Statystyka

16.08.2012

12 Tajemniczy pakunek


Przez całą noc nie mogłam spać. Nie czułam zmęczenia, ale to nie z powodu nerwów tylko podekscytowania. Chciałam już iść do szkoły, chciałam tam spędzić kolejny dzień. Było tam wspaniale. Ludzie niewiarygodnie uprzejmi i wyrozumiali, a wygląd budynku ciągle mnie zdumiewał. Czułam jak z tej radości rumieńce wypływają mi na twarz, a ręce kurczowo ściskały Pana Króliczka. O matko, ja go zaraz uduszę.
- Nic ci nie jest? Przepraszam! Przepraszam! Oddychasz? - spytałam przykładając ucho do jego przyszywanych usteczek. Wiedziałam, iż Pan Królik, to wyłącznie pluszak. Tak dla wszystkich wyglądał, lecz dla mnie był czymś więcej. W nim widziałam cząstkę matki, ojca i wszystkich ludzi, którzy byli bliscy mojemu sercu. Nawet dla tej zabójczyni mamy. Ona też tamtego dnia cierpiała i zapewne cierpi nadal. Nie wiem dlaczego, ale nabrałam ochoty porozmawiać z nią.
- Hm... od tamtej pory nie widziałam Keia... - pomyślałam na głos słysząc jakiś niepokojący szmer. Przerażona wstałam czując się jak biedna owieczka wrzucona do przerażającego horroru. Wyszłam z pokoju trzymając za łapkę Pana Króliczka. Cicho dreptałam macając ściany aby czasem się nie wyrżnąć. Miałam do tego zbyt dużą skłonność i wiecznie chodziłam z siniakami na ciele. Zaglądałam z jednego pomieszczenia do drugiego, ale sprawca tych strasznych hałasów ciągle mi umykał, aż w końcu go dorwałam przy schodach prowadzących na strych. Matko, jeszcze mi takiego miejsca brakowało? Jak tam pójdę, to ktoś w masce mnie zadźga!
- Za dużo horrorów z Keiem – westchnęłam widząc jak Tofik wbiega na samą górę i mi z pola widzenia znika! - Woldemord! Czekaj! - oznajmiłam wchodząc na górę i zrozumiałam swój błąd. Czy mnie pogięło?!?! Tu jest strasznie ciemno! Czemu ja nadużywam słowa „strasznie”?! Bo tu jest strasznie! Jak ja mam zejść?!?! Schodów nie widzę! Spadnę i się zabiję!
- Grauuu – usłyszałam coś podobnego do miauczenia. To Tofik ocierał się o sterty kartonów. Były puste, ale ten jakby chciał coś złapać łapką. Podeszłam do kota i wymacałam latarkę, włączyłam ją i zaczęłam grzebać. Ku mojemu zaskoczeniu znalazłam nierozpakowany karton, dość spory. Nie przypominałam sobie abym go pakowała lub wcześniej widziała. Ciekawość zżerała mnie od wewnątrz. Czułam, iż muszę ją otworzyć za wszystkie skarby. Musiałam. Ona mnie przyciągała...
- Grauuu – słuchałam zadowolonego miauczenia kota i już sięgałam za rogi kartonu, kiedy słysząc głos ojca najeżyłam się wydając z siebie cichy pisk.
- Rei, nie śpisz? Co robisz na strychu? - wyglądnęłam przez drzwi widząc na dole postać zaspanego Nataniela.
- Tofik mi coś zabrał i musiałam po to tu wejść – znajdując szybko wytłumaczenie pokazałam mu pluszaka.
- Rozumiem, schodź tylko ostrożnie. Jest późno, powinnaś już spać.
- Tak, tak. Wiem tato, już idę – odpowiedziałam spoglądając na tajemniczą paczkę i wróciłam do swojego pokoju. Tak mnie ciekawiła, że nie mogłam dalej spać! Co tylko dało siwe znaki kolejnego dnia w szkole...

