Statystyka

27.12.2013

NOWY ROZDZIAŁ JUŻ JEST!!!

23 Atak Kiry ~~ cz I

Siedziałam cała spięta, każdy centymetr mojego ciała drżał, napinając się, aż cierpki ból nie pozwolił mi nawet drgnąć palcem. Oczami poszukiwałam jakiegoś ratunku, ale na niemalże szczycie diabelskiego koła, będąc zamkniętą w małej"klatce", ciężko jest znaleźć jakikolwiek z nich. Zwłaszcza, że Kira nazbyt wyluzowany, opierając się o siedzenie, spoczywał wpatrzony z niebezpiecznymi płomyczkami w oczach. Przełknęłam głośno ślinę, czując narastającą gulę w gardle. Chciałam wyskoczyć, uciec, cokolwiek, byle być jak najdalej od tego obrzydliwca.
- Zacznijmy od nowa, Rei - wyszeptał z przyjacielskim uśmiechem, a zimny dreszcz przebiegł po cienkiej linii kręgosłupa, jeżąc włosy na głowie niczym futro u kota. - Nie patrz tak na mnie. Chciałem jedynie zabrać Cię na tą uroczą przejażdżkę, a wiem, że po dobroci byś nie poszła - wzruszył beztrosko ramionami, a ja zaglądnęłam przez szybkę, dostrzegając grom ludzi schodzący się na widok bijatyki. Tylko nie to! Co oni sobie myślą?! Coraz mniej podoba mi się to wszystko.
- Nie lubię wysokich miejsc- mruknęłam spoglądając na niego spod znaku byka.
- Ach, tak podobna do swej matki! Wiesz jak mi jej brakuje? - wzdycha ciężko na wspomnienie o mojej matce.
- Mogę się domyślać - dodałam. Że też ma taki tupet mówić o mojej matce! Prawie jej nie znam, jedynie z opowieści ojca, ale nawet on strasznie się do nich ograniczał. Nienawidził tych wspomnień. Jego oczy zachodziły mgłą,robiły się tak chłodne i wyobcowane. Ten ból i tęsknota były namacalne, aż za bardzo. Miraka, moja matka, która kochała nad życie mojego ojca, która poświeciła się bym mogła teraz tutaj być.
Na same wspomnienia o wszystkim, co musiała przejść, co przechodził mój ojciec, do oczu napłynęły mi łzy, ale powstrzymałam się od wypuszczenia ich na wolność. Nie przy nim. Nie przy takim gnoju.
- Czego chcesz dokładnie? - nagle będąc na szczycie, maszyna zatrzymuje się, a mi serce niemalże wyskakuje z gardła.
- Zemsty - oświadcza, oblizując szelmowsko wargę. - Ale nie byle jakiej, Rei. Zemsty na twoim ojcu. Stary byk i tak już ledwo człapie. Pomogę mu doczołgać się do swej ukochanej - zarechotał, a ja kurczowo zacisnęłam pięść, nabierając ochoty nieźle go pokiereszować. Jak śmie tak mówić?! Tak się odzywać?! Nienawidzę go! Jest zepsuty! Chamski! Nie liczy się z niczym! Jak matka mogła go...?!
- Zostaw w spokoju mojego ojca! - wrzasnęłam, a wagonik zahuśtał się niebezpiecznie od mojego gwałtownego wstania, ale szybko tracąc równowagę, wróciłam na swoje miejsce.
- Spokojnie, chyba że chcesz wypaść niefortunnie przez okno - zagroził z niebezpiecznym spojrzeniem.
- Jak się spotkaliście? - spytałam niepewnie, ledwo słyszalnie, wlepiając wzrok w splecione dłonie.
- Hmmm... byłem w wojsku jako małe dziecko. Poznaliśmy się przypadkowo. Pomogła mi niezmiernie w kilku sprawach. Dzięki niej... ujrzałem światełko, które mi zabrano. Potem zniknęła, ale ja pilnowałem. Wiem, co, gdzie i jak robiła. Nawet wyciągałem wiadomości o jej znajomych.
Prześladowca. Cudownie.
- I do jakiego wniosku doszedłeś?
- Ze Nathaniel nie jest stworzony dla niej.
- Tylko ty? - prychnęłam sarkastycznie.
- Lubiła mnie. Nawet kilka razy się spotkaliśmy, ale oczywiście ten Nathaniel... musiała tyle ścierpieć. Tyle musiała pewnie płakać. Zdradził ją. Był zaślepiony swoją siostrą i własnym ego. Kiedy ją zdradził, musiałem zainterweniować.
- I od tak zabiłeś ją?!
- To miał być on Rei! On miał zginąć! Nie Miraka! Nigdy... sobie nie wybaczyłem... gdybyś tylko widziała jak na mnie spojrzała. Ten skryty uśmiech wybaczenia, jakby mówiła: "przepraszam. To nie twoja wina". Musiałem się zemścić! Musiałem! Ten chuj przyczynił się do tego wszystkiego!
- Chwila, więc... matka Keia, to...
- Tak. Właśnie ją posuwał twój ojciec, kiedy był z Miraką.
- Nie rozumiem... nie rozumiem... to wszystko jest... takie zagmatwane... - policzki zrobiły się wilgotne, a ja złapałam się za głowę, drżąc z przerażenia. Jak mam to rozumieć? Mój tata jest tym złym? A Kira dobrym? Niemożliwe! On zabił mamę! Ale tata ją zdradził... dlatego tak ciężko mu było o niej mówić? Dlatego mną się opiekował? Bo czuł, że jest to jej winny?! Tyle myśli, tyle wszystkiego tworzyło jeden, wielki mętlik w mojej głowie, a we mnie się aż gotowało.- Ale Kei nie jest synem taty. Robiliśmy badania!
- Czy to coś zmienia, Rei? Zdradził twoją matkę! Przyczynił się do jej śmierci! Ja chce tylko wszystko naprostować kochana. tak bardzo ją przypominasz, Rei - nachylił się, odgarniając za ucho zabłąkany kosmyk blond włosów. - Zbyt podobna - dodał szeptem, przekraczając granicę mojej przestrzeni osobistej.
- Rei! Rei! - słyszę niewyraźnie czyiś krzyk, ale jest on tak odległy. Głośne bicie serca zagłusza je niemalże całkowicie, jednak potem nawoływania stają się głośniejsze.
- Daisuke? tata? - zaskoczona wyglądam energicznie, dostrzegając blondyna, brata, Isei? Czy to.. Isei?! I Blue! I Kastiel, Lysander! Przyjaciele taty...!
- Niezłe przedstawienie. Chyba wszyscy się już zebrali, szybciej niż myślałem - zachichotał zerkając przez szybę tuż nad moim uchem. - Ach, Spójrz tylko na nich. Jak patrzą na Ciebie w obawie, że zrobię Ci krzywdę. Kiedy mój cel jest daleko pod nami. Nawet pojawił się Isei. Och Rei, powinnaś w końcu się zdecydować na któregoś z nich wszystkich.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz - marszczę groźnie brwi, gdy kątem oka zerka w moją stronę, usadawiając się wygodnie na siedzeniu. - Isei, nie mów mi tylko, że nie czujesz do niego mięty - zarechotał, wyciągając fajkę spod kurtki. - A Kei? Gdyby nie fakt, że jest twoim bratem, a nie jest, co już pewnie od dawna wiesz, pewnie także byś z nim poszła. Ale tak nagle zjawia się nasz tajemniczy Daisuke - roześmiał się wypuszczając smugę dymu, od którego skrzywiłam się i machając dłonią, odgarnęłam od siebie smród.
- Znam Daisuke.
- Tak tylko myślisz. Wiesz gdzie mieszka? Jak ma na nazwisko? Czym się tak naprawdę zajmuje? Czemu niby się tobą zainteresował? Kotku, w tych czasach nie można nikomu ufać. Nawet samemu sobie - mruknął z zadowoleniem. Stanowczo był zbyt rozluźniony, zwłaszcza, że wokół młynu pojawiła się policja.
- Zarządza firmą, gdzie robią mi fotki - odpowiadam ciągle gniewnie.
- Głupiutka. Więc nie powiedział? Wiele osób na mnie poluje mała, a on jest jednym z nich. Tyle kasy za moją głowę. Człowiek chce pomóc, a staje się seryjnym mordercą -rzuca na podłogę papierosa, miażdżąc go butem. - No cóż, kończymy, czy masz jakieś pytania względem mnie? Całkiem milo się gawędzi, no ale wiesz. Zegar tyka - puka w lusterko zegarka, a ja staram się przetrawić wszystko. Daisuke... wykorzystał mnie do własnych celów? Ojciec zdradzał matkę, a ja prawdopodobnie kokietuję cała trójkę. Wszystko, wszystko upada pod moimi nogami. Już nic nie wiem!
- A skąd o tym wszystkim wiesz? - spytałam, lekko żałując swojego pytania.
- Mam swoje wtyki. Tu i tam. Yutto, a nawet Kei moja droga.
- K...Kei? - wytrzeszczyłam z niedowierzania oczy. Jak mógł to zrobić? Swojej siostrze?
- Oj Rei, żyjesz w innym świecie od pozostałych - kiwa rozbawiony głową, a wagoniki znów się poruszyły. - Kończy się nam czas, więc... Rei, gotowa na małe show? - spod kurtki tym razem wyciąga pistolet. - Nim właśnie zabiłem twoją matkę. Teraz strzelę kulkę tobie, albo tatusiowi. Kogo wybierasz? - w mgnieniu oka rzuciłam się na niego, ale ten prędko poskromił moje nadciągające pięści i przyłożył spluwę do skroni. Diabelski młyn znów się zatrzymał, drzwiczki otworzyły, a światło lamp oślepiło mnie na moment.

1.11.2013

wstawiłam dwa nowe rozdziały! 
Rozdział 22 kryjący kilka ciekawostek oraz...
Specjal odpowiadający na jedno pytanie, które pewnie zadaliście sobie w rozdziale 22! Postaram się dodać kolejne już jutro!

Specjal

Słońce niespiesznie zachodziło, dzisiejsze lekcje muzyki trwały zbyt długo. Czasem zaczynam żałować, że uczęszczam właśnie tu, a nie po prostu nagrywam kolejne utwory i jeżdżę w trasę, albo tworzę kolejne zdjęcia do gazet. Ranyyy! Daisuke mnie zamęczy na śmierć, a jeszcze dziś mam sesję zdjęciową. Mam dość.
Mruknęłam niezadowolona, zarzucając torbę na jedno ramię, kierując swoje cztery literki do biblioteki, w której znając życie siedział blondyn.
- A to wstrętna poczwara! Czemu to Ja muszę po niego łazić?! - warknęłam z wyrzutem tupiąc nerwowo nogą, gdy wyszłam z klasy.
- Nikt ci nie kazał - zesztywniałam słysząc jego głos i spojrzenie, które wwiercał mi w plecy. Ale wpadłam! - Idziemy? Szybciej skończysz o ile teraz wyruszymy - dodał po chwili milczenia z naszych stron i z potaknięciem głowy ruszyłam za nim, śledząc jego plecy. Jest na mnie zły? Powiedziałam za dużo? Ach! To nie moja wina, że mówię wszystko co mi ślina naniesie na język! Nie to miałam na myśli! Ale nie przyznam tego.
Wyszliśmy na zewnątrz, a ten podszedł do motoru rzucając mi kask.
- No chyba nie - skomentowałam krzywiąc się z niezadowolenia.
- Wolisz dwugodzinny spacer? - spytał zakładając kas i uruchamiając silnik.
- Nie! - odpowiedziałam bez namysłu i wskoczyłam na wolne miejsce. Boże! Boże! Co ja odwalam?! Zabije mnie i to z mojej własnej głupoty!
- Wiesz gdzie dać ręce? - spytał, a ja potaknęła obejmując go niepewnie w pasie, ten zaś prychnął poprawiając mnie i usadawiając je na baku. ups...? Niech sobie tylko nie myśli za wiele! Albo niech myśli, lepiej to niż robienie czegoś głupiego.
- Nie tak szybko! - pisnęłam czując jak ściąga mnie do tyłu, a ja odruchowo wlepiłam się w niego korzystając z pytoniego uścisku wokół talii.
 - Chcesz nas zabić? Zaraz wypluje własne wnętrzności! - warknął. - Nawet nie dodałem jeszcze gazu - dodał słowa, które w ogóle nie były potrzebne! Dlaczego ktoś taki jak on musi mieć wyścigowy motor?! na to nie poleci żadna dziewczyna!!!

