za głowę ukrywając swoje rozbawienie. - Myślałem, że masz większe – zmierzył moje cycki.
- Gdzie się gapisz zboczeńcu! Wynocha mi stąd! - zakryłam się rękoma i rzuciłam w niego poduszką. - I żeby mi to było ostatni raz!
- Sam nie mogłem na ciebie patrzyć – skomentował zamykając za sobą drzwi. Jak ja go zaraz @!!!?!@?!!? Nie wytrzymam! Muszę się wyżyć! Ale nie na mojej mandze, o nie. Ty tam książeczko ładnie leż i czekaj aż mamusia wróci do domu. Zaraz, zaczęłam gadać do książek, coraz gorzej ze mną!
Ubrałam się i przygotowałam torbę z książkami obserwując się w lustrze. Ten szkolny mundurek był... Kawai! Uroczo w nim wyglądałam! Zawsze chciałam ubrać taki strój, ale zaraz. Ja przecież będę musiała mówić tam po japońsku! Ja nie umiem pisać w tym języku! Ledwo znam Hiragane!
- Zejdziesz sama czy mam po ciebie pójść? - znowu ten irytujący Rin. I on niby jest moim ochroniarzem? No bez jaj, albo z jajami, ach ja już sama nie wiem, co wygaduję!
- Moment! - odkrzyknęłam idąc w stronę kuchni gdzie był nienaganny porządek i przygotowane starannie śniadanie. - Dziwnie się poczułam – dosłownie jak jakaś super gwiazda. Jakim cudem rodzinka ma na to kasę?
- Śniadanie podane – Ren nisko pokłonił się przysuwając mnie do stołu. - Co do picia?
- Kakao – odpowiedziałam, a on poszedł do garów, kiedy brązowowłosy Rin usiadł naprzeciwko mnie rozkładając nogi jakby był u siebie w domu. - Ja tu jem – burknęłam spoglądając na niego tą swoją słynną miną „Zabierz te śmierdzące nogi, bo jak dam ci swoje do powąchania, to...”. No włacha. Moje nogi zatruwają środowisko^^
- No i? - spytał obojętnie machając tymi swoimi buciorami.
- Czym ty zaimponowałeś moim rodzicom, że cię wzięli?
- Chciałabyś wiedzieć – prychnął biorąc do ust kawałek sushi. - Szybciej, bo nie zdążymy – dodał z pełną buzią.
- Przypominasz mi takiego kolegę, ale on miał trochę honoru i wstydu.
- Co za baba z niego – ta, gdyby to teraz usłyszał Kastiel, to mu chyba łeb by odgryzł.
- A z ciebie niby facet? - spytałam popijając kakao.
- Rin, proszę bądź milszy dla panienki Miraki, to miła dziewczyna.
- To jest dziewczynka.
- Mam siedemnaście lat! - odparłam zdenerwowana. Niech przestanie mnie traktować jak jakąś dziesięcioletnią dziewczynę!
- A zachowujesz się jak pięciolatka.
- Ja chyba zwariuję – opadłam na stół zdruzgotana. Ten ochroniarz rozbroił mnie do samego końca. Już wiem jak czuli się inni jak im system rozwalałam, ten psychiczny naturalnie.
- Dobra, idziemy – nagle Rin wstał i wziął mnie za fraki. Jakbym sama nie umiała chodzić! Puszczaj mnie dziwolągu! - Puszczaj, bo pozwę cię za molestowanie!
- A ja za maltretowanie.
- Ciekawe kto kogo maltretuje. To ty mnie ciągniesz po chodniku za szmaty!
- W końcu znalazłem dla ciebie zastosowanie w świecie.
- Wolę nie wiedzieć – burknęłam w końcu mogąc iść na własnych nogach.
- Będę czekał na ciebie przed szkołą.
- Wolę żeby czekał na mnie Ren.
- On jest równie niezdarny jak ty.
- To nie było miłe!
- Przecież wiem, a niby po co to mówię? - dajcie mi pistolet!!! Jeden nabój i po sprawie!!!
- Skąd mam wiedzieć?!
- Co za głupie Otaku.
- Ja tu jestem, Helouuu.
- Jesteśmy, to twoja szkoła – nagle zatrzymaliśmy się przed wielgaśną szkołą, która wyglądała zwyczajnie jak inne w tych anime. - Zachowuj się normalnie. Nie chcę potem mieć przez ciebie problemów. Albo lepiej nie. Udawaj kogoś innego. Tak będzie z korzyścią dla wszystkich w twoim otoczeniu.
- Zaczynam mieć wrażenie, że robisz to specjalnie – spojrzałam na jego cwaniacką minę i poszłam do szkoły. Z początku ciężko było mi ogarnąć te całe szafki i oznakowania klas, ale jakąś dałam radę i weszłam do swojej klasy.
- Youkoso – powiedziała nauczycielka w czerwonych okularach jak jej włosy.
-Ohayou gosaimasu – odpowiedziałam kłaniając się grzecznie.
- Anata no namae wa nan desuka?
- Watashi no namae wa Miraka Yunoroki desu – odpowiedziałam podając jej dokument.
- Sokka – uśmiechnęła się pokazując mi miejsce w którym miałam usiąść. Cholera! Pierwsza ławką na samym środku! To mój koniec!!! Myślałam, że gorzej być nie może, ale na przerwach zbiegały się do mnie dziewczyny i chłopaki wypytując o najróżniejsze rzeczy! Z czego połowy nie rozumiałam!
- Anata wa ikutsu desu ka?
- Hajimemashite.
- Genki desu ka?
- Oaidekite ureshii desu.
- Anata wa eigo wo hanashimasu ka?
- Anata wa sakkaa wo shimasu ka?
Zasypywali mnie pytaniami, a ja tylko na to wszystko:
-Etto, Ije, Hontto? Hajimemashite. Konnichiwa. Watashi wa eigo wo hanashimasu. Shiawasena. Sore wa hidoi. Watashi wa unzarishta... wa nanto iimasu ka? Mouichido itte itadakemasu ka?
Ci się ze mnie śmiali i pomagali w japońskim, ale częściej gadałam po angielsku. Zadowolona z dnia wyszłam na dwór, a tego idioty jeszcze nie było! Nerwowo zaczęłam tupać nogą z założonymi rękoma, a ten z lodem przylazł jakby nigdy nic.
- Gdzie ty byłeś?! - warknęłam zirytowana.
- Nie widać? Poszedłem kupić loda. Idziemy – pogonił mnie jak jakiegoś psa i ruszyliśmy w kierunku domu.
- Dlaczego ty jesteś taki niemiły? -spytałam spoglądając na niego.
- Boja wiem.
- Jak to nie wiesz?! Jesteś dziwny...
- Jak każdy, ale ty to już w szczególności.
- Czy ty kiedykolwiek powiesz coś miłego?
- Nie. Musiałabyś uratować mi życie.
- Coś niemożliwego dla mnie?
- No popatrz, czytasz mi w myślach.
- Przestań być taki sarkastyczny!!! - wydarłam się na całą ulicę, aż psy zaczęły wyć.
- Raany, aż psy nie mogą cię słuchać – odetkał sobie palcem ucho.
- Z tobą nie da się rozmawiać! - tupnęłam i resztę drogi szliśmy w ciszy i to chyba było najlepszym rozwiązaniem. Od teraz będę milczeć jak grup!

- Witam panienkę Mirakę, obiad gotowy – w drzwiach powitał mnie lokaj z białym ręcznikiem w ręku. Musiał najwidoczniej dopiero zakończyć swoją robotę, jest on tak zapracowany. - Życzy sobie panienka coś jeszcze?
- Nie, dziękuję – odpowiedziałam kładąc rzeczy na korytarzu i od razu zabrałam się za pałaszowanie.
- Itadakimasu! - powiedziałam wesoło chwytając pałeczki.
- Jesteś taki słodki, że zbiera mi się na wymioty – skomentował nieoczekiwanie Rin wchodząc do kuchni.
- A ciebie komar udupczył czy co, że jesteś gorzej naburmuszony niż wczoraj – zwróciłam na niego uwagę nie mogąc już wytrzymać jego zachowania.
- Panienka ma rację. Powinieneś pokazać swoją milszą naturę, Rinusiu – uśmiechnął się sarkastycznie Ren podając mi herbatę.
- Nie zdrabniaj mojego imienia – zagroził mu pięścią.
- Rinusiu zachowuj się – zaczęłam znając już jego słaby punkt, słodkość!
- Nie zaczynaj, bo spać będziesz na ulicy!
- Oj nie przesadzaj, Rinku. Masz zbyt miękkie serduszko aby zranić taką ładną dziewczynę.
- Idę stąd! Co za dom wariatów! - wyszedł z hukiem zatrzaskując za sobą drzwi od domu.
- Dziękuję, że pomogłeś mi znaleźć jego słaby punkt – podziękowałam lokajowi, który zaczął układać talerze z zmywarki.
- Nie ma problemu – odpowiedział z uśmiechem. - Jak minął panience pierwszy dzień w szkole?
- Dość ciężko. Czy Japończycy zawsze są tacy natrętni? Wypytywali mnie o wszystko, a ja taka dobra z Japońskiego nie jestem. W dodatku ta pisownia – złapałam się za głowę i opadłam na stół odsuwając pusty talerz.
- Hehe. Proszę mi wybaczyć to rozśmieszenie, ale tak to już jest w naszej kulturze. Mogę panienkę Mirakę pouczyć języka.
- Hontoni? Arigatou! Będę wdzięczna! - naładowana energią aż podskoczyłam z radości na krześle. - A pomożesz mi z zadaniem domowym?
- Macie już prace domową?
- Niestety – westchnęłam.
- Przynieś więc zadanie i wspólnie odrobimy.
Rany, w końcu poczułam się jak w prawdziwej rodzinie. Ktoś pomógł mi w zadaniu domowym, ktoś towarzyszył mi w drodze do szkoły i w trakcie powrotu. Nawet jeśli rozmowa była... straszna. Co ja mówię?! Tak naprawdę miałam z niego radochę jak się ze mną wykłócał! Uwielbiam takie coś!
Na kolację wróciła rodzinka i wesoło spędziliśmy resztę dnia. Oglądnęliśmy ciekawą komedię i powygłupialiśmy się. Odkąd przyjechałam do Japonii, to moje życie rodzinne uległo znacznej zmianie. I chociaż nie są zbyt często, to jednak spędzamy lepiej czas niż kiedykolwiek. Myślę, że nie będzie tak źle jak myślałam, ale zaczyna powoli brakować mi moich przyjaciół...