- Ostatnio szperałam w internecie i znalazłam bardzo fajną grę – Lunitari zaczęła temat, a ja już zaczynałam się bać. - Szkoda tylko, że mamy tak mało graczy, ale cóż... damy jakąś radę, prawda? - spojrzała na mnie tajemniczo, a w jej oczach byłam wstanie dostrzec te przerażające rzeczy, które zapewne chciała zrobić. Ona mnie molestowała psychicznie i fizycznie!
- Nie! Nie! Nie! - kiwałam przecząco wymachując rękoma. - Nie! Ja nie będę w to grać! Nie ma mowy! To na pewno będzie gorsze od rozbieranego pokera i butelki!
- Oj już nie przesadzaj. I tak skończyliśmy na bieliźnie, bo wstydziłaś się ściągnąć stanik.
- Dziwisz się?! Tam był Kei!
- To co? Sam miał na sobie tylko bokserki.
- Dobra, skończ ten temat!
- Czemu się czerwienisz?
- Bo jest tu gorąco jak w saunie!
- Na pewno? - nie, na niby! Nienawidzę tego jak się ta wredota bawi moimi uczuciami! Dobrze wie, że jestem wstydliwa, a tu jeszcze na złość mi robi i gada o takich, a nie innych sprawach. Czy mój urlop kiedykolwiek będzie normalny?! - Ja tam myślę, że Kei jest tą Sauną.
- Co?! Nie! Daj mi już spokój... - westchnęłam poirytowana z poczuciem ulatającej energii, kiedy to w kogoś walnęłam. Już miałam zamiar przepraszać, gdy postać ta objęła mnie dłońmi i z dumnym głosem odezwał się do rudowłosej.
- Pewnie nie jesteś tego świadoma, ale wyłącznie mi wolno bawić się malutką Rei, kiedy mam na to ochotę, więc przeproś mnie za korzystanie z mojej uroczej zabaweczki.
- Hę? - dziewczyna stanęła jak słup spoglądając na cwaniacką minę brązowookiego, który nie miał zamiaru mnie wypuścić z objęć.
- O co chodzi? Spójrz, wyczerpałaś ją. Nawet nie reaguje na moje poczynania w stosunku do niej i do ciebie. Nie wiesz, że zabawkami trzeba się bawić z umiarem, bo łatwo je zepsuć? Teraz będę musiał wymienić Rei bateryjki – chwycił moją brodę zbliżając usta do moich i nagle się otrząsnęłam.
- Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele, Isei! - warknęłam, z całych sił uderzając go w stopę. - I nie jestem twoją zabawką! - dodałam marszcząc wściekle brwi, a ten wyłącznie się roześmiał.
- Widzisz? Tak to się robi – odezwał się do Lunitari, całkowicie mnie olewając. Co za drań! - Cóż, przyszedłem zobaczyć jak ci idzie w mojej szkole – spojrzał na mnie z całkiem odmiennym uśmiechem.
- Ja... dość...dobrze. A ty czemu...? Co tu robisz?
- To nie wolno mi już przebywać we własnej szkole? - spytał z lisim uśmieszkiem i nagle wokół mnie pojawiła się Isanami z Yutto i Osoiem.
- Hej, nie wiem kim jesteś, ale... - powiedział różowowłosy Yutto ratując mnie z objęć Iseia. - Nie dotykaj jej swoimi brudnymi łapskami – wyszeptał coś do chłopaka z groźnym wyrazem twarzy jakiego jeszcze u niego nigdy nie widziałam.
- Ty... - syknął spoglądając na moją pytającą minę. Nie miałam pojęcia o co chodzi. Wszystko zaczęło się tak potwornie mieszać. - No nic, zobaczymy się później – mrugnął do mnie okiem i odszedł jakby nigdy nic.
- Chodźmy – powiedział radośnie Yutto, a Osoi zaczął zerkać na jedzącą Pocky Lunitari. Czyżby...?
- Lubisz Pocky? - hehe, a jednak! Podoba mu się ona! Osoi się zakochał!
- Przepraszam Rei za moje tamto zachowanie. Nie do końca kontroluję... no wiesz, tą drugą Ja.
- Spokojnie, rozumiem. Każdy ma jakieś wady – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Ja tam nie mam – odpowiedział zadowolony Osoi.
- Nie prawda! Uwielbiasz zboczoną mangę! - oparła Lunitari wytykając go paluszkiem Pocky.
- Moim zdaniem to wyłącznie moja mocna strona. Piękne, kobiece ciała, to moja muza! Natchnienie do grania dla tak wspaniałej kapeli w jakiej jestem!
- Te jego poetyckie słownictwo – szepnęłam i wszyscy roześmiani ruszyli do swoich klas. Wady... jakie ja mam wady? Oszukiwanie samej siebie? Sama nie wiem. Może to bezgraniczne poszukiwanie wiedzy o matce? Jakbym... chciała żyć jej życiem. Prawda? Czy może jednak się mylę?
- Rei, Reiii... Rei! - nagle czyiś głos mnie oprzytomniał. - Coś ty tak się zamyśliła? - spytał mnie Yutto.
- Nie nic, tylko... - odpowiedziałam zerkając na Daisuke. - Czy on... od zawsze jest taki wredny? - spytałam sprawdzając czy naszej rozmowy nie widzi czasem nauczycielka.
- Odkąd pamiętam – odpowiedział. - A co?