***

- Głupek, tylko strachu się najadłam - mruknęłam zbulwersowana, ale rumieńce na mojej twarzy wszystkiemu zaprzeczały. Zerknęłam na siebie w lustrze, trzymając w dłoni sweter z najnowszej kolekcji słynnego projektanta Modi... coś tam coś tam. No co? Nie mam pamięci do takich rzeczy.
- Gotowa? - zapukał do drzwi wchodząc bezpośrednio nim zdążyłam otworzyć.
- Idiota! - warknęłam rzucając w niego swetrem. - Mam dosyć tego, że ciągle mi włazisz, kiedy się przebieram! To chore wyczucie czasu! Masz tu jakąś kamerę?! - dodałam podirytowana, że wiecznie widzi mnie w bieliźnie.
- Tak to jest, kiedy siedzisz za długo w garderobie. Myślisz, że nie widziałem nigdy kobiecego ciała? - spytał odrzucając mi sweter, a ja w milczeniu stałam jak słup, spuszczając głowę.
- naprawdę jesteś idiotą... - mruknęłam zaciskając kurczowo pięść, w której trzymałam sweter. - Jesteś skończonym idiotą! Wyno - uniosłam głos, gdy nagle Daisuke przerwał mnie, zaskakując nie na żarty. Chwycił gwałtownie moją rękę unosząc ku górze, wpatrując się prosto w moje oczy, głęboko, jak nigdy wcześniej.
- Nie mów tego - dodał, puszczając mnie i skierował się ku wyjściu. - Masz pięć minut - dodał zamykając za sobą drzwi.
- Idiota... - szepnęłam samej ledwo słysząc i ubrałam sweter.
Sesja trwała równie długo. Nie wiem ile czasu musiała pozować, ciągle coś się psuło, albo ubrania leżały niewłaściwie i trzeba było kombinować. do tego zepsuty wiatrak, trzeba było czekać aż przywiozą nowy. Jakby tego było mało, Daisuke ciągle wpatrywał się we mnie jakby szukał jakiejś odpowiedzi. To jeszcze bardziej mnie dekoncentrowało, a nawet gorzej, denerwowało. Co chwile robiło się gorąco, musiałam robić przerwy by napić się wody z lodówki. nawet do ojca musiałam dzwonić, by nie czekał na mnie z kolacją, bo wrócę bardzo późno. Jak zwykle kończył gadką o porywaczach i niewyżytych seksualnie facetach. No ludzie, mam pieprz, więc będzie dobrze, chyba.

***

Po sesji usiadłam w końcu wygodnie w fotelu, popijając zimny napój gazowany, który przyniósł mi Daisuke. czuję, że powinnam go przeprosić, ale jakoś nie mogę. Ta atmosfera w garderobie jest za bardzo napięta. Nie odezwę się pierwsza! Nie mam pojęcia o czym mówić. Przydałoby się teraz wejście smoka mojego managera, ale nieeee, bo po co? Po co ratować z opresji damę? Co ja gadam! Nie jestem damą! Spojrzałam na blondyna stojącego tuż na przeciw mnie, podpierając się o toaletkę.
- Powinniśmy wracać - stwierdził wyrzucając do kosza puszkę. - Za godzinę zamykają.
- Zaczekaj - wstałam odkładając napój. - Ja... chciałam... - spuszczając głowę wgapiałam się w swoje buty, nie mogąc spojrzeć w te wyczekujące dalszych słów oczy. - ...No wiesz, wiesz co chciałam no!
- Nie mam zielonego pojęcia, więc?
- Nie kłam! - spojrzałam na niego z zmarszczonymi brwiami i nadętymi policzkami, lecz po jego minie od razu spuściłam powietrze. - chciałam przeprosić za wszystkie niemile słowa skierowane do ciebie - odwróciłam wzrok w bok, wsłuchując się w głuchą ciszę. - no powiedz żeś coś! - dodałam przymykając na moment oczy, a kiedy wróciłam spojrzeniem w jego stronę...
- Rei przeprasza? - wyszeptał jakby to było coś nienormalnego z mojej strony, ale ta bliskość, ta odległość, którą tak szybko zniwelował to minimum. Co on chce zrobić?! Niech się odsunie! robi mi się gorąco! Zbyt gorąco! Powietrza, potrzebuję powietrza... powietrza... - rumienisz się.
No co ty nie powiesz?! Pomyślmy czyja to wina?!
- Ja... chciałam też podziękować... co prawda nie znam cię za dobrze... ale... dziękuję, że pomogłeś mojej karierze. I... nie tylko jej - spojrzałam w jego oczy, a źrenice zadrżały mi równie mocno jak serce.
- Czemu tyle mówisz zamiast wziąć to co chcesz? - uśmiechnął się jak mało kiedy, a ja nagle chwyciłam jego twarz i pocałowałam. Boże! czy ja właśnie to zrobiłam?! I to na dodatek, kiedy powiedział takie słowa! teraz uzna mnie za dziwaczkę, ale lafiryndę! Ja nie jestem taka łatwa! Bosz! Już po mnie! Co ja narobiłam!
Ale to takie przyjemne...
Z czerwona jak burak twarzą, westchnęłam prosto w jego usta rozkoszując się głębokim pocałunkiem. On jest w tym za dobry! Za dobry!
Odsunęłam się pozostawiając swoje dłonie na jego ciepłym torcie. Mogłabym rzec, że wyczuwam ten szalony rytm serca.
- Ja... - wybełkotałam, kiedy Daisuke przyciągnął mnie i znów powtórzył pocałunek, rzucając mnie na stolik.
- Ty... nie wyjdziesz teraz tak szybko - prychnął, tak jakby bawiła go ta sytuacja, jakby sam siebie wyśmiewał za to co chce.. właśnie... co on chce właściwie zrobić?! I jakie nie wyjdę?!

***

Nadal czerwona po całości, zerknęłam przez ramię patrząc na blondyna i z zakłopotania szybko weszłam do mieszkania.

22 Wyjście z Yutto

- Pamiętajcie, jeżeli cokolwiek spieprzycie, znajdę was i przetrzepię dupę - czerwonowłosy uśmiechnął się szyderczo, oblizując lufę pistoletu, stojąc na przeciw swoich podwładnych. W końcu jego plan miał się spełnić. Nie mógł dłużej czekać, czekał wystarczająco długo, bo ponad dziewiętnaście lat. Cierpliwie czekał, obserwował swoją ofiarę, szukał jej słabych punktów, harmonogramu. Dosłownie jak sęp, czekał aż czołgająca się ofiara padnie na rozżarzonym pustynnym piasku, wyzionie ducha, by on mógł ruszyć do polowania. Powoli patrząc jak się męczy. Starannie rozkoszując się jego walką o przetrwanie. Teraz miał plan, miał niezbędne środki do jego spełnienia. Nic nie mogło pójść nie tak. Kei widział to bardzo dobrze w spojrzeniu Kiry, sam Yutto jednak nie okazywał zaniepokojenia tym faktem. Był synem, jego obowiązkiem było posłuszeństwo.
- Jutro, wesołe miasteczko - powtórzył niczym sekretarka Yutto.
- A co z Lunitari? Ona także idzie - zauważył Kei, przypominając sobie jak dziewczyna rwała się do wyjścia z nimi razem. W końcu polubiła bardzo Yutto, a sama Rei była dla niej najlepszą przyjaciółką, która wiedziała od pewnego czasu o niej dosłownie wszystko.
- Nie będzie żadnym problemem. To tylko dziewucha z szlachetnej rodziny. Bogaci zadufani "poeci". Chcę być sam na sam z Rei - warknął przypalając fajkę.
- Ale dlaczego Rei? To wina jej ojca, nie jej samej! - uniósł się zdenerwowany Kei, a czerwonowłosy zmierzył go groźnie spojrzeniem.
- Jak widać czegoś nie rozumiesz Kei. Chcę sprawić, by Nathaniel cierpiał jak nigdy, żeby najmniejszy sens jego życia zniknął z tego świata! - wrzasnął uderzając pięścią o konar drzewa, a liście posypały się z szelestem na ziemię. Leśne ptaki wzbiły się spłoszone w niebo. - Zabił Mirakę, z jego powodu zginęła! Gdyby ten idiota nie zdradził Miraki, gdyby z nią nie był, gdyby...- zacisnął powieki opanowując się po chwili. - Róbcie co do was należy. Jutro punkt dwudziesta wszystko się wyjaśni - mruknął gasząc fajkę, obserwując jak młodzi mężczyźni odchodzą. Nie rozumieli sensu jego zemsty. Chciał, by Nathaniel cierpiał równie mocno jak on sam, kiedy stracił Mirakę. To była kara, za rozkochanie w sobie Miraki. Teraz były gospodarz musiał za to zapłacić, najwyższą cenę.

***

Rei od rana była podekscytowana. Dziś miała wyjść do wesołego miasteczka razem z Yutto, Keiem oraz Lunitari. Wszystko szło doskonale, do czasu, kiedy do drzwi miał ktoś nieoczekiwanie zadzwonić.
- Rei, zostaw biednego Woldemorda. Nękasz go nawet w takim wieku - westchnął zmęcozny na twarzy Nathaniel, wysłuchując zrozpaczonego miauczenia kociaka, którego dusiła w rękach od tulenia Rei.
- Nie moja wina, że tak kocham Woldusia! Jest puszysty, milutki...! Ty też mnie lovciasz co nie?- mówiła tuląc się do kocura. - I jest wyjątkowy. Nigdzie nigdy nie widziałam takiego śmiesznego kotka - dodała swoim starym, dziecinnym akcentem, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Nagle zaległa głucha cisza, wszyscy spojrzeli na korytarz prowadzący do drzwi wejściowych, a Nathaniel dalej kontynuował mycie patelni od śniadaniowej jajecznicy. Rei otworzyła przybyszowi, niemalże padając na ziemię z wrażenia, cofając się o kilka kroków do tyłu. Prawie potykając się o buty.
- Daisuke?!Co ty tu robisz?! - spytała wrzeszcząc na cały dom, a sam Wolduś korzystając z okazji, wyrwał się ku otwartym drzwiom chcąc zasmakować nieco wolności. - Nic z tego! - chwyciła go za ogon i objęła jak najmocniej nie pozwalając mu uciec. Sam Daisuke spojrzał nieco przerażony, wiedząc już doskonale, że nigdy w życiu nie kupiłby Rei zwierzęcia jako prezentu. Nie zrobiłby takiej krzywdy istocie żywej.
- Dowiedziałem się o waszym wyjściu..
- Nie idziesz - mruknęła nim zdążył dokończyć.
- Mam własną wolę. Nie będziesz mi zakazywać.
- Hmmm... ale mogę zakazać pójścia z nami, ne - mrugnęła okiem widząc jego niezadowolenie. - Masz, tulnij woldusia od razu poczujesz się lepiej - przystawiła jego pyszczek do twarzy blondyna, a ich usteczka się połączyły. Daisuke gwałtownie odsunął się powstrzymując ledwo odruch wymiotny, zaś kocur błyskawicznie wyswobodził się, wracając do mieszkania i ślad po biedaku zaginął.
- Oszalałaś? To było obrzydliwe - mruknął wycierając usta w rękaw.
- Zabawne! Hahahaha! Żebyście widzieli swoje miny! - roześmiana chwyciła się za brzuch nie mogąc powstrzymać łez.
- Khem, wiesz że jesteś w pidżamie? - spytałem, a Rei nagle zdrętwiała zatrzaskując szybko drzwi przed jego nosem.
- Zboczeniec! Pedofil!
- Nie molestuje niepełnoletniej.
- Cicho! - pisnęła cała czerwona na twarzy.