29.04.2012

31 Japonia

Z zamkniętymi oczami wsłuchiwałam się w szum samochodów i mieszkańców nowego kraju bojąc się na niego spojrzeć z myślą, że zostałam rozdzielona z moimi przyjaciółmi. Nawet jeśli chciałabym mieć spuszczona powieki, to nie mogło to długo trwać, gdyż w końcu musiałabym wyjść z samochodu i rozpocząć nowe życie. Rodzice znów będą zbyt zapracowani aby mnie dostrzec, a lodówka znając życie chociaż raz w tygodniu będzie pusta. Całe szczęście, że mam własne oszczędności na czarną godzinę, ta, ale nie wymienione! Nie mam jenów! Jak ja mam tu funkcjonować?!
- Miraka, już jesteśmy – nagle usłyszałam mamy głos skierowany specjalnie dla mnie odpowiednim akcentem żeby zmusić mnie do otwarcia oczu lecz ja nadal nie miałam ochoty.
- W domu? - spytałam ziewając, już zbierało mi się na sen. Byłam zmęczona tym wylegiwaniem.
- Tak, to twój nowy dom. Mam nadzieję, że pokój ci się spodoba – powiedział ojciec parkując samochód i wszyscy wyszli, a ja nie śpiesząc się wstałam powoli aby nie zakręciło mi się w głowie. Wyszłam na zewnątrz i fala słodkiego powietrza wypełniła moje płuca radością i nową energią, a oczy ujrzały przed białym budynkiem drzewo wiśni. Miało takie piękne, różowe kwiaty aż zachciało mi się odżyć.
- Jak tu pięknie – westchnęłam z rozdziawioną na oścież buzią.
- Poczekaj aż zobaczysz swój pokój – powiedział i nagle drzwi mieszkania same się otworzyły pokazując w środku postać mężczyzny w stroju lokaja. Miał czarne włosy i czerwone oczy jak jego plama na ubraniu, a rękoma właśnie wiązał swoje kłaki.
- Witam państwa w domu. Śniadanie gotowe, dom posprzątany, a łóżka przygotowane gdybyście byli zmęczeni po podróży – pokłonił się nisko wpuszczając nas do domu. - Przyniosę bagaże – dodał otwierając bagażnik.
- Stać was na lokaja? - spytałam wchodząc do mieszkania, które aż błyszczało nowością i czystością. To światło pali! Aj! Przechodzę na wstrętczystość! Zostaję wampirem śmietnikowym!
- Tutaj w Japonii stać nas na wiele więcej – odpowiedział ojciec zasiadając do stołu gdzie przygotowane było sushi. - Itadakimasu!
- Kiedy tego się nauczyłeś? - spytałam zauważając Ramen! W końcu coś jadalnego.
- Nasłuchałem się ciebie już wystarczająco – odpowiedział z rozbawieniem, kiedy przyszedł lokaj nalewając nam zieloną herbatę.
- Podać coś jeszcze? - spytał pomagając usiąść mamie.
- Na razie dziękujemy – odpowiedziała kobieta.
- Jakim cudem umie po polsku gadać?
- Ren umie bardzo wiele rzeczy. Jest poliglotą i świetnym kucharzem. Itadakimas – powiedziała czarnowłosa
- Ren? Jak z anime Shaman King.
- Panienka ogląda anime?
- Pewnie, kocham je.
- W mieście jest mnóstwo atrakcji związanych z anime.
- Może pójdziesz na miasto? - zaproponował ojciec. - Jak tylko wróci Rin.
- Rin? Ren, Rin, co z tymi imionami? - spytałam całkowicie zaskoczona.
- To twój ochroniarz. Japonia jest czasem niebezpieczna, więc kupiliśmy ci ochroniarza. Tylko nie zakochaj się w nim - mrugnęła do mnie matka całkiem zawstydzając moją osobę.
- Przestań! Za co ty mnie osądzasz? Jestem przecież z... - i nagle coś mnie ukłuło w sercu. Przecież ja już z nikim nie jestem. Znów zostałam sama jak palec z rodziną i lokajem oraz ochroniarzem, którego jeszcze nie poznałam.
- Z kim? - spytała mama.
- Z moim misiem Toushiro Hitsugayi, a co?
- Nie, nic. Smacznego – wzięła pałeczki i zaczęła zajadać.
- Nawzajem – odpowiedziałam obserwując pływające jajko. - Zjem w swoim pokoju – wstałam biorąc miskę Ramenu.
- Ren, weź bagaż Miraki i pokaż jej pokój – powiedziała mama z uśmiechem.
-Tak jest – potknął i wskazał mi drogę, a chwilę później stałam przed drzwiami z ciemnego, grubego drewna i rozmazanymi szybkami za których wydobywało się światło dnia. Od razu wiedziałam, że okna muszą być wielkie zrobione po stronie słońca. 
Szkoda mi tylko było, że mój niby kot musiał lecieć innym samolotem i będzie dopiero za dwa dni, wielka szkoda.
- Panienka życzy sobie kąpiel? - spytał mnie otwierając drzwi do pomieszczenia i wychodząc z niego zostawił w nim walizkę.
- Wieczorem po kolacji. Mógłbyś mi powiedzieć jak przyjdzie ten cały Rin?
- Naturalnie. Coś jeszcze?
- Na razie nic – odpowiedziałam z uśmiechem będąc zauroczoną wystrojem pokoju. Był jak ze snu! Pierwsza część pokoju była biało czerwona z kanapą, telewizorem i stolikiem, a druga z wiszącym łóżkiem i kołdrą Kiry. Za łóżkiem stała wielka szafka z mangą, anime i innymi gadżetami za które prawdziwy Otaku mógłby zabić! Do koła szały były plakaty rożnych anime i moich ulubionych postaci! Byłam jak w niebie! A moja szafa z ubraniami była w kształcie Mokony! Tej czarnej!
Od razu wzięłam garść mang i wskoczyłam na łóżko wczytując się w moją lekturkę. Minęło kilka godzin, kiedy zapukał do środka Ren.
- Rin wrócił do domu.
- Dobrze. Zaraz będę - odpowiedziałam zostawiając mangę i wybiegłam do salonu gdzie stał młody chłopak w wieku dwudziestu lat o brąz włosach i błękitnych oczach. Był ubrany dość ekstrawagancko jak na mojego ochroniarza... myślałam, że będzie on w stylu Soushiego, ale się niestety myliłam.
- To ta mała? - spytał się Rena całkowicie mnie unikając.
- Tak Rin – potaknął odchodząc i zostałam sama z tym kimś.
- Co tak sterczysz? Chciałaś czegoś ode mnie – jak ja mu zaraz przywalę!!! Zniknie mu od razu ten uśmieszek!
- Oprowadź mnie po mieście. Chcę zobaczyć wszystko związane z anime.
- Musiałem trafić do rodziny z dzieckiem Otaku – westchnął ciężko kierując się do wyjścia. - Idziesz? - ja nie wytrzymam! Co za beszczel! Gorzej niż Kastiel!!!
- Matte! - zawołałam wybiegając na zewnątrz, a on dalej sobie szedł będąc całkiem obojętny dla dziewczyn, które piszczały na jego widok. Rany, czy to naprawdę Japonia? Zaczyna mnie to przerażać. Jednak dzień minął nie tak źle. Byłam w kawiarence gdzie obsługiwał mnie Ichigo, a potem poszliśmy do kina na najnowsze movie z Naruto Shippuuden. Kupiłam trochę mangi i zjadłam smakowite lody! Mniam! Lepszych nigdy nie jadłam! Pooglądałam architekturę i ledwo życia wróciłam od razu idąc spać.