- Nic, tak się tylko pytam – odpowiedziałam wkładając nos w książkę. Wtedy w bibliotece nie wyglądał na złą osobę, tylko na bardzo zagubioną, jak ja. Nie wiem czemu, ale jego egzystencja bardzie mnie zaciekawiła.

Wracając z przyjaciółmi ze szkoły ciągle myślałam o tej paczce na strychu. Czemu ojciec mi przeszkodził? Może to tylko przypadek, no ale... czemu? Dlaczego Tofik mnie tam zaprowadził? Czyżby celowo, chciał abym zaglądnęła do środka? Poznała tą tajemnicę, o której wiedział wyłącznie tata? To wszystko robi się zbyt skomplikowane jak dla mnie.
- To jak Rei? Jesteśmy umówieni? - znów oprzytomniał mnie głos zaprzyjaźnionej Isanami. - Słuchasz ty nas w ogóle? - zadała pytanie, kiedy wszyscy staliśmy na skrzyżowaniu. W tym miejscu mieliśmy się rozstać z większością towarzyszy.
- Przepraszam, zamyśliłam się – odpowiedziałam z lekkim smutkiem, ale szybko go zamieniłam na bananowy uśmiech.
- To idziemy jutro na ten piknik do parku, czy nie? - powtórzyła pytania Lunitari. - Zaproś koniecznie Keia – dodała widząc mój rumieniec na twarzy i od razu odpowiedziała z podejrzanym uśmieszkiem. - Wezmę kilka ciekawych gierek.
- No to mamy plany! - oznajmił wesoło Osoi. - Narka! - pożegnał nas i razem z Isanami zaczęłyśmy iść chodnikiem. Mieszkałyśmy dość niedaleko siebie. Ja musiałam wyłącznie przejść kilka ulic więcej, ale nie przeszkadzało mi to.
- Nie przeszkadza ci moja druga połówka? - spytała bawiąc się paskiem od torby.
- Coś ty, uwielbiam takie zwariowane osoby – odpowiedziałam pocieszając dziewczynę. - Poza tym tata mówił, że przyciągam ludzi podobnych do mnie samej.
- Naprawdę?
- Naprawdę – widząc jej zaskoczoną minę przystanęłam przy jej furtce. - Teraz możesz się wybić. W końcu będziesz mogła mieć kilka własnych piosenek bez mojego głosu – mrugnęłam okiem poprawiając swoją torbę. - To duży krok na przód, a głos doprawdy masz niezły.
- Dziękuję – z uśmiechem pożegnała mnie otwierając drzwi i usłyszałam kilka dodatkowych słów od jej mrocznej strony. - Ty idiotko – prychnęła. Ach tak, jej kochana druga strona medalu. Ta mnie kocha, a druga najchętniej ze pchała ze sceny i zatłukła. Raz jej się prawie udało, he. Wróciłam do domu, ku mojemu zdziwieniu drzwi były otwarte. Zaniepokojona zaglądnęłam do środka, ale nikogo tam nie było. Poszłam zamknąć drzwi, a tu nagle pojawiła się postać czerwonowłosego mężczyzny, którego już kiedyś widziałam.
- Ty... - warknęła z groźną miną. - Ty kazałeś dać mi list ojcu.
- Masz dobrą pamięć kochana Rei. I jak? Tyle lat cię nie widziałem, wyrosłaś na piękną kobietę, jak twoja matka – bezczelnie wszedł do mieszkania zwiedzając je, a ja szłam za nim w nadziei, iż coś mi istotnego powie. Tamtego dnia tak było, więc i tym razem musiało być.
- Mówiłeś, że byłeś jej kochankiem, to prawda?
- Tak jakby – pokiwał na boki głową. - Wiem, że twój tatusiek chowa tutaj coś cennego.
- Skąd to wiesz? - spytałam ze złością. Czemu on wie więcej niż własna córka Nataniela?
- Mam własne sposoby. Jestem niczym wszechwiedzący bóg – odpowiedział siadając na schodach prowadzących na strych. - może i go nawet przewyższam – roześmiany zapalił fajkę.- Dobrze się bawisz w nowej szkole?
- Tak.
- Rozumiem, a ojciec?
- Dalej będziesz się tak wypytywał?
- Ach, bezwzględna jak matka. Radziłbym ci uważać na niektórych typków – wzruszył ramionami wyrzucając papieros na podłogę i zgniótł go butem. - Bo mogą się okazać większym wrogiem niż sojusznikiem – z tajemniczym uśmiechem wyszedł napotykając mojego ojca stojącego jak słup na jego widok.
- Kiiiraaa?!?! - warknął rzucając się z wściekłością na mężczyznę. Ten zaś z łatwością, jednym ruchem ręki położył na ziemię tatę i jakby nigdy nic szedł dalej.
- Spokojnie gospodarzyku. Przyszedłem tylko z wizytą – prychnął odjeżdżając w czerwonym audi.
- Coś ci zrobił? - spytał, kiedy pomogłam mu wstać. Był cały obolały po tym upadku.
- Nie – odpowiedziałam zamykając za sobą drzwi. - Niczego raczej nie wziął, ale... czego on może chcieć?
- Zemsty. Ten potwór chce odebrać mi ciebie, Rei – z szklankami w oczach położył się na kanapie nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Spokojnie, nie odejdę. Nie pozwolę -uśmiechnęłam się robiąc mu ciepła herbatę.