***

- Nie rozumiem czemu musimy iść za ręce - mruknęła pod nosem z delikatnymi rumieńcami, czując spojrzenia przechodni, gdy podchodzili do bramki przed wesołym miasteczkiem, gdzie czekała reszta przyjaciół.
- Bo to randka - odpowiedział nieco rozbawiony, kiedy Rei podskoczyła jeżąc się niczym kot.
- To nie prawda! - trzepnęła go w ramię, podchodząc do wszystkich. Lunitarii promiennie obejmowała rękę Yutto, gdy Kei starał się zabić spojrzeniem blondyna. 
- Wszyscy są? W takim razie możemy iść - dodał Yutto i wszyscy weszli do wesołego miasteczka. W mgnieniu oka czerwonowłosa pociągnęła chłopaka w stronę ekstremalnego Rollercastera. Jednakże Rei wolała coś bardziej spokojnego, zaś Daisuke korzystając z takowej sytuacji wcisnął ich do "Smoczej Jamy" przypominającej dom strachu.
- Nie bawi mnie to - mruknęła niezadowolona. W końcu nawet jej własna babcia potrafiła ją wystraszyć wychodząc za rogu ściany. Nawet maseczka z wodorostów nie była do tego potrzebna. 
- Spokojnie, jestem tuz obok - odpowiedział chłodno z niewidocznym w ciemnościach uśmieszkiem.
- Nie pomagasz - mruknęła dostrzegając wyskakującego ducha z przerażającym głosem. - Już wolę tą zjeżdżalnię do wody - pisnęła przymykając oczy. - Gdzie Kei? - dodała z szklankami  w oczach, gdy blondyn chwycił jej dłonie, przykładając do swych ust.
- Spokojnie, jestem tu, więc nic ci nie będzie, a Kei wymiękł już na samym początku na widok kościotrupa - rozbawiony ostatnimi słowami, odgarnął kosmyki włosów z twarzy Rei i razem poszli dalej. Blondynka z niewielkim uśmiechem trzymała niepewnie chłopaka za dłoń, starając skupić uwagę na stworach zamiast na tym co powiedział niedawno Daisuke.
- Udajmy, że... tamtego dnia nic się nie wydarzyło, dobrze? - zerknęła na niego z dołu, dostrzegając niewielkie zaskoczenie z jego strony. Wiedziała, że nie tego się spodziewał, zwłaszcza po tym, co się wydarzyło, ale nie miała wyjścia. Był on częścią pracy Rei, uczniem w szkole, której dyrektorem była jej pierwsza miłość, był kimś, kogo nie mogła traktować ponad przyjaciela. 
- Jak uważasz - odpowiedział po chwili namysłu wracając do przechadzki. 
- Łuah, w końcu światło! - wybiegła radośnie Rei, widząc zmasakrowaną minę brata.
- Co tak długo? 
- Przepraszam, mieliśmy mały problem z Kappą, tak to się nazywa? - spytała z głupkowatym uśmieszkiem Daisuke, gdy Kei zerknął na ich złączone dłonie.
- Problemy z Kappą co? - uniósł podejrzanie jedną brew, a dziewczyna szybko zabrała swoją rękę. 
- Naprawdę! Ręczę za to! A gdzie Lunitarii i Yutto?
- Zaciągnęła go na łabędzie - westchnął współczując znajomemu.
-Lunitarii wciągnęła się po całości.
- Z całą pewnością - potaknął Daisuke.
- Kupiłem watę cukrową - podał siostrze patyk z różową różą.
- Cudowne! Zdolności innych mnie zaskakują - bez wahania zanurzyła twarz w cukrze zajadając się nim do granic możliwości.
- Ona zje to całe? - spytał Daisuke patrząc na watę, która była dwa razy większa od niej samej.
- Nie masz pojęcia jaki spust ma ta dziewczyna - klepnął go w plecy przypominając sobie jak niegdyś Rei wcisnęła w siebie dziesięć talerzy mięsa i dwa surówek. Nie wspominając o tonie spaghetti i pizzy, popijającym tym samym kilkoma litrami napojów. - Mogłaby startować w zawodach, kto zje więcej - dodał. Tak, stół weselny wówczas wiał pustkami.
- To gdzie teraz? - spytała oblizując usta wraz z patykiem.
-Szybka - dodali równocześnie.
-Hm? - przekrzywiła zdziwiona głowę nie wiedząc o co chodzi. - Patrzcie! chcę tego wielkiego kota! - pokazała palcem na strzelnicę. - Chcę! - dodała z płomyczkami w oczach, a Kei z Daisuke spojrzeli na siebie rywalizującą

***

- Łuach! Prawie się udało! - z wypiekami od zniecierpliwienia skomentowała kolejny strzał Keia. 
- Cholera, biorę kolejne trzy strzały! - rzucił pieniędzmi na blat dostając kolejne trzy korbki od wina by zestrzelić tarcze. Sam Daisuke wziął kolejne próby spoglądając na brata Rei.
- Dziesiąta runda? - uśmiechnął się i obaj wycelowali w tarczę.
- juhu! - podskoczyła, ale i tym razem żadnemu się nie udało.
- Cholera, nie poddam się - syknął Kei biorąc kolejne strzały.
- Nie przegram z kimś takim - skomentował blondyn wykładając pieniądze na blat. 
- Jeszcze tylko jeden... - ustawił się Kei nie mogąc i tym razem spudłować. Rei nie mogąc już czekać, podeszła do brata, nachylając się do jego ucha.
- Jeśli trafisz, pocałuję ciebie - wyszeptała, a zaskoczony chłopak nacisnął na spust słysząc alarm wygranej. Blondynka uradowana odebrała swoją nagrodę ściskając pluszowego kociaka w swych ramionach.
- Co ty.. właśnie... powiedziałaś? - spytał poczerwieniały.
- Hm? nie wiem o co ci chodzi - mrugnęła okiem dostrzegając w oddali Yutto wraz z Lunitarii. - Heeej! Lunitarii! Yutto! Patrzcie co wygrał dla mnie Kei! - pobiegła do nich cała w skowronkach.
- wrobiła mnie - mruknął czując pustkę w portfelu.
- Nie tylko ciebie - dodał Daisuke z takim samym odczuciem, podchodząc z Keiem do reszty znajomych.
- jest już późno, wracajmy - ziewnęła zmęczona Rei, a Yutto wymienił się z Keiem spojrzeniami, na co zwrócił uwagę Daisuke.
- Chciałabym przejechać się jeszcze Diabelskim młynem - spojrzała niczym szczeniaczek na Yutto.
- Dobrze, jeżeli Rei także się zgodzi - dodał z uśmiechem.
- Reeeei? - spojrzała tym razem na przyjaciółkę.
-Yyyyymmmm nie stracę - mruknęła niezadowolona, że dała się nabrać na tę minę. Miała lęk wysokości, ale jak by to powiedziała jej matka: "Zrobię to, by pokonać swój lęk!". Tak też wszyscy ustawili się w niekończącej się kolejce. Mijały minuty, godziny, aż w końcu zaczęli wsiadać do wagoników. kolejne drzwiczki się otworzyły, a Rei już miała do nich wchodzić, gdy dostrzegła w środku czerwonowłosego.
- Wybacz Rei - wyszeptał za jej plecami Kei, wpychając ją do środka i zamykając drzwiczki, szybko chwycił za fraki Daisuke, który chciał już zareagować i odciągnął go na bok.
- Nie! Ja nie chcę! wypuśćcie mnie! - wrzasnęła waląc w szybę, ale nic to nie pomogło. 
- Spokojnie, przekupiłem kilka osób, nie uciekniesz - dodał z szerokim uśmiechem, wydychając dym tytoniowy.
- Ty... - warknęła szczerząc wściekle swoje zęby.

***

- Ty durniu! wiedziałem! - wrzasnął wściekle Daisuke miażdżąc szczękę prawym sierpowym Keiowi. - Wiedziałem, że trzymasz z tym przestępcą!
- Nie miałem wyjścia! - odparł podtaczając nogi blondyna. Chwilę później usiadł na nim traktując brutalnie twarz pięściami. - Nie miałem wyboru!
- Każdy go ma kretynie! On ją zabije!
- Nie zrobi tego!
- Właśnie, że tak! To nie jego córka! To nie Miraka!
- Skąd niby o niej wiesz?!
- Mam tego dosyć - warknął przerzucając Keia. zerwał się prędko na równe nogi okładając go kopniakami aż stracił przytomność. - Mogłeś temu zaradzić, ale zamiast tego wybrałeś wygodniejsze wyjście, synu Kiry.

22.09.2013

Uraduję was niecoXD mam kawałek nowego rozdziału! Co prawda nie jestem z niego póki co zadowolona, ale będzie lepiej. Musi XD Abyście byli bardziej niecierpliwiii...! Moi kochani, którzy jednak czytają jeszcze to cos XD pokażę kilka zdjątek do kolejnych ostatnich już rozdziałów! ^^ Jak myślicie? Kto powie te magiczne słówka do Reiii?XD
Rei ♥ ? Kto to może być? Dosłownie kaaażdy! Kei, Yutto...pewnie nikt w to nie wierzy XD A może ktoś w kimś od zawsze mała Rei się podkochiwała hmm? Albo nadal tajemniczy Daisuke? Ale on przyznałby się do takich słów? Nie sądzę XD nio ii... co tam jeszcze chowam?XD
Uuu...8.* a to cio za slodycz?XD Jakieś pożegnanie? Może powitanie z tęsknoty?XDAch... jakby mówił... kocham cięXD jakby mówiła, ja również XD
Ijeee! Ktoś zginie! Ktoś zginie! A może wszyscy? Może Kira wygra? Może... Rei zginie? Nathaniel? Kei? Może dosłownie każdy!
A co wy myślicie? jak ta cała historia się potoczy?XD


14.09.2013

Przepraszam Was Bardzo za takie wielgaśne luki i przerwy, ale w tym roku piszę maturę, a mój grafik jest niezmiernie napięty. Dosłownie mam pół godziny przerwy w ciągu każdego dnia, nawet weekendy zawalone nauką. Matura to zło! Obiecuję, że jak tylko znajdę wolny dzień, to szybko nabazgrolę nowy rozdzialik. O ile ktoś jeszcze w ogóle tu zaglądaXD Gomen raz jeszcze

