Wreszcie koniec lekcji! Co za udręka! Mówię wam! Ta kultura mnie powala na kolana! I jak ja niby mam spamiętać te nazwiska?!Chodzi mochi jakąś tam! Łaaa! Ja ledwo swoje nazwisko pamiętam! Ja cały czas inaczej wołam na swojego kota! Ale to,co teraz trzymam w rękach, to jest jak życie prezydenta! Najwyższa waga! Nie ta ciężka jak w sumo, ale ta lekka i najważniejsza! A otóż to! W swoich łapskach trzymam kartkę papieru! Nie byle jaką! Na samą myśl chyba nie jestem godna ją trzymać! To skarb! Skarb piracki o wartości, on jest tak wartościowy, że aż wartości nie ma! Zwłaszcza te napisy! DZIŚ ODBĘDZIE SIĘ WIECZOREM W CENTRUM MIASTA...
- Dobrze się czujesz? Oczy świecą ci się jak psu jaja – i nagle padłam na ziemię słysząc ripostę Rina. A ten znów z tym swoim lodem w gębie i myśli, że jest fajny. Żall...
- Dzisiaj będzie zjazd Cospayów! Muszę na nim być! - cała pod jarana zaczęłam krzyczeć i podskakiwać czując się jak w siódmym niebie. Do potęgi entej! Kocham cię Japonio za to wszystko, co kochają Otakuuu!!!!
- Idziesz sama – burknął kierując się w stronę domu.
- Doushte? - spytałam ze słodką minką. - Dlaczego?
- Czy ja ci wyglądam na Otaku biegającego z pluszaczkami postaci i w stroju dziwadeł?
- Em... odpowiem twierdząco, tak – potaknęłam obserwując reklamę zjazdu.
- Pójdziesz z Renem.
- Ale to ty jesteś moim ochroniarzem.
- No i?
- Ty chyba nie wiesz na czym polega twoja praca – klepnęłam się w czoło zdruzgotana jego głupotą.
- Wiem. Na pilnowaniu cię, ale zrobię dobry uczynek gubiąc cię w tym tłumie dziwaków.
- Zaczynam się zastanawiać kto jest tak naprawdę dziwakiem – burknęłam pod nosem i w końcu doszliśmy do domu. - Już jestem! - krzyknęłam widząc Rena jak zwykle przy garach.
- Witam panienkę Mirakę. Dziś zrobiłem czekoladowy budyń na deser.
- Pycha! Mogę zacząć od niego?
- Nie – odpowiedział z uśmiechem podając mi zupę, w której pływało jakieś zielsko.
- Ooo. Twój pupilek powiedział nie – zaśmiał się sarkastycznie Rin zaczynając jeść.
- Musi być jakaś kolejność w jedzeniu – odpowiedział jak zwykle grzecznie lokaj. - A ty masz swoje miejsce na jedzenie – pokazał kąt gdzie stała miska mojego Adolfka, czyli kota.
- Bardzo śmieszne. Sam tam jedz – odparł z obrażoną miną wciągając do ust zielsko. Fuj! To jest jadalne?! No nic, dam radę. To tylko jakaś tam trawa. Na pewno dobrze smakuje. Zamknę oczy i po sprawie. Już prawie, ręka się coraz bardziej trzęsie, spokojnie, i do ust. Ugryźć czy od razu przełknąć? Fuj! Ohydztwo! Ble! Wypluwamy! WYPLUWAMY!!!!
- Hahahahaha!
- Z czego się ryjesz ćwoku?! - warknęłam zarumieniona na Rina.
- Żebyś ty widziała swoją minę! - odpowiedział z łzami w oczach i złapał się za brzuch. - Nie wytrzymam. Zaraz wybuchnę! Hahahaha!
- To wybuchnij i odleć mi stąd jak balon! - wrzasnęłam co raz bardziej zawstydzona i nagle usłyszałam trzask taki jak dzwonu. Spojrzałam na zaskoczoną minę Rina i gwałtownie padł na ziemię, a zadowolony od ucha do ucha Ren odłożył na miejsce patelnię i wrócił do szykowania obiadu dla moich rodziców. Łał. On go uderzył i to patelnią!Stworzę dla ciebie ołtarzyk oj wielki Renie! Mój wybawca! Sama jednak teraz boję się zaśmiać. Ciekawe czy mogę?