*****

- Jak śmiałeś włamywać się do jej mieszkania?
- Spokojnie kochaniutki. Ty tylko dostarczasz mi niezbędnych informacji. Po co niby mieliśmy się spotkać?
- Yutto utrudnia sprawę.
- Yutto? Robi to, co do niego należy.
- Być może, ale...
- Ty się lepiej zajmił kierownictwem swojej szkoły, Isei.

*****

- No to... - wzięłam głeboki wdech siedząc naprzeciw tajemniczego kartonu w moim pokoju, z Panem Króliczkiem pomiędzy nogami i Tofikiem bawiącym się jego uszkiem. - Spójrzmy co kryje w sobie ta paczka – chwyciłam za kąciki kartonu powoli je odchylając, a Woldemorcik zastygł obserwując poruszające się odłamki kartonu. W końcu nadszedł czas otwarcia tajemniczego panku,musiałam go otworzyć i dowiedzieć się, co tam jest. Zerknęłam do środka nie wierząc własnym oczom.
- To przecież...

11 Szkoła muzyczna


Przez całą noc nie mogłam spać z myślą, że moja mama była naprawdę niesamowitą osobą. Sama chciałabym być taka jak ona. Mam dosyć robienia z siebie zimnej i poważnej osoby. Ona nie skrywała swojego charakteru pod maską, ja również tego nie chcę. Zdecydowałam. Od jutra, od momentu przyjścia do szkoły muzycznej zostaję prawdziwą sobą. Mam zamiar odnaleźć swoje prawdziwe Ja.
- Trzymaj za mnie kciuki – wyszeptałam w ucho Pana Króliczka o poszłam spać.


*****

- Jak tam minął wolny czas z... Rei? - matka wydała z siebie zgrzytający głos od niechęci wypowiedzenia dziewczyny imienia i wymusiła sztuczny uśmiech.
- Nie musisz udawać, że ją lubisz – westchnąłem włączając telewizor, kiedy ona malowała sobie paznokcie. Znów miała zamiar wyjść na łajzy. Żałosne. Czy do końca życia będzie tak latała za facetami? Nikt jej nie będzie w ten sposób chciał.
- Mamo...
- Nie teraz kochanie – pocałowała mnie w czoło biorąc torebkę. - Nie zamykam mieszkania. Będę za godzinkę lub dwie – pomachała dłonią z uśmieszkiem i wyszła. Dzień jak co dzień. Nic ją nie obchodziło, a sama wieść, że przebywałem w towarzystwie Rei już strasznie ją irytowała. Ile to już razy mnie zbiła za karę mówiąc, iż to mój wróg? Co mam robić? Nasze szkoły, ona nas rozdzielą. A ja... muszę być blisko niej inaczej oszaleję. Szkoła muzyczna Iseia? He, już jej nienawidzę.


*****

- I jak kanciarzu? - zarozumiały głosik mężczyzny dotarł do mych uszu. Jak ja uwielbiałem zgrzyty z takimi typkami. - Masz ciekawe informacje dla mnie?
- Dla mnie to nic interesującego, jak zwykle – prychnąłem z cwaniacką miną. - Gdzie ty się koleś czeszesz? Te włosy chyba od lat nie widziały fryzjera.
- Twoje również – odparł dając mi kilka zielonych papierków. - Nie mam czasu kochaniutki, więc mów szybko.
- Zapisuje się do szkoły muzycznej Isei. Zadowolony?
- Tak, spisałeś się doskonale, psie.
- Nie nazywaj mnie tak gnojku!
- Czemu? W końcu nie każdy ma taką fuchę jak ty – machnął do mnie dłonią odchodząc, dupek. Zasrany dupek. Jeszcze mu kiedyś pokażę.