28.06.2013

21 Wyznania Lunitari

Tysiące migoczących żarówek, niczym gwieździste niebo, oświetlały potężną balową salę, wisząc na złoconym w obrazy suficie i równie imponująco wyglądających ścianach, na których panował przepych obrazów, a także innych klamotów, nie znając nawet ich nazw. Każdy szczegół na pozastawianych stołach był dopracowany, sztuczce lśniły zaś w kieliszkach można było zobaczyć swoje odbicie, co prawda nieco zniekształcone, ale jednak! Orkiestra siedząca na wydzielonym specjalnie dla nich kawałku zdobionym roślinnością, grała wolnego, kiedy to ja jedynie przyglądałam się wszystkiemu na swoim siedzeniu. Dlaczego siedzę? No niech to! Gdybym poszła tańczyć, to nie tylko wypaliłabym wszystkim oczy i wypędziła z tak cudownego miejsca, ale i nie odnalazła swojego siedziska! Samo wpatrywanie się w zadowoloną Lunitari jak tańczy z swoim rodzeństwem było wielką nagrodą. A właśnie! Zapewne nie wiedzie jak tu się znalazłam, i właściwie gdzie. Po ciężkiej pracy jako piosenkarki, a postanowiłam zrobić sobie wolne, zwłaszcza, że dziś rudowłosa kończyła dwadzieścia lat i po prostu musiałam przyjechać w jej rodzinne francuskie korzenie by świętować razem z nią... chociaż to ona bawi się znacznie lepiej, ale to nieważne. Cieszę się jej szczęściem, a odcięcie od tych wszystkich problemów dobrze mi zrobi. Nie zniosłabym, gdyby nasze kontakty urwały się, zwłaszcza po tym wszystkim co dla mnie zrobiła. 
- Jesz jak świnia Kei! Opanuj się! - warknęłam zdruzgotana widząc jak wpycha w siebie kolejną nóżkę od kurczaka. - To jest widelec jakbyś nie wiedział .Szlachta używa go do jedzenia... - zaczęłam mówić jak do upośledzonego dziecka, a ten z kolei skarcił mnie za to morderczym spojrzeniem. - Oj dobra już dobra - pomachałam nerwowo rączką. - Po prostu nudzi mnie tooo... - przeciągnęłam kładąc się plackiem na stół,prawie tłukąc kieliszek, który w porę złapałam.
- Głupi pingwin - roześmiał się zapijając wszystko czerwonym winem.
- Nie myśl o towarzyszeniu mi na sesji zdjęciowej - odparłam, kiedy to zaatakowała mnie uściskiem Lunitari, od tyłu jak jakiś zboczeniec!
- Rei! Chodź zatańczyć!
- Hehehe, chyba spasuję - z nerwowym uśmieszkiem, postarałam się wywinąć z tego koszmaru, ale ona jak na złość zaczęła mnie ciągnąć razem z krzesłem! - Luni! Zwariowałaś?! Porysujesz marmurową podłogę! Jak śmiesz bezcześcić ciężką pracę swojego ojca?! - mówiłam z wyrzutami, a ta tylko głośno zaczęła się śmiać. Dobra, czas przećwiczyć wymówki...
- Poliżę cię jeśli nie wstaniesz - z szeroko otwartymi oczyma zerwałam się na równe nogi widząc puste miejsce bez krzesła. - No chociaż wiem gdzie siedziałam - wzruszyłam ramionami z uśmiechem, będąc ciągniętą na parkiet.
Nie wspomnę o tym straszliwym dniu balowym od którego miałam poranione stopy, a i tak połowę przelatałam na bosaka, bo Lunitari zachciało się skakać po meblach korytarzowych i tańczyć dziwne układy! Nie wspominając o piosence, którą musiałam zaśpiewać, ale to już zrobiłam z większą chęcią. I nie to, że nie podobało mi się to wszystko! Ja tylko lubię sobie troszeczkę pomaruuudzić, hehe, tylko tyle.No ale pomijając rozwalony stół, gitarę, rozpierdykaną od uderzeń Lunitari perkusję... ona serio uwielbia na tym instrumencie grać! Jak się wczuła...! Masakra! Było świetne, no ale mimo wszystko, prawie gały mi z orbit wyskoczyły! I dalej jestem głucha...
- Hm...- westchnęłam leżąc na wygodnym materacu w pokoju Lunitari, której nie było w łóżku. Chwila, moment! Przecież widziałam ją gdzieś tutaj! Przed chwilą jeszcze smacznie sobie chrapała i mamrotała coś o Yutto! - Luś? - rozglądnęłam się po ciemnym pokoju, ale nigdzie nie było widać ani słychać rudowłosej, więc z przerażeniem wyczołgałam się z cieplutkiej kołderki i zarzucając na siebie bluzę, wyszłam z pomieszczenia. - Doprawdy, żeby wyciągnąć mnie z pokoju... jak ona śmie?! Nawet Panu Króliczkowi się to nie udaje! Na dodatek jest tu tak ciemno jak w dupie u murzyna! Nie to żebym tam była albo coś... nic z tych rzeczy, no ale...ugh! - zatrzymałam się wściekła. - A właściwie to... gdzie ja jestem? - rozglądnęłam się dokoła siebie nie poznając drogi skąd przyszłam. - Cudownie! Jak ją dorwę, to ją porwę..!!@%$367! - warknęłam z pulsującą żyłką idąc dalej w nieznane. Dobra, znając moje szczęście zaraz zza rogiem napotkam pedofila.. nie no jestem pełnoletnia, więc jedynie gwałciciela, albo tą taką lalkę na rowerku! Ije! Mamusiuuu! Ja chcę jeszcze żyć!
Nagle zatrzymałam się przed jednym z okien, dostrzegając wśród drzew przy brzegu postać czerwonowłosej. Co tam robiła? Nie miałam zielonego pojęcia, więc po kolejnych piętnastu minutach znalazłam drogę na zewnątrz podchodząc do przyjaciółki.
- Lunitari? - spytałam słysząc cichy szloch. - Co się stało? - dopytałam, kładąc dłoń na jej ramieniu zaś ta wpadła mi w ramiona zapłakana. jeszcze nigdy nie widziałam jej tak zrozpaczonej. Spojrzałam na taflę wody na której unosił się biały wianuszek i już wszystko stało się jasne.
- Wiesz, że mam sześcioro rodzeństwa, prawda?
-Um - potaknęłam siadając wraz z nią na ziemi.
- Był Piotr jako pierwszy, potem Eliza, Mirosław, ja, Gniewomir, Lukrecja, Eugeniusz i na samiutkim końcu Iza. Odgrywali oni ważną rolę w mym życiu. Każdą wolną chwilę spędzałam z młodszą o osiem lat siostrą Izą. Wędrowałam z nią po lesie, bawiłam się, uczyłam. Niestety pewnego zimowego dnia, przeżyłam możliwe, iż najokropniejszą rzecz w mym życiu. Otóż moja młodsza siostra jeździła na łyżwach na zamarzniętym jeziorze. Ja, jako ta starsza, wolałam bezpiecznie stać na brzegu. W pewnym momencie Iza mocno oddaliła się na środek wody. Nim zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować, ona wpadła do rzeki. Myśląc tylko o ratowaniu siostry, wbiegłam prosto na lodowe kry. Załamały się również pod moim ciężarem, lecz ja jako piętnastolatka przeżyłam, a siedmioletnia Iza... cóż. To zbyt przykre by opowiadać dalej.
W ciszy i skupieniu wsłuchiwałam się w opowieść Lunitari, która ze złamanym głosem opowiadała całe to okropne wydarzenie. 
-Więc dlatego jezioro Larme...
- Łza. Stałam się pesymistą nie czującym nic prócz tęsknoty. Powtarzałam tylko: "To moja wina...moja wina!". Pewnie teraz leżałabym w klatce dla ludzi chorych psychicznie, ale na szczęście miałam swego brata Piotra. Ten wyciągnął mnie z doła. Nauczył strzelać z łuku, polować, być samodzielnym, a nawet szyć. Tak, szyć. Przezywali go "Marek Szydełko", lecz on na to nie zwracał uwagi. Tego również się od niego nauczyłam. W ostatnich latach zostałam nazwana "Świrniętą Optymistką", gdyż taką właśnie się stałam. Do tej pory jednak zdaża mi się uronić kilka łez... Oczywiście gdy nikt nie widzi.
- Musiało być ci ciężko, no ale miałaś starszego brata, co cię wspierał. Fajnie mieć rodzeństwo no i to nie była twoja wina. Nie mogłaś tego przewidzieć, Lunitari.
-Tak wiem.
I w ten oto sposób skończył się dzień w Francuskiej posiadłości Diane Lunitari Sourire, która jest znacznie silniejszą osobą niż zdawałam sobie z tego sprawę. Resztę nocy spędziłyśmy na wcinaniu lodów i oranżady, co nie wyszło nam na dobre, bo pomalowałyśmy całego Keia markerami... biedak, będzie mu ciężko to wszystko zmyć,hahaha. Rudowłosa poczuła się lepiej po tym zwierzaniu, a ja pełna nowych sił, musiałam w końcu spakować z rana manatki i wrócić do domu...
- REEEEEEIIIII COŚ TY MI ZROBIŁA?!?!?!?! 
- Niiic kochany braciszku!!! - chwyciłam prędko za walizkę i wybiegłam z posiadłości unikając wrzeszczącego przez ono Keia.

26.06.2013

Ogłoszenie!


Uwaga kochani! Jeżeli ktoś jeszcze to czyta to oznajmiam, że od 01.07 zaczną pojawiać się ostatnie rozdziały! Wybaczcie za tak straszliwie długie czekanie, ale naprawdę nie miałam kiedy napisać ani jednego rozdziału, nawet jeżeli są one napisane po kawałeczkach. Dokończę je i zajmę się dodawaniem ^^
Dziękuję za wytrwałość moich fanów XD

5.05.2013

Specjal: Poznanie męki aparatu

Beznadziejnie mi wyszło, a sam rozdział krótki, proszę o wybaczenie. 
Tłumy napalonych paparazzi ścigali mnie jak wygłodniałe bestie! Biedna, z wytrzeszczem oczu krzyczałam "Z drogi", ledwo dając radę na tych obcasach.
Już nigdy nie posłucham się taty! Nie założę nigdy butów! Nie na obcasie, nie szpilki! Ile one niby mają?! Piętnaście?! Ba! To mało powiedziane! Już nóg nie czuję! Ratunku! Niech ktoś się zlituje i mi pomożeee!!!
- Jestem zbyt młoda by umieraaaać!!! - pisnęła zrozpaczona,kiedy nagle coś mi śmignęło przed oczami, podczas otwieranych drzwi. Śliska łapa chwyciła mnie i wciągnęła do środka, a ja z zaskoczeniem wydałam z siebie dziwny dźwięk, padając na podłogę okrakiem.
- D-dziękuję - odpowiedziałam łapiąc oddech, kiedy przed sobą dostrzegłam dziewczynę w chustce na głowie i przywieszonym aparatem, wpatrującą się intensywnie, jakby chciała mnie samym spojrzeniem rozebrać.- P.przepraszam, ale... co robisz? Jeśli można spytać - zająknęłam się nieco przerażona, zastanawiając się, czy nie lepiej byłoby uciekać przed tłumem paparazzi.
- Hmmmm... - wysyczała intensywnie myśląc i nagle zrobiła mi zdjęcie. - Miraka! - krzyknęła promiennie i rzuciła się na mnie, dotykając p-p-p-pppppiersiii!!!! łaaaaa!!!
- Puszczaj! Zostaw mnie  Przestań! Nieee,aaa, nie łap mnie tam! Błagam! Gwałcicielka! Pomocy! Tutaj jestem!!!-piszczałam cała czerwona,wyrywając się, wierzgając nogami i rękami, wyginając jej twarz i policzki w różne strony. Nagle dziewczyna mnie puściła, wstając i znów się zastanawiając.
- Nie takie jak kiedyś, nie jesteś Miraka - powiedziała ściągając aparat, odkładając go na półkę i dopiero teraz miałam okazje przyjrzeć się pomieszczeniu. Był do sklep wystawowy. Pełno aparatów za szkłem, albumów  zdjęcia na ścianach i w gablotach. Jednak jedna wystawa była inna. Różowy aparat, trzy albumy i jedno zdjęcie, które... było również w naszym domu. Tata i mama obejmujący się w ukryciu. Więc wpadła mi myśl do głowy, czyżby znała moich rodziców  Nazwała mnie Miraką z samego początku, więc to bardzo prawdopodobne. Znała moją mamę, a ta wystawa jest z pewnością poświęcona jej i ojcu.
- To moja mama - odpowiedziałam przełykając głośno ślinę, zastanawiając się, co mam tak właściwie powiedzieć? Hej! Jestem córką Mirasi i chcę cię wymęczyć przesłuchaniem! Czemu ją tak atakujesz?! Kim jesteś?! Co tu robią te wszystkie zdjęcia? Jak długo się znacie?! I to z taką miną... bry!
- Córka Miraki... niewiarygodne! Jaka piękność! Dlaczego nie mam twoich zdjęć od małego?! Niech to! Niewybaczalne! Spadnę z mostu normalnie! Powieszę się! Aaa! Oszaleję! Twój ojciec ma zdjęcia?! Muszę od niego je ukraść! - podbiegła do mnie i postawiła na nogi, ściskając dłonie na ramionach. Ał! To boli! Ona mnie przeraża! A te jej rumieńce... boję sięęęę!!! - Jesteś taka podobna, słodka blondyneczka! Normalnie nienormalnie schrupałabym cię! Ale jakbym zjadła to koniec! Chcę, a nie chcę no! - z każdym potokiem jej słów zaczynałam bardziej zapadać się pod ziemię... z kim moja mama się zadawała?!?!?!
- P-przepraszam, ale zaraz połamiesz mi barki - powiedziałam z wymuszonym uśmiechem.
- Och, zapomniałam się - roześmiana zachichotała, puszczając mnie i poszła zasłonić okna przez które zaglądali paparazzi. - Masz ochotę na herbatę?
- Prosiłabym.
- Nie mam, może kawę?
-Rozpuszczalną - odpowiedziałam siadając na małą kanapę.
- Też nie mam - odpowiedziała roześmiana siadając obok i wyciągając z kieszeni batona. - Mam tylko to.
- Więc czemu pytałaś mnie o... -zaczęłam podirytowana.
- Anoooo, kultura tego wymaga - padłam, na jej słowa normalnie miałam ochotę paść. - Więc, opowiadaj co tam słychać?
- Nie za dobrze - odpowiedziałam niechętnie.
- Jak to?
- Mama zginęła, a tata... zachowuje się dziwnie - westchnęła ciężko, spoglądając na swoje kolana.
- Obiło mi się o uszy, ale w duszy nie mogłam w to uwierzyć, ale Miraka nadal żyje, w twoim serduszku. I tutaj, w główce. - pokazała palcem na moje serce i czoło. - Myślisz o niej i kochasz ją. Widzisz, wciąż żyje - uśmiechnęła się delikatnie, a moje oczy zaszkliły się i wpadłam w jej ramiona, płacząc. Nie powinnam, ale to tak bolało. 
- Zobaczysz, będziesz jeszcze tak silna jak ona. Już jesteś, ale będziesz silniejsza - pocieszała mnie gładząc po plecach z jakieś pół godziny, kiedy to z piorunującym uśmiechem zerwała się na nogi, łapiąc mnie za fraki.
- Czas na zdjęcia! Jesteś mi to winna, haha! - w podskokach wyciągnęła różowy aparacik i pstryknęła mi z zaskoczenia pierwszą fotkę, kiedy to byłam zapłakana z rozmytym makijażem. Oślepiła mnie tym fleszem! Moje oczy...
- Hm... trzeba nieco cię zmienić - dodała z iskierkami w oczach, wystawiając rączki jakby do macania, a ja w obronnej pozie spoglądałam przerażona.
-C-cco ty chcesz zrobić? - spytałam i pisnęłam kiedy na mnie się rzuciła. Pomocy! To zboczeniec! Stary zboczeniec! Nim sie obejrzałam ,wylądowałam w osobnym pokoju do robienia zdjęć, a te krajobrazy które tworzyła, ubrania które na mnie zarzucała... te pozy które miałam robić... zawstydzające! Nie wszystkie, ale jednak! Ijeeeee!!! 
Czując się zmolestowana, wróciłam do domu z wyziętym duchem i jak długa padłam na kanapę, na której zdychał także ojciec. A co tam, był całkiem wygodny.
-Ciężki dzień?-spytał z twarzą w poduszce.
-Ehe...- odparłam.