27.04.2012

30 Ostatnie wakacje

Czemu czuję, że się uśmiecham? To uczucie i ciepło kołdry. Jest taka miła w dotyku. Chociaż dość dziwna. Jeszcze nigdy nie była tak... twarda. Zaraz, czy ja dobrze widzę?
- Jak się spało? - głos Nathaniela całkowicie mnie rozbudził i rozwiał wątpliwości. Leżałam w połowie na nim, w jego objęciach, aż mogłam dostrzec jak z jego oczu promienieje radość. Był taki szczęśliwy z powodu naszej bliskości. Ja zresztą również. Nie pamiętam kiedy ostatnio byliśmy tak naprawdę sam na sam. Bardzo dawno. - Słuchasz mnie?
- Wybacz, zamyśliłam się – odpowiedziałam z uśmiechem bardziej się w niego wtulając.
- Zrobię śniadanie – zaproponował wygrzebując się z łóżka, a ja zachęcająco spojrzałam na niego, gdy ubierał koszulkę.
- Naprawdę musisz? Dopiero wstałam – burknęłam słodko w nadziei, że wróci na swoje miejsce, ale on tylko mnie cmoknął w czoło i roześmiany wyszedł ku kuchni. Co za drań! Najpierw mnie budzi, a potem zostawia samą, kiedy mam nadzieję na coś fajnego!
- Co za drań – warknęłam widząc, że jestem tylko w bieliźnie, a przecież kładłam się spać w pidżamie, tak? Prawda? Mówię prawdę?! Przecież z moją pamięcią nie jest tak źle!
- Śniadanie gotowe! - zza drzwi dobiegł głos Nathaniela, który akurat włączał telewizję.
- Co tak szybko? - zdziwiona weszłam do niby kuchni, gdzie moim oczom, nie no nie wieżę! To Ramen! Natuś zrobił Ramen! - Ramen?! Kocham cię! Jak ja kocham Ramen! Chodź ty mój kochany! - wyciągnęłam ręce widząc moją zupkę w kwiatkach sakury. Usiadłam na swoje miejsce i zaczęłam wcinać, a kochany blondynek jakby zaskoczony był. Chyba myślał, że mówię do niego, hehe. - Ciebie też kocham mój kocurku – roześmiałam się widząc jego nierozgoryczony minę i wspólnie zaczęliśmy jeść. - To co mamy dziś w planie?
- Pomyślałem, że pójdziemy na miasto.
- Cały dzień na mieście? Bez twoich zdolności kulinarnych? A ja tak lubię twoją kuchnię.
- Mogę zrobić kanapki na drogę.
- Zgoda – potaknęłam radośnie niechcący ruchem nogi kopiąc go w kolano. - Wybacz, taki odruch.
- Ty naprawdę przyciągasz pecha.
- Ej! - kopnęłam go jeszcze raz. - Ups, znowu – powstrzymałam się od śmiechu i zaczęłam kończyć śniadanie.
- Śmiejesz się! Zrobiłaś to specjalnie.
- Ije, nande? Nie mam powodu.
- To zaraz go znajdziesz – spojrzał na mnie tajemniczo z złowieszczym uśmieszkiem i zaczął mnie ganiać po pokoju dopóki nie padliśmy na ziemię.
- Przestań mnie łaskotać!
- Przeproś.
- Nie!
- To nie przestanę – i się zaczęło! Przestań, bo się popłaczę, posikam zaraz nooo! Dobra, dobra.
- Przepraszam! Przepraszam cię! Gommen! - w końcu mogłam już złapać oddech i zorientowałam się, że jego twarz jest znacznie bliżej niż myślałam.
- Chodźmy już – co to miało znaczyć? Dlaczego mnie nie pocałował? Czemu ten idiota się wycofał?!
- Dasz mi się ogarnąć?
- Oczywiście, będę czekał na zewnątrz – co mu jest? Zrobił się taki od samego wyjazdu. Potrafi się wyłącznie wygłupiać lub być strasznie poważny. Kiedy ma dojść do pocałunku, to od razu ucieka i nawet gdy się obudziłam, to szybko uciekł. Nic z tego nie rozumiem. No cóż, może podczas spaceru po mieście wszystko się wyjaśni. Hm... zaczynam się zastanawiać czy na pewno ten wyjazd przed przeprowadzką będzie udany. To dopiero pierwszy dzień, więc nic jeszcze nie wiadomo.
Wyszłam na zewnątrz, a gospodarz kucał nad brzegiem wpatrując się w wodę, był naprawdę czymś przygnębiony. Może nadal nie może pogodzić się z moim wyjazdem? Co gorsza przez długi czas szliśmy w ciszy spacerując po zatłoczonych ulicach. Mam tego dosyć jestem tu aby odpocząć i zapomnieć o zmartwieniach. Muszę przestać się zadręczać myślami tylko jak powiedzieć to jemu? On sam wydaje się pogrążony w myślach. Hm...
- Ach! Sklep z mangą! Musimy tam zajść! - pociągnęłam go za sobą i rozkoszując się swoim światem zaczęłam wybierać te ulubione, których jeszcze nie mam aż zauważyłam „Ao no Exorcist”! Jedna z moich ulubionych mang! O rany! Muszę mieć całą kolekcję! I to jeszcze za połowę ceny! Chodźcie tu do mnie! No już!
- Zaraz policzę ile to będzie – powiedziała sklepikarka, gdy uradowana zauważyłam jak Nataniel czyta jakąś mangę. Zainteresowana podeszłam do niego widząc nazwę „Elfen Lied”,on chyba nie wie, co robi.
- Podoba ci się?
- Jest dość krwawe.
- Ale nie o to w tym chodzi. Przemoc w tej mandze jest tylko dodatkiem, tak jak w wielu innych mangach czy też anime, ale nie wszyscy to rozumieją.
- Chodzi ci o tych, którzy uważają takich jak ty za idiotów?
- Um – potaknęłam przysiadając się do niego. - Czy wszystko w porządku? Wydajesz się jakiś... nieobecny odkąd przyjechaliśmy.
- Wszystko dobrze – odpowiedział z uśmiechem odkładając przedmiot. - Chodźmy dalej.
- Tylko zapłacę – odpowiedziałam czując się okrutnie. On nie ma ochoty o tym mówić, nawet ze mną. Czy on nadal uważa mnie za swoją dziewczynę? Jeśli tak, to czemu nie może mi zaufać? Czyżby bał się prawdy?
- A tu reszta – powiedziała kobieta dając mi torbę z mangą. Nawet teraz przez tego baka-neko zakup tak superanckiej mangi przestało mnie cieszyć. Miałam nadzieję, że to tylko przejściowe, ale do samego końca dnia był przygnębiony. Byłam przez te jego zachowanie tak wkurzona, że nie miałam zamiaru pozwolić mu i tym razem uciec od odpowiedzi. Wymuszę to z niego za wszelką cenę.
- Nataniel... - zaczęłam poważnie kładąc się obok niego na łóżku. - Muszę wiedzieć, co ciebie tak bardzo dręczy, że aż nie umiesz zachowywać się normalnie.
- Mówiłem, że wszystko w porządku.
- Nie kłam! - podniosłam na niego głos spoglądając prosto w jego oczy. - Czemu tworzysz przed nami mur?
- Nie tworzę.
- Właśnie, że to robisz! Od samego początku unikasz pocałunku i przytulania. Ciągle tylko myślisz o niebieskich migdałach. Czy ty... nadal coś do mnie czujesz? - i w tym czasie ujrzałam w nim zaskoczenie zmieszane z przerażeniem. Musiałam go tym zaskoczyć. Muszę być szczera, nawet jeśli to go za boli. - Rozumiem, że cierpisz z powodu mojego wyjazdu, ja również, ale teraz liczy się ta chwila, to że jesteśmy obok siebie.
- Miraka ja...
- Powiedz mi w końcu, nie potrafię czytać w myślach.
- Pomyślałem, że jeśli zacznę mieć do ciebie dystans, to rozstanie będzie mniej bolesne.
- Ty idioto – jęknęłam z szklankami w oczach – To by tylko bardziej bolało, z myślą iż cię straciłam z powodu takiej głupoty. Ty naprawdę jesteś baka neko.
- Co takiego?
- A nic – uśmiechnęłam się obejmując blondyna. - Jeśli mi uciekniesz, to cię uduszę.
- He, nie zrobię tego – odpowiedział i resztę nocy spędziliśmy w spokoju w swoich objęciach rozmawiając o dawnych przygodach.

~~~♥~~~

Następnego dnia cała czerwona jak burak szłam nerwowo przez miasto bez Nataniela. I dobrze, bo nie wiem co mogłabym mu zrobić. Jak on śmiał?! W nocy smacznie sobie drzemałam, kiedy jakiś blask mnie oślepił! Otwieram oczy, a tu nade mną Natuś z aparatem i krwotokiem z nosa mi sterczy! Jak on śmiał?! Zboczeniec! Niech lepiej mi się nie zbliża nawet na kilka centymetrów! No i jeszcze miał czelność się na mnie rzucić i zacząć macać! Co mu wtedy odbiło?! Wystraszył mnie! Zostawił mnie z tyłu związku! Ja... ja nie wytrzymałam!
- Nie wytrzymałam! - wrzasnęłam zwracając na siebie uwagę wszystkich przechodni. Ta...znów zaczynam przesadzać, ale co ja mam na to poradzić? Jestem inna od innych i dobrze mi z tym! Hehehe. Pozdrowienia dla wszystkich Yaoistek i innych uzależnionych od anime i mangi! Jestem jedną z was! - Jestem z wami! - znó mi się wymknęło? Cholipka. Czas się opanować, opanować. Wejdę do sklepu i poszperam za jakimś fajnym ciuszkiem. Co my tu mamy?
- Miraka? - spojrzałam zza wieszaków widząc zaskoczonego Leigha. Co ten szalony krawiec tu wyrabia?
- Co ty...? - wybełkotałam z wytrzeszczonymi oczami jak u Yeti, nie! Jak u UFO!
- O to samo chciałem cię zapytać. Jestem tu z Rossalią, a ten sklep jest mój od jakiegoś czasu. A ty?