*****

- Pobudka córciu! Śniadanie na stole! Zaraz musisz jechać do szkoły! - jeszcze lepszej pobudki nie miałam. Mój ojciec powitał mnie cudownym śniadaniem. Gotował po mistrzowsku, dziwne, że nie postanowił otworzyć własnej restauracji.
- Uaa!! - z wypiekami na twarzy wdychałam rozkoszne zapachy ubrana w szkolny mundurek. - Pysznie wygląda! - oznajmiłam od razu zaczynając jeść.
- Trzeba rozpocząć miło dzień – z uśmiechem przysiadł się do śniadania.
- Pewnie! - radośnie popiłam gorącą herbatą. - Czy mama kochała Japonię?
- Naturalnie, nawet zdarzało jej się mówić w tym języku. Dlatego miałem problem ze zrozumieniem jej. Jak się złościła, ekscytowała, to zawsze coś palnęła
- He, chyba sama z ciekawości zobaczę tę kulturę – powiedziałam spoglądając na zegarek, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Zdziwiona spojrzałam na zadowolonego ojca jakby wiedział kto to był. - Kto to? - spytałam podchodząc do drzwi i je otworzyłam, a tam znajdowała się moja kapela. Niemalże cała. Była Isanami, a także Yutto z Osoi. - Co tu robicie? - spytałam z powodu tej zaskakującej niespodzianki.
- Jak to? Przecież uczęszczasz od dzisiaj do naszej szkoły – odpowiedział zadowolony różowowłosy Yutto. - Naszym obowiązkiem jest cię oprowadzić – roześmiany wyciągnął mnie z mieszkania, a Osoi zawiesił moją torbę na plecy.
- I jak? Do twarzy mi? - spytał z rozbawieniem.
- Przecież to kobieca torba – roześmiana Isanami wygląda równie zabawnie, może dlatego, że miała dość interesująco zafarbowane włosy. Z zewnątrz ciemny fiolet, a w środku jasny, bardzo jasny. W dodatku to rozdwojenie jaźni. Ona jest obłędna, raz milutka i niewinna, a momentami istny szatan.
- To jak? Ponoć nie będziesz już śpiewać – odezwał się Osoi. - To prawda?
- Um, chętnie bym to nadal robiła, ale... - nadal pozostawiając uśmiech spoglądałam na ścieżkę. - Chcę zasmakować szkolnego życia. Jeszcze się zobaczy – powiedziałam i po pół godzinie byliśmy na miejscu. Rozglądnęłam się po okolicy wchodząc do środka. Było tam... jak w jakimś bogatym mieszkaniu! Korytarze owinięte w czerwone dywany, złote zdobienia na ścianach i dekoracje z białego złota. Spora kawiarnia, tu wszystko było jak dla bogaczy! Gdybym jednak teraz się temu wszystkiemu przyjrzała, to tu są same osoby, które zrobiły przynajmniej jedną piosenkę, jeden album. Byłam oczarowana tym miejscem, że nawet nie zauważyłam jak podbiega do mnie Lunitari!
- Rei! - uradowana z rumieńcami na twarzy trzymała w dłoniach jedną z książek. - Tu jest genialnie! Tylu słodkich chłopaków! Jestem w siódmym niebie! Nie! Jeszcze lepszym!
- Spokojnie – roześmiana spoglądałam na rozszalałą rudowłosą, która równie błyskawicznie zniknęła mi z oczu. - Czy tu doprawdy jest tak cudownie? - zdziwiona spojrzałam na znajomych z kapeli.
- Się zobaczy – wzruszył ramionami Osoi biorąc Isanami pod swoje skrzydła. - Mykamy do swojej klasy! - oznajmił odchodząc i pozostawił mnie z Yutto. Lekko zdziwiona spojrzałam na różowowłosego i nastała chwilowa cisza, którą przerwał dzwonek na lekcję.
- Chodźmy – odezwał się pokazując mi drogę do klasy, w której prawdopodobnie byliśmy razem. - Zaskoczyłaś mnie tym, że uczęszczać będziesz w tej szkole.
- Wy mnie również. Czemu mi nic nie mówiliście?
- A interesowałoby cię? Nigdy nie pytałaś.
- Racja, moja wina – podrapałam się po głowie zaglądając do klasy, w której stał imponujący fortepian. - Niesamowite – z otwartą buzią usiadłam głaszcząc klawisze. Były chłodne w dotyku, kojące moje zmysły. - Tak tu... - wybełkotałam widząc jak grupka z klasy zaczyna mnie zalewać.
- Witaj, jak masz na imię?
- Jesteś tu nowa, prawda?
- Zostaniemy przyjaciółmi?
- Skąd znasz Yutto? Ma on dziewczynę? - i wiele innych, kiedy to rozbawiony głos chłopca rozbrzmiał po klasie.
- Dajcie odetchnąć koleżance z klasy – podszedł do mnie, gdy tłum uczniów zrobił mu miejsce. - Jest nowa i powinniśmy zrobić jak najlepsze wrażenie, a nie tylko ją stresować niepotrzebnie.
- Koleżance? Przecież to Rei z twojej kapeli – spojrzałam na blondyna siedzącego w ławce, zupełnie obojętnemu moim przybyciem.
- Ach, Daisuke. Coś ty taki?
- Nie lubię owijać w bawełnę. Dziwne, że nikt jej nie poznał. Przecież jest bardzo sławna w swojej grupie wiekowej i młodszej – westchnął spoglądając na kartki w zeszycie. Był dość dziwny. Miałam wrażenie, iż obchodzi go wyłącznie jego własne ego.
- Rei...?
- Rei?!
- Reeeeeii!!! - i nagle wszyscy zaczęli się przekrzykiwać. Przerażona stałam czując jak tłum uczniów mnie dusi w swoim zacieśniającym się gronie aż tu nagle ten cały Daisuke trzasnął książką o swój stolik i wszyscy zamarli w ciszy.
- Przeszkodziliście mi w czytaniu, a tego bardzo nie lubię – powiedział z porządnym niezadowoleniem podchodząc do mnie, a wszyscy zrobili mu miejsce. - Wiedziałem, że zrobisz tu spore zamieszanie, a ja za tym nie przepadam. Jeżeli ktoś jeszcze raz przerwie mi w czytaniu to... - przerwał spoglądając na wszystkich i wrócił na swoje miejsce, a klasa rozeszła się w swoje strony. Na początku nie wiedziałam, co właściwie się stało. Był aż tak przerażający, że wszyscy byli mu posłuszni? Czy może był synem bardzo wpływowej osoby?
- Co się...? - spytałam siadając na wolne miejsce.
- To jest Daisuke Kiotora. Doskonale się uczy i kobiety go kochają, ale ma ten specyficzny charakterek. To co? Może cię oprowadzę po szkole jak skończą się zajęcia?
- Um – potaknęłam z uśmiechem, kiedy do klasy wszedł nauczyciel równo z dzwonkiem. Łoł, jeśli tu tak każdy będzie przychodził, to mogę pomarzyć o spacerach po korytarzach i pójściu po drugie śniadanie.
- Powitajcie najpierw nową uczennicą, Rei – powiedział mężczyzna w garniturze i wstałam czując skierowane na mnie spojrzenia uczniów. - Może powiesz coś do swojej klasy?
- E...Miło mi was poznać i chciałabym się z wami zaprzyjaźnić – z uśmiechem usiadłam. Matko, jak to sztucznie zabrzmiało. Ja się za to zabiję, skoczę z mostu. AAAA!!! Jeszcze ten oszołom na mnie się lampi. Może chce mnie uderzyć tą swoją książką? Co on właściwie czyta? Co?!?!?! „Jak zbliżyć się do drugiej osoby”?!?!?! No bez jaj! Przecież on... no tak. Wydaje się być chamski. Dobrze mu to zrobi i towarzystwie siedzącemu obok niego.