1.04.2013

Rozdział 20 Kurtyna powoli opada


W końcu po tylu trudach udało mi się napisać kolejny rozdział^^ na dole znajdziecie piosenkę, która mi w tym pomogła^^ Oczywiście wasze zaglądanie na bloga i komenty również^^



Zapach wiosny, to takie przyjemne uczucie, kiedy zza burzliwych chmur zimy zaczynają się wyłaniać złociste promienie słońca, rozmaite kwiaty zaczynają wypełzać spod udeptanej ziemi, a my wszyscy dostajemy zastrzyk energii, który każe nam dosłownie wyskoczyć przez okno i nawdychać się tej świeżości poranka. Właśnie tak zareagowałam, kiedy przebudziłam się dzisiejszego poranka, a za oknem dostrzegłam wymarzoną pogodę wprawiającą mnie w niezwykły zachwyt. Kąciki ust same zadrżały wyginając się w tak zwany delikatny uśmiech, a wrażliwe uszy wyczekiwały głosu ojca kończącego przygotowywania śniadania.
- Reeei! Śniadanie gotowe! - donośny dźwięk echa obił się o każdą ścianę w mieszkaniu Nathaniela, trafiając także prosto w same środki obrazów, na których widniała podobizna Miraki oraz blondyna wraz ze swoimi rodzicami albo przyjaciółmi. Bez chwili wytchnienia, wyskoczyłam z łóżka, wbiegając z poślizgiem do kuchni. Nagle moje oczy przybrały kształt pięciozłotówek i niemalże wyskoczyły z orbit, gdy po potknięciu się o sporą torbę runęłam plackiem na chłodne kafelki.
- Tato! Chcesz mnie zabić?! - warknęłam na ojca z widocznym wyrzutem i zasiadłam teatralnie na swoim stałym miejscu przy oknie, pożerając spojrzeniem "ponętną" jajecznicę, która sama prosiła się o pochłonięcie w całości za pomocą jednego łyknięcia. Od dziecka uwielbiam to jakże proste w przyrządzeniu danie śniadaniowe, lecz doprawienie go i odpowiednie ścięcie nie jest proste do zrobienia. Uwierzcie mi na słowo. Aby pojąc tą nieczystą czarną magię musiałam najpierw spalić dwadzieścia patelń, a potem jeszcze z dwa razy kuchenkę. Wolę nawet nie wspominać o tych wszystkich rachunkach do zapłacenia z powodu moich zdolności do rozbrajania.
- Wyjeżdżam - poinformował oschłym głosem jak nigdy. Coś najwyraźniej dręczyło ojca, i nie mam tu namyśli wiecznego obwiniania się za śmierć matki. Ciągle, on ciągle wpatruje się w te obrazki i mówi do nich, z każdym dniem jest coraz gorzej. Nawet przestał wychodzić na zewnątrz, chyba że równoważy się to z pójściem do pracy, przed którą ostatnimi czasy ucieka. Robi się okrutnym odludkiem. Nie tego chciałaby Miraka, nie takiego życia pragnęłaby dla Nathaniela. Przecież tata jest cudownym mężczyzną, dlaczego wszyscy muszą być zwróceni przeciw niemu? Tak bardzo się stara, nawet jego ojciec tego nie zauważa.
- Mogę wiedzieć dokąd? - spytałam spochmurniała, i nawet wierzgający Woldemorcik nie był wstanie poprawić mi nastroju. tata wyjeżdża, tata wychodzi z mieszkania, odchodzi?
- Muszę spotkać się z kilkoma osobami - odpowiedział wymijająco jakby dokładniejsze informacje mogły mnie zabić. To była aż tak wielce poważna tajemnica? Nie przesadzajmy.
- Tatusiu... - wybełkotałam odprowadzając go do drzwi wyjściowych. - Obiecaj że wrócisz - szepnęłam ze złamanym głosem, spuszczając głowę, aby nie mógł dostrzec moich napływających do oczu łez. Nie chcę, aby widział jak płaczę, nie chcę przyprawić go o kolejne zmartwienia.
- Rei - powiedział z delikatnym uśmiechem jakby zaraz miał paść na kolana. - Nigdy cię nie opuszczę. Kocham Cię. Jesteś moim całym światem - powiedział, gwałtownie obejmując mnie jakby to było nasze ostatnie spotkanie.
- Tatusiu! - krzyknęłam piskliwie obejmując go jak najmocniej, zaciskając piąstki na jego białej koszuli. - Kocham Cię! - pisnęłam, a łzy same popłynęły mi strumieniami po policzkach.
- Pilnuj Woldemorda i Pana Króliczka. Niebawem wrócę - uśmiechnął się, puszczając mnie nieco aby otrzeć oczy z słonych łez. - Jesteś taka silna Rej. Mama na pewno jest z ciebie dumna - dodał gładząc mnie po główce i spakował samochód, a ja stałam i wpatrywałam się jak mi macha na pożegnanie i odjeżdża. Odjeżdża, mój ojciec.
- Tato! - krzyknęłam zrozpaczona wybiegając na ulice w pogoni za pojazdem, ale było znacznie szybsze, za szybkie. - Tato... - jęknęłam opadając na kolana, a tuż przy mnie pojawił się kocur, łasząc się do moich kolan. - On by mnie nie zostawił z byle jakiego problemu - szepnęła drżącym głosem spoglądając na zwierzę, które uważnie przyglądało się mnie. - Woldemord - dodałam zagryzając zęby aby znów nie płakać i wzięłam na ręce kota, wtulając się w jego puszystą sierść.

***

- Nathaniel?! Co ty tu robisz?! - spytała zaskoczona Blue, a jej oczy niemalże wystrzeliły z orbit tak samo Lorelei, która pojawiła się tuż za nią aby sprawdzić kto przyszedł w gościach do ciemnowłosej.
-Nathaniel?! - wywrzeszczała z otwartą buzią, gdy i Jade postanowił sprawdzić powód tego harmideru.
- Na- przerwał nie chcąc się powtarzać jak jego ukochana i przyjaciółka. - Wejdź. Nie powinno się rozmawiać w progu - powiedział zapraszając mnie serdecznie do środka.
- Wiem, że powinienem zapowiedzieć swój przyjazd, ale - zacząłem niepewnie, przysiadając się do stołu w salonie, dostrzegając małego chłopczyka w zielonych włosach ganiającego po dywanie wśród klocków. Zabawne, tyle czasu są ze sobą i gdyby nie Miraka, kto wie czy byliby ze sobą.
- Nie przesadzaj, jak zawsze zbyt uprzejmy! - pomachała w moją stronę Lorelei siadając tuz obok mnie.
- Więc co cię sprowadza do nas? - spytała Blue, podając mi kubek gorącej kawy. Właśnie, łatwo było przewidzieć, że posiadam ważny powód. W końcu nie okazywałem oznak życia przez dobre dziesięć lat.
- Chodzi o Rei - powiedziałem z powagą, obejmując naczynie w swoich drżących dłoniach.
- Zachorowała? - spytał zaniepokojony Jade.
- O wiele gorzej - powiedziałem przełykając ślinę z niesłychaną trudnością. - Chcę prosić was o pomoc,chociażby ciebie, Lorelei.W końcu pochodzisz z Japonii - spojrzałem na jej wsłuchaną minę. naprawdę jej zależało, tak samo jak reszcie. Tak wiec postanowiłem kontynuować. - Kira wrócił...

***

- Przepraszam, gdzie mogę znaleźć Kastiela? - spytałem menadżera czerwonowłosego. Nie myślałem, że kiedyś będę musiał prosić go po przysługę. Ogólnie mogłem się nie wybierać, ale tylko on może mi pomóc w tej sytuacji. Nie chcę nadwyrężać Lorelei ani Blue z Jade. Poza tym tylko on...
- Na prawo, drzwi z czerwoną klamką  - odpowiedział.
- Dziękuję - odpowiedziałem uprzejmie kierując się w wyznaczone miejsce. Rozglądałem się za czerwoną klamką, która zapewne była pomysłem samego Kastiela, to on uwielbia ten kolor. Ech, te czerwone włosy zbuntowanego Rockowca. Ileż to miałem przez niego problemów w szkole. jednak wielokrotnie mu pomogłem, a on mnie.
- Przestań, nie dotykaj mnie tam! Ach! Kastiel! - najeżyłem się niczym speszony kot, stojąc na przeciw drzwi, zastanawiając się czy powinienem je otworzyć właśnie w tej chwili. Dwuznaczna sytuacja? Nie sądzę, ale mogę się mylić. To przez Mirakę zacząłem wszystko wyobrażać w dość nieodpowiedni sposób. Na dodatek...
Wziąłem głęboki wdech i chwyciłem za klamkę, ale mimo wszystko nie byłem gotów na widok za nimi. Na widok Kastiela leżącego po między nogami Lysandera, który był cały czerwony ze wstydu.
- K-k-k-k-kAstieeeel?!?! - wydarłem się poczerwieniały widząc ich dość nietypową minę. Czerwonowłosy tylko syknął z niezadowoleniem i wstał otrzepując swoje kolana.
- No proszę, proszę, kogo tu do nas przywiało? - spytał z tą swoją specyficzną miną.
- Nathaniel, to nie tak...- zaczął tłumaczyć się chłopak, ale ja tylko zmarszczyłem zniesmaczony brwi i chrząknąłem.
- Chodzi o Rei - powiedziałem spoglądając na chłopaków, zaś ci od razu zamilknęli z tym poważną miną.
- Wchodź stary - powiedział Kastiel, a ja zrobiłem tak jak o to prosił.

***

- Naaathaaanieeeellll!! łiiii!!! - z przerażeniem spojrzałem na postać lecącą prosto na mnie i nim się obejrzałem wylądowałem na twardej ziemi z bólem głowy i mroczkami przed oczami. - Nathaniel! Nathaniel! Nathaniel!Nathaniel! - krzyczała jakby w trakcie płaczu. - muszę zrobić tobie zdjęeecia! - pisnęła siadając okrakiem na moim brzuchu i wyciągnęła żółty aparat z kieszeni. Blask flesza jeszcze bardziej mnie zdezorientował i zacząłem robić dziwaczne miny, na które dziewczyna zaczęła się śmiać.
- Amilka, proszę, zejdź ze mnie - powiedział w końcu po dłuższej chwili czując jak ucisk maleje. Usiadłem na chłodnej ziemi jej pracowni. Odkąd pamiętam, aż do teraz interesuje się fotografią, ale tym razem jako profesjonalistka. 
- Przepraszam, przepraszam, ale tak dawno cię nie widziałam, a co z Miraką? Jest tu z tobą? - spytała dostrzegając u mnie ten zaskok smutku.
- Masz całkiem ładny zbiór - wymusiłem uśmiech, spoglądając katem oka na wystawę zdjęć. Nieco dalej stala pułka z albumami i kilka aparatów, starych, służących zapewne za wspomnienia. Jeden z nich był różowy, taki sam jak ten, którym robiła fotografie Mirace.
- Nie potrafiłam się go pozbyć - powiedziała podchodząc do mnie i głaszcząc róg przedmiotu. 
- Nikt nie potrafi się pozbyć cząstki Miraki - odpowiedziałem z łagodnym uśmiechem wertując album z zdjęciami Miraki. Była taka piękna, pełna energii, chęci życia. Wesoła, przyciągała do siebie ludzi. Było w niej coś... niesamowitego.
- Więc w czym mogę służyć? - spytała przerywając dłuższą ciszę.
- No właśnie... - odwróciłem się w jej stronę.

***

- Miraka - westchnąłem ociężale siedząc w samochodzie i spoglądając na ten niekończący się korek.  - Nikt nie potrafi o tobie zapomnieć. Masz wspaniałych przyjaciół. Szkoda, że tego nie zauważyłem wcześniej. Kocham Cię i tęsknię - wyszeptałem z złamanym głosem, głaszcząc policzek ukochanej blondynki, tej słodkiej wariatki, która mnie rozśmieszała i zapełniała tą pustkę. Nie rozumiałem jej zakładu  tego starego zakładu, kiedy kazała mi wytrzymać bez siebie jeden dzień. Bez dzwonienia, bez widzenia się, ona mnie przygotowywała. Czuła, że ten dzień nadejdzie, a teraz...
-Dlaczego?! - wrzasnąłem zaciskając kurczowo pięść na zdjęciu. - Dlaczego do cholery ona, a nie ja?!?! To moja wina! To przeze mnie! Przez moją zdradę! Gdyby nie to, ona... ona... nadal by... żyła - spuściłem głowę, spoglądając na osobne kropelki pojawiające się na szybce, na podobiźnie Miraki. 
-Wszyscy mnie nienawidzą. Ojciec, przyjaciele, ja już nie daję rady - zacisnąłem powieki zdruzgotany. Chciałem zapaść się pod ziemię, ale nie mogłem. Miałem ciągle Rei, musiałem o nią zadbać, chociaż tyle jestem jej winny. Chociaż tyle mogę zrobić dla Rei i Miraki.
- Nathaniel, mój kochany Natusiu - zaskoczony spojrzałem przed siebie dostrzegając cienkie zarysy postaci blondynki. - Bądź silny kochanie. Rei na nas liczy - wyszeptała, głaszcząc moje lico i... zniknęła.