- Przyjechałam tu z Natanielem – odpowiedziałam wzruszając rękoma, kiedy ten podobny do lokaja z Kuroshitsuji z dziwaczną miną objął mnie prawie dusząc jak boa dusiciel.
- Co w ciebie wstąpiło?
- Nie mogę na ciebie patrzyć. Dowiedziałem się, że wyjeżdżasz i na dodatek masz takie wstrętne ciuchy na sobie – to dlatego płacze? - Na całe szczęście mam coś dla ciebie – zobaczyłam płomienie w jego oczach aż się przeraziłam i miałam racje! On wcisnął mi sukienkę! Kurde no sukienkę mówię! Ja nigdy nie noszę sukienek chyba, że to jakiś ślub czy bal! Ja nienawidzę sukienek i spódnic! A on mi jeszcze wyskakuje z kwiecistym wzorem!
- Leży jak na modelce! Masz świetną talię! - zafascynowany kazał mi się obracać aż prawie zakręciło mi się w głowie. O... Świat wiruje, zaraz się porzygam. Zaraz, tylko w niego wyceluję. - Zrobiłaś się zielona, lepiej usiąść – no i po moich marzeniach obrzygania „mojego” krawca. Jaka wielka szkoda.
- Witaj Miraka, już zdążył cię przebrać? - zawitała nagle do nas roześmiana tym widokiem białowłosa Rossalia. Odkąd wrócili do siebie, to są znacznie weselsi.
- Niestety – burknęłam pod nosem widząc jak jeszcze na siłe wciska mi kilka ciuszków do torby.
- Lepiej uciekaj zanim jeszcze wystawi ci rachunek.
- Ale nigdy mi nie wystawiał rachunku.
- No wiem, ale nie wiem czy wytrzyma z faktem, że wyjeżdżasz. Jeszcze celowo pogrąży cię w długu abyś została – o cholera, o tym nie pomyślałam. Już mnie nie ma!!!
- To ja znikam! - pomachałam znikając błyskawicznie z moją torbą. - Zawsze spotykam wariatów, żeby chociaż w Japonii tak nie było – westchnęłam ciężko siadając przy stoliku w jakiejś knajpce.
- Co podać? - spytała podchodząca kelnerka.
- Em... placki ziemniaczane – odpowiedziałam przypominając sobie te miejsce. Tak, to kochane miejsce w którym zawsze z dziadkami jedliśmy placki po plaży. Placki ze śmietaną i cukrem, mniam. Tak mi ich wszystkich nagle zabrakło. Jak ja wytrzymam bez nich? Jeszcze tylko pięć dni i wyjeżdżam w nieznane, mój wymarzony świat Japonii... Nadal jednak nie mogę w to uwierzyć, że właśnie się to dzieje. Ja i ten magiczny świat anime i mangi, która ukrywa straszną stronę tego kraju. Teraz jak o tym pomyślę, to oni wybijają masowo delfiny. Biedne stworzenia...
- Proszę – powiedziała kobieta dając mi porcję placków ziemniaczanych. Były identyczne jak te wcześniej. Od razu poczułam jakby obok mnie byli dziadkowie, roześmiani razem ze mną. Tak mi... brakuje tej bliskości z rodziną. Czemu się zgodziłam na wyjazd z Natusiem? Przecież dziadkowie tu zostaną, oddzielimy się od nich, będę pozostawiona sama w czterech ścianach, w obcym kraju. Nie przemyślałam tego dokładnie.
- Gdzie tenrachunek? - spojrzałam na karteczkę i zaczęłam wyciągać mój portfel, którego nigdzie nie było! Psia mać! Gdzie mój portfel?! Co się z nim do licha stało?! Nie mógł wyparować! Dostać nóg i uciec też nie!
- Co ty kurna wyprawiasz? - nagle ten znany mi głos znów ze mnie drwił myśląc o mnie jak o idiotce. Tak, to komentarz Kastiela, ale co on tu robi?1 Najpierw Leigh, Rossalia, a teraz Kastiel?! No bez jaj! Może jeszcze cała szkoła się zejdzie?
- A ty czego tu? - burknęłam ze złością.
- Nie powinnaś się zwracać do kogoś w taki sposób, kiedy nie masz pieniędzy, a ja jestem twoim jedynym wyjściem z tej sytuacji.
- Ależ się rozgadałeś. Zawsze taki byłeś?
- Pfy – prychnął z tym swoim spojrzeniem i rzucił na blat pieniądze. - Nara – machnął ręką i poszedł jakby nigdy nic. Co za drań! Jak on bezczelnie się zachowuje!
- Zaczekaj! - krzyknęłam biegnąc za nim, ale szybko mi zniknął z oczu, więc postanowiłam poszukać swojego portfela, wiem, że było małe prawdopodobieństwo, ale czemu by nie spróbować? To nic nie kosztuje, a do zachodu jeszcze trochę czasu. Tak więc zaczęłam swoje poszukiwania, ale bez skutku, kiedy zauważyłam przez jedną z szyb Amber z moim portfelem! Amber?! To już przeginka! Kiedy ona, jak, co?! To niemożliwe! Zaraz, jakby tak lepiej się zastanowić, to widziałam jak się przemieszcza niczym kameleon po sklepie „Sebastiana”. Poczekałam aż wyjdzie ze sklepu i od razu na nią się rzuciłam z mordą,ale nie dosłownie, bo to chyba niewykonalne, ale co ja tam wiem^^
- Amber! Oddawaj mi natychmiast portfel, ty złodziejko! Jak śmiałaś mi go ukraść?!
- Weź się odczep. Czego ty ode mnie chcesz? - odpowiedziała ze spokojem i dumni odgarnęła swoje blond włosy.
- Ty już dobrze wiesz! - wytknęłam ją palcem, kiedy za nią pojawiła się banda napakowanych sterydami kolesi. Teraz to już przesrane mam. - Czeeeść – przywitałam z głupkowatym uśmieszkiem facetów.
- Co ta dziewucha od ciebie chce?
- Sama nie wiem, może ją spytacie? - prychnęła złowieszczo wyrzucając mój portfel do śmietnika.
- Z wielką chęcią – zacisnęli pięści bawiąc się nimi,a ja przerażona zrobiłam pozycję obronną żółwia. Kryć się! Don't worry! Co ja gadam?! Już po mnie! I nagle trzask, wyraźnie słyszałam, że ktoś oberwał, ale ja nic nie poczułam. Może ta dieta ryżowa przyniosła rezultaty? Co za idiotyzmy wygaduję. Muszę się ogarnąć. To Kastiel! Leje się z trzema i to dwa razy większymi od siebie kolesiami! Mój wybawca! Zaraz, nie! Ja go nie lubię! Nigdy nie będzie tym w zbroi rycerza! Nawet teraz!
- Powinnaś być milsza dla obcych – prychnął dobijając ostatniego leżącego gostka.
- I mówi to facet bez manier – odparłam biorąc swoją torbę i wygrzebując ze śmieci portfel. Pusty! Wydała całą kasę! - A to żmija!
- Nie myślałem, że jesteś taka głupia żeby dać się jej okraść.
- To nie tak! - odparłam nerwowo z zmarszczonymi brwiami.
- Więc jak?
- Nie ważne.
- Kosztowałaś mnie prawie piętnaście zyla za wielką porcję placków ziemniaczanych i robienie za ochroniarza, więc należałoby być trochę posłuszniejszą.
- Nie traktuj mnie jak pasożyta.
- Ująłbym to inaczej. Zabawka.
- Więc gdzie zechcesz zabrać tą zabawkę? Byle nie na długo- burknęłam pod nosem. Nie podobał mi się ten pomysł!
- Zobaczysz – odpowiedział tajemniczo i poprowadził mnie na jakiś niby to klif. W dodatku słońce zaczynało powoli zachodzić.
- Więc, co chcesz wiedzieć?
- Nic. Chciałem sprawdzić czy pójdziesz tu ze mną. Myślałem, że bardziej będziesz się sprzeciwiać.
- A morał krótki i wyraźny, nigdy nie myśl z powodu Miraki – zażartowałam widząc malutkiego kraba. - A tak serio, to czemu tu przyjechałeś?
- Z Lysanderem mamy koncert. Doszedł do nas jeszcze perkusista i kilka innych osób, więc dajemy po całości.
- To super. W końcu Lysander będzie mógł być sławniejszy.
- Fanki zawsze wolą takich jak ja.
- Taa...żebyś się nie zdziwił – dodałam z śmieszną miną.
- Co to miało znaczyć? - ledwo powstrzymał się od śmiechu na mój widok.
- A co ciebie to?
- Odpowiadaj.
- Nie.
- Więc idź się utop – dodał i wrzucił mnie do lodowatej wody.
- Ty skończony idioto! Tu jest kurwa cholernie zimno! JPRD! Przez ciebie zaczęłam kuźwa klnąć!
- Hahahaha! Jesteś taka zabawna – dodał i ściągając bluzkę sam wskoczył mocząc mnie jeszcze bardziej. Jak zimno!
Cali mokrzy wyszliśmy z wody z powrotem na klif i cała trzepałam się z zimna. Kurde no! A masz!Pacnęłam go w głowę kuląc się jak pies.
- Za co to?!
- Za wrzucenie do wody!
- Chcesz jeszcze raz?
- Zdecydowanie nie! - odparłam, a on znów spróbował mnie wrzucić, ale tym razem pociągnę cię na dno ze sobą! Muahahaha! Złapałam go za nadgarstek i razem wpadliśmy do wody. Zabawa była uprzednia. Wskakiwaliśmy do wody, wrzucaliśmy się i gadaliśmy. Nurkowaliśmy i wiele innych rzeczy aż w końcu byłam tak zmęczona, że musiał mi pomóc wrócić do domku, gdzie czekał na mnie wkurzony Nathaniel. Zwłaszcza, że zobaczył mnie w ramionach Kastiela. Ale przecież on mi tylko pomagał w dotarciu do domu! No to ja też wkurzona wydarłam się i powiedziałam o kradzieży portfela i skończyło się na tym, że Natuś spał na podłodze.