- Nie smakuje panience zupa? - spytał nakrywając do stołu.
- Dobra, ale to zielsko... - nie chcę go urazić. On jest taki miły i uprzejmy. No i to mój wybawca! Chroni mnie przed Rinem! Zaraz, wyglądają na dobrych znajomych, czyżby dobrze się znali? To by wyjaśniało, dlaczego zatrudnili takiego kogoś jak Rin. Lokaj pewnie ich ubłagał swoim cudownym słownictwem.
- Rozumiem. Panienka przyzwyczajona do Polskich dań.
- Tak, ale chętnie skosztuję Japońskich.
- Dobrze. Będę uważniej wybierał posiłki – pokłonił się nisko i chwyciłam deser! Mniam! - Ren, świetnie gotujesz – powiedziałam zanurzając się w rozkosznym budyniu, kiedy to Rin odzyskał przytomność i nie wyglądał na zadowolonego.
- REN! Jak ja cię zaraz...! - chwycił go za szmaty.
- Proszę odłóż tą pięść. Nie musisz wszystkiego rozstrzygać walką. Zróbmy to jak dorośli.
- Ja preferuję krwawe starcia – odparł, a lokaj złapał go za rękę i przewrócił na ziemię. On leżał jak placek! Hahaha! Rany, nagle zgłodniałam. Zjadłabym sobie placka.
- Ren...
- Tak panienko?
- Czy rodzice dzisiaj wrócą szybciej?
- Tak. Powinni być za pięć minut, nie później.
- Ano... to ja już pójdę do pokoju – wstałam i oddaliłam się wchodząc do swojego świata, mojego pokoju. Zaczęłam odrabiać lekcje, kiedy to usłyszałam hałaśliwą rozmowę tej dwójki.
- Ren jak śmiałeś mnie uderzyć?!
- Powinieneś ładniej się zachowywać przy panience Mirace.
- Ale ona chciała żebym szedł na ten chory zjazd!
- Zjazd? Jaki zjazd?
- Tych wariatów poprzebieranych za postacie z anime.
- Więc pójdziemy na nie z Miraką. Ona ma... - nagle ściszyli rozmowę jakby nie chcieli abym słyszała. Co takiego mam?
W powietrzu można było poczuć tą miłą atmosferę, a gwieździste niebo było bezchmurne. Po całym deptaku rozciągały się stragany z kostiumami, gadżetami, mangami i anime. Były również rozmaite przekąski i występy. Cosplaye urządzali walki, a na scenie śpiewali openingi. Był też mini kino gdzie puszczali odcinki rożnych anime. Było genialnie! Ja sama przebrana byłam za Inoue Orihime. Za mną szedł Ren z nieco słabszym przebraniem kujona w okularach, a Rin, już ja się o to postarałam aby w ogóle nie był do siebie podobny. Hehehe. Czyste zło ze mnie. Pofarbowałam mu włosy na blond i lekko podkręciłam no i świetne przebranie mu wcisnęłam. Musiał to założyć jeśli nie chciał znów oberwać patelnią. Hihihi!
- Zabierzcie mnie stąd! - nagle ochroniarz krzyknął w górę łapiąc się za swój kapelusz.
- Ciszej Rinusiu, bo jeszcze uznają cię za wariata – szepnął Ren zakrywając rozbawioną twarz ręką.
- Ja chcę tam! I tam! - biegałam z jednego miejsca do drugiego wygrywając nagrody i upominki. Wyszarpywałam darmowe prezenty, a Rin co chwile sterczał w kolejce po jedzenie. Musiałam spróbować wszystkiego! Wolę nie myśleć jak mi wypcha brzuch. Pomartwię się później, a teraz banzai w mangę!!! Jeszcze kino! I Lady cafe! O i jeszcze tu! Muszę mieć zdjęcie Ichigo! Jeszcze Sebastiana z Kuroshitsuji! Tyle tego wszystkiego!!!
- Ale się nakręciła – zmasakrowany ochroniarz w końcu przylazł z masą jedzenia w rękach.
- Jestem taka głodna! - powiedziałam rzucając się na żarcie. Oczywiście coś tam im zostawiiiłam. Co mi nie smakowało. XD
- Nie wiem, która to godzina już była, ale w pewnym momencie ledwo stałam na nogach.