10.02.2013

Pytanka i odpowiedzi

Ohayo!


Witajcie moi kochani. Postanowiłam wykorzystać ten post na moje pytania jak i wasze i mam nadzieję, że będzie zapełniany waszymi odpowiedziami oraz pytaniami. 
Zacznijmy może ode mnie. Oto następujące pytania, bez których nie jestem wstanie dokończyć tego opowiadania:

1. Czy Nathaniel powinien zginąć? Kto powinien zginąć? 
2. Co powinno znaleźć się w liściku w Panu Króliczku?
3. Co ma się stać z Kirą? Czy zostać złapany, może zginie, a może wyjdzie na to, że uratuje Rei?
4. Co byście chcieli jeszcze zobaczyć przed zakończeniem opowiadania?
5. Czy Kei ma być ojcem Kiry, czy Nathaniela?


Bardzo chętnie wysłucham waszych odpowiedzi i uwag. Kto wie, być może skorzystam z waszych kochanych wyobraźni. Chętnie poczytam wasze uwagi i wyobrażenie wielkiego zakończenia jak i chwil przed tym. Mogę również zrobić kilka specjal, jeśli wymyślicie plan wydarzeń i inni potwierdzą, że chętnie takie coś poczytają. Nie będę przedłużała, jeśli czegoś nie pamiętajcie to pytajcie. Jeśli sami macie pytania, to śmiało zadawajcie je w komentarzach. Tylko proszę unikać: "Kiedy następny rozdział"
Uwierzcie, pojawi się jak tylko znajdę czas na jego napisanie. Staram się jak mogę, ale mam szkołę, jak pewnie i wy. Także,wyrozumiałości ^^ 
Chętnie także porozmawiam z wami na osobności, do tego macie zapisany mój e-mail po lewej stronie w 'Konichiwa" gdzie zamieszczam kolejne rozdziały, w kolejności pojawiania się oraz jakieś nowinki. Tak więc.. nie pozostaje mi nic innego jak czekać na waszą aktywność, doprawdy niezmiernie mi pomożecie w wznowieniu weny, dzięki której szybciej i łatwiej będzie mi napisać nowy rozdział. Czekam! I szukam czasu wolnego na nowy rozdział! 

Sayo!

19.01.2013

19 Test na ojcostwo

Wiedziałam, że nadejdzie ten dzień. Czas mija, a ja muszę w końcu zakończyć ten beznadziejny dramat, inaczej zemsta Kiry będzie nieustannie kontynuowana przez jego synów i córki. Wiem wystarczająco dużo aby móc uznać go za bardzo niebezpiecznego człowieka, ale moim zdaniem jest on nieco samotny i zagubiony. Co mnie w tym najbardziej boli? Fakt, że nie został schwytany i zamknięty w więzieniu,  to mnie niezmiernie przeraża. Zranił mojego ojca, zabił matkę, a teraz znów chce dopuścić się poważnego wykroczenia na który mu z pewnością nie pozwolę.
Siedziałam zdenerwowana, zalana potem spoglądając na nieobecnego Daisuke. Jak zwykle biło z niego opanowanie, nawet w takiej chwili jak ta, w domu Keia aby z nim porozmawiać na temat naszego ojca. Z pewnością cierpiał, musiał, przecież Nathaniel nie wiedział, że jest jego synem. Inaczej nie pozwoliłby mu do mnie przychodzić, znienawidziłby go, uznałby za powód śmierci mamy, obwiniałby go jak samego siebie.
- Więc o czym chcesz rozmawiać? - do pokoju wszedł kei zamykając za sobą drzwi. Podał nam kubki z gorącą herbatą. To był doskonały moment, cisza, Rilan wyszła zadbać o swoich kochanków, a braciszek jakoś zaczął tolerować obecność blondyna, którego obecność teraz była bardzo ważna.
- Chcę... zrobić test ojcowski, ty zapewne także Kei. Muszę wiedzieć czy jesteś moim bratem - przełknęłam głośno ślinę zniechęcona widząc jego minie. Niezadowolenie malowało się na każdym skrawku jego twarzy.
- Dlaczego? Słowa mojej matki nie wystarczą? - z podniesionym tonem uścisnął mocniej kubek, spoglądając gniewnie prosto w moje oczy. - I co on tu robi?! Nie mów mi tylko, że wciągnęłaś tego osła w to wszystko?!
- Ten osioł bardzo dużo mi pomógł w przeciwieństwie do ciebie! - odparłam równie agresywnie. Daisuke chciał nas uspokoić, ale ja tylko spławiłam go ruchem dłoni. To była moja walka, musiałam do niego dotrzeć przez krzyki.
- Ja cię chronię, a on chce zabić!
- Skąd to możesz wiedzieć?!
- Wiem!
- Ucieczka w niczym mi nie pomoże! Jeśli nie ja, to moje dzieci ucierpią w przyszłości! To trzeba zakończyć teraz, jak najszybciej! Dlaczego, dlaczego tak obawiasz się wyników testu? Kei, to dla mnie bardzo ważne - ściszyłam nieco głos widząc w jego spojrzeniu zastanowienie. Walczył ze sobą, ale czemu? Co nie dawało jemu spokoju? Co tak męczyło?
- Zmieniłoby to coś? Inaczej byś na mnie patrzyła?! Nadal byłbym twoim bratem czy wrogiem?!
- Czemu zakładasz od razu najgorsze?
- Nie mogę być niczego pewny. Sama wiesz jaka jest moja matka... - zazgrzytał zębami opadając na kolana. Był w tej chwili wrakiem w moich oczach, załamany na krawędzi upadku w nicość. Daisuke z uwagą przypatrywał się temu wszystkiemu, a ja odsunęłam kubek i uklęknęłam, obejmując ostrożnie braciszka by czasem go nie przestraszyć i nie zrobił mi nieumyślnie krzywdy. Był, jest i będzie moim bratem, nie ważne co się wydarzy.
- Kei... kocham cię jak brata i będę. To się nigdy nie zmieni - wyszeptałam mu do ucha, gładząc kosmyki włosów. - Jednak chcę to zakończyć. Nie chcę żyć w strachu, z myślą, że tuż za rogiem może czyhać na mnie Kira - to jego spojrzenie spod grzywki, miał szklanki w oczach. Jeszcze nigdy nie płakał, zawsze dzielny i taki silny wytrzymały, a teraz okazało się, że jednak czegoś się bał. Prawdy. Co skrywa mój braciszek, że tak mocno nie chce zgodzić się na testy? Nagle uśmiechnął się do mnie pocieszająco i ucałował, namiętnie, niemalże dusząc swoim językiem. Pisnęłam cichutko odsuwając go lecz Daisuke nadal nie reagował. Ciągle z tą kamienną, obojętną miną.
- Zgoda, ale chcę jako pierwszy zobaczyć wyniki i... co z Nathanielem?
- Jego mamy już z głowy. O wszystko zadbałem. Muszę jeszcze dostać próbkę twojej śliny i nic więcej - blondyn wstał na równe nogi kosztując ostatni łyk herbaty kiedy to Kei kiwnął potakująco głową. Ja natomiast nadal klęczałam zaskoczona tym pocałunkiem. To był mój brat...


*****

- Jeszcze tylko kilka dni, co mi powiedzie? - uśmiechnął się szyderczo czerwonooki Kira, siedząc na przeciwko dwojga chłopców w ciemnym kącie pokoju hotelowego.
- Myślę, że uda mi się zabrać Rei, ale wyłącznie do wesołego miasteczka.
- Nie szkodzi. Ważne aby się zgodziła, nic poza tym, a ty... Kei? - zwrócił wzrok ku chłopakowi.
- Rei... Daisuke zaczyna nam przeszkadzać - odparł z niechęcią, spoglądając na opustoszały stół.
- Nie szkodzi. I tak nic już nie zdziała. Jest za późno - prychnął rozbawiony okręcając w dłoni kapsel od butelki.
 - Chcę coś wiedzieć - szepnął łamliwym głosem Kei.
- Śmiało - powiedział zadzierając z ciekawości brodę.
 - Czy skrzywdzisz Rei? Obiecywałeś jej nie zabić.
 - Jeśli każdy wywiąże się ze swojej części umowy, to wszystko pójdzie po naszej myśli. Pamiętajcie inaczej spotka was taki sam los jak tego Iseia. Szkoda, bo jego siostrzyczka jest całkiem słodka i mądra.
 - Znalazłeś ją? - spytał zaskoczony Yutto.
 - Naturalnie, dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych. Szkoda, że nie dożył do ich spotkania. Tak to jest kiedy ktoś sprzeciwia się moim słowom...prawda Kei?
 - Tak - potaknął znów chowając spojrzenie za kosmykami grzywki. Wpadł, popełnił spory błąd i dopiero teraz, kiedy jest za późno, uświadomił sobie i tej głupocie.
 - I jeszcze jedno - zaczął podnosząc się z siedzenia. - Musicie nastraszyć malutką Rei inaczej wplącze się po między tym sporem, zrozumiano?
 - Tak - potaknęli obaj.
 - To dobrze - wysyczał z tajemniczym uśmieszkiem każąc obydwu odejść. Posłusznie wyszli z hotelowego pokoju, zabijając się wzrokiem na korytarzu.
 - Co z tobą? - spytał zirytowany Yutto.
 - To nie skończy się na Nathanielu, Rei też skrzywdzi, Rilan, wszystkich, nawet ciebie. Dobrze o tym wiesz.
 - Więc po co mi to mówisz? Nie zdradzę ojca. Tobie również nie wolno.
 - To nie mój ojciec!
 - Przekonamy się niebawem, podzielisz się wynikami, nieprawdaż? Nie masz wyboru.
 - Jesteś gorszy od swojego ojca. On bynajmniej ma cel i powód, a ty? Nic, robisz to z przyjemności.
 - Nic o mnie nie wiesz! Sam nie jesteś święty!
 - Wiem  i dlatego nienawidzę siebie i chcę wszystkich uchronić jak Isei.
- Nie powinieneś mi tego mówić.
- Jestem tego świadom - spojrzał na niego złowrogo odchodząc.


*****

Yeah! Nadszedł dzień wyników! Dziś mają przyjść wyniki! Nie mogę się doczekać! Kazałam nawet nocować Keiowi u mnie w mieszkaniu! Oczywiście tata nie zna prawdziwej przyczyny inaczej by nas chyba ukatrupił!
- Kei! Kei! Poczta przyszłą! - powiedziałam podekscytowana wbiegając do mieszkania z chmarą listów w dłoniach, które migiem rozrzuciłam na stoliku w kuchni poszukując z bratem tego jedynego listu. Chwila, po kilu sekundach dorwaliśmy się do koperty, a ja z rumieńcami wpatrywałam się jak chłopak wyciąga list i zaczyna czytać. Jego źrenice momentalnie skurczyły się, zaskoczony, aż za bardzo, co mnie zaniepokoiło, ale może nie spodziewał się takiego wyniku?
- I jak,i jak? - spytałam podchodząc do niego i przez ramię zerkając na druk i mnie również niezmiernie wrylo w podłogę na widok tych słów.
- To.. - wydukał z siebie złamanym głosem jak u zbitego psa. Ja sama nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. On i Nathaniel... ta cała Rilan. Miałam być szczęśliwa? Powinnam, a jednak z drugiej strony coś mnie zabolało, bo Kei w końcu...