~~~♥~~~

Przez całą noc nie mogłam spać myśląc o tej skradzionej kasie. Na dodatek przypomniała mi się kłótnią z Natanielem i aż odechciało mi się z nim rozmawiać, a co dopiero budzić. Zjadłam więc resztki z wczorajszej kolacji i w mgnieniu oka wyszłam na miasto. Wiedziałam, że nic nie kupię, ale chociaż pospaceruję i odetchnę z ulgą. Ciągle tylko jak na złość odliczam dni i godziny do wyjazdu, to takie przykre... Nie! Koniec dołowania się! Pobudka! Pobudka!
Klepałam się po policzkach i nagle w kogoś uderzyłam. Spojrzałam w górę widząc te kolorowe oczy, pełne łagodności, uprzejmości, tak wyjątkowe i... przypominające mi wiele rzeczy, a mianowicie Lysandera.
- Lysander? - zdziwiona prawie pozwoliłam otworzyć się mojej gębie.
- Miraka, miło cię widzieć – jak zwykle uprzejmy, jak jego brat. Ciekawe czy zapomniał o tym wszystkim, co wyrabialiśmy...Nie! On jest tylko kolegą! Nikim więcej!
- Ciebie również – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Gdzie idziesz?
- Przechadzam się żeby zapamiętać drogę do domu. Mam kiepską orientację w terenie.
- Mogę z tobą? Jak przyjaciele.
- Jasne. Zawsze raźniej – odpowiedziałam i kontynuowaliśmy rozmowę podczas spaceru. - Więc... jak tam kapela?
- Bardzo dobrze się sprawuje. Nawet mamy kilka fanek. Częściej nawet śpiewam swoje solówki.
- To dobrze.
- A jak tam u ciebie? Wyjeżdżasz do Japonii?
- Czy cała szkoła o tym wie?
- Hehe, pewnie jeszcze nie – odpowiedział roześmiany.
- Um. Wracam za cztery dni do domu i od razu wyjeżdżamy.
- Szkoda.
- To prawda. Chciałam coś kupić Natanielowi, ale Amber ukradła mi portfel i ogołociła go. W dodatku pokłóciliśmy się o to.
- Słabo kończy się twoja przygoda z nami wszystkimi.
- No, oby nie była jeszcze gorsza.
- Nigdy nic nie wiadomo, ale mogę zapłacić za prezent dla twojego chłopaka. Chociaż tak mogę cię przeprosić i w ogóle, osłodzić ci te ostatnie dni wakacji razem z nami.
- Z nami? - spytałam zdziwiona.
- Spotkałaś kilka osób, co nie?
- No tak, ale to przypadek.
- Pewnie masz rację. Więc, co mu kupujesz?
- Nie powinnam...
- Nic się nie stanie. Byle nie był za drogi -powiedział z uśmiechem i nalegał jeszcze przez jakiś czas aż w końcu mnie namówił razem kupiliśmy mu prezent. Wracając jeszcze długo rozmawialiśmy i piosenkarz zaprosił mnie niespodziewanie na ich koncert. Od razu się zgodziłam, bo w końcu dawno nie słuchałam ich muzyki, a grali naprawdę nieźle. Niestety nie miałam pojęcia jak zareaguje na to Nataniel, bo w końcu Lysander nieźle namieszał w naszym związku, który już nie wygląda jak związek. Weszłam po cichutku do chatki i schowałam prezent napotykając gospodarza, gdy tylko ukryłam przedmiocik. Wyglądał na lekko zdenerwowanego, więc nic nie mówiąc nalałam sobie trochę picia patrząc na godzinę. Za jakiś czas miał rozpocząć się koncert Kastiela.
- Nataniel... - zaczęłam niepewnie i od razu rozpoznałam ten jego wzrok, gdy wiedział już iż mam powiedzieć coś, co mu się nie spodoba. O kurde, będzie ciężko!!!
- Dlaczego mnie nie obudziłaś?
- Wyglądałeś na zmęczonego.
- Nie ważnie. Przepraszam cię za moje zachowanie, ale to moja siostra i zawsze będę za nią.
- Wiem, dlatego nie gniewam się na ciebie, ale nie powinieneś reagować tak nerwowo, a przynajmniej robić tą swoją słynną zgorszoną miną. To irytujące.
- Rozejm?
- Rozejm – potaknęłam z uśmiechem i wskoczyłam na kanapę obok niego, prawie wylewając napój. - A, spotkałam Lysandera i...
- Nie chcę o nim słyszeć.
- Wiem, ale dzisiaj mają koncert i chciałabym pójść z tobą.
- Nie mam ochoty. Nie lubię go.
- Lubisz, jest podobny do ciebie.
- Proszę, skończ.
- Dobra, ale i tak pójdę – burknęłam idąc do „sypialni” aby odpowiednio się wyszykować.

