- Łaa! Ale jestem śpiąca! - ziewnęłam jak lew myśląc, że zaraz połknę żywcem Nataniela. Leżałam na wzgórzu czując jak falująca trawa od wiatru głaszcze moje ciało i wrażliwe policzki. Noc była przecudowna, a niebo idealnie czyste, co pozwalało nam oglądać mieniące się gwiazdy wokół rogalikowatego księżyca. Od czasu do czasu zerkałam na dojrzałe jabłka wiszące na gałązkach drzewa, pod którym leżeliśmy. Nie lubiłam ciszy między ludźmi, ale ta była zaskakująco przyjemna. Śpiew sów można było usłyszeć nawet tutaj, a las przecież był jakiś kilometr dalej.
- Jak się podoba? - do moich zrelaksowanych uszu doszedł łagodny głos Nataniela. On również odpoczywał od tego hałasu i zgiełku ludzi, którymi byliśmy na co dzień otoczeni.
- Jest cudownie – odpowiedziałam westchnięciem przekręcając ku niemu głowę. Jego wyraz twarzy był ukojeniem na moje resztki nerwów, które nie chciały mnie opuścić. - Jak znalazłeś to miejsce?
- Pewna kotka kiedyś mnie tu przyprowadziła. Szedłem za nią, bo miała ranną łapkę. Chciałem jej pomóc, ale ta tylko udawała – zagościł u niego łagodny uśmiech, kiedy ten nadal spoglądał w gwiazdy. Nie miał pojęcia jak słodko wyglądał w tym swoim szkolnym stroju. Takiego Natusia nikt nie znał do tej pory. W szkole przesadnie uprzejmy i rozważny, trzymający wszystko na wodzy. Poza nią, przy mnie obudzony drapieżnik pragnący jedzenia, a teraz... to wszystko łączyło się w jedną całość ukazując jego charyzmę.
- Całe życie spędziłeś przy kotach.
- Czy to coś złego? - spojrzał na mnie przekręcając się na bok.
- Nie – pokręciłam przecząco głową przymykając na chwilę oczy. - To coś bardzo pozytywnego.
- A ty? Jak bardzo lubisz koty?
- Hm... ja je raczej kocham, bo ty jesteś jednym z nich – odpowiedziałam wymigując się od odpowiedzi.
- Znów zaczynasz – rozbawiony wrócił do poprzedniego leżenia na plecach.
- Co masz na myśli? - spytałam lekko naburmuszona okręcając się na brzuch, podpierając się łokciami o ziemię by móc uważniej przyjrzeć się jego twarzy.
- Nic szczególnego.
- Ej no!
- Uwielbiam kiedy się tak złościsz – prychnął, a ja obrażona położyłam się na plecach, ale ten postanowił wykorzystać sytuację i położył się na mnie chowając twarz w biuście.
- Jesteś ciężki, dusisz mnie – zaczęłam próbować go zdjąć, ale nie mogłam! - Nathaniel!
- Są takie miłe w dotyku – powiedział z miną wesołego kota wtulając mocniej głowę.
- Przestań! - warknęłam cała czerwona jak burak! - Chcesz żebym tu zmarła na gorączkę?! - nagle wyjrzał na mnie z zdziwioną miną.
- Na gorączkę? - przyłożył dłoń do mojego gorącego czoła. - Rzeczywiście, masz gorączkę.
- I znowu nie wiesz o co mi chodzi – westchnęłam poprawiając włosy blondyna.
- Miraka! Miraka! Miraka! Miraka! - ten głos mnie przeraził. Od razu wiedziałam, że szykuje się atak Emilki na moje ciało! Szybki fru do szafki i znikamy z jej radaru! - Przecież tutaj była! - tupnęła nogą stojąc kilka metrów ode mnie. Było mi coraz bardziej gorąco, a jej wzrok nagle powędrował prosto na mnie. Zbliżyła się do mnie i normalnie mogłam usłyszeć to pikanie jak w tym sprzęcie do szukania metali. POMOCY!!!! - Miraka! Miraka! - nagle pobiegła dalej, a ja z ulgą wydostałam się na zewnątrz korytarza. Jakim ja cudem zmieściłam się w tej szafce?! No cóż, spotkanie z Emilką wymaga szybkiej reakcji. - Hihihihihi – co to za śmiech? Spojrzałam za siebie w górę, a na szafkach stała Emilka z gotowym aparatem nowej jakości! Pstryknęła fotkę, a blask oślepił mnie i padłam jak długa na ziemię.