15.01.2013

18 Sny bywaja przerazajace


Ciemność, czy ja oślepłam, czy może jeszcze się nie przebudziłam? Sama nie wiem, ale słyszę jakieś szepty, słyszę niewyraźne głosy jakby mówiły do mnie. Do mnie? Przecież jestem sama w swoim pokoju. Zmartwiona otworzyłam oczy pozwalając aby promienie słońca mnie na moment oślepiły. Przetarłam zmęczone oczy widząc coś dziwnego przed sobą. Coś... mięciutkiego w dotyku i puszystego, ale śmierdzącego alkoholem. Wyglądał zupełnie jak...
- Kobieto! Nie macaj mnie Tam!!!
- Pan Króliczek?!?! - zerwałam się na tyłek z różowej, przypominającą piankę do jedzenia ławki, ale szybko padłam z powrotem widząc wirujący świat przed oczami.
- Nie, Calineczka -odparł biorąc łyk żółtej oranżady. Nic z tego nie mogłam pojąć, byłam głupia? Gdzie ja w ogóle byłam i co tu robiłam? - Coś ty za jedna? Drugi raz widzę tutaj człowieka - mówił mi, a smród tego pluszaka przyprawił mnie o mdłości i... porzygałam się na jego śliczne łapki. - Zdurniałaś?! Nie na nogi! Obrzydlistwo! Musiałaś nieźle się schlać. Nawet nie czułaś jak... - przerwał z podejrzanym uśmieszkiem, a ja spiorunowałam go spojrzeniem.
- Co pijesz? - spytałam czując jak zaschło mi w gardle. Chciałam pozbyć się tego ohydnego posmaku wymiocin!
- Wódkę. Nie jest dla małych dzieci - powiedział chowając butelkę za plecy.
- Przecież to oranżada i mam ukończone osiemnaście lat - zaprotestowałam na jego słowa i wyrwałam butelkę biorąc kilka szybkich łyków zanim wyrwał mi napój.
- Nie wyglądasz na to dziewczynko, a bynajmniej twoje piersi mówią mi co innego - powiedział z zboczonym uśmieszkiem, a ja szybko zakryłam swój biust.
- Zboczeniec! Jeżeli mnie macałeś, to wypruję z ciebie całą wełnę! - pisnęłam rozpaczliwie, ale ten tylko z chwiejnym krokiem patrzył na butelkę którą kręcił, przyglądając się cieszy jakbym mu tam napluła do środka. Powąchał czubek i z skwaszoną miną wyrzucił trunek do niebieskich krzaków.
- Spoko wodza dziecinko. Ja obmacuje tylko dojrzałe kobieciny - odpowiedział znudzony opierając swoje łapki o biodra, jeśli można tak nazwać te miejsca.
- Nie jestem dziecinką. Ja mam imię!
- Nie obchodzi mnie to. Śpieszę się na imprezę u wróżki. Zafundowała sobie nowego jednorożca.
- Wróżka? Moment, pomożesz mi wydostać się z tego miejsca?
- A co z tego będę miał? - spytał z nikczemnym uśmieszkiem. Obrzydliwe! Co za zboczeniec! To nie mój Pan Króliczek! On był milusieńki i kochaniutki! Był.. był... godny podziwu! Teraz zaczynam w to wątpić...
- Satysfakcję z mojego towarzystwa? - spytałam z głupkowatym uśmieszkiem, a co mogłam mu oferować? No chyba nie myślicie... aż tak nisko nie upadłam! Nie jestem na tyle zdesperowana żeby dać tyłek takiemu upitemu zboczeńcowi co oranżadą dla dzieci się upija i wali jak rasowy pijak!
- Dasz mi pomacać to ci pomogę.
- Nie!
- Nie to nie, ale ja znam drogę do wróżki - pomachał mi na pożegnanie, a ja przez moment patrzyłam jak się oddala mówiąc, że jest coraz dalej i dalej, i dalej, i jeszcze dalej! Ludzie... ja oszalałam! Upadłam na głowę i nie mogę się obudzić! To przecież sen! No dalej! Obudź się! Obudź się! Czemu to szczypanie nie pomaga?!?!
- P-P-poczekaj no! Pozwolę, ale masz dwie sekundy! - krzyknęłam czując, że cholernie tego pożałuję, to mało powiedziane! On mnie w te dwie sekundy wymolestuje za wszystkie czasy! Pan Króliczek przystanął odwracając głowę w moją stronę z szatańskim uśmiechem zwycięstwa. A jednak...
Podszedł z szerokim uśmiechem który śmiem nazywać bananem i wyciągnął swoje łapki. Niechętnie przykucnęłam, a ten od razu zaczął tykać moje piersi. Z rumieńcami i zduszonym jękiem niezadowolenia zabrałam jego łapy, a ten tylko zamerdał swoimi uszami i ruszył dalej czerwoną ścieżką.
- Wcześniej były jędrniejsze - skomentował. Moment, czyli obmacywał mnie jak byłam nieprzytomna!
- Zabiję! Zabiję cię! No chodź tu gówniarzu jeden! Oderwę ci ten ogon po obu stronach! - wrzeszczałam z jakieś pięć minut biegnąc za nim, ale zmachałam się znacznie szybciej i musiałam nieco odetchnąć. Zziajana oparła się o pień fioletowego drzewa z watą cukrowa zamiast liści.
- Niezgrabnie chodzisz, mówisz, nie wspominając o bieganiu - powiedział roześmiany kopiąc pień rośliny, a z gałęzi spadł kłębek waty. - Zjedz, nabierzesz sił - zachichotał rozbawiony siadając tuż obok mnie.
- Trzymaj te łapy z dala ode mnie - wskazałam ostrzegająco na niego palcem biorąc słodką watę.
- Nie panikuj tak, co ty dziewica jakaś? - spytał uświadamiając sobie bardzo istotny fakt przez który wybuchł śmiechem.
- Nie jestem dziwką ani nic z tych rzeczy. Ten pierwszy raz musi być z tym jedynym, a bynajmniej z kimś normalnym - westchnęłam uderzając go w ten czerep kosztując posiłku, czy liści. Nie wiem jak to nazwać. To całe miejsce jest tak abstrakcyjne. Fioletowe rośliny zdobione słodkościami, piankowe ławki i kamienie, co to ma być do jasnej ciasnej?!?! I Pan Króliczek, który nie zachowuje się jak Pan Króliczek!
- To powiedz tym wiewiórkowatym pedałom - wzruszył ramionami pokazując na jeden  z kłębków waty wiszących na drzewie, tylko ten jakoś dziwnie się trząsł. I dopiero po krótkiej chwili uświadomiłam sobie, że...
- Ach Daisuke, nie tam, ach, przestań!
- Ciszej Kei, bo jeszcze ktoś nas usłyszy.
- Ale ja, aj...tak, Daisuke... Dai suke.. dai...
- Ach niedobry ty
- GDZIE JA DO CHOLERY TRAFIŁAM?!?!?!?! TO NIE MOŻE BYĆ MÓJ SEN!!! - spanikowana wydarłam się na cały głos biegając wokół drzewa jak jakiś oszołom. Dziwicie się?! Niby jakim sposobem?! Trafiłam do jakiegoś wariatkowa z pijanym królikiem, pedałami i żul wie co tam jeszcze! Ja chcę szybko do tej wróżki! Niech mnie stąd zabierze! Ja chcę do domu! To nawet nie bajka dla dzieci! moment... ta wata... oni w niej... a ja ją...AAAA!!!! Ohyda! Ohyda! Ohyda!
- Dajcie mi wody! Wody! - pisnęłam wymachując rękoma i nagle walnęłam głową w pień drzewa zrzucając na ścieżkę te dwie popaprane wiewiórki. - Schowajcie To coś pod futro! Nie chce tego widzieć! Chcę o tym zapomnieć! Dajcie mi wodę!
- Co tu się wyrabia? - z małej norki pod korzeniem drzewa wyłoniła się słodka szara myszka, która z jakiegoś powodu przypominała mi Isanami.
- Panie Króliku Piku, czy znów użył pan niewłaściwego końca ogonka? - spytała z miluśkim uśmiechem, który tak naprawdę mógłby zabić. Słodki, a za razem przerażający. Tak, cała Isanami.
- I dajcie tej małej wodę, bo jeszcze zejdzie z tego świata zbyt wcześnie - pokiwała zdruzgotana głową, a te dwa małe pedofile oblały mnie chłodnawą cieczą. Ciekawe skąd ja wytrzasnęli, albo nie! Nie chcę wiedzieć! Wolę żyć  w błogiej nieświadomości!
- Ktoś tu wstał prawą nogą - odezwał się pluszak czkając z "niewiadomego" powodu. - I nic jej nie zrobiłem. Te zielone zawsze tak reagują na takie sprawy - podrapał się po uszkach jakby niczemu nie zawinił.
- Przecież mnie obmacywałeś jak spałam!
- To tylko obmacywanie! - warknął na mnie oburzony dłubiąc w nosie.
- Zostaw Daisuke, Kei! On nie jest twój! - krzyczałam wyrywając żółtą wiewiórkę mojemu bratu, prawdopodobnie bratu, który był równie wiewiórką, ale czerwoną. Ta, czerwony to zboczony. Nawet się zgadza.
- Zostaw mojego ukochanego!
- Nie jest twój! On nie jest pedałem!
- Nie zadowolisz go tak jak ja!
- Skąd możesz to wiedzieć?!
- po prostu wiem!
- Przepołowicie mnie - westchnął niczym niewzruszony Daisuke.
- Przestań być taki oziębły!
- Nie! To jego zaleta!
- Puszczaj go!
- Ty go puszczaj człowieku! Jesteś za duża!
- Ty jesteś facetem!
- Co za patologie - westchnął królik patrząc na zdenerwowaną myszkę, która wyglądała coraz bardziej przerażająco. Jej oczy zrobiły się duże, czerwone, niemalże trójkątne jak w tych animcach kiedy jakaś postać jest opętana i chora psychicznie. bez wątpienia mogła zniszczyć w tym czasie świat i nic dziwnego, że wszyscy zamarli, kiedy wydała  z siebie głos szatana.
- USPOKÓJCIE SIĘ, BO WAS WSZYSTKICH WYKASTRUJĘ!!! - cisza, cisza, a nad nami przelatująca mucha. Nie myślałam, że kiedyś będzie tak głośna jak muzyka z DVD.  - Dziękuję - nagle z demona ujawnił się aniołek z przyjaznym uśmieszkiem pokoju. Matko jedyna... czy ja śnię? Pomocy... Pomocy!!!
- Wiewiórki, zahamujcie na chwilę swój popęd, nie tylko ja mam dosyć wysłuchiwania waszego gadulstwa. Mamy gości, a jeden z nich jest bardzo wyjątkowy, dlatego też MORDY w kubeł i wysłuchajmy co ma nam do powiedzenia ta dziewczynka. Dobrze?
-Tak jest! - potaknęli wszyscy siadając grzecznie n ziemi, a ja wmurowana stałam i wlepiałam w nią oczęta. Ona jest straszniejsza ode mnie, już wiem jak to działa.Warto wypróbować tą technikę w moim świecie.
- Właściwie nie wiem jak tu się dostałam, ale chcę wrócić do siebie i... czy wróżka jest wstanie to zrobić?
- Pewnie tak, ale mało kto chce mieć u niej dług wdzięczności - wyszeptał mały Kei spoglądając na Daisuke siedzącego w moich ramionach. Nie oddam go! Nie ma mowy! Nie będziecie z niego robić pedała!
- Ale trzeba przyznać, że imprezy robi niezłe - powiedział rozweselony Pan Króliczek z nowo nabytą butelką oranżady, padając głową w moje piersi. Już chciałam go zbić na kwaśne jabłko, ale Kei zrobił  to za mnie świetnym kopniakiem.
- Królik cię zabierze na miejsce, a wiewiórki będą pilnować. Ja nie mogę pójść, wybacz, ale mam sporo pracy -powiedziała z niewinnym uśmieszkiem, wracając do swej dziupli.
- Ha, na nas nie licz. Mamy niedokończone porachunki - mrugnął do mnie Kei i zanim zdążyłam zareagować, ich już nie było. Cudownie... znów zostałam z Panem Króliczkiem i wcale nie byłam z tego zadowolona. Wiem! Za bardzo go rozpieszczałam i dlatego popadł w złe towarzystwo! Na pewno tamta wizyta w gorących źródłach tak go odmieniła! Oni będą się tłumaczyć...!
- Ruszamy dalej zanim znowu na kogoś natrafimy - pomachał mi butelka rozlewając na boki ciecz i ruszyliśmy dalej przed siebie, w ciszy, w bardzo niezręcznej ciszy.
- Powiedz mi... dlaczego mi pomagasz? - spytałam obserwując jego puszyste plecy. Gdyby był bezdusznym pijakiem, to na pewno by mnie zostawił na pastwę losu, ale jednak pomaga mi, jest miły jak tamte wiewiórki i myszka... dlaczego?
- Bez powodu - odpowiedział obojętnym głosem, ale coś czułam dziwnego... dziwną atmosferę, ten ton, nie był taki jak wcześniej.
- Wspomniałeś, że był tu już kiedyś jeden człowiek. To był twój pan?
- Um, była taka mała słodka dziewczynka, ale... zniknęła - dopowiedział, a spod bluzki wyłoniła się mała wiewiórka.
- Daisuke?! Co ty tu robisz?! - pisnęłam przestraszona, a zaraz po nim wyłonił się także łepek Keia.
- Chyba nie myślałaś, że zostawimy cię z tym pijakiem? - powiedzieli radosnym tonem bawiąc się moimi piersiami jakby chcieli na nich zaraz zasnąć, albo zrobić coś straszniejszego.
- Za bardzo cię polubiłem żeby pozwolić ci odejść bez pożegnania - powiedział z delikatnym uśmiechem, a czerwony Kei szybko najerzył swój ogonek rzucając się na chłopaka, wpadając mi pod bluzkę.
- Ja miałem to powiedzieć! To była moja kwestia!
- Puszczaj mnie!
- Masz mi to wszystko wyjaśnić! Jesteś mój!
- Więc po co chciałeś się wymknąć?!
- Nie wymykałem się! - ci się w najlepsze kłócili łaskocząc mnie wszędzie gdzie mieli dostęp, a ja rozpłakana ze śmiechu zaczęłam robić dziwaczne figury robiąc z siebie skończoną idiotkę.
- Przestańcie, przestańcie, to łaskocze! Błagam! Nie tam, tylko nie tam! Aaa!!! - w końcu jakimś sposobem udało mi się wyciągnąć je za ogony spod bluzki kładąc na swej głowie gdzie mogły na spokojnie sobie siedzieć.
- Zachowujcie się jeżeli chcecie z nami iść - powiedziałam surowszym tonem aby ich uspokoić i wyrównałam krok z królikiem, biorąc go w ramiona.
- Dziękuję za wszystko, nigdy nie będziesz zapomniany - powiedziałam przymilając się do Pana Króliczka. Byłam tego pewna, teraz sobie przypomniałam, że tamtym człowiekiem byłam ja w dzieciństwie. To ja... to mój stary sen, sen na jawie, najbardziej realistyczny jaki kiedykolwiek posiadałam. To był mój świat do którego uciekałam kiedy byłam smutna. Zostawiłam ich, zapomniałam, a teraz biedny Pan Króliczek jest kimś takim...
- Chciałabym z wami wszystkimi tutaj zostać, ale nie mogę. Mam coś ważnego do zrobienia, a wtedy obiecuję do was zaglądać częściej. o ile się umyjesz Panie Króliczku - odwróciłam do siebie mojego kochanego pijaczka z łagodnym na pocieszenie uśmiechem, a w jego oczkach pojawiły się słone perełki łez.
- Rei.... - wyszeptał złamanym głosem, cały drżał, a potem objął mnie równie czule jak prawdziwy przyjaciel,wtulając się w moje piersi. Tym razem pozwolę temu zboczeńcowi, nawet nie przeszkadza mi jak je głaszcze. Wyuczę go tego nawyku, niech trochę poczeka.
- No dobra! Chodźmy dalej! Czas spotkać się z wróżką! - powiedziałam pełna energii kiedy nagle na naszej drodze pojawił się motocyklista. Przerażeni odskoczyliśmy na bok, a motor robiąc o ostrego hamowania mgłę piasku, zatrzymał się nieopodal nas.
- Jak jeździsz deklu! Prawie nas przejechałeś!!! - wydarłam się niczym wściekły lew zdejmując patafianowi kask z głowi i nagle, nagle, te czerwone włosy! Kastiel?!?! Czy to możliwe?! Nawet on tutaj?! Kogo jeszcze mam w tej krainie?!
- O co ci biega młoda? - spytał z psimi uszami i ogonem wystającym mu z gaci. Tak, miał na sobie jedynie gacie w serduszka.
- E....idziemy do wróżki. Mógłbyś nas może podwieźć? - powiedziałam grzecznie, ale ten tylko splunął na ziemię zabierając mi kask, a z niego wyłonił się bialutki z zieloną grzywką królik z białym wężem i czarnym ptakiem.
- Nie, brak miejsc. Tylko ja i kapela, a ci nawet nie wiem co tu robią - pokazał na ptaka i węża.
- Proszę... muszę spotkać się z wróżką.
- Mógłbyś gnoju zrobić mały wyjątek! Jak nie to w pysk! - powiedział nabuzowany Kei, którego trzymał za sierść Daisuke.
- A temu co? Okres ma? - spytał z zmarszczonymi brwiami.
- Taa... chyba tak - odpowiedziałam z głupkowatym uśmieszkiem drapiąc się po głowie. - Proszę, to bardzo dla mnie ważne.
- Posłuchaj go Kastiel.
- Cicho Lysander, Nie mówiła do ciebie.
- Ja jestem za - powiedziała wężyca.
- Skoro moja kochana Rosalia się zgadza, to i ja nie mam nic przeciwko - dodał ptak machając skrzydełkami.
- Niech ci będzie, ale nie mój problem jak coś ci się stanie - powiedział nieco rozbawiony zakładając z powrotem kask. - Pośpiesz się, bo odjadę bez was - dodał podkręcając gaz, a ja szybko chwytając Pana Króliczka wsiadłam na motor. - Trzymaj się - dodał i ruszyliśmy z prędkością światła! AAAAAA!!! Co za szajbus! Kto go uczył prowadzić?! Nie! Kto mu dał prawo jazdy?!?! Walniemy w drzewo! Skracaj w prawo! w prawo! Kamień! Uwaga! MY TU ZGINIEMYYY!!!!!!!!