- Dlatego uwierz mi... - siedziałam przy jednym z stolików słuchając piosenki grupy zespołowej po której mieli wejść Kastiel i Lysander. Chyba byłam bardziej podekscytowana od nich, hehe. No w końcu byłam w ich zespole przez krótki okres.
W końcu nadszedł ich czas i mogłam nacieszyć się ich występem. Kastiel nieźle się wczuł tak samo jak Lysander, a reszta zespołu nie była taka zła, a zwłaszcza ten Emok. Grali bardzo nieźle i nawet nie zorientowałam się kiedy jacyś kolesie do mnie się przysiedli. Byłam zdenerwowana, ale nigdzie nie było miejsca, więc chyba nie mieli złego zamiaru lecz byłam w błędzie, bo chwilę później zaczęli mnie zaczepiać i dotykać po nogach.
- Mam niedaleko samochód – szepnął jeden z nich do mojego ucha, a ja szybko go odepchnęłam. Czyżby powtórka z rozrywki? Coś podobnego w końcu wydarzyło się dawno temu w barze gdzie gra Kastiel i Lysander.
- Zostaw mnie – odepchnęłam faceta i nagle rzucili mnie na siedzenia obmacując. Zaczęłam się wyrywać, ale było ich za wiele. Aż czwórka! To ohydne! Myślałam, że zaraz mnie tam zgwałcą, ale w ostatniej chwili cała kapela rzuciła się na tych drani, a czerwonowłosa postać wyciągnęła mnie z budynku na świeże powietrze w ciemny zaułek.
- Nie powinni nas znaleźć – powiedział lekko zdyszany, kiedy ja ledwo powietrze łapałam.
- Dzięki, znowu – burknęłam sapiąc, gdy on nagle mnie do siebie przyciągnął i pocałował. On Mnie Pocałował! POCAŁOWAŁ! Do jasnej kurny nędznej! Czemu on to zrobił?! - Co to miało być?!
- Zapłata za ocalenie – odpowiedział z zdziwnym uśmiechem, a ja szybko powycierałam usta rękawem.
- Ohyda.
- Nie podobało się?
- A nie widać?
- Mogę poprawić – zbliżył się, a ja szybko go odsunęłam.
- Nie, nie, nie! - zaczęłam gestykulować i walnęłam mu z liścia. Potem jak błyskawica z resztkami sił dobiegłam do domu gdzie Nataniel drzemał z pluszakiem na kanapie. On znalazł mój prezent!
- Miraka? - aj! Jednak nie śpi! Cała drgnęłam spinając się jak kot, a on powąchał pluszaka uśmiechając się do mnie. - Tęskniłem – dodał czekając aż do niego przyjdę i od razu zaczął mnie całować.
- Co w ciebie wstąpiło?
- Jak mogłaś zostawić swojego kota samego na cały dzień? - spytał nie przestając mnie rozbierać, a resztę musicie sobie dopowiedzieć;) Nie zdradzę tej szalonej nocy, bo byście jeszcze całe się zagotowały XD

~~~♥~~~

Noc była... niewiarygodnie fantastyczna i mrau! Niebezpieczna! Ale mimo wszystko teraz stałam i wlepiałam swoje oczyska w śpiącego na podłodze Nataniela. Chyba nie mógł spać, bo mi też jakąś trudno było. Spał tak słodko wtulony w tego króliczka, że aż szkoda było mi go budzić. Poprawiłam tylko swoją pogniecioną bluzkę, a raczej Natusia. Rany, jaka ona długaśna! Ale za to sexy na mnie leży... hehehe. Poszłam w skowronkach do kuchni, co samo w sobie było już zagrożeniem dla mojego otoczenia. Każdemu, kto zobaczyłby mnie przy garach powinna natychmiast zapalić się czerwona lampka. Ja nie umiem gotować! Nawet śniadania zrobić, a jedyne, co dało się przyrządzić, to jajecznica! To znaczy, że trzeba włączyć gaz! Kuchenkę! Czy jak tam to wszystko się nazywa. No więc przypominając sobie kuchenne rewolucje, nie jakiekolwiek kuchenne programy wyjęłam patelnie i nalałam trochę oleju. Położyłam na kuchence i wbiłam jajka cudem bez skorupek i doprawiłam, ale jakąś po pięciu minutach nic się nie działo. Spojrzałam pod spód i klepnęłam się w czoło. Nie włączyłam palnika, japierdziele. Na dodatek jakąś trochę mi oleju polało się na boki patelni i buchnął z niej ogień prawie do samego sufitu!
- Łogień! Łogień! - zaczęłam krzyczeć trzymając w rękach płonącą patelnię nie wiedząc, co mam robić. Stałam pod presją! Za moment wszystkich spale! Cały domek! Kurde!
- Miraka – nagle gospodarz wkroczył do akcji i zabrał mi patelnię gasząc ogień. Całe szczęście. Z ulgą mogłam odetchnąć i z przerażenia zacząć się śmiać. - Nic ci nie jest?
- Na szczęście nie – odpowiedziałam drapiąc się po rozczochranych włosach. Miałam taki szopendens, że szok. Gorzej niż czarownica, ona to przy mnie Lady Gaga. - Wybacz, chciałam dobrze.
- Ważnie, że nic się nie stało – odpowiedział wyrzucając do śmieci jajecznicę. - Trzeba będzie pójść na miasto coś zjeść.
- Um – potaknęłam, kiedy ktoś do mnie zadzwonił, rodzice. Chwila prawdy, no nic odbieramy. - Tak?
- Witaj kochanie. Jak tam nad morzem? - pierwszy głos wydobyła z siebie matka, najwidoczniej to ojciec prowadził samochód, bo było słychać włączający się kierunkowskaz.
- Dobrze, a u was? - spytałam widząc zaniepokojoną i zainteresowaną minę Natusia.
- Właśnie skończyliśmy zabawę z ostatnimi papierami i wracamy do domu, po ciebie. Tata nie może się doczekać na twoją reakcję na widok twojego pokoju.
- Ja również
- Mogę porozmawiać z twoimi rodzicami? - nagle usłyszałam pytanie gospodarza. Zaskoczył mnie nieźle, ale odmówić nie mogłam. Wiedziałam jednak o czym chciał z nimi porozmawiać.
- Dobrze – zgodziłam się podając mu komórkę, a ten poszedł do łazienki abym nie mogła usłyszeć rozmowy, a to dziad jeden. - No nic – wzruszyłam ramionami i poszłam się ubrać. Potem podeszłam do drzwi próbując coś podsłuchać, ale tylko wydawane były jakieś szmery i bach! Drzwi się otworzyły i zostałam przyłapana! Jednak blondyn nie był tym faktem jakąś przejęty. Oddał mi po prostu komórkę i poszedł się ubrać. Podczas śniadania w mieście napotkaliśmy, a raczej ona nas napotkała, a dokładniej Emilka. Bez wątpienia była to właśnie ona. Od razu rzuciła się na mnie z uściskiem pytona, a ja ledwie przeżyłam ten atak.
- Jak się cieszę! Szukałam ciebie przez dwa dni zanim Nathaniel powiedział mi gdzie jesteście – zaczęła tym swoim radosnym głosikiem. I się zaczęło. Rozgadała się na amen i ciągle pilnowała aby Natuś nie zbliżał się za bardzo do mnie, bo wtedy wyskakiwała z tekstem „Ona jest moja”. Niestety nie dowiedziałam się dlaczego i jak przyjechała nad morze, ale może i to lepiej. Najważniejszy i najmilszy moment był wieczorem jak udało nam się zbiec gdy Emilka nie patrzyła. Poszukaliśmy odludnego miejsca i zaczęliśmy zbierać muszle.
- O czym rozmawiałeś z moimi rodzicami? - spytałam podciągając wyżej spodnie.
- O twoim wyjeździe.
- I co?
- Niestety, ale nic nie mogłem zrobić. Powiedzieli, że tego bardzo chciałaś i to dla was wszystkich bardzo ważne.
- To prawda, ale nie chciałam tam zamieszkać.
- Naprawdę?
- Sama nie wiem. Fajnie, że będę tam długo. Pełno cospleyów i mang. Tam jest świat anime i mangi, który tak kocham.
- Bardziej ode mnie?
- Oczywiście, że nie, ale zrozum... mi też było ciężko do tego przywyknąć. Myślałam, że to wielka krzywda dla mnie, ale to nie prawda. Obiecasz, że kiedyś się jeszcze spotkamy?
- Przyjadę jak tylko będę miał czas.
- He, nie wątpię w to – odpowiedziałam z uśmiechem wyciągając małą, różową muszelkę. - Proszę, to prezent ode mnie. Najładniejsza jaką znalazłam – podałam mu muszelkę. - Będzie ci mnie przypominała.
- Będę ją miał blisko serca – przytulił mnie chowając muszelkę do kieszonki koszuli.

~~~♥~~~


- Mniam... jeszcze jeden Ramen proszę...- mówiłam przez sen z rozdziawioną buzią i ślinotokiem, kiedy poczułam coś mokrego. Zamrugałam oczami przecierając je i zobaczyłam, że leżę w... - Wannie?! - hę?! Jakim cudem ja tu weszłam i to z kołdrą?! Na dodatek lekko jestem mokra od kapiącej wody! Dzięki bogu, że się nie zmoczyłam. Huh.
- Hehe – nagle do kibla wszedł rozbawiony od ucha do ucha gospodarz.
- To nie śmieszne! Jak ja się tu znalazłam?! - cała zaczerwieniona wyskoczyłam z wanny.
- Powiem ci przy śniadaniu, chodź – powiedział klepiąc mnie po głowie, co było trochę dziwne. Jednak byłam ciekawa, co było powodem mojej zmiany łóżka, więc grzecznie przysiadłam się do stołu na którym jak zwykle było wyśmienite śniadanie.
- Więc? - pośpieszyłam blondyna biorąc sobie tosty.
- Lunatykowałaś. Przebudziłaś mnie jak nadepnęłaś w... nie ważne. Zaglądnęłaś do lodówki, zjadłaś trochę, wyszłaś na dwór i chodziłaś do koła domku, a potem wzięłaś kołdrę i położyłaś się do wanny. Chciałaś się wykąpać, ale cię powstrzymałem.
- Nie mogłeś na samym początku mnie obudzić?
- Podobno nie powinno budzić się lunatyka.
- No fakt, ale przestań już się ze mnie śmiać!
- Jutro wyjeżdżamy. Powinnaś powoli się pakować.
- Ty też. Nie mam ochoty rozmawiać o tym, chodźmy może... - chciałam dokończyć, kiedy ktoś zadzwonił do Natusia. Ten zaś przeprosił mnie i poszedł porozmawiać w ciszy. Dziwne, co było tak ważne abym nie mogła tego słyszeć? Wrócił dopiero po dziesięciu minutach aż byłam zaniepokojona.
- Kto dzwonił?
- Nikt ważny?
- A o czym gadaliście?
- Nic konkretnego.
- Czemu nie chcesz mi powiedzieć? - tym razem brak odpowiedzi. Przez cały dzień dziwnie się zachowywał, ale dopiero następnego ranka nie wiedziałam co zrobić. Walizki były spakowane i gotowe do wyjazdu, a ślad Nataniela zaginął. Nigdzie nie było go od rana. Szukałam go dosłownie wszędzie, ale znalazłam tylko liścik przy talerzu z kanapkami.