~~~♥~~~
- Ale ja chcę!
- Nie!
- Tak!
- Nie!
- Ale czemu?!
- Bo nie i koniec!
- To nie argument! - wrzeszczałam w swoim łóżka z termometrem pod machą, kiedy Ren kładł na stoliku gorącą zupę, a Rin machał mi pod nosem torbą pysznych lodów.
- Skąd to wiesz? - syknął z złowieszczym uśmieszkiem.
- Ty się ze mną droczysz! Ren! Powiedz coś mu! - krzyknęłam, a ten podszedł do Rina i trzepnął go patelnią w łepetynę.
- A to za co?!
- Dobrze wiesz, że panienka Miraka jest przeziębiona i nie wolno jej jeść nic zimnego – zabał torbe z lodami i z tacką w ręku wyszedł z pokoju.
- Bla bla bla – pomachał ręką udając paplaninę Rena.
- Wynocha z mojego pokoju! Jeszcze spróchnieją moje książki na twój widok!
- Ta, a jak myślisz, dlaczego pękło lustro w łazience? Czuje twoją obecność – odparł i do środka wszedł z powrotem Ren.
- Rin, czy czegoś nie zrozumiałeś? - spytał machając na boki patelnią.
- Ja to kiedyś opowiem na policji i dostanę odszkodowanie! - zaczął się wydzierać, gdy lokaj wyciągał go z pokoju trzymając go za szmaty.
- Taa...
- Jak tam zdrowie? - siedząc w gabinecie blond pielęgniarka spytała mnie sprawdzając moją temperaturę.
- Dobrze. Moja odporność wzrosła – odpowiedziałam chcąc jak najszybciej odejść.
- A jak tam twój kochany Rin? - i znów się zaczęło! Ona mnie rozwali psychicznie! Albo i fizycznie!
- Nie rozumiem pytania.
- Doprawdy? Codziennie wracacie razem do domu. Pomiędzy wami musi coś być!
- Nie prawda!
- Oj przede mną nic nie ukryjesz! Rozważyłaś już moją propozycję?
- Nie ma mowy!
- Ach jakie z ciebie kochane Tsundere.
- Nie jestem Tsundere! Daleko mi do niej! Pani jest straszna!
- Nieee. Wiesz jak wiele dzieci korzysta z mojego...
- Nie chcę wiedzieć!
- Jaka ty urocza! Taka niewinna i wstydliwa!
- Przestane tu przychodzić...
- Nie wolno tobie, dobrze o tym wiesz.
- Dlaczego zawsze ja?!?!?!?!
- Nie bądź taka jak dziecko. Zjedz brukselkę – zmęczony gospodarz usiłował mi przy obiedzie wcisnąć brukselkę, ale ja się nie dawałam!
- Nie! Nie lubię brukselek! - uciekłam głową przed nabitym jedzeniem na widelcu.
- Są smaczne i bardzo zdrowe.
- Nie!
- Zrób to dla mnie – nie rób mi tego! Nie wolno ci robić tej miny! Ty za dobrze znasz moje słabe punkty!
- Nie!
- Nie kochasz mnie?
- Kocham...
- To zjedz chociaż jedną.
- No dobze... - burknęłam lekko niezadowolona i jakąś przełknęłam to obrzydlistwo.
- I jak? Nie było chyba aż tak źle – poklepał mnie po głowie z uśmiechem.
- Nie szczególnie...
- A to nagroda – cmoknął mnie w czoło i poszedł zmywać naczynia, a ja jak wryta gapiłam się na niego z wytrzeszczonymi oczami.
- Natusiu... a czy dasz mi jeszcze jedną brukselkę?