- Jesteśmy - powiedział obojętny szaleniec w gaciach ściągając z głowy kast, a ja czułam jak właśnie wyzionął ze mnie duch. Matko, ja jeszcze żyję? Mam puls? Nie jestem zimna? Reaguję na światło? Halo, czy ja jestem zdrowa na umyśle? Nie, na to ostatnie znam odpowiedź.
- Dziękuję - powiedziałam schodząc z maszyny na drżących nogach, sam Pan Królik pomimo tylu promili we krwi padł jak długi na ziemię, a wiewiórki z powrotem schowały się w moim biuście z tekstem: "Ale cieplutkooo". Taaa, cieplutko. Podirytowana spoglądałam na wielgaśny zamek i rozmaite stworzenia wchodzące do środka. Niektóre był zaskakująco dziwne, inne straszne, a jeszcze inne z olei bardzo rozkoszne jak ta dwójka kotów siedząca romantycznie na gałęzi zbutwiałego drzewa. Były takie urocze, że nie mogłam się powstrzymać i podeszłam bliżej.
- Ano... mogę o coś zapytać? - cichym szeptem przerwałam tej kochanej parce w przytulaniu się z widokiem na zachód słońca. Matko, czyli cały dzień tutaj spędziłam?! 
- Jasne! - powiedziała rozradowana kotka, odwracając się w moja stronę. Jej sierść była taka zadbana i puszysta, a jej kolor, jasno rudawy, znacznie jaśniejszy od kocura, który witał mnie z równie przyjemnym uśmiechem.
- Jak... macie na imię? - spytałam jeszcze ciszej ze skrepowania. 
- Jaka urocza! Nie wstydź się i mów śmiało!
- Jak... m-macie na imię?
- Hę? Nie słyszałam - nadstawiła uszka jeszcze bardziej mnie krępując.
- Jak macie na imię? -powiedziała znacznie pewniejsza siebie z delikatnymi rumieńcami, kiedy to podszedł do mnie Pan Króliczek.
- Jestem Nathaniel, a to moja żona Miraka. 
- Mi...raka? - spytałam zaskoczona, a w moim sercu zrobiło się tak przyjemnie ciepło. Tak, przypominała mi mamę ze zdjęć, a tata... i ten brzuch. Była w ciąży, mieli mieć dziecko, mnie.
- Coś się stało? - spytała przekrzywiając łepek, a ja pokiwałam przecząco z uśmiechem, ledwo powstrzymując się od płaczu.
- Nic. Musze już iść, mam nadzieję, że kiedyś jeszcze się spotkamy - powiedziałam machają im na pożegnanie i wbiegłam do środka.
- Z całą pewnością - wyszeptała kotka z tajemniczym uśmiechem opierając łepek o kocura. - Jestem z niej taka dumna. Wiedziałam, że sobie poradzisz.
- Jednak bez ciebie to nie to samo.
- Bądź silny jak ona. To dowód naszej miłości, to nasze światło wiodące do szczęścia.
Raaaanyyyy! Ileż ja mam jeszcze tutaj się włóczyć?!  I gdzie ta wróżka na jednorożcu?! Wszyscy i wszystko jest oprócz niej! Gdzie ta wróżka! Ja chcę... właściwie to już tak bardzo mi nie zależy na powrocie. Jest tu Kei, Daisuke, Pan Króliczek, przyjaciele mamy i taty, są wszyscy i zapewne Isei również gdzieś się włóczy. Tu jest... może nie idealnie, ale mam wszystkich obok siebie, a tam...
- Znaleźliśmy wróżę! - krzyknęły wiewiórki wisząc na żyrandolu. wskazały palcami miejsce gdzie znajdowała się owa osoba, a ja wraz z Panem Króliczkiem ruszyłam w tamtą stronę. Przeciskałam się przez tłumy słysząc głos Kastiela, który zaczął śpiewać piosenkę. 
- Więc przyjechał tu zaśpiewać - przystanęłam spoglądając na jego nowy ubiór rockowca, który pewnie zrobił mu ten kruk z wężem.
- Musisz się pośpieszyć. Wróżka udziela się haretatywnie tylko do konca zahodu słońca. Zostało ci z jakieś dziesięć minut.
- Hę?! I ty mi to mówisz dopiero teraz?!?! - wrzasnęłam wściekła na królika i chwyciłam go za uszy biegnąc do wróżki. Widzę, widzę różową sukienkę w koronkę, I tą różdżkę! To na pewno ona! Siedzi na białym jednorożcu i... JEST FACETEM?!?!?!?! To już poważne przestępstwo! Czy ktoś tu czasem nie przesadza?!?! Facet w sukience wróżki robiący za wróżkę?! Powinnam pójść do psychologa, serio..
- Przepraszam panią, ale potrzebuję twojej pomocy - zdyszana przystanęłam przy czerwonowłosym mężczyźnie z czerwonymi rogówkami niczym dojrzałe wino.
- Słucham cię słodziutka dziewojo -powiedział z szerokim uśmiechem aż mnie ten blask w oczy poraził!
- Jakiej pasty do zębów używasz? - spytałam wstrząśnięta.
- Colgate. Perełki prawda?
- Um, nieco to mi chodziło - pokiwałam przecząco głową.- Chcę wrócić do siebie.
- Hm... to będzie cię drogo kosztowało.
- A ponoć pomaga charytatywnie - burknęłam do królika.
- Bo to prawda - wzruszył ramionami popijając swoją oranżadę.
- Proszę, muszę wrócić. Mam bardzo dużo spraw do wyjaśnienia. Nie mogę z tym zwlekać. Tata zapewne strasznie się zamartwia.
- Przecież masz go tutaj z matką. Są tu wszyscy, czego możesz jeszcze zapragnąć?
- Wiem, ale... to... nie jest rzeczywistość. Nie mogę już uciekać od problemów do zmyślonego świata -powiedziałam spuszczając głowę. Nie mogłam tego robić, nie byłam już dzieckiem i gotowa byłam nosić to brzemię w swoim sercu, na swoich barkach. Nit inny nie mógł tego zrobić, to zadanie należało do mnie.
- Niesmutajta się kochanie ty moje, a teraz zdjątko na pamiątkę - powiedział radośnie przytulając mnie do siebie i zapraszając całą resztę stworzeń z którymi dzisiejszego dnia mogłam porozmawiać. Nawet Isanami, Nathaniel, Miraa, Kei, Daisuke i mój Pan Króliczek.
- Mówimy.... Kiraaaa - powiedziała, a ja zaskoczony wy bałamuciłam oczy, oślepiając je blaskiem flesza i nagle przebudziłam się w swoim pokoju. Spojrzałam na leżącego obok mnie królika i szybko go odsunęłam. Ach, przecież mnie nie będzie obmacywał. Rozchichotana chwyciłam Pana Królika i podreptałam niczym małe dziecko do pokoju ojca, który jeszcze spał w swoim pokoju. Podeszłam bliżej widząc na szafce nocnej zdjęcie mamy, nigdy o niej nie zapomni i nigdy nie będzie miał innej kobiety oprócz niej. Nigdy nie będzie chciał nikogo skrzywdzić, nigdy... nikt nie zastąpi mu Miraki.
- Dobranoc tatusiu, kocham cię tatusiu - wyszeptałam wtulając się w blondyna. Tak, zdecydowanie spanie w objęciach ojca jest znacznie przyjemniejsze niż kłócenie się z nim.