Niemartw się, wyszłem na moment do miasta.
Nie czekaj na mnie, wrócę popołudniu.
Chciałbym żebyś kupiła kiełbaski na kolację.
Pieniąde zostawiłem na stole
Nathaniel

- Dziwne... Podejrzane i to bardzo. Najpierw ten telefon, teraz wyjście bez pożegnania. Skoro poszedł do miasta, to czemu kazał mi kupić kiełbaski, sam mógł. No nic – wzruszyłam ramionami i poszłam odpowiednio się ubrać. Wyszłam na miasto aby spełnić zachciankę Natusia, ale ciągle dręczyły mnie pytania na ten temat. To było niepodobne do niego. Zbyt niepodobne. I nagle wpadłam na genialny pomysł! Popytam innych, może wiedzą o co chodzi albo przynajmniej widzieli gospodarza w okolicy. Bez chwili zwlekania pierwszym moim podejrzanym był Leigh wraz z Rossalią.
- Widzieliście Nataniela? Poszedł gdzieś.
- Hę? Posze... - zaczęła białowłosa, gdy nagle z uśmiechem zaczęła machać rękoma. - Nie, nie widziałam go, a co? - spytała zerkając za moje ramiona. Zerknęłam do tyłu, a tam Leigh szybko schował coś za siebie. Duży karton, ale pewnie z nowym towarem. Ciekawe ile jeszcze sklepów ma w pobliskich rejonach.
- A ty widziałeś? - spytałam czarnowłosego, który także nic nie wiedział. Mimo to oni również dziwnie się zachowywali, a zwłaszcza Rossalia. To do niej niepodobne tak szybko zmieniać swoją wypowiedź. Potem przyłapałam Kastiela jak gra na gitarze rozkochując w sobie tutejsze dziewczyny.
- Kastiel! Gdzie jest Nataniel? - wzburzona niczym morze podeszłam do niego przerywając jego popisowy numer.
- A co mnie to?
- Gadaj czy go widziałeś?
- Dasz mi spokój?
- Chciałbyś, a teraz gadaj! Inaczej będę cię śledziła cały dzień i zniszczę ci go.
- Akurat.
- Chcesz się przekonać na własne oczy? - spojrzałam na niego chytrze i odwróciłam się do jego fanek. - Wiecie, że... - zaczęłam, kiedy rockem zakrył mi usta swoją łapą.
- Dobra, dobra. Widziałem go jak gadał z Lysanderem o czymś tam.
- O czym? - zabrałam jego ohydnie smakującą dłoń.
- Nie wiem, daleko byli -przynajmniej mam już jakiś trop. Bez dalszych pytań postanowiłam odnaleźć Lysandera, który był niedaleko plaży przy stoisku z kukurydzą. Jednak Lysuś widząc mnie szybko wyparował i nie zdążyłam o nic go zapytać, ale za to miałam prawie czołowe zderzenie z „ukochaną” Amber.
- Oh, Miraka, jak miło – czy ja dobrze słyszę? Ona... ona jest miła?!?! Co tu do licha się wyprawia?!
- Brałaś coś? Może kokę? Albo Marihuanę? - spytałam mierząc jej temperaturę. - Albo to ja – sprawdziłam swoje czoło tylko najpierw umyłam rękę aby nie zarazić się jej głupotą.
- Czyś ty zgłupiała? - warknęła szybko się opanowując. - Jakaś ty zabawna, oj poczekaj. Braciszek do mnie dzwoni – powiedziała z uśmiechem odbierając telefon. - Tak braciszku? Tak, jestem. Dobrze. Ale naprawdę muszę? Tak, wiem, wiem. Zrozumiałam. To pa – rozłączyła się i pożegnała ze mną. To było naprawdę dziwne. Najpierw Nathaniel potem Leigh i Rossalia, Kastieloraz Lysander, a teraz Amber. Ostatnia nadzieja w Emilce, ale jej już całkiem nie mogłam wyczaić. Zdruzgotana wróciłam do domu, a tam stał w drzwiach zadowolony Natuś. Ja go chyba rozgniotę!
- Gdzie ty byłeś?! Szukałam cię wszędzie!
- Przecież napisałem.
- I co z tego! Masz natychmiast złożyć mi raport!
- Może najpierw przejdziemy się po plaży? Wieczór zapowiada się cudownie.
- Nie! - odparłam z rumieńcami na twarzy, ale ostatecznie jakimś cudem udało mu się mnie nakłonić na krótki spacerek. Tylko, że on nie był krótki!
- Wracamy wreszcie? - spytałam prawie nie czując swoich nóg. Zaczęłam nawet iść jak jakiś pijak, a nogi same mi się uginały pod ciężarem ciała.
- Już prawie jesteśmy - powiedział pokazując niewielkie ognisko wokół którego było kilka postaci. Dopiero jak zbliżyłam się bardziej zauważyłam wszystkich moich przyjaciół i wrogów, Amber. Była tam Rossalia, Iris, Emilka, Blue, Erika, Melody, Li, Chin, Ayshia, Kastiel, Lysander, Jade, Ken, Leigh. Nie wiem czemu, ale moja twarz nagle rozpromieniała się ze szczęścia, a to nie było kontrolowane. Naprawdę mnie uszczęśliwili.
- Witaj! - krzyknęli radośnie i zaczęła się huczna zabawa. Po prostu chcieli mnie pożegnać, a ten plan wpadła Magg z Natanielem. Byłam taka uchachana.
- Kto chce kiełbaskę? - spytałam wyciągając z torby worek mięcha.
- Ja chętnie – powiedział Lysander podając każdemu kij na który nadzialiśmy kiełbachy. Były również pieczone ziemniaki, sosy i Ramen! Jupi! Nie zabrakło lodów na ochłodę i picia oczywiście. Wszyscy sobie żartowali, wygłupiali się i kąpali w morzu. Było tak wspaniale, to wszystko tak miło sobie wspominałam, że nawet nie zorientowałam się, kiedy wróciłam do domu.
Tak, właśnie teraz stoję przed moim samochodem, a ojciec pakuje mój bagaż. Mama zamykała dom, a ja spoglądałam na swoją skrzynkę z nazwiskiem, którą ostatni raz widzę. Teraz, to już koniec. Odjadę w ukochany dla mnie kraj pozostawiając bliskie osoby mego serca. Okrutna zapłata za odrobinę szczęścia.
- Miraka, jedziemy – oprzytomnieli mi rodzice siedząc w samochodzie i ja nie mogłam być gorsza, więc weszłam czytając wiadomości od przyjaciół.

Będzie mi cię brakowało.
Mam nadzieję, że przyjedziesz na wakacje
i poduczysz mnie jazdy na rolkach
Ayshia.

Tęsknimi i bardzo ci dziękuję, że pomogłaś mi wrócić do Leigha.
Obyś była szczęśliwa w nowym miejscu.
Rossalia i Leigh

Będzie mi brakować
naszych rozmów podczas lekcji.
Wpadnij kiedyś do mnie.
Iris

Wracaj, bo mój brat jest smutny
Amber

Wracaj!!!
Ja chcę dokończyć albuuum!!!
Emilka wraz z Eriką

Będziemy pilnie trenować
aby w końcu z tobą wygrać.
Twoja klubowa drużyna

Napisz czasem wstrętna dziewucho
Kastiel

Napisałem nową piosenkę.
Mam nadzieję, że ją kiedyś usłyszysz.
Lysander

Odwiedzę cię jak będę przelatywał.
Bądź wtedy w domu.
Ken

Niecierpliwie czekamy na twoje odwiedziny.
Zaprosisz nas kiedyś?
A i dziękuję, że pomogłaś mi z Jade.
Pozdrawiamy cię.
Blue i Jade

Kocham cię Miraka ♥
Nathaniel

21.04.2012

29 Dotarcie na oazę spokoju


- Nathaniel... zatrzymajmy się na stacji, muszę do kibla – powiedziałam zaciskając nogi i mój kochany gospodarzyk zrobił jak go prosiłam. Jak zwykle zresztą. Usiadłam na klopa i aż mi ulżyło, kiedy to ktoś do mnie zadzwonił. Aishya. Jeszcze tego mi brakowało. Najwyraźniej Iris wszystkim powiedziała o mojej przeprowadzce i nie będę miała już spokoju.
- CO TY ROBISZ?! - wydarła się aż musiałam odsunąć słuchawkę i zirytowana odparłam z oburzoną miną.
- Sikam na kiblu, a co?
- Serio? A to... nie o to mi chodziło! Kto ci pozwolił się przeprowadzać?!
- Rodzina? Państwo i taki specjalny papierek?
- Eee!Znowu źle! Jak śmiesz mnie zostawiać?! I na kogo niby mam upadać podczas jazdy rolkami?! To nie fair! Nie pozwolę ci wyjechać!
- Już postanowione. Jadę pod koniec wakacji, a teraz pozwolisz mi w spokoju dokończyć to, co zaczęłam?
- Nie!
- To pa – rozłączyłam się podchodząc do umywalki, kiedy telefon znów zadzwonił. Tym razem była to Emilka. Tylko nie to. Już wolę kontynuować rozmowę z Aishyą. No nic, zaczynamy. Kolejna hałaśliwa osóbka.
- Dlaaaaczeeegoooo?!! - czy ona płacze?! Bez przesady. Ja wyłącznie się przeprowadzam chyba aż tak bardzo mnie nie kochają? - Przecież możesz u mnie zamieszkać! Mam wolny pokój!
- Bałabym się, że mnie kamerujesz.
- Nieee, wcaleee...
- Taa, a ten głos na pewno nic nie oznacza.
- Naprawdę musisz?
- Tak, przykro mi, ale wszystko będzie dobrze. Wybacz, ale muszę jechać, pa – rozłączyłam się wchodząc do samochodu gdzie Natuś kończył pić kawę.
- Czemu tak długo?
- Nagle wszyscy zaczęli do mnie wydzwaniać.
- Mam nadzieję, że podczas wieczornego spaceru nie będą dzwonić.
- Spaceru?
- To miała być niespodzianka.
- Nic nie szkodzi – uśmiechnięta przytuliłam go na pocieszenie i usiadłam do tyłu. - Zdrzemnę się – poprawiłam wygodnie poduszeczkę i spojrzałam na jego blond czuprynę. Aż tak bardzo pragnął ze mną spędzić wolny czas, jakie to urocze.
- Dobranoc. Obudzić cię jak będziemy na postoju?
- Um – potaknęłam już odlatując.

