Statystyka

28.06.2013

21 Wyznania Lunitari

Tysiące migoczących żarówek, niczym gwieździste niebo, oświetlały potężną balową salę, wisząc na złoconym w obrazy suficie i równie imponująco wyglądających ścianach, na których panował przepych obrazów, a także innych klamotów, nie znając nawet ich nazw. Każdy szczegół na pozastawianych stołach był dopracowany, sztuczce lśniły zaś w kieliszkach można było zobaczyć swoje odbicie, co prawda nieco zniekształcone, ale jednak! Orkiestra siedząca na wydzielonym specjalnie dla nich kawałku zdobionym roślinnością, grała wolnego, kiedy to ja jedynie przyglądałam się wszystkiemu na swoim siedzeniu. Dlaczego siedzę? No niech to! Gdybym poszła tańczyć, to nie tylko wypaliłabym wszystkim oczy i wypędziła z tak cudownego miejsca, ale i nie odnalazła swojego siedziska! Samo wpatrywanie się w zadowoloną Lunitari jak tańczy z swoim rodzeństwem było wielką nagrodą. A właśnie! Zapewne nie wiedzie jak tu się znalazłam, i właściwie gdzie. Po ciężkiej pracy jako piosenkarki, a postanowiłam zrobić sobie wolne, zwłaszcza, że dziś rudowłosa kończyła dwadzieścia lat i po prostu musiałam przyjechać w jej rodzinne francuskie korzenie by świętować razem z nią... chociaż to ona bawi się znacznie lepiej, ale to nieważne. Cieszę się jej szczęściem, a odcięcie od tych wszystkich problemów dobrze mi zrobi. Nie zniosłabym, gdyby nasze kontakty urwały się, zwłaszcza po tym wszystkim co dla mnie zrobiła. 
- Jesz jak świnia Kei! Opanuj się! - warknęłam zdruzgotana widząc jak wpycha w siebie kolejną nóżkę od kurczaka. - To jest widelec jakbyś nie wiedział .Szlachta używa go do jedzenia... - zaczęłam mówić jak do upośledzonego dziecka, a ten z kolei skarcił mnie za to morderczym spojrzeniem. - Oj dobra już dobra - pomachałam nerwowo rączką. - Po prostu nudzi mnie tooo... - przeciągnęłam kładąc się plackiem na stół,prawie tłukąc kieliszek, który w porę złapałam.
- Głupi pingwin - roześmiał się zapijając wszystko czerwonym winem.
- Nie myśl o towarzyszeniu mi na sesji zdjęciowej - odparłam, kiedy to zaatakowała mnie uściskiem Lunitari, od tyłu jak jakiś zboczeniec!
- Rei! Chodź zatańczyć!
- Hehehe, chyba spasuję - z nerwowym uśmieszkiem, postarałam się wywinąć z tego koszmaru, ale ona jak na złość zaczęła mnie ciągnąć razem z krzesłem! - Luni! Zwariowałaś?! Porysujesz marmurową podłogę! Jak śmiesz bezcześcić ciężką pracę swojego ojca?! - mówiłam z wyrzutami, a ta tylko głośno zaczęła się śmiać. Dobra, czas przećwiczyć wymówki...
- Poliżę cię jeśli nie wstaniesz - z szeroko otwartymi oczyma zerwałam się na równe nogi widząc puste miejsce bez krzesła. - No chociaż wiem gdzie siedziałam - wzruszyłam ramionami z uśmiechem, będąc ciągniętą na parkiet.
Nie wspomnę o tym straszliwym dniu balowym od którego miałam poranione stopy, a i tak połowę przelatałam na bosaka, bo Lunitari zachciało się skakać po meblach korytarzowych i tańczyć dziwne układy! Nie wspominając o piosence, którą musiałam zaśpiewać, ale to już zrobiłam z większą chęcią. I nie to, że nie podobało mi się to wszystko! Ja tylko lubię sobie troszeczkę pomaruuudzić, hehe, tylko tyle.No ale pomijając rozwalony stół, gitarę, rozpierdykaną od uderzeń Lunitari perkusję... ona serio uwielbia na tym instrumencie grać! Jak się wczuła...! Masakra! Było świetne, no ale mimo wszystko, prawie gały mi z orbit wyskoczyły! I dalej jestem głucha...
- Hm...- westchnęłam leżąc na wygodnym materacu w pokoju Lunitari, której nie było w łóżku. Chwila, moment! Przecież widziałam ją gdzieś tutaj! Przed chwilą jeszcze smacznie sobie chrapała i mamrotała coś o Yutto! - Luś? - rozglądnęłam się po ciemnym pokoju, ale nigdzie nie było widać ani słychać rudowłosej, więc z przerażeniem wyczołgałam się z cieplutkiej kołderki i zarzucając na siebie bluzę, wyszłam z pomieszczenia. - Doprawdy, żeby wyciągnąć mnie z pokoju... jak ona śmie?! Nawet Panu Króliczkowi się to nie udaje! Na dodatek jest tu tak ciemno jak w dupie u murzyna! Nie to żebym tam była albo coś... nic z tych rzeczy, no ale...ugh! - zatrzymałam się wściekła. - A właściwie to... gdzie ja jestem? - rozglądnęłam się dokoła siebie nie poznając drogi skąd przyszłam. - Cudownie! Jak ją dorwę, to ją porwę..!!@%$367! - warknęłam z pulsującą żyłką idąc dalej w nieznane. Dobra, znając moje szczęście zaraz zza rogiem napotkam pedofila.. nie no jestem pełnoletnia, więc jedynie gwałciciela, albo tą taką lalkę na rowerku! Ije! Mamusiuuu! Ja chcę jeszcze żyć!