Po lekcjach Yutto zaczął mnie oprowadzać wraz z Isanami, która nie była w dobrym humorku, ujawniła się ta jej wredna osobowość.
- Po co my ją oprowadzamy Sama by nie mogła?
- Spokojnie, przecież jest szefową naszej kapeli. Powinniśmy jej pomóc.
- A niech się zgubi w tej szkole – warknęła odchodząc od nas.
- Dokąd to? - spytał Yutto.
- Daleko stąd – odparła kierując się do wyjścia, a ja już zestresowana szłam za chłopakiem słuchając jak opowiada gdzie co się znajduje. Było to miłe z jego strony, ale ja sama miałam ochotę już wracać do domu.
- Ja też już będę wracała. Jestem zmęczona, a chcę pójść do taty pracy – powiedziałam udając zmęczenie. Nie chciało mi się już chodzić, a zwłaszcza, że przed nami jeszcze pół szkoły zostało. Tak więc rozeszliśmy się, a ja zamiast znaleźć wyjście, znalazłam bibliotekę. No cóż, jak już tu przyszłam, to się trochę rozglądnę, co mi szkodzi?
Wędrując pomiędzy regałami niespodziewanie ujrzałam siedzącego na krześle Daisuke i szybko schowałam się za regał, wyglądając lekko. Wyglądał... całkiem inaczej. Spokojnie, jego mina, jakby czuł pustkę, jakby był samotny.
- Widzę cię - warknął spoglądając na mnie, a ja najeżyłam się jak kot. - Czemu mnie śledzisz?
- Nie śledzę, aj tylko.. przechodziłam i nie chciałam ci przeszkadzać.
- Więc uznałaś, że podglądanie będzie najlepszym wyjściem?
- Można tak powiedzieć - odparłam. - To ja lepiej już pójdę.
- Poczekaj, dlaczego wstąpiłaś do tej szkoły? Taka sławna piosenkarka jak ty powinna cieszyć się pieniędzmi i szaleć. Ćpać, balować,robić z siebie pośmielisko jak reszta gwiazd.
- Wypraszam to sobie. Nie jestem jak inni. Nigdy nie paliłam, nie ćpałam, a poza tym wstąpiłam tu, aby napotkać takich wrednych ludzi jak ty - zmarszczyłam brwi odwracając się do niego plecami. - Zwyczajnie chcę... poznać smak szkolnego życia. Sława mnie po prostu męczy - dodałam odchodząc.
 
*****

- Co tym razem kanciarzu? Masz ciekawsze wiadomości?
- Obawiam się, iż Daisuke Kiotora może się zacząć mieszać w twoje plany.
- Spokojnie. Na takich jak on mam własne sposoby uciszenia.
- Więc co robimy?
- Na razie nic. Nie ma potrzeby się śpieszyć. Niech się przyzwyczai do szkoły i zacznie zajęcia, a potem się zobaczy. Spotykamy się za tydzień. Łap, żarłoczny kanciarzu – z prychnięciem rzucił chłopakowi pęczek pieniędzy.
- A co z...

14.08.2012

10 Dzień z ojcem

Rei z przygnębioną miną spoglądała na znaną jej ulicę. To na niej mieszkała. Dotarli na miejsce na jej szczęście lub nie. Tęskniła za swym ojcem, jak zarówno za kapelą. Brakowało jej tych starych śmieci, które doskonale znała, ale równoważyło się to z nadejściem poważnej rozmowy z Nathanielem. W końcu obiecała mu dzień z ojcem, sam na sam. Musiała dotrzymać obietnicy, zawsze to robiła i tym razem nie mogło być inaczej.
- Jesteś pewna, że chcesz chodzić do szkoły tego imbecyla? - spytał ją Kei, zagłuszając kilku godzinną ciszę. Nie wliczając marudzenia menadżera, który układał tygodniowy plan dla Rei.
- Tak Kei. To moja szansa na skosztowanie normalnego życia – odpowiedziała wpatrując się nadal w krajobraz za szybą.
- A co z ojcem? Będzie zadowolony z tej decyzji?
- Z całą pewnością. On sam wolałby abym chodziła do szkoły zamiast paradować w strojach na muszlach koncertowych. To taka jego natura. Nie wiem czy przed śmiercią mamy był równie pracowity i zamknięty w sobie. Nie pamiętam kiedy ostatnio byli u nas goście – westchnęła zerkając kątem oka na wsłuchanego Keia. - Ale wiem, że z całą pewnością od samego początku był troskliwą i uprzejmą osobą – na twarzy blondynki zagościł niewielki uśmiech, a samochód zatrzymał się przed drzwiami jej mieszkania.
- No to jesteśmy! - oznajmił menadżer. - Szykuj się, za godzinę będziemy. Pojedziemy jeszcze odwieźć twojego kolegę – zadowolony mężczyzna pstryknął palcami na pożegnanie zostawiając walizkę na chodniku. - Narka!
- Pa – pomachała na pożegnanie spoglądając na budynek. - Więc... - wzięła głęboki wdech wchodząc do środka. - Witamy w domu – dodała ciszej sama do siebie zaglądając do środka. Wszędzie było ciemno i głucho. Ojca najwidoczniej jeszcze nie było. - Trudno – ze smutną miną weszła do swojego pokoju. Nic nie było naruszone, a mimo to nie można było znaleźć śladu kurzu na meblach. Niebieskooka spojrzała na łóżko widząc swojego pluszaka. - Pan Królik! - gwałtownie szczęśliwsza skoczyła na maskotkę, mocno ją tuląc. - Tęskniłam – dodała z szklankami w oczach. - Tak bardzo tęskniłam. Mam tyle tobie do opowiedzenia – usiadła wygodnie zaczynając opowiadać pluszakowi swoje zaistniałe przygody.