Nie wiem dlaczego, ale czułam się jak na haju podczas otwierania oczu. Obraz był niewyraźny, wszędzie było ciemno jak w dupie u murzyna i jedynie mogłam usłyszeć niewyraźne szumy. Chciałam przetrzeć swoje zaspane oczy, ale coś mi w tym przeszkadzało. Poruszyłam rękoma jeszcze raz i zrozumiałam iż moje nadgarstki są spięte kajdankami do łóżka! Ale jak to?! Kiedy do cholery jasnej?! I kto wydaje te szmery?! Aj! Coś mnie łaskocze po nogach! W co ja jestem ubrana?! To jakieś żarty! Czerwona bielizna?! I to jeszcze z koronki i z falbankami! To niemożliwe! To musi mi się śnić! Pobudka! Czemu nie mogę się obudzić?! To nie sen!
- Tak słodko pachniesz... - co to za głos, kim ten koleś jest? Zaraz... czy to... Nathaniel?!?! On całuje i masuje moje nogi! Zostaw, puszczaj! Czemu ja tego nie mówię tylko myślę?!
- Puszczaj, przestań... to łaskocze.
- Nie mogę kochana Mirako. Zbyt długo czekałem na tą kolejną noc - wyszeptał z zachłannym spojrzeniem. - Tak pysznie pachniesz...
- Powiedz, że to mi się śni.
- Spałaś tak twardo, że nie chciałem cię budzić, a teraz mogę dokończyć to, co zacząłem.
- Co przez to rozumiesz?!
- Niedługo się dowiesz – zaczął bawić się moim brzuchem, a potem szyją zniżając się do piersi. - Pozwól, że cię wymasuję – dodał z takim szczęściem na twarzy biorąc olejek do rąk.
- Nie pozwalam!
- To było zdanie retoryczne – odparł ze śmiechem zaczynając od nóg.
- Aj! Zimne!
- Zaraz cię rozgrzeje, a potem ja.
- Przestań tak mówić!
- Jak? Wyrażam tylko swoje uczucia.
- Więc przestań!
- Nie mogę – zanurzył swój rozszalały język w moich ustach aż jęknęłam prawie się nim dławiąc. Jego dłoń zaczęła powoli ściągać moje majtki, a nogi groźnego gospodarza przytwierdziły moje, utrudniając mi sprzeciw. Co za bezwstydny drań! Podoba mi się ^.^
- Więc co możesz? - przekręciłam głowę, gdy łaskotał mnie w szyję swoimi cmoknięciami. Zresztą sama dziwie się, że dopiero teraz zauważyłam brak u niego jakiej kol wiek części garderoby!
- Teraz tylko spowodować, że będziesz krzyczeć moje imię prosząc o więcej.
- Twoje niedoczekanie – burknęłam zaciskając zęby, a rumieńce niemalże zajęły całe miejsce na mojej twarzy. Przestań... nie baw się moim biustem, ach... Nie!

- Nie! - krzyknęłam zrywając się na tyłek cała zalana potem.
- Co się stało? - spytał Nathaniel siedząc za kierownicą.
- To tylko koszmar – odpowiedziałam z ulgą znów kładąc się na tylnych siedzeniach.
- Mamrotałaś coś.
- A co?
- Nie wiem – czy ja dobrze widzę przez lusterko? On ma rumieńce na twarzy! Dobrze wie, co mówiłam! Ty kłamco! Już ja się z tobą rozliczę! Będziesz bał się na mnie spojrzeć, odezwać, podejść, a nawet pomyśleć! To niewybaczalne!
- Daleko jeszcze?
- Jakieś pół godziny – odpowiedział zerkając na godzinę w radiu.
- Nudzi mi się – westchnęłam machając sobie nogami.
- Z tyłu powinien być laptop. Możesz sobie na niego wejść.
- Honto? Arigato – uśmiechnięta od ucha do ucha błyskawicznie włączyłam sprzęt serfując po internecie, kiedy zaciekawiły mnie zdjęcia w jego folderach. Czy to ja?! Skąd ma te zdjęcia?! Zaraz... Emilka! On ma zmowę z Emilką! To wszystko wyjaśnia, dlaczego jest zawsze blisko nas jak dzieje się coś nieprzyzwoitego! Co za drań! I On niby jest gospodarzem?! - Nataniel... chcę aby te ostatnie dni spędzone z tobą były tymi najcudowniejszymi.
- Nie mów tak. My wcale się nie rozstajemy.
- Ja nie będę umiała prowadzić związku na odległość.
- A co z twoim klubem?
- Sara jest równie dobra jak ja. Podtrzyma klub za mnie.
- Ty naprawdę chcesz wyjechać.
- To było moje marzenie, ale... nie wiem jak zniosę rozstanie z wami wszystkimi.
- Więc nie jedź.
- Proszę, rozmawialiśmy już na ten temat. Nie mam innego wyjścia. Rodzina zbyt mocno zamartwia się o mnie i nie pozwoli mi tu zostać.
- Więc jadę z tobą.
- Nie. Nie zmarnujesz swoich marzeń przeze mnie – zmartwiona tą zaległą ciszą usiadłam spoglądając za szybę na przemijający błyskawicznie krajobraz budynków i niewielkiej ilości roślin. I w ten przypomniał mi się dzień rozstania z Lysanderem. Wyrzuciłam ich oboje ze sklepu, a następnego dnia poszłam do kapeli aby porozmawiać z Lysanderem...

- Witaj – stanęłam w drzwiach widząc jego zaskoczoną minę, która szybko zmieniła się w smutek. Najwidoczniej już zrozumiał po co przyszłam. Szkoda mi go było, gdyż sama nie byłam pewna, co do niego czuję, ale wróciłam do Natusia i to on powinien być dla mnie najważniejszy. Powinien, ale czy jest? Pewnie to i tak nie ma największego sensu skoro rodzina zaczęła szukać pracy w Japonii. Znając życie znów się przeprowadzimy i będę zmuszona aby zapomnieć o tym wszystkim, co spotkało mnie tutaj.
- Witaj Miraka, możesz nas zostawić samych? - spytał po chwili Kastiela, który niechętnie z podejrzanym wzrokiem posłusznie wyszedł wtrącając swój niepotrzebny komentarz.
- Nie hałasujcie za bardzo – prychnął znikając za drzwiami, a ja niepewnym krokiem podeszłam do chłopca.
- Chciałabym porozmawiać o wczorajszym – zaczęłam kiedy mi przerwał.
- Przepraszam za moje zachowanie, ale na widok was po prostu...
- Rozumiem. Na twoim miejscu zrobiłabym to samo – nie wiem czemu, ale lekko się uśmiechnęłam na same wspomnienie o tej sytuacji. - Ale musimy się rozstać. To nie twoja wina jednakże...
- Czy coś się stało?
- Nic szczególnego.
- Jestem twoim przyjacielem. Chyba możesz mi powiedzieć.
- Nie chcę nic mówić dopóki nic jeszcze nie jest pewne. Więc... skoro już wyjaśniliśmy sobie wszystko, to... żegnaj.
- Odpowiesz mi na moje pytanie? Nic więcej już nie będę chciał.
- Znam to pytanie, a ty pewnie odpowiedź, więc po co?
- Chcę mieć pewność.
- W tej chwili nie jest ona istotna, pa – i w ten wyszłam unikając wzroku Kastiela aby i on nie zaczął ze mną dyskusji. Nie wiem, czy to go mocno zabolało, ale myślę, że wtedy w sklepie już zrozumiał, że z nim zerwałam, jednak nie chciałam nie potrzebnych nieporozumień.

- Miraka, jesteśmy – nagle z moich rozmyślań, a raczej wspomnień przebudził mnie Nataniel otwierając mi z uśmiechem drzwi. - Jesteśmy – dodał pomagając mi wyjść. Wzięliśmy nasze bagaże i kawałek przeszliśmy widząc ten sam domek do którego zaprosiła nas Iris.
- Jak to? - spytałam niechcący na głos.
- Iris mi załatwiła ten domek. Oczywiście za odpowiednią opłatę. Nie miałaś okazji tu długo pobyć, więc pomyślałem, że to będzie dobre miejsce. Cisza, spokój i tylko my.
Nagle poczułam jak łzy cisną mi się do wyjścia i puszczając wszystkie bagaże zatopiłam się w jego bluzce.
- Dziękuję, nie mogę, nie mogę, nie potrafię cię zostawić – cała za jąkana zaczęłam płakać jak jakaś histeryczka, a on jedynie odłożył ostrożnie bagaże i objął czule na pocieszenie.
- Ja również, dlatego nie zrobię tego. Chodźmy się rozpakować.
- Dziś mam ochotę jedynie przeleżeć w twoich objęciach.
- Ja również Miraka, kocham cię.
- Ja też.