- Wracamy panienko Mirako. Jest już późno – powiedział obładowany torbami Ren.
- Jeszcze chwila... - odpowiedziałam, a oczy same zaczęły mi się zamykać. Jeszce niee... Tylko jeszcze kilkaaa (ziew) miejsc...
- Dobra, wracamy – powiedział ochroniarz i poczułam jak bierze mnie na barana. - Tylko dlaczego akurat ja? Jest cięższa niż myślałem – ale bym go zmasakrowała za to, ale moje ręce odmawiają posłuszeństwa. Gdybym tylko miała Powerade. Mogłabym wtedy... wszystko...
- Myślę, że Miraka w końcu odpoczęła od tego wszystkiego – powiedział zadowolony Ren.
- A ja nadal nie wiem o co ci biega.
- Od samego początku była przerażona przeprowadzką. Teraz jest naprawdę szczęśliwa. Zobacz jak się uśmiecha przez sen – ja was słyszęęe....
Następnego ranka ledwo wstałam z łóżka. Na całe szczęście była sobota i do szkoły się nie szło. Tak więc z zdjęciami w ręku poszłam do kuchni gdzie siedzieli rodzice i Ren z Rinem. Przysiadłam się widząc kanapki jak z domu i zaczęłam wsuwać.
- Widzę, że się wyspałaś – powiedziała matka z uśmiechem.
- Um – potaknęłam nie mogąc powstrzymać radości. - Zobacz jakie mam fajne zdjęcia Rina i Rena. Szkoda, że ten szampon już się zmył – spojrzałam na ochroniarza i pochwaliłam się zdjęciami.
- Co?! Dawaj to! - zaprotestował zawstydzony Rin.
- Jesteś cały czerwony! Hahaha! Będę miała cym cię szantażować!
- Oddawaj! - odparł, ale i tak nie dał rady mi odebrać tak cennych danych. Muahahaha!
- Nie!
- Natychmiast!
- Nie!
- Masz mnie słuchać!
- Bo co?!
- Bo gó... nico! Bo tak mówię i już! - i zaczął mnie gonić po mieszkaniu.
- Proszę mi wybaczyć na moment – powiedział do rodziców Ren, kiedy przebiegałam przez kuchnię i z zaskoczenia huknął ochroniarza patelnią w głowę. - Dopiero posprzątałem – dodał z uśmiechem wracając do kuchni.
- A niech cię... - syknął masując obolałe miejsce.
- Hahaha!
- Jak cię dorwę!!! - wstał, a ja zwiałam do pokoju zamykając się na klucz. - Poczekaj! Zaraz prześlę zdjęcie na Facebooka!
- Nawet nie próbuj!
- Oj, za późno. Rany! Od razu tyle komentarzy! Jedna z nich chce cię poznać!
- Nigdy!
- No weź. Bardzo fajna po odwyku. Ma jakąś sto kilosów... do zrzucenia.
- NIEEEE!!!!
- Bardzo dobrze się dogadują -stwierdził ojciec z kuchni.
- Prawda? Też tak myślę – potaknął lokaj. - Rin, tylko niczego nie zepsuj.
- Jedynie ta dziewucha zostanie zepsuta!
- Ty za to już jesteś zepsuty! - odparłam czytając komentarze.
- Ren! Zbieraj na trumnę!!!
- Dla ciebie Rinusiu? - spytałam z rozbawieniem. - Podałam numer tej z odwyku. Zaraz powinna zadzwonić – powiedziałam słysząc dźwięk jego komórki.
- KASU!!! Nie daruję ci tego! Zrobię z ciebie sushi!
Kocham tego bloga !!! :)
OdpowiedzUsuńSuper !!
OdpowiedzUsuńWidać, że masz wenę :D
Ło boż, ty to produkujesz w zastraszającym tempie te rozdziały! O.o
OdpowiedzUsuńHahahahahaha! Rin i Ren wymiatają xD
Ale czy to wszystko znaczy, że z jej poprzednim życiem już koniec?? O.o T.T
Wątku za słodkiego flirtu już nie będzie?
OdpowiedzUsuńhahhahahah Rinuś się zawstydził xD
OdpowiedzUsuńja w tym rozdziale tak się smiałam że z żebrami jest coś nie tak ;')
OdpowiedzUsuńsara