Nagle zatrzymałam się przed jednym z okien, dostrzegając wśród drzew przy brzegu postać czerwonowłosej. Co tam robiła? Nie miałam zielonego pojęcia, więc po kolejnych piętnastu minutach znalazłam drogę na zewnątrz podchodząc do przyjaciółki.
- Lunitari? - spytałam słysząc cichy szloch. - Co się stało? - dopytałam, kładąc dłoń na jej ramieniu zaś ta wpadła mi w ramiona zapłakana. jeszcze nigdy nie widziałam jej tak zrozpaczonej. Spojrzałam na taflę wody na której unosił się biały wianuszek i już wszystko stało się jasne.
- Wiesz, że mam sześcioro rodzeństwa, prawda?
-Um - potaknęłam siadając wraz z nią na ziemi.
- Był Piotr jako pierwszy, potem Eliza, Mirosław, ja, Gniewomir, Lukrecja, Eugeniusz i na samiutkim końcu Iza. Odgrywali oni ważną rolę w mym życiu. Każdą wolną chwilę spędzałam z młodszą o osiem lat siostrą Izą. Wędrowałam z nią po lesie, bawiłam się, uczyłam. Niestety pewnego zimowego dnia, przeżyłam możliwe, iż najokropniejszą rzecz w mym życiu. Otóż moja młodsza siostra jeździła na łyżwach na zamarzniętym jeziorze. Ja, jako ta starsza, wolałam bezpiecznie stać na brzegu. W pewnym momencie Iza mocno oddaliła się na środek wody. Nim zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować, ona wpadła do rzeki. Myśląc tylko o ratowaniu siostry, wbiegłam prosto na lodowe kry. Załamały się również pod moim ciężarem, lecz ja jako piętnastolatka przeżyłam, a siedmioletnia Iza... cóż. To zbyt przykre by opowiadać dalej.
W ciszy i skupieniu wsłuchiwałam się w opowieść Lunitari, która ze złamanym głosem opowiadała całe to okropne wydarzenie. 
-Więc dlatego jezioro Larme...
- Łza. Stałam się pesymistą nie czującym nic prócz tęsknoty. Powtarzałam tylko: "To moja wina...moja wina!". Pewnie teraz leżałabym w klatce dla ludzi chorych psychicznie, ale na szczęście miałam swego brata Piotra. Ten wyciągnął mnie z doła. Nauczył strzelać z łuku, polować, być samodzielnym, a nawet szyć. Tak, szyć. Przezywali go "Marek Szydełko", lecz on na to nie zwracał uwagi. Tego również się od niego nauczyłam. W ostatnich latach zostałam nazwana "Świrniętą Optymistką", gdyż taką właśnie się stałam. Do tej pory jednak zdaża mi się uronić kilka łez... Oczywiście gdy nikt nie widzi.
- Musiało być ci ciężko, no ale miałaś starszego brata, co cię wspierał. Fajnie mieć rodzeństwo no i to nie była twoja wina. Nie mogłaś tego przewidzieć, Lunitari.
-Tak wiem.
I w ten oto sposób skończył się dzień w Francuskiej posiadłości Diane Lunitari Sourire, która jest znacznie silniejszą osobą niż zdawałam sobie z tego sprawę. Resztę nocy spędziłyśmy na wcinaniu lodów i oranżady, co nie wyszło nam na dobre, bo pomalowałyśmy całego Keia markerami... biedak, będzie mu ciężko to wszystko zmyć,hahaha. Rudowłosa poczuła się lepiej po tym zwierzaniu, a ja pełna nowych sił, musiałam w końcu spakować z rana manatki i wrócić do domu...
- REEEEEEIIIII COŚ TY MI ZROBIŁA?!?!?!?! 
- Niiic kochany braciszku!!! - chwyciłam prędko za walizkę i wybiegłam z posiadłości unikając wrzeszczącego przez ono Keia.

26.06.2013

Ogłoszenie!


Uwaga kochani! Jeżeli ktoś jeszcze to czyta to oznajmiam, że od 01.07 zaczną pojawiać się ostatnie rozdziały! Wybaczcie za tak straszliwie długie czekanie, ale naprawdę nie miałam kiedy napisać ani jednego rozdziału, nawet jeżeli są one napisane po kawałeczkach. Dokończę je i zajmę się dodawaniem ^^
Dziękuję za wytrwałość moich fanów XD