*****
- Wróciłam! - krzyknęłam wchodząc późnym wieczorem do domu. Była głucha cisza, ale dało się słyszeć szumy włączonego telewizora. Zaglądnęłam do salonu, a tam znalazłam śpiącego ojca na kanapie, trzymającego list ze szkoły w zmarzniętej dłoni. Wyglądał na przepracowanego. Nie byłam pewna, czy zmiana pracy wyszła mu na lepsze, ale cóż. - Tato? - spytałam widząc wskakującego na oparcie kanapy Tofika i z delikatnym uśmiechem wyłączyłam telewizję chcąc odejść do swojego pokoju.
- Nie śpię – drgnęłam słysząc szept Nataniela. Umiał zmylić człowieka.
- To dobrze – odpowiedziałam siadając na podłodze, bawiąc się z kotem. - Dzisiaj raczej nici z naszego dnia.
- Możemy teraz porozmawiać, o czym zechcesz.
- Naprawdę? Więc... chciałabym abyś mi opowiedział wszystko, co związane jest z moją mamą – wyszeptałam niepewnie widząc reakcję nie tylko ojca, ale także Tofika, który z równie smutnawą minką zniknął pod kanapą.
- Więc to tak – na jego twarzy za widniał delikatny uśmieszek. - Od czego by tu zacząć? Tak naprawdę to ja zacząłem znajomość z Miraką. Mimo że przyszła do mnie dać dokumenty szkolne. Była wtedy dość... zdezorientowana. Nie wiedziała gdzie co jest, a jej mina przerażonego psiaczka zwyczajnie rozbawiała. Naturalnie starała się tego nie okazywać, ale przede mną nic nie mogło się schować. Minęło trochę czasu. Pomagałem jej w drobnostkach, pokazywałem gdzie jest dana klasa i tym podobne aż w końcu zrozumiałem, że chcę być dla niej kimś więcej.
- I co? Jak zostaliście parą?
- Spotkałem ją w bibliotece. Byłem dość sławny w szkole, miałem swoje fanki jak ty z powodu wyglądu. Rozmawialiśmy, kiedy podeszła liczna gromadka dziewcząt, a twoja mama mi czmychła. Poszedłem jej szukać...i kto by pomyślał, iż przez zwykłą książkę byłem wstanie ją pocałować.
- W bibliotece?!
- Tak.
- Łoł, nie spodziewałam się tego po tobie – z wytrzeszczonymi oczami i rumieńcami na twarzy słuchałam taty, a sam Tofik wyglądał na zaskoczonego i roześmiany poczołgał się po ziemi. Tez bym to zrobiła, ale duma i nie pozwoliła. Chciałam usłyszeć jak najwięcej zanim zmęczenie całkowicie mnie dosięgnie.
- Hm... po tym zdarzeniu trochę mnie unikała. Raz chciała rozmawiać, potem nie. Kochała koty równie mocno, co ja i pomogło nam to w pewien sposób. He, ileż to razy ją podrapały, a ja musiałem ją bandażować. Zakładanie opatrunków za nic mi nie wychodziło, ale nic nie mówiła i prędko je poprawiała jak tylko nie patrzyłem. Raz nawet uknułem mały spisek. Powiedziałem jej przyjacielowi, iż dam jej misia, którego chciał podarować przed wyjazdem Mirace. Przed tym jeszcze ubłagałem rodzinę aby mogła z nami jechać na basen. Adres wziąłem z teczki dokumentów, ale ciii, o tym się nie mówi – mrugnął do mnie z uśmieszkiem. A jednak ojciec nie był taki święty!
- I co dalej? No opowiadaj!
- Spokojnie, hehe – roześmiany zaczął kontynuować. - Przyznaję, że miała talent do wpakowywania się w tarapaty. Ale byłem szczęśliwy z tego powodu. Nie dało się przy niej nudzić i często musiałem ja ratować. Kochana... musiała pójść do mojego pokoju po misia, a ja tak bezczelnie na nią się rzuciłem. Ale skubana wymknęła mi się i nic z tego nie wyszło.
- Nie mów z takimi szczegółami! - cała czerwona przerwałam tacie. Ja nie chcę tego słyszeć jak i gdzie To robili!
- Jesteś tak samo wstydliwa na ten temat, co matka – czemu go to tak śmieszy?! Zaraz, tak samo? Czyli jestem podobna do mamy? Jak mnie to cieszy. - Czasem mieliśmy takie pewnego rodzaju zejścia. Raz ona nie mogła wytrzymać bez bliskości, a kiedy się na to zgodziłem, to od razu robiła z siebie niewinną owieczkę i uciekała. Udawała groźną lisicę, ale nią nie była. He. Raz... przez jej zazdrość... i mój błąd wpadłaby pod samochód. Całe szczęście, że udało mi się ją odrzucić przed nadjeżdżającym samochodem. Tamtego dnia chciała odejść. Oboje byliśmy zrozpaczeni – niespodziewanie zauważyłam szklanki w oczach Nataniela. Nawet teraz wszystko przeżywał niewiarygodnie mocno. - No, ale wszystko skończyło się dobrze i podarowałem Mirace pierścionek. Nie sądziłem, że będzie go wiecznie nosiła. Jako główny gospodarz miewałem sporo papierkowej roboty, a ona wściekła nie wiedziała, co robić z tym wolnym czasem. Kilka razy mi pomagała i miałem jeszcze więcej roboty, była dość... niezdarna, a zwłaszcza, kiedy się mocno starała. Poszliśmy do jej mieszkania i rozmawiając chciałem ją pocałować na kanapie. Skończyło się na tym, że oblałem spodnie i... - z wypiekami kontynuował. No nie, i znowu?! Co za zboczeniec z mojego ojca! Może sam molestuje mnie kiedy śpię?! - Skończyło się na wspólnej kąpieli, kiedy wróciła jej rodzina. To było straszne, prawie mnie utopiła, gdy do łazienki weszła na moment matka, twoja babcia. Wiele jeszcze przygód mieliśmy, a z całą pewnością twoja matka. Ludzie ją kochali. Jej widok powodował, że momentalnie zaczynali się uśmiechać. Na obozie, to tam tyle się wydarzyło. Miraka... chłopacy za nią się uganiali i spoglądali, choć ona tego nie widziała. Przez kilku z nich nawet prawie ją straciłem. Przez pewną kobietę, matkę twojego brata... rozstaliśmy się dość poważnie. Namieszała mi w głowie, a Miraka zeszła się z niejakim Lysanderem. Był... myślę, że lepiej do niej pasował. Jednak byłem nieszczęśliwy bez Miraki. Nie wieżę, że wtedy słuchałem tej kobiety zamiast twojej matki. Ona nigdy nie kłamała, a jak już, to dało się zauważyć. Nie umiała po prostu kłamać. Kiedy wróciliśmy do siebie, pojechaliśmy nad morze we dwoje, samotnie. Miała po powrocie wyjechać do Japonii. Postanowiłem zwołać wszystkich jej najlepszych przyjaciół i urządzić przyjęcie pożegnalne. Była szczęśliwa, nawet twoja ciocia Amber zachowywała się dość grzecznie.
- Jak to?
- Kiedyś była niezłym ziółkiem, jak ja. No cóż, nienawidziła Miraki. Każdej kobiety, która mieszała się w moje życie, a Miraki nie była wstanie się tak łatwo pozbyć i to ją straszliwie flustrowało. Faktycznie, kochana była bardzo uparta aż momentami upierdliwa. Byłem taki zestresowany, kiedy wyjechała. Była nieszczęśliwa, to była próba dla naszego związku. Jeślibyśmy się rozstali, to oznaczałoby, iż do siebie nie pasujemy. Bojąc się tej myśli, pojechałem do niej. Gdybym tylko... nie umawiał się podczas naszego rozstania z Rilan... kiedy twoja mama była z Lysanderem... myślę, że wszystko potoczyłoby się innymi torami. Tak bardzo kochałem Mirakę – jego szklanki zaczynały coraz bardziej przypominać łzy, ale nie szczęścia tylko rozpaczy, czyli zbliżaliśmy się do powodu zginięcia mamy. Chciałam pocieszyć tatę, ale wtedy nie dowiedziałabym się zakończenia. A chciałam je usłyszeć od niego samego. - Nieoczekiwanie zaczął nas nachodzić nijaki Kira.
- Kira? - z otwartą buzią, z niedowierzaniem wsłuchałam się w to imię, które chodziło w mojej głowie nieprzyjemnym echem. Kira... już go kiedyś spotkałam.
- Tak, Kira. Zmanipulował Rilan, która zapragnęła się na mnie zemścić. Wszyscy chcieli pomóc Mirace, jej...ktoś nawet... nie mogę tego powiedzieć, wybacz. Uciekliśmy, wydawało się, że wszystko będzie w porządku, ale nie. To była wyłącznie cisza przed burzą. W najmniej oczekiwanym momencie pojawiła się ta dwójka, kiedy to Miraka objaśniła iż jest ze mną w ciąży. Byłem taki szczęśliwy, mogłem skakać, tańczyć w nieskończoność, ale wtedy zauważyłem ich z wózkiem. Rilan oświadczyła, że niemowlę jest moje. Byłem zaskoczony, ponieważ nie mogliśmy mieć wpadki za pierwszym razem.
- A zrobiliście testy ojcowskie?
- Nie, nawet teraz ze sobą nie rozmawiamy. Nóż Rilan, on był wycelowany we mnie. A Miraka, ona stanęła w mojej obronie i pozwoliła się zranić. Oni uciekli, a ja pojechałem do szpitala. Miała wybór. Mogła przeżyć, ale wolała ratować córkę. Wolała ratować ciebie. Myślę, że nie żałowała swojego życia i chciała abyś i ty się nim nacieszyła. Jestem szczęśliwy, że tutaj jesteś. Jednak ciągle nie mogę sobie wybaczyć – szybko przytuliłam tatę słysząc jak płacze, sama nie mogłam się powstrzymać. Razem siedzieliśmy płacząc sobie w ramiona.
- To nie twoja wina, gdyby Kira się nie mieszał w wasze sprawy... - wybełkotałam szlochając.
- Ale to i tak boli Rei...i tak samo wspomnienie o tym i myśl, że jednak zawiniłem.
- Już dobrze. Mama na pewno nie chciałaby abyś się obwiniał. Zrób to dla niej i mnie.
- Um... postaram się Rei, kochana Rei.

******

- Czego chcesz? - Kei stojąc przed drzwiami mieszkania Rei spoglądał groźnie na zadowolonego Iseia.
- Tego co ty. Szczęścia Rei – wzruszył ramionami jakby nigdy nic.
- Nie kłam.
- Po co te nerwy? Nie widzisz jacy są szczęśliwi? W końcu o jeden problem mniej. Nie martw się. Wiem jak ją kochasz i nie mam zamiaru być twoim rywalem. Za bardzo bym ją skrzywdził – odwrócił się plecami zerkając przez ramię na Keia. - Nie wiem tylko jak ją upilnujesz w szkole – machnął ręką na pożegnanie odchodząc, gdy niebieskooki spojrzał w okno gdzie wtuleni w siebie wypłakiwali całe cierpienie zbierane przez lata.
- Szczęśliwi...? - spytał sam siebie odchodząc.

11.08.2012

9 Niechciany powrót

Rozdział wywalczony z trudem, więc wybaczcie za jego jakość i długość. Postaram się aby kolejny bardziej was zadowolił. Gomene, doprawdy gomene. Czekam na wasze komiksy ^^
- Rei, telefon dzwoni – nie wiem która dokładnie była godzina, może druga w nocy, może trzecia, a Kei zaczął do mnie bełkotać, że komórka mi dzwoni. Sama sił nie miałam sięgnąć po sprzęt nawet jak miałam go na wyciągnięcie ręki. Wiecie jak ciężko podnieść rękę po tak trudnej pobudce w nocy? To w ogóle nie jest realne!
- Jak ci przeszkadza to odbierz.
- Nie zrobię tego.
- Niby czemu?
- Bo śpisz w samych gaciach – co? Co on do mnie tam pierdzieli? Jak to... zaraz, skąd on to niby wie?!?!
- Co?! - zerwałam się na dupę spoglądając przed siebie gdzie stał zaspany Kei trzymając w dłoni moją komórkę. - AA!!! - krzyknęłam zorientowawszy się iż kołdra mi się zsunęła.
- Nic nie widziałem! - zakrył oczy dłonią szybko się odwracając, a ja zakryłam swoje krągłości. - Trzymaj ten cholerny telefon i odbierz go – podał mi komórkę siadając na brzegu łóżka.
- Halo? - szepnęłam do słuchawki. - Tata? Czemu dzwonisz o tej porze? Tak, ja mam tu środek nocy.
- Wybacz córciu, ale musiałem się dowiedzieć, co tam porabiacie. Za trzy dni wracasz, prawda?
- Tak, wracam. Skoro już mnie obudziłeś, to powiedz, co tam w domu słychać?
- Wszystko gra. Tofik za tobą bardzo tęskni i dziadkowie. Za spokojnie tutaj bez ciebie...
- Obiecuję, że jak wrócę, to zrobimy sobie dzień ojca i córki. Tylko my we dwoje.
- Dobrze. Trzymam cię za słowo. Dobranoc córusiu, kocham cię córusiu.
- Kocham cię tatusiu, dobranoc tatusiu.
- Dobrze znów słyszeć twój głos, pa.
- Pa... - wyszeptałam sama do siebie odkładając telefon. - Skrzywdziłam go tym wyjazdem – spoglądnęłam na zerkającego na mnie przez ramię brata.
- Wiem. Nie musisz mi tego mówić – podniósł się ociężale kierując się na kanapę w drugim pomieszczeniu.
- Kei... - zatrzymałam go słowami, gdy stał w drzwiach. Pragnęłam powiedzieć mu coś bardzo ważnego i koniecznego, dzięki czemu poczułby się o wiele lepiej, a jednak z drugiej strony nie potrafiłam tego zrobić. To wyznanie wybełkotałam wyłącznie raz w życiu i w połowie tego żałowałam. Nie chciałam znowu tego doświadczać mimo tego, że wiedziałam iż nie będę skrzywdzona w ten sam sposób.
- Śpij już – powiedział opierając dłoń o futrynę i przymknął drzwi zostawiając mnie samą z myślami. Z samego rana również dostałam kolejny telefon, jednakże stanowczo mniej miły.
- Co takiego?! - z wytrzeszczonymi oczyma spoglądałam na Keia, który nie wiedział, co się dzieje. - Ale jak?! - wyjrzałam przez okno widząc tłumy fanów i służbowy samochód mojego menadżera. - Cudownie – warknęłam z skwaszoną miną. Cały urlop diabli wzięli. - Już schodzimy – westchnęłam spoglądając smutnawo na brata. - Przyjechał po mnie. Mam koncert za trzy godziny i muszę na nim być – schowałam komórkę spoglądając na częściowi spakowane walizki.
- Nie możesz być wiecznie na jego zawołanie.
- A co mam zrobić? Nie mam wykształcenia. Pozostałą mi tylko sława. Jeśli zrezygnuję, to kto... - przerwałam chowając wzrok. - Kto... - zacisnęłam kurczowo pięści. Właściwie, to nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Nie mogłam przypomnieć sobie końca zdania.
- Twój ojciec nie zarabia mało.
- Tu nie chodzi o rodzinę, a dziadków. Są bardzo chorzy. Chcę nadal opłacać ich operacje, a bez koncertów jest to niemożliwe!
- Zbyt mocno martwisz się otoczenie. Zobacz na siebie. Jesteś bardziej nieszczęśliwa od wszystkich. Powinnaś najpierw pomóc sobie, a potem innym.
- Daj już spokój – odparłam kończąc się pakować. - Jeśli chcesz, możesz tu zostać – dodałam chcąc wyjść, ale czarnowłosy przetrzymał drzwi, łapiąc moją walizkę.
- Nie dam ci spokoju. Chce jak najlepiej.
- Więc daj mi spokój.
- Nie zrobię tego. Obiecałem ci kiedyś, że nie ważnie co się wydarzy, ale ciągle będę po twojej stronie. Nadal nic się nie zmieniło. Idę z tobą – otworzył drzwi biorąc walizkę, w której mieliśmy swoje ciuchy kupowane stopniowo podczas urlopu.
- A co z Lunitari i Iseiem?
- Masz jej numer – odpowiedział nie drążąc tematu o brązowowłosym. Aż tak bardzo go nienawidził, choć nie wiedziałam dlaczego.
- Prawda – poszłam za chłopakiem na dół, gdzie flesze i piski fanów mnie zdezorientowały. Jak mogli tak szybko mnie odnaleźć? Pewnie zaplanował to menadżer, abym nie miała wyjścia i musiała wrócić jak posłuszny piesek. Kierowca wkładał właśnie walizkę, a ja wchodziłam do samochodu, kiedy to zauważyłam Lunitari
- Co się dzieje? - spytała spanikowana.
- Wyjeżdżam.
- Zobaczymy się jeszcze?
- Na pewno - odpowiedziałam z uśmiechem znikając w samochodzie z Keiem.
- No nareszcie z powrotem w biznesie! - powitał mnie wesoły menadżer, ale mi do śmiechu nie było. - Jak tam? Wypoczęta przed wielkim powrotem?
- Nie – warknęłam ze złością. - Zmieniłam plany – dodałam spoglądając na Lunitari, kiedy odjeżdżaliśmy. - Mam zamiar chodzić do szkoły.
- O nie, nie, nie, nie. Stanowczo nie.
- Muzycznej. Muszę się kształcić, a ta sława mnie straszliwie męczy.
- Nie.
- Wysłuchaj jej do końca – warknął groźnie Kei.
- No dobrze – potaknął przełykając głośno ślinę. - Co moje złotko chce mi powiedzieć?
- Chcę uczęszczać do szkoły niejakiego Isei. Do muzycznej szkoły. Mam do tego prawo. Fani mają mieć zakaz wchodzenia tak samo jak paparazzi. Jeśli tego nie zrobisz, odchodzę – spojrzałam poważnie widząc jego zastanawiającą się minę. Widział w moich oczach pewność siebie, byłam stanowcza. Mogłam odejść, byłam na to gotowa.
- Niech będzie. Zapiszę cię na drugi semestr. Jeszcze jakieś wymogi?
- Tak, chcę mieszkanie niedaleko szkoły.
- Dobrze